Mortyr: Operacja Sztorm - recenzja

wolfenster
2008/04/11 15:01

Kolejne przygody Janka Mortyra

Kolejne przygody Janka Mortyra

Kolejne przygody Janka Mortyra, Mortyr: Operacja Sztorm - recenzja

Jeśli kilkanaście miesięcy temu ktoś powiedziałby, że można nieźle dorobić się na budżetowych grach wideo, pewnie zostałby wyśmiany i zmieszany z błotem. Nie zważając na miażdżącą krytykę swoich produktów, firma City Interactive z uporem dostarczała do kiosków produkcje, które trafiały na półki z gazetkami pokroju Bravo Girl. Jaki jest efekt tych poczynań? Znalezienie się na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych oraz spotkania w hotelu Sheraton, gdzie debatuje się o planach "globalnej ekspansji City Interactive". I pomyśleć, że to wszystko dzięki takim produkcjom, jak Mortyr: Operacja Sztorm.

Ich Troje

Czwarta już odsłona serii przenosi gracza w czasy II wojny światowej, a konkretnie do 1942 roku. Wcielając się w postać Jana Mortyra – tajnego agenta brytyjskiego wywiadu MI6, stajemy przed zadaniem zabicia trzech ważnych osobistości III Rzeszy. Są to: minister propagandy Joseph Goebbels, szef SS Heinrich Himmler oraz "pogodny grubasek" Hermann Göring – twórca niemieckich sił powietrznych Luftwaffe. Zadanie na pierwszy rzut oka wydaje się ambitne, ale jak to w produkcjach budżetowych bywa, szybko okazuje się zwyczajnym banałem bez krzty dramatyzmu lub sensacyjnych zwrotów akcji. Mało tego, postanowiono także zrezygnować z postaci niezależnych, które czasami pojawiały się w poprzedniku. Jako tajny i twardy agent, działamy w pojedynkę, dlatego o pełnym emocji i uniesień romansie znanym z Akcji Dywersyjnych można tylko pomarzyć.

Prawie jak maraton

Jedną z największych wad Mortyra jest długość gry, wystarczająca do zapchania czasu między pierwszym, a drugim śniadaniem. Trzy godziny to aż nadto, aby przebrnąć przez wszystkie etapy, zabić trzech ważnych nazistów, wziąć zimny prysznic i wyrzucić aplikację z dysku. W sumie autorzy przygotowali dziewięć poziomów we francuskim miasteczku, bawarskim zamku i tajnej bazie wojskowej. W przeciwieństwie do poprzednika, w Operacji Sztorm będziemy przemierzać i walczyć głównie w pomieszczeniach zamkniętych. Wynika to zapewne z ograniczeń silnika graficznego Jupiter EX, wykorzystanego po raz pierwszy w wydanej trzy lata temu grze F.E.A.R, z którego korzysta najnowsza odsłona Mortyra. Wprawdzie czasami znajdziemy się pod gołym niebem, chociażby we francuskim miasteczku, jednak lokacje te nie oferują żadnej swobody działania. Wygląd etapów jest urozmaicony. Raz musimy biegać po domach, innym razem przemierzać lochy i kanały, a wszystko po to, żeby ostatecznie trafić do tajnej bazy naukowej ze sterylnymi pomieszczeniami. W czasie przygody, Mortyr stanie przed szeregiem standartowych problemów, takich jak: znalezienie kluczy, wciśnięcie przycisku aktywującego pobliskie wejście lub zniszczenie kłódki założonej na drzwi. Nie zabraknie też momentów z ciężkim karabinem maszynowym ułatwiającym posłanie do piachu hurtowych ilości Niemców. Brakuje natomiast wykorzystania pojazdów. W Akcjach Dywersyjnych pojawiały się czasem poziomy, gdzie z pędzącej ciężarówki ostrzeliwaliśmy goniących nas oponentów. Tym razem wszystkie misje musimy przebyć na własnych nogach.

Do przodu, bez oglądania się za siebie

Sposób prowadzenia rozgrywki jest niemal identyczny jak w poprzedniku. Gracz jak po nitce brnie cały czas przed siebie, rozprawiając się z przeciwnikami, którzy zawsze pojawiają się w tych samych miejscach. "Rewelacyjne AI" dumnie widniejące na pudełku, okazuje się być typowym sloganem reklamowym, mającym przyciągnąć potencjalnych klientów. W rzeczywistości zachowanie Niemców jest ustawione przez zwykłe i powtarzające się skrypty. Można więc śmiało pędzić przed siebie i z uśmiechem na ustach rozprawiać się z kolejnymi zastępami nazistów. Ot, taka niewymagająca zbytniego zaangażowania strzelanina. Problem pojawia się w trakcie pojedynków z bossami, których potraktowano jak zwykłych żołnierzy. Nie wiemy, czy wynika to z chęci zachowania realizmu, czy też zwykłego lenistwa twórców, ale walka z trzema nazistowskimi dygnitarzami powinna stanowić jakieś wyzwanie i zmusić gracza do wysiłku. Tymczasem wystarczy wpaść do pomieszczenia i oddać jedną celną serię, aby było po zabawie. Do bossów nie trzeba się nawet fatygować osobiście. Zamiast tego, całą sprawę można załatwić kilkoma granatami rzuconymi zza narożnika.

Nowością w najnowszej odsłonie Mortyra jest system Covert Fire umożliwiający ostrzeliwanie przeciwników zza różnych przeszkód. Polega to na tym, że gdy jesteśmy przy krawędzi schronienia (ściany, pudła, skrzyni itd.) pojawia się strzałka. Jeśli wciśniemy w tym momencie przycisk strzału, główny bohater uniesie broń i zacznie strzelać do wrogów, nie narażając się na ostrzał. Problem w tym, że ogień prowadzony z wykorzystaniem tej funkcji jest tak niecelny, że jego używanie jest całkowicie bezsensowny. Znacznie lepiej jest skorzystać z możliwości wychylania się na boki lub po prostu na chwilę stanąć i przymierzyć. Ta tradycyjna metoda bije na głowę udziwniony wynalazek nazwany Covert Fire. Podobnie ma się sprawa z możliwością otwierania drzwi z kopa. W filmach wygląda to niekiedy spektakularnie, natomiast tutaj jest to dziwny bajer, dodany na siłę. Wchodząc w ten sposób do pomieszczenia, nie dezorientujemy wrogów, nie robimy im żadnej krzywdy ani nie wyglądamy efektownie. Po co więc w takim razie umieszczenie takiej opcji w grze? Żeby podziwiać kunszt grafików, którzy wykonywali nogę Mortyra?

Arsenał stworzony na potrzeby gry jak żywo przypomina inne strzelaniny osadzone w realiach II wojny światowej. Zatem w trakcie swojej przygody Mortyr skorzysta z pistoletu Luger, karabinu powtarzalnego Kar 98, karabinu szturmowego StG44, Stena, a także pistoletu maszynowego MP40. W rzeczywistości najczęściej będziemy zmuszeni do używania tej ostatniej zabawki, a to z tej prostej przyczyny, że do pozostałych ciężko znaleźć odpowiednią ilość amunicji. Pod koniec gry natkniemy się aż na jednego panzerfausta, który został przygotowany chyba dla desperatów chcących szybko uśmiercić głównego bohatera.

Ładnie, ale z błędami

Oprawa graficzna, o dziwo, stoi na całkiem niezłym poziomie. Po wydanym w grudniu ubiegłego roku UberSoldier 2, jest to bodaj druga produkcja City Interactive, na którą miło popatrzeć. Spora w tym zasługa wspomnianego już silnika graficznego Jupiter EX, przez który Mortyr przypomina w pewnych aspektach F.E.A.R. Widać to szczególnie po charakterystycznych i efektownie wyglądających eksplozjach. Inaczej sprawa wygląda z dziurami w ścianach. Otóż, w pewnych miejscach można je ładnie "przyozdobić" kulami, natomiast strzelając kilka centymetrów dalej, nie wyrządzimy im najmniejszej szkody. Podobnie jest z elementami otoczenia. Drewniane skrzynie możemy obrócić celną serią w pył, natomiast metalowe beczki zostały poddane nazistowskim eksperymentom, przez co za nic w świecie nie da się ich podziurawić, ani nawet wysadzić granatem. Modele postaci są jak Mandaryna po charakteryzacji – ładne, dopóki nie zaczną czegoś robić. Kiedy zobaczyliśmy sposób, w jaki mierzą do nas naziści, od razu stało się jasne, czemu przegrali wojnę. Pochylona do przodu z sylwetka z maksymalnie rozszerzonymi ramionami byłaby dobra do filmów Charlie Chaplina, a nie komputerowej strzelaniny.

GramTV przedstawia:

Niedoróbki techniczne to bez wątpienia jedno z największych utrapień nowej odsłony Mortyra. Przenikające przez ściany i dziwnie powykręcane trupy rażą nasze oczy na każdym kroku. Na szczęście widok nie trwa długo, ponieważ ciała, podobnie jak ślady po kulach, szybko znikają z otoczenia. Kolejnym utrapieniem jest automatyczny zapis gry, występujący na co dwudziestym kroku. Dosłownie co minutę natykamy się na "checkpoint", przez który gra na parę chwil zaczyna się ciąć. Być może jest to sposób na przedłużenie rozgrywki, bo nawet najcierpliwsi po kilku takich zapisach rzucą Mortyra w kąt i może wrócą do niego po uspokojeniu zszarganych nerwów.

Oryginalnym bugiem, z którym jeszcze się nie spotkaliśmy w innych grach, były ostrzeliwujące nas ściany. Raz, pod koniec pierwszego etapu, główny bohater zaczął nieoczekiwanie tracić zdrowie w pomieszczeniu bez wrogów. Po kilku chwilach okazało się, że pociski lecą dosłownie z okolicznych murów. Przejście do kolejnego pokoju nie rozwiązało sprawy, ponieważ Jan nadal raz po raz dostawał kulki i stopniowo tracił zdrowie. Do dziś nie wiemy, w jaki sposób pokonać tego wrednego przeciwnika. Na szczęście, po ponownym rozpoczęciu kampanii, problem ten już się nie pojawił.

Łatanie to podstawa

Mortyr: Operacja Sztorm to nie tylko długa i wymagająca kampania dla jednego gracza, ale także tryb gry wieloosobowej. Jedyny problem w tym, że w wersji dostępnej w kioskach po prostu nie działa. Wiadomo - jedna z najbardziej oczekiwanych premier obecnego roku, napięte terminy i groźne miny szefów na wspomnienie o zmianie harmonogramu wydawniczego zrobiły swoje. Gracze otrzymali dzięki temu produkt niedokończony. Ponieważ jednak podobne przypadki w historii gier video miały już miejsce, więc nic złego się nie stało, prawda? Jeśli jednak bardzo zależy Ci na rozgrywce z innymi graczami, to City Interactive ma rozwiązanie. Jest nim ważący 160 MB patch, który można zassać z oficjalnej strony gry. Zastanów się jednak, zanim narazisz na wysiłek swoje łącze, ponieważ nieliczne dostępne serwery świecą pustkami. Po wielu godzinach udało się nam w końcu wbić na jeden z nich, ale nie znaleźliśmy nawet broni, a już leżeliśmy w kałuży krwi. Zanim zdążyliśmy wstać na nogi i pomyśleć o odwecie, z nieznanych przyczyn serwer rozłączył się i wylądowaliśmy w menu. Kolejnych testów nie było, bo oczekiwanie na innych graczy trwa dłużej, niż przejście całej kampanii.

Najnowsza odsłona Mortyra nie zaskakuje niczym nowym i nie wybija się wśród innych produktów sprzedawanych w kioskach. Jest to po prostu ładnie wyglądająca jatka, ze sporą ilością niedoróbek i bardzo krótką kampanią. Któż by się jednak przejmował drobnostkami, skoro w planach czeka już "globalna ekspansja".

Materiał Filmowy

0,0
null
Plusy
  • ładna oprawa graficzna
  • sporo jatki utrzymanej w starym stylu
Minusy
  • dużo niedoróbek technicznych
  • system Covert Fire i otwieranie drzwi z buta dodane na siłę
  • tryb wieloosobowy
Komentarze
13
Usunięty
Usunięty
17/04/2008 17:27

Gniot i tyle.City to samo

Usunięty
Usunięty
16/04/2008 01:58

Gra na miarę CoD4 pojawi się z jakieś półtora roku i będzie nosić nazwę CoD6, póki co można pomarzyć.

Usunięty
Usunięty
13/04/2008 20:05

Powiem tak: Mając do wyboru UberSoldier 2 i Mortyr 4 wybiore bez wachania to pierwsze (niestety)... Moim zdaniem CDP powinno wykupić prawa do tej serii i postawić ją na nogi. A co do tej recenzji to jest gwoździem do trumny tej serii, a naprawde szkoda bo mogła być (ale nie jest) grą na miare CoD 4.




Trwa Wczytywanie