Colin McRae Rally 2005 - recenzja

Zaix...
2008/04/09 15:00
0
0

A jego chwała będzie wieczna

A jego chwała będzie wieczna

A jego chwała będzie wieczna, Colin McRae Rally 2005 - recenzja

Codemasters są prawdziwymi mistrzami kodu i trzeba przyznać, że nazwa ta pasuje do nich idealnie – nie jest użyta ani trochę na wyrost. To właśnie spod ich skrzydeł wyrosły dwie wielkie serie wyścigowe: ToCA Race Driver oraz Colin McRae Rally. Dzisiaj zajmujemy się ostatnią częścią Colina, która traktowała stricte o rajdach serii World Rally Championship. Następca – czyli oczywiście Dirt – zawiera już większą ilość wyścigów, choć oczywiście rajdy także się tam nimi znalazły. Nie były jednak aż tak ważne, jak są w CMR 2005.

Powolutku, pomalutku Główną osią gry jest tryb kariery. Wcielamy się w nim w początkującego kierowcę rajdowego i przechodzimy przez kolejne szczeble na drabinie do sławy. Zaczynamy oczywiście od prostych zawodów, w których startujemy autem z napędem na dwa koła. Dopiero gdy tutaj uda nam się coś zwalczyć, uzyskujemy dostęp do coraz lepszych maszyn i coraz bardziej prestiżowych zmagań. Oczywiście, gdzieś tam hen na szczycie znajdują się mistrzostwa WRC, ale zanim do nich dojdziemy, przyjdzie nam zjechać ładny kawałek ziemi w innych zawodach.

Cała kariera oferuje nam 23 imprezy, a każda z nich składa się z kilku pomniejszych rajdów. Te z kolei składają się oczywiście z kilku etapów, dzięki czemu przejście trybu kariery zajmuje całkiem sporo czasu i zapewnia rozrywkę na długo. Innym ważnym trybem zabawy są Mistrzostwa. W nich wcielamy się w latającego Szkota i od razu startujemy w rajdach WRC, bez tracenia czasu na przechodzenie przez mniejsze imprezy. Mistrzostwa odwzorowują oczywiście prawdziwy sezon zmagań, dlatego to właśnie w jednym kraju, na jednym rajdzie, spędzamy dużo więcej czasu – w końcu do przejechania jest sporo odcinków specjalnych. Jest to przeciwieństwo kariery, gdzie podczas trwania jednej imprezy potrafimy odwiedzić wszystkie kontynenty i w każdym rozegrać po jednym oesie.

Pozostałe tryby rozgrywki to: próba czasowa, w której ścigamy się albo w pojedynczym rajdzie albo tylko na jednym odcinku, podzielony ekran, czyli inaczej mówiąc zabawa ze znajomymi przy jednym komputerze oraz gra przez Internet bądź też sieć Lan. Są to oczywiście tryby poboczne, które odgrywają drugorzędną, o ile nie nawet trzeciorzędną ważność w grze.

GramTV przedstawia:

Tryby rozgrywki są mocną stroną tej produkcji. By wkręcić się w zabawę, rozpoczynamy karierę, i tam przechodząc przez coraz ważniejsze imprezy, dochodzimy do prawdziwej wprawy w sztuce panowania nad samochodem. Po drodze oczywiście zdobywamy nowe samochody oraz przechodzimy przez różne bonusowe imprezy, np. takie, w których biorą udział jedynie auta historyczne. Jeżeli natomiast w którymś momencie cała ta przygoda nam się znudzi, to wcielamy się w Colina McRae i mkniemy po tytuł Mistrza Świata w rajdach samochodowych.

Ślizgacz

Model sterowania autem jest typowo „Colinowski”, jeżeli więc szukamy prawdziwej symulacji – no to trafiliśmy pod zły adres. Wcześniej może i owszem, seria ta mogła uchodzić za symulację. Ale gdzieś tak od trzeciej części zaczęła się ewolucja w stronę zręczności, która to w recenzowanej części, można powiedzieć, iż się zakończyła. Mamy tu bowiem do czynienia właśnie z grą typowo zręcznościową. Auta zamiast realistycznie jechać, sprawiają wrażenie, że trochę ślizgają się po nawierzchni. Utrudnia to trochę zabawę, ale jest to już chyba charakterystyczne dla wszystkich gier z CMR w tytule. Oczywiście utrudnia, ale nie psuje. Jeżeli tylko bowiem nie stanowi to dla nas problemu, to możemy się wyśmienicie bawić.

Co najważniejsze, nie ma problemu z wyczuciem różnicy pomiędzy autami z napędem na przód, a tymi napędzanymi jedynie na tył lub też na wszystkie koła. Jazda Subaru Impreza, a – dajmy na to – MG ZR czy Audi Quattro - to zupełnie inne przeżycia. Dzięki temu każdy gracz może ścigać się w takiej klasie, jaka odpowiada jego stopniowi zaawansowania, jak i w której ma po prostu ochotę. W końcu tymi „maluszkami” także bardzo fajnie się jeździ.

Sam fakt, że mamy do czynienia ze zręcznościówką nie jest jednak równoznaczny z tym, że Colin jest grą prostą. Bo nie jest. Czasy, które musimy wykręcać w rajdach, jeżeli marzymy o zwycięstwie, dopuszczają jedynie mały margines błędu i dla wielu będą niezłym wyzwaniem.

Średniowiecze? Jako, że premiera Colina 2005 miała miejsce w 2004 roku (tym samym roku, w którym na rynku zadebiutowała ToCA: Race Driver 2), to oczywiście oprawa graficzna jest już nieświeża. I to słowo idealnie ją charakteryzuje, ponieważ bynajmniej nie jest ona brzydka – zresztą spójrzcie na screeny. Ale na pewno wiele brakuje jej do obecnych produkcji. Tym, co może dokuczać, są pionowe tekstury à la ściany, które udają, że las ciągnie się jeszcze daleko, gdy w rzeczywistości kończy się już cztery metry od drogi. Kiepsko to wygląda, podobnie jak i płaska publika, ale to tak naprawdę detale. Modele aut wykonane są naprawdę dobrze i nawet dziś mogą się podobać. Do tego gra obsługuje kilka miłych efektów graficznych, jak odbicia światła, kurz czy dość zaawansowane zniszczenia, i robi to całkiem dobrze.

Generalnie, fani rajdów samochodowych, mimo czasu który upłynął od premiery, nadal mogą dobrze bawić się przy nie najnowszym już Colinie 2005. W końcu nie każdy musi mieć super potwora, który udźwignie wszystkie najnowsze produkcje.

0,0
null
Plusy
  • Nadal przyjemnie się jeździ
  • sporo aut
  • dobry model sterowania
  • ciekawe tryby rozgrywki
Minusy
  • "Ślizgające się" samochody
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!