Tydzień z World of WarCraft: The Burning Crusade - dzień pierwszy

Toll
2007/02/26 20:00

Marazm... Nuda... Zwątpienie ogarnęło serca graczy. Patrzyli w lewo, patrzyli w prawo i nic. Aż się chciało wychodzić. I wychodzili.

Marazm... Nuda... Zwątpienie ogarnęło serca graczy. Patrzyli w lewo, patrzyli w prawo i nic. Aż się chciało wychodzić. I wychodzili.Tydzień z World of WarCraft: The Burning Crusade - dzień pierwszy

Kilka miesięcy przed ukazaniem się Burning Crusade wieść gruchnęła pod niebiosa, że dalsza gra w rajdach nie ma sensu, albowiem zielone przedmioty zdobywane w pierwszych lokacjach znajdujących się za Portalem będą swoją mocą przewyższać te epickie, które są obecnie dostępne.

Coraz częściej na zadawane pytanie : „Czy pójdziesz z nami do Scholo?” dostawało się jakże wymowną odpowiedź „A po co?”. Wiele gildii zawieszało działalność, wiele się zwyczajnie rozpadło. Gracze PvE gromadnie ruszyli na Battle Groundy szukać tam co lepszych przedmiotów i nabijać z uporem maniaka kolejne punkty honoru - w celu wydania ich na zestawy zarezerwowane dla najbardziej wytrwałych graczy PvP.

Po niedługim czasie wszędzie widać było rzesze postaci w „generalskich” zbrojach i szatach. Nikogo to jednak nie uchroniło przed odwiedzinami potężnego Kruula.

Kilka dni przed premierą do stolicy Hordy i Przymierza zawitał pewien osobnik ze skrzydłami, zaopatrzony w rogi na głowie, kopyta w okolicy stóp i ogromny miecz. Żeby tego było mało, władał potężną magią, zdolną położyć najgrubsze taureny w okolicy. Zaowocowało to stosami trupów, setkami goldów wydanymi na naprawę i resetem serwerów. Incydent był tak zaskakujący jak i krótki. Po restarcie wszystko wróciło do normy, a gracze zajęli się zdobywaniem kolejnych epickich przedmiotów z Alterac Valley, Arathi Basin i Warsong Gulch.

Tak minął kolejny miesiąc, aż wreszcie nadszedł dzień długo oczekiwany i wypatrywany. 16 stycznia 2007 roku.

W wielu krajach, specjalnie na tą okazję, sklepy rozwarły swoje podwoje o północy, by najbardziej fanatyczni miłośnicy World of WarCraft mogli dostać swoje upragnione pudełko z magiczną zawartością. Tworzyły się kolejki, zapisy, organizowano specjalne spotkania z twórcami, zbierano autografy i wymieniano się gadgetami.

Polska - jako kraj ludzi spokojnych i opanowanych - pokazała, że nie jest tak bardzo uzależniona od zgniłego Zachodu i mód tam panujących. Pierwsze egzemplarze gry trafiły do sklepów grubo po południu, a i to w ilościach średnio wystarczających na pokrycie zapotrzebowania. Sprzedawcy z grobowymi minami spokojnie wysyłali kolejnych kupujących na drzewo, z informacjami co najmniej wymijającymi.

GramTV przedstawia:

Towar był sprzedawany jak za starych, dobrych czasów komunistycznych. Spod lady, na zapisy i po jednej sztuce na klienta. Jednak, jako naród spryciarzy, dawaliśmy sobie rade zapisując znajomych, kolegów, ciotki, babcie i innych mniej znanych osobników, byleby tylko zapewnić sobie upragnioną grę.

Niemniejsze problemy dotyczyły wersji kolekcjonerskich, które prócz gry zawierały ciekawostki związane ze swiatem WarCrafta. Sklepy zagraniczne nie chciały wysyłać paczek do Polski, zasłaniając się ciężarem przekraczającym możliwość dostarczenia ich do tak odległego kraju jak nasz. Jednak od czego jest Ebay - tam sprzedawcy nie mieli tego typu problemów. Polacy, którzy nie zamówili z półrocznym wyprzedzeniem wersji rozszerzonej, również mogli cieszyć się powiększoną zawartością pudełka. Ceny jednak powalały i dochodziły w okolice tysiąca złotych polskich za jedno opakowanie wersji kolekcjonerskiej. W pierwszym dniu sprzedało się ponad 2 miliony egzemplarzy. Szał zakupów powoli minął i przyszedł czas na przestąpienie Portalu w celach nie tylko poznawczych.

Wszystkie miasta w Starym Świecie opustoszały. Hordy i Przymierza graczy rzuciły się w stronę portalu jak poszukiwacze złota na Alasce. Czwórkami do bram jego szli żołnierze ze wszystkich stref czasowych, by odkrywać nowe lokacje, znajdować wspaniałe artefakty, poznawać ciekawych ludzi i eliminować ich. Jednak Burning Legion już tam czekał. Demony, wredni Orkowie, a nawet zwierzęta – wszystkie bestie rzuciły się do gardeł śmiałków, lecz nie utrzymały się długo, a strumień nowych zdobywców nieprzerwanie napływał do Outlandów.

Pierwsze godziny w nowym miejscu wzbudzały mieszane uczucia.

Jedni skakali do góry jak (...) kangury, ciesząc się niczym dzieci z nowych przedmiotów i umiejętności, inni jednak wznosili pięści do nieba wygrażając Twórcom od najgorszych. Co i raz słyszało się okrzyki : “Moja tarcza z BWL jest do bani” lub “Na co mi były godziny spędzone w Molten Core?”, lecz nie dało się ukryć, że nowe znaczy lepsze i każdy, niezależnie od stanu posiadania, powoli wymieniał niespotykanie unikalne przedmioty na “zielone śmieci”, które okazywały się lepsze lub porównywalne z tymi zdobytymi na krwawych wyprawach.

Pogoń za punktami doświadczenia i złotem rozpoczęła się na dobre. Zaowocowało to prawdziwymi kolejkami, które powstawały w miejscach pojawiania się potworów i przedmiotów specjalnych. Polacy, nauczeni doświadczeniem z życia codziennego, jakoś sobie radzili, ale dochodziło do sytuacji, kiedy w celu zabicia bossa trzeba było odstać w kolejce ponad 30 minut.

Zaistniało też coś niespotykanego, a ostatnio zaobserwowanego przy otwarciu bram Ahn'Qiraj - Nieoficjalne Zawieszenie Broni. Rzecz praktycznie niemożliwa, szczególnie na serwerach PvP. Tabuny graczy rzuciły się do młócenia okolicznej fauny i flory, aby jak najszybciej uzyskać wymarzony, siedemdziesiąty poziom. Blizzard nie przewidział, że po 28 godzinach pojawi się pierwszy szczęśliwy. Był to warlock z francuskiej gildii, nad którego sukcesem pracowało kilkadziesiąt osób.

Przed upływem pierwszego tygodnia od daty premiery, coraz więcej postaci osiągało 70 poziom, a niedługo potem na niebie pojawiły się latające wierzchowce. Co prawda Blizzard obiecywał, że tego typu środek lokomocji pojawi się w wersji podstawowej, jednak i tak nowy system transportu diametralnie odmienił sposób gry. Wiele niedostępnych miejsc stanęło otworem, a pokonywanie odległości stało się prawdziwą przyjemnością. Niestety te wspaniałe zwierzęta dostępne są tylko w świecie za Portalem. Poza Outland nadal jesteśmy skazani na zwykłe koty, wilki, barany i inny inwentarz nielotny.

Stary Świat również się zmienił. Pojawiły się miejsca dotąd nie odkryte, a tajemnicze Jaskinie Czasu (Caverns of Time) wreszcie uchyliły swe podwoje i pozwoliły poznać historię świata z czasów, kiedy Thrall nie był jeszcze głównodowodzącym Hordy.

Wszystko płynie, jak powiedział Pan Tarej, w związku z czym trzeba chwytać dzień, bo czasy starych, rajdowych wypadów się skończyły. Outlands nadal skrywa wiele tajemnic, ale o tym .......w kolejnym odcinku.

Komentarze
37
Usunięty
Usunięty
09/03/2007 10:55
Dnia 09.03.2007 o 08:21, adam3400 napisał:

Ja nie gram w WoW-a bo trzeba płacić xD

Nie ma nic za darmo.

Usunięty
Usunięty
09/03/2007 08:21

Ja nie gram w WoW-a bo trzeba płacić xD

Usunięty
Usunięty
06/03/2007 22:06

Dopiero teraz nareszcie przeczytałem ten artykuł :-) i muszę przyznać, że lekko zaskoczyło mnie info o "zielonych śmieciach" z Outlandów :-O. Podejrzewałem, ze przedmioty ze zwykłych questów na nowym kontynencie będą potęzniejsze niż jakiekolwiek dotychczasowe questowe, ale zeby aż tak bardzo ? ;-?Za około tydzień (mam taka nadzieję), powrócę chyba do WoWa (teraz juz TBC ;-)) na chociaż tego jednego pre-paida ;-P i sprawdzę, czy rzeczywiście ludziom jest teraz tak zielono.




Trwa Wczytywanie