Tydzień z The Guild 2 - dzień szósty

Finnegan
2007/02/13 19:00

Nazywam się Siegfried Totenheimer i dziś o świcie, na głównym placu Augsburga, położę głowę pod katowski topór. Nie jestem złym człowiekiem, a w każdym razie nie zawsze takim byłem. W tym mieście wielu jest innych, gorszych ode mnie, którzy bardziej na to zasługują. Jednak to mnie zetną w ten zimowy poranek, w majestacie prawa, ku uciesze gawiedzi, by, jak głosił wyrok: „...w Wolnym Mieście Augsburgu sprawiedliwości stało się zadość”. Teraz, kiedy o tym myślę, żałuję wielu rzeczy, które zrobiłem. Popełniłem wiele błędów i przyjdzie mi teraz za nie zapłacić, jednak wówczas nikt nie mógł przewidzieć, że tak się to skończy.

Nazywam się Siegfried Totenheimer i dziś o świcie, na głównym placu Augsburga, położę głowę pod katowski topór. Nie jestem złym człowiekiem, a w każdym razie nie zawsze takim byłem. W tym mieście wielu jest innych, gorszych ode mnie, którzy bardziej na to zasługują. Jednak to mnie zetną w ten zimowy poranek, w majestacie prawa, ku uciesze gawiedzi, by, jak głosił wyrok: „...w Wolnym Mieście Augsburgu sprawiedliwości stało się zadość”. Teraz, kiedy o tym myślę, żałuję wielu rzeczy, które zrobiłem. Popełniłem wiele błędów i przyjdzie mi teraz za nie zapłacić, jednak wówczas nikt nie mógł przewidzieć, że tak się to skończy.

Tydzień z The Guild 2 - dzień szósty

Byłem majętnym człowiekiem, obywatelem Wolnego Miasta Augsburga, choć wtedy nie posiadało ono jeszcze takich przywilejów i szczyciło się zwykłymi, miejskimi prawami, nadanymi przez miłościwie nam panującego Cesarza. Po śmierci ojca odziedziczyłem prosperujący interes – owoc jego dwudziestu lat pracy. Byłem właścicielem dwóch kopalni żelaza i tartaku a kuźnia i warsztat stolarski zapewniały godziwe dochody. Sprzedawałem swoje wyroby w Augsburgu, lub, jeśli miałem nadzieję na konkretny zysk, wysyłałem transporty do Heidenbergu i spieniężałem je na tamtejszym targowisku. Z biegiem czasu zacząłem również myśleć o ożenku. Mając ambicje mierzyłem dość wysoko. Klara Hildenbrandt była patrycjuszką i pochodziła z zamożnej i wpływowej rodziny. Jej ojciec zajmował stanowisko kanclerza w radzie miasta, ale sama dziewczyna była mi dość przychylna. Często rozmawialiśmy, gdy spotykałem ją na rynku przed ratuszem. Śmiała się, gdy niby półżartem komplementowałem jej urodę lub wręczałem jej drobny upominek. Wiedziałem jednak, że nie mam co uderzać do niej w konkury, nie posiadając odpowiedniej pozycji społecznej. Dlatego też wystąpiłem do urzędu miejskiego o przyznanie mi statusu patrycjusza, by móc swobodnie rozmówić się z jej ojcem. Uiściłem stosowną, wysoką opłatę, aby mieć pewność, że moja sprawa zostanie pozytywnie rozpatrzona. Nie zaniedbałem także rozwoju swojego interesu, aby mój stan finansowy nie stanowił przeszkody w oczach jej rodziny.

Przyszło mi trochę poczekać na decyzję rady miejskiej, ale w stosownym czasie otrzymałem dokument z urzędową pieczęcią, że mój wniosek został przyjęty pomyślnie. Od tej pory wszystko zaczęło układać się jak najlepiej. Moje awanse spotkały się w końcu z przyjęciem u panny Klary a ponieważ jej rodzice nie mieli nic przeciw, pobraliśmy się wkrótce potem. Jak przystało patrycjuszom, zamieszkaliśmy w przestronnej kamienicy, którą kazałem wznieść niedaleko rynku. Niestety, wydałem na to dużo pieniędzy, a kolejne udogodnienia i jej wykończenie pochłonęły jeszcze większe koszta. Moja płynność finansowa zaczęła być nieco zagrożona. Nie mówiłem o tym Klarze, aby jej niepotrzebnie nie denerwować, ale mój arkusz rozliczeń zawierał coraz więcej jednorazowych, pokaźnych wydatków. Chwilowo jeszcze, nie groziło mi bankructwo. Po prostu potrzebowałem zwiększenia swych przychodów. Rozwiązanie przyszło jak z nieba. Powstał wakat na stanowisku Sędziego Miejskiego w Augsburgu a pensja wypłacana przez miasto stanowiłaby solidne, bezpieczne źródło dochodu. Jednak znałem się już na polityce miejskiej na tyle dobrze, że wiedziałem, że mała jest szansa objęcia urzędu ot tak, z ulicy. W małym miasteczku, takim jak Heidenberg może byłaby na to szansa, ale tutaj zbyt wielu chętnych złożyło swoje wnioski. Złożenie takiego pisma wiązało się z uiszczeniem odpowiedniej opłaty na pokrycie kosztów urzędowych, więc każdy z kandydatów starał się dołożyć wszelkich starań by jego właśnie wybrano na upragniony urząd.

Tak więc, nie zwlekając, złożyłem swój wniosek jak najwcześniej, by mieć tym więcej czasu na ewentualne rozmowy i zdobycie poparcia wśród rady miejskiej. Mogłem liczyć na głos pana Hildenbrandta, mojego teścia. Lubił mnie i uważał za odpowiedniego człowieka na to stanowisko. Poszedłem do pana kasztelana Rickhardta von Kassela starając się pozyskać jego głos, ale moje zabiegi nie przyniosły wiele u tego dumnego szlachcica. Lepiej poszło mi u frau Ferlaagen, pani burmistrz naszego miasta. Zacząłem od podarunku – złotego pierścienia z rubinowym oczkiem - i tak długo komplementowałem tą starą wronę, że w końcu prawie sam zacząłem dostrzegać jej wątpliwej jakości urodę. Z kolei u Mistrza Gildii, pana Otto Bibermanna nie miałem większych problemów. Mieszczańska laska okuta srebrem jako upominek i suto wypchana sakiewka zrobiły swoje. Teraz mogłem już tylko czekać na wynik głosowania. Niestety, przeliczyłem się w swych kalkulacjach. Głosowanie nie poszło po mojej myśli. Nie pomogło nawet to, że niespodziewanie, w ostatecznym rozrachunku Rickhardt von Kassel poparł moją kandydaturę. Urząd przypadł synowi pana Bibermanna, a stary Otto, głosował oczywiście za nim! Wcześniej powinienem rozeznać się, kto jest moim kontrkandydatem, ale zbyt zaufałem sile pieniądza. A Otto siedział po drugiej stronie stołu z uśmiechem na tej swojej żabiej gębie jakby nic się nie stało.

Koniec tego roku był tragiczny, jeśli chodzi o moje finanse. Ponieważ nie tylko nie mogłem liczyć na pensję z rady miasta, ale także roztrwoniłem większość oszczędności na „prezenty” i łapówki dla rajców, po wypłaceniu pieniędzy moim pracownikom okazało się, że mam potworne długi. Na domiar wszystkiego, wiedząc o mojej sytuacji Bibermann próbował wykupić jeden z moich warsztatów, a gdy kazałem mu iść precz, kilka dni później nieznani sprawcy podpalili mój zakład stolarski i kuźnię. Z dnia na dzień stałem się bankrutem. Rozpaczliwie próbowałem utrzymać się na powierzchni. Starałem się postawić interes na nogi. Wniosłem także przeciw Bibermannom dwie sprawy do sądu, lecz obydwie przegrałem i obarczono mnie ich kosztami. W gniewie obraziłem młodego Bibermana, lecz w pojedynku, który z tego wynikł, ten psi syn oszukiwał. Zostałem ciężko ranny i ledwie przeżyłem. Sam diabeł chyba musi czuwać nad nimi, bo wszystkie moje próby spełzły na niczym. W ostatnim odruchu rozpaczy zaczaiłem się, wraz z kilkoma swymi ludźmi, na starego Otta i napadliśmy go, gdy wracał wieczorem do domu. Walka była krótka i starzec padł pod naszymi ciosami. Miałem swoją krótką chwilę triumfu, lecz nie dane mi było cieszyć się nią długo. Nadbiegli zwabieni hałasem strażnicy i nim zdążyłem uciec zostałem pojmany i osadzony w augsburskiej ciemnicy. Sam proces był krótki. Oskarżyciele mieli dość czasu na zgromadzenie mocnych dowodów, zresztą świadków zajścia nie brakowało. Nawet, gdyby syn ofiary nie sprawował funkcji Sędziego Miejskiego, wyrok mógł być tylko jeden - śmierć. Decyzją sądu Wolnego Miasta Augsburga na taką karę zostałem właśnie skazany. Egzekucja zostanie wykonana już za godzinę. Klara przyjdzie tu zaraz by się ze mną pożegnać. Chcę błagać ją, by mi przebaczyła, bo zniszczyłem jej życie. Proszę cię, idź już i zostaw mnie teraz samego...

GramTV przedstawia:

Komentarze
12
Usunięty
Usunięty
22/02/2007 18:32

Zamów, zamów, ta gra jest świetna :-)Mój hit Lutego, nawet dodatek do Obliviona tego nie przebił.

Usunięty
Usunięty
22/02/2007 18:32

Zamów, zamów, ta gra jest świetna :-)Mój hit Lutego, nawet dodatek do Obliviona tego nie przebił.

Usunięty
Usunięty
14/02/2007 12:18

no nie ...jak mi się chce w to grać xDDchyba zamówię ..;]




Trwa Wczytywanie