Warhammer: Mark of Chaos - rzut okiem

Mysza
2006/12/17 16:00
0
0

Na początku był Chaos

Witaj w krainie, w której obcy ginie

Na początku był Chaos

Na początku był Chaos, Warhammer: Mark of Chaos - rzut okiem

Zaczęło się od szoku. Pozytywnego dodam. Wprowadzający do gry film, który mogliśmy podziwiać na długo przed premierą gry, powalił na kolana. Rzadko zdarza się oglądać w grach intro tak dopracowane, klimatyczne i pełne dramatyzmu. Perfekcja w każdym calu, godna pamiętnych filmów z produkcji Blizzarda. To, w połączeniu z promocyjnymi screenshotami i zapowiedziami, dawało nadzieję, że MoCh będzie tytułem mogącym sporo namieszać zarówno w świecie RTSów, jak i wśród fanów figurkowego Warhammera. Tutaj wielkie brawa dla speców od marketingu, którzy w ten diaboliczny sposób niesamowicie zaostrzyli apetyty wszystkich miłośników ponurego klimatu Starego Świata. Czy jednak sama gra je zaspokoiła? Z tym już nieco gorzej...

Jedno trzeba przyznać – klimat jest. Zgadza się, nie jest on tak przytłaczający, ponury i ocierający się niekiedy wręcz o perwersję, jak w przypadku papierowego eRPeGa, czy nawet tego, co możemy znaleźć w podręcznikach od bitweniaka. Jednak w trakcie kampanii daje się odczuć, że jest to Warhammer, a nie kolejna opowiastka o kochających kwiatki elfach i złym czarodzieju Rumburaku.

”Po której stronie staniesz?”

Zaczniemy od rzeczy najważniejszej, czyli samej rozgrywki. Już pierwsza potyczka szybko potrafi ostudzić zapał oddanych fanów Warhammera: Fantasy Battle. Mówiąc szczerze, poza kilkoma (niekiedy całkiem udanie) zaimplementowanymi elementami „stołowej” strategii, gra ma niewiele wspólnego z kanonicznym W:FB. Styl samej kampanii oraz prowadzonych w jej ramach potyczek przywodzi na myśl połączenie ostatniej odsłony WarCrafta zmiksowanego z klasycznym już, ale przez to leciwym Shadow of The Horned Rat i serią Total War. W skrócie wygląda to tak, iż po trafieniu na pole walki, wybieramy z dostępnej nam armii limitowaną przez założenia scenariusza liczbę bohaterów i towarzyszących im wojsk, rozstawiamy je w ściśle określonym miejscu na mapie i klikamy na jednostki przeciwnika, licząc, że „nasi” okażą się lepsi. Od czasu do czasu zaś trafiamy na miejsca, gdzie na krajoznawczą wycieczkę mogą się wybrać jedynie sami herosi. I tak, po sznurku, docieramy do końca kolejnych rozdziałów opowieści.

Sama kampania podzielona jest na dwie części: w jednej z nich obserwujemy losy imperialnego kapitana Stefana von Kessela, w kolejnej zaś przyglądamy się losom tej samej wojny z drugiej strony, spaczonymi oczami championa Chaosu o malowniczym imieniu Thorgar The Blooded One. Opowieści te zresztą specjalnie nie porywają, chociaż trzymają odpowiedni klimat – są po prostu pretekstem do przesunięcia bohaterów i ich armii do kolejnych lokacji. Niektórym z epizodów towarzyszą również krótkie wstawki filmowe, jednak wszyscy oczekujący po nich poziomu choćby trochę zbliżonego do intro, poczują się srodze zawiedzeni. Ot, zrobione na enginie gry, rozmyte i sprawiające wrażenie kiepsko skompresowanych filmiki. Troszkę lepiej wyglądają one w przypadku Chaosu, co zresztą jest wyłącznie zasługą lepiej wykorzystanych efektów specjalnych.

Kampanię rozgrywamy na dwóch płaszczyznach. Pierwsza z nich, to mapa „strategiczna”, na której przedstawione zostały trójwymiarowe wycinki krainy, w której właśnie rozgrywa się akcja. Poruszamy się po niej, od punktu do punktu, animowanym bohaterem (lub dwoma) zaliczając kolejne etapy danego rozdziału. Niestety, swobody mamy przy tym tyle, co na spacerniaku w zakładzie karnym. Rozgrywka jest liniowa do bólu, jedynymi wyjątkami są opcjonalne etapy, które możemy zaliczyć, jeśli np. brakuje nam złota, czy też chcemy nieco dopakować naszych herosów. Nawet w przypadku, kiedy po mapie świata poruszają się dwie nasze armie możemy zapomnieć o swobodzie wyboru – o tym, która z nich może w danym momencie wykonać ruch, zadecydowali za nas klawisze. Przepraszam, autorzy.

W przerwach miedzy poszczególnymi etapami możemy uzupełniać straty poniesione podczas walki (warto, ponieważ nasze oddziały zdobywają doświadczenie, co bezpośrednio przekłada się na ich liczebność), upgrade’ować naszych wojaków dając im np. lepsze uzbrojenie, czy sprzęt potrzebny przy oblężeniach, oraz kupować nowe oddziały. Co ciekawe, dostęp do pełnego zestawu tych opcji mamy dopiero po odwiedzeniu pierwszego miasta. Miałoby to sens, gdyby nie fakt, iż rzeczone miasto chodzi potem za nami do końca rozdziału. Czy jesteśmy na rozstajach dróg, czy w puszczy, rozbijając obóz od razu przenosimy się do miasta. Bug, czy kolejne ułatwienie?

Blood for the Blood God!

Docieramy jednak na pole bitwy. Przed jej rozpoczęciem dobieramy z posiadanych zasobów odpowiednie jednostki i bohaterów, rozstawiamy je w niewielkim zazwyczaj polu i zaczynamy walkę. Jak już wcześniej wspominaliśmy, dla kanonicznych fanatyków W:FB, będzie to gorzka pigułka. W zasadzie, poza świetnie rozwiązaną kwestią morale jednostek, szarżą i kilkoma drobiazgami typu możliwość dodania muzyka, czy chorążego (czego niestety nie uwzględniono w odpowiedniej wizualizacji), niewiele tu zostało ze „stołowej” rozgrywki. W końcu jest to jednak RTS, a nie strategia turowa.

Samo prowadzenie bitew kojarzyć się może z serią Total War – mamy do dyspozycji dość liczne oddziały, możliwość ustawiania ich w różnych szykach, specjalizację poszczególnych jednostek, ważną rolę odgrywa umiejętne przeprowadzanie oblężeń. Brakuje jednak jednego elementu, który pomógłby to wszystko ogarnąć – aktywnej pauzy. Co prawda grę da się spauzować i nawet zaznaczyć wtedy jednostkę, jednak na tym kończą się nasze możliwości – nie przyjmuje ona żadnych rozkazów, możemy jedynie swobodnie poruszać kamerą po polu walki. Dodajmy do tego zbyt często niewystarczającą możliwość oddalenia kamery oraz przeważające zazwyczaj siły przeciwnika i taktyka zamienia się niekiedy w paniczne klikanie czymkolwiek na cokolwiek. Byle zająć wroga walką i nie dopuścić do przedarcia się. Szczególnie dokuczliwe jest to w większych potyczkach i oblężeniach, kiedy do dyspozycji mamy kilkanaście jednostek.

Bitwy, szczególnie przy dużym zbliżeniu potrafią zrobić wrażenie; kawaleria wcinająca się klinem w piechotę przeciwnika, deszcz strzał, czy włóczni, efekty czarów obszarowych, czy rozrzucani na boki przez siłę uderzenia armatniej kuli żołnierze. Nie da się ukryć, gra jest widowiskowa. Razić może tylko pewna niekonsekwencja w zastosowaniu zasady „friendly fire”. Otóż, o ile część czarów oraz ostrzał artyleryjski ranią zarówno wroga, jak i naszych, to już np. wszelakie jednostki strzelające mają stuprocentową pewność trafiania tylko w przeciwnika. Nawet, jeśli jest on zaangażowany w walkę wręcz z naszymi wojakami.

Nie zmienia to jednak faktu, że same walki potrafią dać dużo zabawy. Pomimo wielu uproszczeń, w tym elemencie gry tkwi spory potencjał. Być może właśnie ta prostota i dość intuicyjne sterowanie sprawiają, że czekamy na kolejne potyczki z wrogiem i cieszymy się z każdego odniesionego sukcesu. Walka nabiera dodatkowych rumieńców w trybie online, gdzie mamy do czynienia z żywym przecież przeciwnikiem. Tak naprawdę, dopiero tam możemy w pełni doświadczyć czegoś takiego, jak miażdżąca szarża kawalerii na nasze flanki. AI pod tym względem nie stoi na wysokim poziomie, najczęściej stosowaną przez komputer taktyką jest „Hura! Naprzód!”, co często zresztą wynika z ukształtowania terenu w scenariuszach kampanii.

Bohaterów? Prądem!?

Nic to jednak przy bohaterach. To pojęcie przewija się od samego początku tekstu, przyjrzyjmy się więc zagadnieniu bliżej. Otóż centralnymi postaciami obu kampanii są konkretne postaci, które nie tylko pełnią rolę marionetek w przerywnikach fabularnych, ale również biorą czynny udział w samych bitwach. Ba, odgrywają w nich kluczową rolę.

W armii możemy mieć do kilku bohaterów jednocześnie, rekrutujemy ich bądź w wyniku założeń scenariusza, bądź też po prostu w miastach, za zdobyte pieniądze. Każdy z nich posiada własne atrybuty, oraz trzy grupy specjalnych umiejętności rozwijanych wraz ze zdobywaniem doświadczenia. Mamy więc zdolności czysto personalne, przydatne podczas bezpośredniej walki w bitwach, skille związane z pojedynkami (o czym za chwilę), oraz umiejętności przywódcze, zwiększające potencjał dowodzonych jednostek.

Wspomniane pojedynki, to dość ciekawe, chociaż nie do końca dopracowane rozwiązanie. Oprócz specjalnych etapów, które polegają tylko na pojedynku między dwoma bossami, do walki takiej możemy w odpowiednim momencie sygnalizowanym przez grę, wyzwać wrogiego bohatera nawet w środku bitwy. Dowodzone przez takich bohaterów wojska rozstępują się wtedy na boki, a dwaj adwersarze zaczynają walkę. Pomysł całkiem ciekawy, jednak w rzeczywistości sam pojedynek ogranicza się to klikania co jakiś czas na ikony odpowiednich umiejętności i obserwację tego, jak dwóch oddalonych od siebie bohaterów okłada powietrze wokół siebie gradem ciosów. Przypomina to bardziej rytualny taniec, niż prawdziwą walkę i po kilku próbach staje się zwyczajnie nudne.

Bohaterowie, to zresztą jednostki najbardziej niszczące i tak kruchą równowagę w grze. W ramach eksperymentu, postanowiliśmy spróbować przejścia kampanii Imperium praktycznie tylko za ich pomocą. Okazało się, że jest to jak najbardziej możliwe! Dość szybko zdobywają oni doświadczenie, a silny, wytrzymały i wyposażony w odpowiednie przedmioty magiczne Stefan był niemalże nie do zabicia. Dodajmy do tego „obstawę” złożoną z kapłana Sigmara (mogącego leczyć innych herosów) oraz maga ognia i mamy sposób na kampanię. Rozwinięty do 25 poziomu Bright Wizard, to chyba najbardziej potężna jednostka na polu walki. Jego czary obszarowe są w stanie zredukować ilość jednostek przeciwnika na dużym obszarze nawet do 20%! Po takim przygotowaniu ogniowym wystarczało tylko wpuścić w środek zadymy Stefana i... można było spokojnie iść do kuchni zaparzyć sobie kawę. Chyba nie tak planowali to twórcy. Always look on the dark side of life...

Gra wygląda bardzo dobrze, szczególną uwagę zwraca dbałość o ogólną jakość tekstur i szczegółów poszczególnych modeli jednostek. Nawet na średnich ustawieniach wygląda to lepiej niż przyzwoicie, jednak aby móc w pełni rozkoszować się grafiką musimy posiadać dość mocny sprzęt. Szczególnie tyczy się to większych bitew, w których przy dużej ilości walczących, gra potrafi dość drastycznie zredukować nam framerate. Mimo to, trudno nie odnieść wrażenia, że promocyjne screeny prezentowały się znacznie lepiej. Klimat Starego Świata został oddany w stopniu zadowalającym, na polach bitew dominują stonowane barwy, utrzymane w ciemnych odcieniach, wciąż zachmurzone niebo choć statyczne, również potęguje efekt niepewności i wiszącego nad krainą zagrożenia.

Animacje postaci są zadowalające, chociaż paleta wszelakich ruchów i ataków nie jest zbyt szeroka, co szczególnie daje się odczuć w momencie śmierci jednostki. Nie licząc wyjątków, takich jak np. wampiry, cała reszta pada po prostu w jednakowy sposób na ziemię i zastyga w pozycji identycznej. Jak reszta oddziału. Ot, żołnierska solidarność.

Muzyka nie jest może porywająca, ale też i taka nie pasowałaby chyba zupełnie do klimatu tego świata. W tle słyszymy dźwięki raczej spokojne i stonowane, czasem sprawia ona wrażenie wręcz ponurej, co w tym wypadku jest tylko atutem. Wszystkie kwestie wypowiadane w filmikach oraz dialogach przez bohaterów zostały w pełni udźwiękowione. I trzeba przyznać, że w oryginalnej wersji gry zrobiono to perfekcyjnie. Nie ma ich wiele, jednak dobór głosów, akcentów i sposobu mówienia stoi na bardzo wysokim poziomie. Również na polu walki możemy słyszeć bojowe okrzyki, czy zawołania. Szczególnie klimatycznie wypadają one w przypadku Skavenów, a kultowe już w niektórych kręgach „Blood for the Blood God!” przywołuje miłe wspomnienia. No właśnie, może mały mini-konkurs, skąd jeszcze pochodzi ten cytat?

Odgłosy towarzyszące nam w czasie bitwy również trzymają poziom, słychać huk wystrzałów, szczęk stali uderzającej o stal, odgłosy towarzyszące maszerującemu oddziałowi, czy szarżującej kawalerii. Gra obsługuje oczywiście dźwięk przestrzenny, jednak tak naprawdę różnica między ustawieniem go w trybie stereo, a 5.1 polega głównie na tym, iż odgłosy dobywają się z większej ilości głośników. Na samą rozgrywkę większego wpływu to nie ma, bardziej przydatna w lokalizowaniu podchodzącego z tyłu wroga jest minimapa z lewej strony ekranu.

GramTV przedstawia:

Mark of Chaos to solidny produkt, wyróżniający się specyficznym klimatem, który zawdzięcza swoim papierowym i figurkowym protoplastom. Jednocześnie jest grą, która może, szczególnie w odniesieniu do wcześniejszych zapowiedzi twórców, rozczarować. I to nie tylko kanonicznych miłośników „stołowego” Warhammera. Za dużo w niej uproszczeń, za mało prawdziwej strategii i taktyki. Duża ilość różnorodnych jednostek, możliwość ich ulepszania i awansu nie potrafią przesłonić głównie zręcznościowego charakteru rozgrywki. Rozczarowuje również liniowa kampania, w której elementy strategicznego planowania ograniczono praktycznie do zakupów. O wiele lepiej prezentuje się tryb online, w którym gra rozwija skrzydła, co jest głównie zasługą potyczek z „żywymi” oponentami.

MoCh potrafi jednak dać nam solidną porcję rozrywki, mimo utyskiwań wracamy do niej, by stoczyć kolejny bój. Szkoda tylko, że jest to zabawa zbyt łatwa, lekka i przyjemna. Niestety, to kolejny z tytułów, który miał wielki potencjał, by stać się grą wielką, zaś efekt końcowy zaledwie wyrasta ponad przeciętność.

Tytuł: Warhammer: Mark of Chaos Gatunek: RTS Wymagania sprzętowe:Procesor 2.4 GHz, 512 MB RAM, 128 MB NVidia GeForce 4800, 128 MB ATI Radeon 9200 + klimat Warhammera + mimo uproszczeń dające sporo zabawy bitwy + spora ilość różnorodnych jednostek + mająca spory potencjał rozgrywka online + solidne udźwiękowienie + intro!!! Minusy: - to jednak nie jest Warhammer: Fantasy Battle - liniowa kampania - przegięci bohaterowie - zbyt zręcznościowy charakter rozgrywki - praktycznie brak planowania strategicznego - cała masa kiepsko wykorzystanych, a potencjalnie dobrych pomysłów Czas na opanowanie: 15 min. Poziom trudności: niski Producent: Black Hole Games Wydawca: Namco Polski wydawca: Cenega Poland Cena: 99 zlp Wersja: pełna polska Strona www: http://www.markofchaos.com/

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!