W samo południe

Lucas the Great
2006/09/19 12:00

Pod czarną banderą

Pod czarną banderą

Nie tak dawno świat obiegła wieść o kolejnym spektakularnym zwycięstwie RIAA (Recording Industry Association of America) i konfederatów zjednoczonych w walce z elektronicznym piractwem. Gazety i portale ogłaszały szumnie i dumnie, że zniknęła na zawsze kolejna aplikacja P2P.

Przypomina to trochę raport skorumpowanego oficera marynarki królewskiej na temat postępów w zwalczaniu piractwa na Karaibach, pisany w zamtuzie na Tortudze przy butelce rumu. Bo tak w rzeczywistości, to ogłoszono, iż udało się utłuc schorowanego, konającego Osła. RIAA nie mogła już czekać, bo kłapouchy pirat za chwilę by zdechł sam, zatruty jej wcześniejszymi podstępnymi działaniami. A wyniesienie na rynek padliny jest znacznie mniej spektakularne, niż publiczna egzekucja, chyba trudno się nie zgodzić?

Najżałośniejsze w tym wszystkim jest to, że egzekucja była fikcją. Wystarczy poziom umiejętności informatycznych osiągalny nawet dla co zdolniejszych orangutanów, by dalej korzystać z usług teoretycznie martwego Osła. Oczywiście pozostaje pytanie: po co? Przecież od kliku lat w sieci jest mnóstwo o wiele wydajniejszych aplikacji P2P, opierających się na zdecentralizowanych strukturach nowej generacji, często korzystających z zupełnie innych protokołów.

Przypadek ostatniej egzekucji pokazuje też zakłamanie RIAA i konfederatów. Podobnie jak w przypadku poprzedniej spektakularnej akcji (KaZaA), najpierw ofiarę zatruto fałszywymi plikami, siekańcami bez wartości, a gdy w zasadzie nie dało się w ramach danej aplikacji pozyskać już nic nielegalnego, zamiast pozostawić ją w spokoju, zadano coup de grace. Aby było widać spektakularny efekt. Na tym etapie bowiem trudno już to było nazwać walką z piractwem. A przecież ludzie wymieniają też legalne pliki...

GramTV przedstawia:

RIAA nie zwalczy piractwa, najprawdopodobniej nawet na to nie liczy. Potrzebuje za to rozgłosu dookoła sprawy, aby potwierdzić sens swojego istnienia i usprawiedliwić srogi haracz, jaki zdziera z każdej wydanej płyty. Odpowiednicy tej wesołej organizacji istnieją w zasadzie w większości cywilizowanych krajów, gdzie tylko prężnie działa branża muzyczna. Wszędzie odwalają krecią robotę pod płaszczykiem szczytnych celów. Zastanówmy się bowiem, jakim to gospodarczym cudem gry komputerowe, których stworzenie kosztuje aktualnie fortunę, a ilości sprzedawanych egzemplarzy są nieporównywalnie niższe od topowych albumów muzycznych, kosztują w miarę porównywalne pieniądze? Ten pozorny cud zasadza się na tym, że branża elektronicznej rozrywki doskonale rozumie współczesne technologie i zmienione przez Internet prawa rynku. Kosztowny archaizm w stylu RIAA nie jest tu po prostu potrzebny. Żaden więc to cud, a jedynie zdrowa kalkulacja i przytomny ogląd sytuacji.

Zwróćmy uwagę, jak często ostatnio obcina się koszty gier poprzez odrzucenie drogich i budzących klienckie niezadowolenie systemów zabezpieczeń. Wydawcy coraz częściej używają jako sloganu reklamowego hasła „Nie stosujemy StarForce!”. Najwyraźniej zaszczepienie haraczu za ochronę na tym poletku średnio się udaje. Co więcej, niektórzy piraccy aktywiści otwarcie popierają firmy wydające gry bez zabezpieczeń, mniej lub bardziej szczerze krzycząc, że takie podejście zasługuje na nagrodę i należy kupować produkty rozsądnych autorów i wydawców. Następuje niezbyt zabawne odwrócenie ról, gdy panowie od haraczu zaczynają atakować tych, którzy nie zapłacili za ochronę i udostępniać publicznie klucze aktywujące grę niepokornych twórców. Kto wtedy płynie pod czarną banderą?

Oczywiście, proceder nielegalnego powielania czyjejś twórczości jest z natury naganny i bolesny dla autorów. Wystarczy raz znaleźć się po drugiej stronie barykady i czekać z niepokojem na to, czy spłynie kolejna transza wypłaty, uzależnionej bezpośrednio od sprzedaży dzieła. Od razu słowa o całkowitej wolności wartości kulturalno-rozrywkowych smakują jak stara opona – a starą oponą, nota bene, głodu się nie zaspokoi. Jednak twórca może po pewnym czasie zauważyć, że pomiędzy piratami a mafiosami wymagającymi pieniędzy za ochronę nie ma zbyt dużej różnicy. To przeraża. Deprymuje.

Miejmy jednak nadzieję, że rynek się ustabilizuje i pozwoli spokojnie współistnieć wytwórcom i konsumentom rozrywki, we wzajemnym poszanowaniu i zaufaniu. Tego Wam (a sobie jeszcze bardziej) serdecznie życzę...

Komentarze
70
Martimat
Gramowicz
21/09/2006 00:17

eeech stary zgadzam się... nie będę po kolei wymieniał wszystkiego z czym...wspomnę tylko o jednym - bmw jest droższe??? nie wiedziałem - bo volvo pod każdym IMHO względem jest lepsze; jedynie są mniej rozleklamowani - i jeśli tak to dla mnie to plus - bo w tym wypadku lepsze jest tańsze! (no może mają mniejszy wybór modeli w porównaniu z bmw i mercedesem - ale ich xc 90 - to najbardziej rozchwytywany samochód w swojej klasie).a żeby nie było offtopa - cały czas usiłyje dorwac gierke Microsoftu mech Commander 2 - poza amazonem nie ma nigdzie, chcę nówke za rozsądną cene - bo gra jest już leciwa! i co nie -przecenili jej wogóle!!! porażka - a sposobami undergrandowymi nie ma sensu jej zdobywać- bo albo jest gierka okrojona albo nie działa tak jak powinna.

lelelf
Gramowicz
20/09/2006 23:43

Lucas the Great napisał:

Dnia 20.09.2006 o 02:57, Lucas the Great napisał:

Staramy się jak możemy, by utrzymać z Wami jak najlepszy kontakt (w moim przypadku, zaznaczamkategorycznie, nie ma mowy o kwestiach marketingowych - to więź z czytelnikami i tyle).

[....]

Dnia 20.09.2006 o 02:57, Lucas the Great napisał:

Ludzie, których dobrałem do redakcji - wiem, że oni myślą tak samo. Strasznie się rozpisałem... na koniec jeszcze jedna polecanka, zwłaszcza dla Ciebie, lelelf - "Siły Rynku" Morgana - niby to beletrystyka, ale daje nieźle do myślenia...

:) i to ja osobiście odczuwam będąc na gram.pl - ową więź. I dlatego tak często i chętnie tu zaglądam. gram.pl to moje miejsce w sieci. Dzięki Wam i wszystkim Gramowiczom:)A co do książki - na pewno przeczytam, dobrze poszerzać wiedzę w temacie, który interesuje <yes> i pewnie przyda mi się w dyskusjach na uczelni. Dzięki!

Usunięty
Usunięty
20/09/2006 18:58

>To se ukradne ten album zamiast np. kupic go na Amazonie.Świetnie, widzę że nie podchodzisz poważnie do tego tematu. Na Amazonie kupować nie ma sensu bo przesylka często wynosiłaby więcej niż sam kupowany przedmiot. A ściągając z p2p nie KRADNĘ. Tylko pozbawiam marży wydawców, po prostu mam substytut płyty na dysku ale też nic za to nie płacę. Bo mieć słabe mp3 na dysku a otwierać nowe pachnące pudełko z płytą to dwie różne rzeczy.Już wspominałem że czasem to koniecznośc bo niektórzy nie umieszczają przykładowych utworów nawet na swojej stronie.Do samego słuchania muzyki też podchodzisz inaczej. Ja muzykę której słucham kocham i celebruję. Dla mnie prawdziwy porządny album na który mam wydać pieniądze jest ważny w całości. A jeśli wykonawca ma 1 super-mega-jednosezonowy hicior którzy wszyscy ściągają przez iTunes to ten wykonawca się dla mnei nie liczy.Najbardziej lubię kiedy wszystkie utwory łączą się w całość, a tak bywa dośc często na płytach które słucham. Wiec widzisz, idea legalnego zasysania mp3 przez iTunes i słuchania ich w autobusie i na ulicy do mnie nie przemawia, jakakolwiek dobra by nie była. Ja muzyki słucham inaczej, musze się na niej skupić.>Po drugie co masz na mysli, ze kazdy zna wszystkie albumy dostepne w Empiku?Mam na myśli to że tam trafiają rzeczy popularne. Oczywiście Empik ma naszywkę takiego kulturalnego sklepu więc może nie ma tam jakiegoś totalnego dziadostwa, ale jednak ich oferta mnie nie zachwyca. Nawet jeśli coś w Empiku jest godnego kupna to i tak kupię to taniej np w sklepach internetowych.




Trwa Wczytywanie