Za pięć północ czyli słowo o adaptacjach.

Hakken
2006/06/18 23:55

Muszę przyznać Lucasowi rację. Niewiele jest dobrych adaptacji książek na ekranach komputerów. Oczywiście, można wymieniać wszystkie gry na podstawie Lovecrafta czy Pratchetta, doliczyć do nich adaptacje Władcy Pierścieni i uzyskać całkiem okrągłą liczbę. Jednak w porównaniu do ilości tytułów wychodzących rocznie, okazuje się tego naprawdę niedużo. Pozostaje zatem zadać sobie pytanie: czy to źle? Czy naprawdę chcemy zobaczyć wszystkie świetne książki przeniesione na monitory naszych konsol i blaszaków?

Muszę przyznać Lucasowi rację. Niewiele jest dobrych adaptacji książek na ekranach komputerów. Oczywiście, można wymieniać wszystkie gry na podstawie Lovecrafta czy Pratchetta, doliczyć do nich adaptacje Władcy Pierścieni i uzyskać całkiem okrągłą liczbę. Jednak w porównaniu do ilości tytułów wychodzących rocznie, okazuje się tego naprawdę niedużo. Pozostaje zatem zadać sobie pytanie: czy to źle? Czy naprawdę chcemy zobaczyć wszystkie świetne książki przeniesione na monitory naszych konsol i blaszaków?

Główny problem z adaptacjami i to zarówno w świecie gier jak i filmów, jest taki, że są one albo świetne lub kompletnie nie warte uwagi. W tej dziedzinie tytuł przeciętny oznacza klapę. Dlatego też, tak niewiele studiów developerskich decyduje się na adaptację książek. Osobiście, do produkcji tego typu, podchodzę zawsze z pewnym niepokojem. Narasta on szczególnie wtedy, kiedy próbują one nawiązywać, do lektury, która mnie wciągnęła i wywołała silne emocje. Bądź co bądź, niezwykle trudno jest oddać na ekranie słowo pisane. Czytając zawsze jakoś wyobrażam sobie bohaterów oraz miejsca i przedmioty ważne dla fabuły. Natomiast kiedy widzę je na ekranie muszę te wyobrażenia skonfrontować z wizjami innych, co nie zawsze wpływa pozytywnie na mój odbiór adaptacji i w efekcie na jej ocenę. Poza tym, gdyby na podstawie każdej świetnej książki robić grę, to niewiele zostało by miejsca na stworzenie czegoś nietypowego. Wymaganie tego, to podcinanie twórcom skrzydeł. Gdyby autorzy Fallouta, zamiast czerpać inspirację z Mad Maxa, zdecydowali się na jego adaptację, to czy powstałby tak świetny i w gruncie rzeczy nowatorski tytuł?

W grach komputerowych cenię sobie przede wszystkim sposób ukazania świata i fabuły oraz oryginalność. Oczywiście musi mieć ona swoje granice. Jeżeli twórcy przesadzą i pokażą coś kompletnie dziwnego i niezrozumiałego, taki produkt po prostu mnie zmęczy. Dlatego też nie mam nic przeciwko, w miarę standardowym uniwersom, o ile oczywiście nie są przez to sztampowe. Weźmy na przykład takiego TESa. Niby świat powstał na bazie AD&D, ale jest w nim coś innego, co potrafi przykuć uwagę na długie godziny. Może to dziwaczne lasy grzybów, spalone pustkowia albo osobliwe ruiny miast krasnoludów, które tak naprawdę były elfami. Niezależnie jednak od tego co to jest, efekt pozostaje ten sam: zobaczyłem coś, co pozostanie na długo w mej pamięci.

GramTV przedstawia:

Na szczęście świat gier komputerowych, dość często potrafi, jeśli nawet nie zaskoczyć, to na pewno dostarczyć ciekawych wrażeń. Nie zawsze muszą być to nieziemskie widoki, często wystarcza po prostu świetny klimat lub niezapomniana fabuła. Do dziś nie zapomnę drugiego Maxa Payna. Gra nie należy do najkrótszych, a jednak udało mi się ukończyć ją w dwie noce. Niesamowity klimat noir, historia o zdradzie i niemożliwym do powstrzymania upadku głównego bohatera, zapadła mi w pamięć na dobre. Pamiętam, że jeszcze przez parę dni nie mogłem się otrząsnąć z wrażenia, które na mnie zrobiła. Wczułem się w sytuację Maxa do tego stopnia, że oglądając outro czułem prawdziwą rozpacz. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to tylko gra i raczej nie ma szans bym sam znalazł się kiedykolwiek w takim położeniu. Przeżyłem zatem niezwykle silne emocje, będąc tak naprawdę jedynie świadkiem opowiedzianej historii, co oznacza, że doznałem katharsis. Czyż nie po to ogląda się filmy, chodzi do teatru i czyta książki?

Skoro zatem coś nowego potrafi dostarczyć tyle frajdy po co silić się na kolejne adaptacje? Tak naprawdę istnieje niewielka szansa na to, że coś, co już raz wywołało silne emocje, podane w nieco innej formie, dostarczy takich przeżyć po raz drugi. Zatem jeżeli gra nie daje nam nowych wrażeń i nie pokazuje niczego oryginalnego nie ma sensu tracić na nią czasu. Po co jeść odgrzewane kotlety? Ja wolę poczekać na coś nowego. Pozdrawiam Was nocne marki.

Komentarze
24
Usunięty
Usunięty
09/09/2006 16:19

Ja mam nadzieje ze Wiedzmin bedzie dobra adaptacja :D I chyba sie ze mna zgodzicie:D Wkocu to zrobia Polacy,a mówi sie Polak potrafi:D

Usunięty
Usunięty
09/09/2006 16:19

Ja mam nadzieje ze Wiedzmin bedzie dobra adaptacja :D I chyba sie ze mna zgodzicie:D Wkocu to zrobia Polacy,a mówi sie Polak potrafi:D

Domek
Gramowicz
19/06/2006 17:17
Dnia 19.06.2006 o 10:43, GanD napisał:

Może napisałeś to z lekkim przymróżeniem oka

(ciach)Z bardzo lekkim. Ogólnie raczej poważnie to pisałem.Co do FF VII - mam bardzo podobne wspomnienia. :)A teraz X... Eehh, naprawdę warto było kupić PS2 choćby dla tej jednej jedynej gry. :)




Trwa Wczytywanie