RPG na niemieckich papierach 
Już latem, wedle zapewnień twórców, przyjdzie nam zakosztować przygody tyleż ciekawej, co wciągającej. Oto bowiem wielkimi krokami zbliża się Drakensang: The Dark Eye. Za grę odpowiada niemieckie studio deweloperskie Radon Labs, które ma na koncie m.in. Project Nomads, Treasure Island czy... symulator jeździectwa Riding Star 3. Drakensang: The Dark Eye wedle obietnic autorów ma być czystej wody RPG-iem, który podbije nasze serca nie tylko pasjonującą linią fabularną, ale również olśniewającą oprawą graficzną. No cóż – takie zapowiedzi słyszeliśmy już nie raz, więc nie po raz pierwszy stwierdzimy również: "Pożyjemy, zobaczymy"... 
Fanów RPG nie zdziwi pewnie informacja, że gra oparta zostanie na papierowych zasadach systemu The Dark Eye, który światło dzienne ujrzał w 1984 i stał się najpopularniejszym systemem RPG u naszych zachodnich sąsiadów. Pierwsza edycja nie została przetłumaczona na angielski i stąd stosunkowo niewielki zasięg terytorialny tejże, ale w miarę upływu czasu i pojawiania się kolejnych wersji błąd ten naprawiono. Zresztą TDE miał już dość udany romans z grami komputerowymi. Znana skądinąd seria Realms of Arkania bazowała bowiem na uproszczonych regułach edycji trzeciej. Teraz zaś nadeszła pora na najnowszą, a do tego pełną implementację, którą zobaczymy właśnie w Drakensang: The Dark Eye. 
Akcja zabawy zostanie osadzona na planecie Ethra, a precyzyjniej rzecz ujmując, na jednym z jej kontynentów – Aventurii. Poza nią na Ethrę składają się jeszcze Myranor (nazywany również Gyldenland), Uthuria i Vaestenland. Tych ostatnich w grze komputerowej póki co nie będzie, ale kto wie, może w przyszłości również przyjdzie nam do nich zawitać, jeśli Radon Labs zdecyduje się kontynuować swoją opowieść. Aventuria to kraina, w której w jako takiej zgodzie żyją u swego boku ludzie, elfy, krasnoludy, trolle, orki, gobliny i kilka innych gatunków istot. Zresztą jest to kraina wielce rozległa i bardzo zróżnicowana. Trafimy m.in. na położone na północy, wysokie, pokryte lodem górskie przełęcze, zawitamy do bujnej dżungli Kun Kau Peh na południu, zwiedzimy wypaloną słońcem pustynię Khom oraz poznamy tajemnice magicznej i mglistej wyspy. Przemierzymy gęste lasy, rozległe stepy, zwiedzimy miasta, wioski i zamki. Nie zabraknie nawet ciemnych, ciasnych i nieprzyjaznych podziemi. Autorzy obiecują, że świat gry będzie żywy, a każde z miejsc, do których trafimy, kryć ma moc niespodzianek i atrakcji.
Bohatera? Prądem?!
Jak na razie niewiele wiadomo na temat samej fabuły, poza tym, że pisze ją sześciu autorów, a całość skryptu liczy sobie już grubo ponad 1500 stronic. Tak czy inaczej historia w grze ma być opowiadana w sposób ciekawy, wartki, pełen nagłych zwrotów akcji i niespodziewanych wydarzeń, które odwrócą niejednokrotnie położenie naszych bohaterów.

Właśnie – bohaterowie! Bez nich nie obeszłaby się żadna gra RPG, a w tym względzie autorzy Drakensang: The Dark Eye stawiają na powrót do klasyki. Wśród wymienianych inspiracji często pojawia się tytuł Baldur’s Gate, co samo w sobie nie jest przecież niczym złym. Tak więc w Drakensang: The Dark Eye poprowadzimy przez świat czwórkę bohaterów tworzących drużynę, do której to przyłączać się będą co jakiś czas również inne persony. Rzecz jasna na początku będziemy mogli tę drużynę stworzyć. Zadecydujemy dla przykładu o takich parametrach, jak rasa (pięć dostępnych – m.in. elf, człowiek, krasnolud), klasa postaci (wojownik, mag itp.), specjalizacje (umiejętność wywijania mieczem, zdolności alchemiczne, smykałka do handlu itp.) oraz talent i archetyp. 
Najciekawiej prezentować się będą te ostatnie. Archetypów ma być blisko pięćdziesiąt, a wybór jednego z nich (np. waleczna i nieokiełznana Amazonka) ma w dużym stopniu determinować stosunek NPC-ów do naszych podopiecznych. NPC-e zresztą mają stać się kolejnym atutem gry. Będą mieli swoje sprawy, zajęcia, a nawet bractwa i rzecz jasna otrzymamy od nich liczne questy do wykonania. Oprócz przyjacielsko nastawionych do nas postaci napotkamy na swej drodze również te wrogie. Będzie ich ponoć grubo ponad sześć setek, co jest liczbą dość zacną. Choć Drakensang: The Dark Eye daleko do hack&slashy, to jednak bez walki się nie obejdzie. Będzie ją można jednak w każdej chwili spauzować i pomyśleć nad rozwiązaniami taktycznymi, wydaniem odpowiednich rozkazów, jeszcze zanim zdzielimy bestię mieczem między łopatki lub poślemy w jej kierunku gustowną błyskawicę. Oczywiście po krwawej jatce będzie można pozbierać łupy w postaci zbroi, broni, mikstur zwiększających parametry postaci oraz magicznych przedmiotów. Warto również dodać, że walka w grze będzie na tyle istotnym elementem, że nasi herosi w czasie wędrówki wyszkolą się w swoich specjalizacjach. Osobiście zadecydujemy bowiem o tym, czy "hodujemy" elfa łucznika czy też może mistrza fireballi.
Przygoda jak malowanie 
Drakensang: The Dark Eye może mieć w zanadrzu jeszcze jeden atut. Mamy na myśli grafikę, która powstaje w oparciu o autorski silniczek Nebula3. Sądząc po screenach, ma on całkiem niezłe możliwości i wystarczająco dobrze sprawdza się w generowaniu światów fantasy. Nie czarujmy się oczywiście – nie jest to z pewnością narzędzie genialne, takie dla przykładu modele postaci wyglądają nie najlepiej, ale jeśli autorzy trochę pracy jeszcze w całość włożą, Drakensang: The Dark Eye może wyglądać ciekawie. Tym bardziej, że czekają nas ładne widoczki średniowiecznych miasteczek, strzelistych wież, leśnych ostępów, zachodów słońca i wszystkich tych elementów, które cieszą oko gracza uwielbiającego długie wirtualne wędrówki.
Czy ostatecznie Drakensang: The Dark Eye okaże się sukcesem? W krajach niemieckojęzycznych, w których gra wydana zostanie najszybciej (ponoć jeszcze w tym roku), z pewnością tak. Tam trafi na podatny grunt, do graczy, którzy zetknęli się z papierowym systemem TDE. O tym, czy podbije resztę kontynentu, a może świat, ciężko w tym momencie przesądzać. Wszystko będzie zależało z jednej strony od jakości wykonania, z drugiej od systemu rozwoju postaci. Nie bez znaczenia są również takie elementy, jak intuicyjna rozgrywka, przystępny model walki, a w końcu – rzecz pewnie najważniejsza, jeśli daje się światu RPG – powalająca fabuła. Miejmy nadzieję, że zapowiedzi autorów się sprawdzą i wyprawa do Aventurii okaże się pasjonująca.