Baldur's Gate, wściekli gracze i Paladyni Sprawiedliwości Społecznej - komentarz

Piotr Nowacki
2016/04/09 14:00
0
0

Najnowszy dodatek do Baldur's Gate dostarczył niemałych kontrowersji.

Wyobraźmy sobie taką sytuację: scenarzyst(k)a gier bardzo ceni sobie zawód szewca. Uważa, że to fach, który zupełnie niesłusznie odchodzi w zapomnienie, dlatego też jednego z bohaterów gry czyni właśnie szewcem. Nie jest to postać ważna dla fabuły, ale gracz ma możliwość zamienienia kilku słów z tym bohaterem, może posłuchać o trudach tego zawodu, oraz o tym, że ci rzemieślnicy zupełnie niesłusznie są stereotypowo postrzegani jako ludzie posługujący się wyjątkowo plugawą polszczyzną. Baldur's Gate, wściekli gracze i Paladyni Sprawiedliwości Społecznej - komentarz

Pozwólmy wyobraźni płynąć dalej. Załóżmy, że gracze są wyjątkowo niezadowoleni z faktu, że taka postać pojawia się w grze. Na deweloperów padają gromy: szewski wątek napisali fatalnie, zepsuli doskonałą grę, próbują przekonać graczy do swoich podłych poglądów, na siłę wszędzie wpychają szewców, są na usługach lobby obuwniczego, a poza tym szewcy to klasa pracująca, klasa pracująca to proletariat, więc autorzy jak nic są komuchami.

Absurd? Oczywiście. Ale z takim absurdem spotkaliśmy się przy okazji Siege of Dragonspear, dodatku do Baldur’s Gate: Enhanced Edition. W grze pojawiła się postać transseksualna, kapłanka o imieniu Mizhena. Zapytana o swoje imię (nietypowe nawet jak na standardy fantasy) opowiada o swojej przeszłości, o tym, dlaczego przybrała takie, a nie inne imię oraz wyjawia, że została wychowana jako chłopiec - czyli między wierszami mamy sugestię, że to postać transseksualna.

Warto zauważyć, że wątek jest całkowicie pomijalny - Mizhena to postać trzecioplanowa, możemy cały dodatek przejść nie widząc jej na oczy. A nawet jeśli z nią porozmawiamy, nie jest zagwarantowane, że temat zostanie poruszony - wzmianka o jej seksualności nie jest obowiązkowa, lecz poukrywana w ścieżkach dialogowych. I na tym się kończy ten wątek: żadnego dodatkowego zadania, misji, nie przyłącza się ona do naszej drużyny, nie ma długich etycznych deliberacji. Po zamienieniu paru zdań z tą postacią nasze i jej drogi się rozchodzą, więcej nie musimy jej oglądać.

Jeden z koronnych argumentów przeciwko temu dialogowi to rzekomo fatalny sposób, w jaki został poprowadzony. Graczowi nie pozostawiono żadnego wyboru, nawet jeśli jego postać jest ucieleśnieniem zła, nie może w nieuprzejmy sposób skomentować tożsamości płciowej bohaterki. Jest to faktycznie niedopatrzenie: gry RPG opierają się na wolności wyboru, ograniczanie tej wolności kłóci się z samą ideą tego gatunku. Jednak bądźmy poważni: gdyby nie transseksualność bohaterki, nikomu nie przeszkadzałaby ubogość drzewka dialogowego. Jeśli ta postać byłaby faktycznie szewcem z wcześniejszego przykładu, czy ktokolwiek rozdzierałby szaty z powodu tego, że nie można mu powiedzieć, że wszyscy szewcy to frajerzy, którym śmierdzą pachy? No właśnie.

GramTV przedstawia:

Baldur’s Gate jest grą, w której przeprowadzamy tysiące rozmów z setkami postaci. Oczywistym jest, że nie każdy dialog będzie mistrzostwem scenariopisarstwa - autorzy to tylko ludzie, i niemożliwe jest, żeby każda literka na ekranie była arcydziełem literatury, które by zawstydzało Tołstoja. W tym wypadku dialogowe niedostatki to tylko pretekst, próba usprawiedliwienia transfobii.

Kontrowersje wzbudza sama postać scenarzystki Baldur’s Gate: Enhanced Edition, Amber Scott. Z niechęcią ze strony społeczności spotkały się jej wypowiedzi, w których wprost oświadcza, że stara się, aby postaci były jak najbardziej różnorodne, i aby każdy mógł znaleźć w grze kogoś z kim się może utożsamiać. Słowa te były powszechnie krytykowane, bo… gry RPG nie powinny być różnorodne, szeroka gama postaci psuje klimat? Cóż, kto zrozumie graczy.

Wielu postrzega takie podejście jako upolitycznianie gier, forsowanie konkretnej wizji świata. Nie zdają sobie jednak sprawy, że tak naprawdę każda gra, książka, film czy inny tekst kultury jest na swój sposób upolityczniony i zawiera taką a nie inną wizję świata, która równocześnie odzwierciedla świat realny, a zarazem na niego wpływa. Żaden utwór nie istnieje w próżni. I jeśli autor lub autorka wprost mówi o tym, co chce przekazać w swojej twórczości, to nie świadczy o jego upolitycznieniu, tylko o jego uczciwości względem odbiorcy.

I trudno się dziwić, że scenarzystka Siege of Dragonspear postanowiła stanąć po stronie osób transseksualnych. Statystyki wskazują, że takie osoby nieproporcjonalnie często próbują targnąć się na swoje życie oraz coraz częściej padają ofiarami zabójstw.

Kultura nienawiści wobec odmienności stoi za tymi śmierciami. Amber Scott chciała dołożyć swoją cegiełkę, aby zmienić sytuację na lepsze. Nie zrobiła tego najlepiej? Cóż, potrzebna jest konstruktywna krytyka, aby twórcy gier uczyli się na swoich błędach. Wielu graczy od konstruktywnej krytyki woli zwykłą nagonkę. Przeprowadzono masowe ataki na scenarzystkę na Twitterze, na Reddicie powstają wątki, w których jest ona mieszana z błotem od góry do dołu, Steam jest zalewany negatywnymi recenzjami. Czy to naprawdę jest rozsądna reakcja?

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!