Deponia: Doomsday - recenzja

Adam "Harpen" Berlik
2016/03/17 12:00
0
0

Rufus powrocił na ekrany monitorów i trzeba przyznać, że wielki come back słynnego bohatera Deponii należy zaliczyć do udanych.

Kiedy pod koniec lutego firma Daedalic Entertainment opublikowała teaser swojej nowej produkcji, mało kto liczył na kolejną część Deponii. A jednak - niemieckie studio ogłosiło niedługo później, że wkrótce do sprzedaży trafi Deponia Doomsday, czwarta odsłona serii gier przygodowych ze zwariowanym Rufusem w roli głównego bohatera. Mało kto liczył na rychłą premierę tytułu, ale w tym wypadku Daedalic również stanął na wysokości zadania, bowiem Deponia Doomsday ukazała się na Steamie zaledwie kilka dni później. Wydawać by się mogło, że gra powstawała bardzo szybko, a autorzy chcą odcinać kupony i sprzedawać tworzone na kolanie następne części serii tylko po to, by zarobić więcej pieniędzy. Nic bardziej mylnego - Deponia Doomsday to wyjątkowo absorbująca, przemyślana, humorystyczna, zróżnicowana i dopracowana przygodówka.

Akcja gry Deponia Doomsday rozpoczyna się zimą. Rufus nie jest już tą samą postacią, którą znamy z trylogii - to podstarzały mężczyzn z brodą. Główny bohater próbuje uratować Deponię przed jej całkowitym zniszczeniem. Wciska czerwony przycisk zagłady, co doprowadza do wybuchu śmieciowej planety. Kiedy próbuje uciec, by ocalić samego siebie, na drodze stają mu fewlocki, czyli wyjątkowo nieprzyjazne stwory, które zdominowały cywilizację. Chwilę później na ekranie obserwujemy jedynie Deponię, która zaczyna rozpadać się na kawałki... W tym momencie następuje zatrzymanie biegu zdarzeń i pojawia się logo gry. Deponia: Doomsday - recenzja

Okazuje się jednak, że wydarzenia opisane w powyższym akapicie były jedynie sennym koszmarem Rufusa i wcale nie jest on jedynym mieszkańcem Deponii, któremu udało się utrzymać przy życiu; nie jest również stary, a tym bardziej nie zapuścił brody - to ten sam, doskonale znany bohater. Nie ma również mowy o zagładzie śmieciowej planety i Elysium. Niedługo później nasz Rufus spotyka jednak McChronicle'a, czyli naukowca zajmującego się badaniem anomalii czasowych, i po rozmowie z nim zaczyna wątpić, czy aby na pewno to był tylko sen? Może raczej coś w rodzaju wizji? Przemierzając kolejne lokacje i podróżując w czasie za pomocą wehikułu, stara się zrobić wszystko, by oszukać przeznaczenie i nie doprowadzić do tego, by fewlocki zawładnęły ludźmi.

GramTV przedstawia:

Deponia Doomsday rozczarowała mnie tym, że autorzy postawili na motyw podróży w czasie. Od samego początku wiadomo było, że takie rozwiązanie zmusi graczy do wielokrotnego odwiedzania tych samych miejsc, co w przygodówkach nie sprawdza się najlepiej. I faktycznie - podczas rozgrywki musiałem zmagać się ze żmudnym backtrackingiem, trafiając nie tylko do lokacji przygotowanych wyłącznie na potrzeby Deponia Doomsday, ale i tych, które poznałem we wcześniejszych odsłonach cyklu. To na szczęście chyba jedyny i najbardziej poważny zarzut w kierunku twórców. Nie licząc bowiem tej kwestii, recenzowany tytuł może pochwalić się bardzo dobrze poprowadzoną i ciekawą fabułą, a poznawanie historii umożliwia spotkanie zarówno starych znajomych, jak i ujrzenie zupełnie nowych twarzy.

Pod względem ogólnych założeń w mechanice rozgrywki Deponia Doomsday nie wprowadza żadnych rewolucji, ale miłośnicy gatunku mogą liczyć na kilka bardzo ciekawych nowości, które urozmaicają przebieg zabawy. Nadal mamy do czynienia z przygodówką wykorzystującą interfejs point and click, w której rozmawiamy z napotkanymi postaciami, zbieramy przedmioty i używamy ich w odpowiednich miejscach. Poziom trudności, jeśli chodzi o zagadki logiczne, można śmiało przyrównać do tego, który znamy z trylogii Deponia. Czasem łamigłówki rozwiązują się same, niekiedy jednak trzeba mocniej pogłówkować, by uruchomić jakiś mechanizm, odblokować dostęp do lokacji czy też wykonać dany przedmiot za pomocą elementów znajdujących się w inwentarzu. Niekiedy można mieć zastrzeżenia do tego elementu zabawy, bowiem niektórym graczom zagadki mogą wydać się wręcz abstrakcyjne, a ich rozwiązanie nie do końca logiczne.

Deponia Doomsday zawiera także elementy charakterystyczne dla gier zręcznościowych. Mamy tutaj do czynienia z sekwencjami, podczas których musimy szybko wciskać odpowiedni przycisk, by zapełnić pasek widoczny na ekranie lub po prostu wykonać jakąś czynność pod presją czasu. Widoczne jest to chociażby w tutorialu, gdzie w ten sposób odblokowujemy przejście do następnego fragmentu początkowej lokacji. Do tego wszystkiego autorzy dołożyli także szereg mini-gier, które urozmaicają rozgrywkę i pozwalają na chwilę zapomnieć o głównym celu naszej misji. Znajdziemy tu chociażby dwuwymiarowe wyścigi czy też strzelanie do balonów.

Osobny akapit należy poświęcić wątkom humorystycznym w Deponia Doomsday. Jeśli ktokolwiek myślał, że po trzech odsłonach serii, w których regularnie uśmiechaliśmy się pod nosem, Daedalic Entertainment stworzy poważną i mroczną część, był w błędzie - twórcy nie zrywają z konwencją i nadal potrafią uraczyć graczy wyszukanymi lub prostackimi żartami, powodując uśmiech na ich twarzach. Niemal w każdej sytuacji tego typu można doszukać się odniesień do sytuacji z życia codziennego, ale nie brakuje także nawiązań popkulturowych. Twórcy odnoszą się nie tylko do dzieł innych producentów (także filmów), ale i własnych produkcji.

Jak na razie Deponia Doomsday zostało wydane jedynie w angielskiej wersji językowej. Grę można kupić wyłącznie za pośrednictwem Steama, ale ta sytuacja ulegnie zmianie w kwietniu, kiedy to najnowsza produkcja Daedalic Entertainment zadebiutuje w edycji pudełkowej na polskim rynku dzięki firmie Techland. Rodzimy dystrybutor zadba o przetłumaczenie napisów, a potencjalni nabywcy - oprócz nośnika DVD - otrzymają również plakat, ścieżkę dźwiękową i album z grafikami koncepcyjnymi.

Wydawać by się mogło, że przy czwartej odsłonie cyklu autorzy nie będą już mieli ciekawych pomysłów na scenariusz, dialogi, zagadki czy lokacje. A jednak - Deponia Doomsday to momentami najlepsza gra ze wszystkich czterech, która oferuje całkiem przyzwoity czas rozgrywki (przejście zajmuje ponad 10 godzin, czyli mamy do czynienia z najdłuższą grą z całej serii) i mnóstwo frajdy. A to chyba najważniejsze, dlatego też śmiało mogę ją polecić zarówno entuzjastom przygód Rufusa, jak i tym, którzy dopiero chcieliby go poznać. Warto w tym miejscu dodać, że znajomość poprzedniczek nie jest wymagana do zrozumienia fabuły w Deponia Doomsday.

8,5
Huzzah! Rufus is back!
Plusy
  • bardzo dobre poprowadzona fabuła
  • ciekawe dialogi
  • charyzmatyczni bohaterowie
  • zróżnicowana rozgrywka (zagadki, mini-gry, QTE), wszędobylski humor
  • oprawa audiowizualna
  • długi czas zabawy
Minusy
  • motyw podróży w czasie wymusza żmudny backtracking
  • momentami rozwiązanie niektórych zagadek nie jest aż tak oczywiste
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!