Sherlock i upiorna panna młoda - recenzja

Piotr Nowacki
2016/01/14 16:00
0
0

Sherlock Holmes Benedicta Cumberbatcha wraca do korzeni.

Być może nie jestem najwierniejszym fanem pewnego detektywa-amatora mieszkającego pod adresem Baker Street 221B, jednak seans Upiornej Panny Młodej, specjalnego odcinka serialu Sherlock z Benedictem Cumberbatchem w roli głównej był wydarzeniem, którego nie mogłem odpuścić. Dlatego też 7 grudnia udałem się do kina na wyjątkowy seans Sherlocka - na prawie całym świecie ten odcinek był wyświetlany tylko jednego dnia. Sherlock i upiorna panna młoda - recenzja

Nie zmienia to faktu, że podchodziłem do tego projektu z niejakim dystansem. Skuteczne przeniesienie Sherlocka Holmesa do teraźniejszości było głównym elementem wyróżniającym serial stworzony przez Stevena Moffata i Marka Gatissa. Kiedy dowiedziałem się, że nowy Sherlock ma być osadzony w Londynie w roku 1895, zadawałem sobie pytanie "po co?", obawiałem się, że taki projekt będzie straszył wtórnością.

Moje obawy szybko okazały się niepotrzebne. Zgodnie z tytułem, Upiorna panna młoda nawiązuje do gatunku, którego nie dałoby się zrealizować we współczesnych realiach - wiktoriański horror. Tym razem Sherlock Holmes i John Watson muszą rozwikłać zagadkę tytułowej panny młodej - Emelii Ricoletti, która w pierwszą rocznicę swojego ślubu urządza na ulicy masakrę strzelając do przechodniów z dwóch rewolwerów, po czym popełnia samobójstwo strzelając sobie prosto w usta. Jakby tego było mało, następnego dnia powraca ze zmarłych, aby zabić swojego męża. Większość jest przekonana, że zbrodni dokonał duch, jedynie Sherlock jest pewien, że rozwiązanie musi być racjonalne.

Niektórym założenia fabuły mogą kojarzyć się z adaptacją z 2009 roku w reżyserii Guya Ritchiego, gdzie również intryga była pełna wątków paranormalnych. Tam jednak mieliśmy do czynienia z okultyzmem brytyjskich dżentelmenów, bliskim sercu fanom klimatów z komiksu Prosto z piekła Alana Moore'a. Upiorna panna młoda nawiązuje z kolei do klasycznego dziewiętnastowiecznego gotyku - Londyn i okolicę nieprzerwanie spowija gęsta mgła, wraz z Sherlockiem i Watsonem odwiedzamy ponure rezydencje i opuszczone kościoły, a akcję napędza klasyczny motyw zemsty zza grobu. Miłośnicy gotyku znajdą tutaj wszystko, co lubią.

GramTV przedstawia:

Równocześnie w tym odcinku autorzy pozwalają sobie na jeszcze większą ilość mrugnięć okiem do widza i odniesień do oryginału. Tym razem Mycroft traci szczupłą sylwetkę i jest zdecydowanie bliższy swojemu łakomemu odpowiednikowi z prozy Conan Doyle'a, zaś Watson w swojej pierwszej scenie cytuje słowo w słowo Studium w szkarłacie, powieść, w której zadebiutował Sherlock. Co więcej, w jednej z najzabawniejszych scen całego odcinka scenarzyści wbijają szpilę pod adresem Conan Doyle'a i dziewiętnastowiecznego systemu wartości. W tej scenie pani Hudson słysząc wyjaśnienia, dlaczego jej rola w opowiadaniach Watsona jest marginalna obrusza się i mówi "Nie jestem zabiegiem literackim!". Takiego metahumoru jest w tym odcinku dużo więcej.

Rola kobiet w XIX wieku jest kolejnym powracającym motywem w tym odcinku. Według większości pojawiających się mężczyzn rolą kobiet jest doglądanie domostwa, szydełkowanie czy gotowanie, idee takie jak równe prawo głosu są traktowanie jako wymysł. Pojawiające się na ekranie panie wyraźnie starają się z tym walczyć i pokazują, że są niezależnymi jednostkami, a nie jedynie przystawkami dla swoich mężów. Odnośnie tego wątku mam mieszane uczucia. Z jednej strony, zwykle mnie cieszy obecność w serialach, grach czy filmach ciekawych postaci kobiecych oraz inteligentna krytyka danych postaw i stereotypów. Z drugiej jednak strony mam wrażenie, że Gatiss i Moffat nie do końca czują feministyczne motywy, w związku z czym w ogólnym rozrachunku te wątki wypadły raczej drętwo i nie wykorzystały swojego potencjału.

Jednak nawet mimo tych niedostatków Upiorna panna młoda ma to, co w Sherlocku zawsze było najlepsze: świetna chemia między bohaterami prowadząca do doskonałego humoru. Co więcej, w tej odsłonie udało się też dostosować osobowości postaci do realiów dziewiętnastowiecznych, co było szczególnie odczuwalne w wypadku Watsona. Dzięki temu relacja między głównymi bohaterami nabrała nowej świeżości. I nawet pomimo tego, że nie jestem miłośnikiem czasów wiktoriańskich, tutaj sprawdziły się one świetnie i zdecydowanie dodały temu odcinkowi uroku.

Dlatego też jeśli jesteś fanem lub fanką Sherlocka a nie udało Ci się załapać na kinowy seans, radzę wypatrywać, kiedy ten specjalny odcinek zostanie wydany na DVD.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!