Główną bohaterką Kill la Kill jest Ryuko Matoi, siedemnastoletnia dziewczyna, która pewnego dnia pojawia się w Akademii Honnouji, elitarnej szkole wojskowej. Już od pierwszych chwil Ryuko pokazuje, że nie zamierza być układną uczennicą - niezwłocznie po przybyciu do Akademii wyjmuje swoją broń - miecz, który jest w rzeczywistością połową gigantycznej pary nożyc - i rzuca wyzwanie Satsuki, chłodnej i zdystansowanej osiemnastolatce, która stoi na czele tej szkoły. Ryuko, pomimo determinacji, nie jest w stanie pokonać uczniów ubranych w mundury Goku, które zwielokrotniają ich umiejętności bojowe. Pokonana, zmuszona jest uciekać, i po kiku kolejnych zwrotach akcji natrafia na Senketsu, marynarski mundurek, który posiada świadomość i jest w stanie rozmawiać z Ryuko.
Podejrzewam, że niektórych z Was ten opis mógł już odstraszyć. Z czasem ten serial staje się tylko coraz bardziej szalony. Pojawia się np. tajna organizacja o nazwie Plaża Nudystów, a podczas czasu spędzonego w szkole Ryuko musi się zmierzyć z różnymi kółkami zainteresowania, między innymi klubem tenisowym, klubem origami, czy kółkiem teatralnym. Nie sposób opisać tutaj wszystkich pomysłów twórców.
Kill la Kill nie jest jednak serialem pozbawionym sensu, fabuła nie stanowi jedynie pretekstu do kolejnych walk. Postaci być może nie są najoryginalniejsze, jednak wzbudzają sympatię. Podobnie fabuła stanowi w dużym stopniu zbiór klisz, co nie zmienia faktu, że oglądałem całość z przyjemnością, odcinek za odcinkiem. Na korzyść serialu działa również to, że nie jest on adaptacją mangi. Fabuła nie jest niepotrzebnie rozwleczona, nie ma odcinków-zapełniaczy. Cały sezon stanowi zwartą całość, a główny wątek jest zakończony - twórcy pozostawili jedynie mały cliffhanger, stanowiący furtkę dla ewentualnej kontynuacji.
Jak można się domyślić, Kill la Kill jest też pełne humoru. Tak samo jak wszystkie pozostałe elementy serialu, humor opiera się na przesadzie, scenarzyści nie bawią się w subtelności. Jednym z głównych źródeł gagów i dowcipów są klisze znane z innych anime o wojowniczych nastolatkach i osadzonych w szkołach.
Inna sprawa, która zasługuje na oddzielny akapit to nagminnie obecna w serialu nagość. Ocenienie tego zjawiska jest dla mnie w tym wypadku w pewnym stopniu problematyczne. Ubiór (i jego brak) jest integralną częścią serialu - wcześniej wspomniane Senketsu, mundury Goku i Plaża Nudystów mają spore znaczenie dla fabuły. Twórcy to wykorzystują, by przy każdej możliwej okazji pokazać bohaterów i bohaterki w negliżu. Szczególnie jest to widoczne przy scenach transformacji - w trakcie tych fragmentów kadry nierzadko skupiają się na pośladkach, a piersi falują tak, że nawet najbardziej zapaleni miłośnicy Dead or Alive mogą poczuć się zawstydzeni. W tym, jak nagość jest przedstawiona można odczuć jednak, że jest to po części parodia przesadnej golizny pojawiającej się czasami w anime, z drugiej strony jednak widać, że w przedstawianiu tej golizny twórcy jednak się lubują. Jednak warto też zwrócić uwagę, że (poza falulającym biustem) mężczyźni są przedstawieni bardzo podobnie. Ogólnie rzecz biorąc, myślę, że można uznać to przede wszystkim za część nietypowego poczucia humoru twórców, a nie za seksizm. Jednak jeśli ktoś jest wrażliwy na tym punkcie - z góry wolę ostrzec.
Poprzednie dwa anime, które opisałem - Knights of Sidonia i Ghost in the Shell: Arise były tytułami wysokobudżetowymi, co widocznie przekładało się na jakość animacji. Odpowiedzialne za Kill la Kill studio Trigger powstało niedawno, więc nie dysponuje zasobami finansowymi pozwalającymi na fajerwerki graficzne. Rysownicy uciekają się do różnych sztuczek - jedna z postaci zwykle pojawia się z kołnierzem zakrywającym pół twarzy, dzięki czemu nie trzeba animować ruchu ust, sceny transformacji są używane wielokrotnie , walki się zapętlają, itd. Mi to jednak nie przeszkadzało - animatorzy niedostatki budżetowe nadrabiali kreatywnością. Niektórzy mogą być jednak niezadowoleni, gdyż nie będzie przesadą powiedzieć, że Kill la Kill wygląda tak, jakby powstało kilkanaście lat temu.
Warto przybliżyć znaczenie tytułu tej serii. "Kill la Kill" zdaje się być nonsensownym zbitkiem wyrazów, jest to jednak jedynie pozór. W rzeczywistości jest to bardzo błyskotliwa, lecz niestety nieprzetłumaczalna gra słowna. W oryginale tytuł brzmi "Kiru ra Kiru". "Kiru" stanowi transliterację angielskiego "kill", co świetnie współgra z niezliczoną ilością walk pojawiających się w tej animacji. Równocześnie "kiru" jest homofonem dla dwóch innych słów: "nosić (ubranie)" i "ciąć". Koresponduje to z jednej strony z tym, że fabuła w dużym stopniu skupia się na Senketsu, mundurku Ryuko, oraz na Goku - strojach członków Akademii Honnouji. Z drugiej strony tytułowe "cięcie" odnosi się do nożycowego miecza, którym posługuje się główna bohaterka. Wielka szkoda, że znaczenie tego tytułu pozostanie zagadką dla większości zachodnich widzów.
Podsumowując - jeśli chcesz zobaczyć coś absolutnie nietypowego i szalonego - gorąco polecam Kill la Kill. Jeśli jednak preferujesz "poważne" anime - ta seria może Ciebie odrzucić. Warto jednak zaryzykować i dać Ryuko szansę.