The Swapper - recenzja

Sławek Serafin
2013/08/02 21:59
8
0

Gra zrobiona z gliny, zadająca egzystencjalne pytania i wykręcająca mózg jak mokrą ścierkę. The Swapper - najlepsza łamigłówka tego roku.

Sporo było filmów o klonowaniu ludzi, prawda? Wyspa, 6 dzień i tak dalej. W każdym z nich bohater okazuje się być klonem, ale równie ludzkim, lub bardziej nawet, od oryginału. Klonem, który czuje, myśli, który jest samoświadomy. I pewnie nawet ma duszę. Popkultura uczy nas, że klony to tacy sami ludzie jak my, a nauka temu nie zaprzecza... i nie potwierdza także, z racji braku udokumentowanego przypadku klonowania człowieka. Stanęło więc na tym, że klon to istota taka jak oryginał. I dlatego granie w The Swapper jest takie cholernie niepokojące.

The Swapper - recenzja

Rzecz dzieje się w odległej przyszłości na stacji naukowej Tezeusz. Nasz bohater, bezimienny kosmonauta, trafia na nią w wyniku wypadku i przypadku. Stacja jest opuszczona, a właściwie wymarła, jak się okazuje wkrótce - jedyną żywą istotą oprócz bohatera jest tam równie bezimienna i tajemnicza kosmonautka, która znalazła się na stacji niewiele wcześniej. To znaczy, tak nam się wydaje na początku. Wkrótce przekonujemy się, że żywych istot jest tu więcej... tyle, że nie są to ludzie, lecz mieszkańcy poniższej planety, samoświadome, porozumiewające się za pomocą telepatii, liczące sobie dziesiątki tysiącleci... skały. Skały, które mówią do nas w naszej głowie znajomym językiem, ale w kompletnie niezrozumiały sposób. Czy między naszym a ich gatunkiem może nastąpić komunikacja? Czy jesteśmy w stanie się porozumieć mimo tego, że zupełnie inaczej postrzegamy świat? I co się stało ze wszystkimi ludźmi ze stacji?

Na te pytania odpowiadamy powoli, stopniowo, odnajdując kolejnych Obcych i ich przekazy oraz zapiski ludzi ze stacji, na początku banalne i zwyczajne, potem coraz bardziej dramatyczne. Historia śmierci Tezeusza jest przejmująca, ale dość standardowa w swoim schemacie "coś zabiło wszystkich"... do pewnego momentu. Konkretnie zaś tego, w którym zaczynamy próbować odpowiadać na pytania ukryte między wierszami scenariusza gry, pytania o życie, o świadomość, o duszę. I bez różnicy jakie odpowiedzi od samych siebie uzyskamy, o ile uzyskamy w ogóle, cała historia nabiera całkiem innego wymiaru, mocno filozoficznego, ale jednocześnie z prostym, czytelnym, wyraźnym przekazem. I ostatecznym pytaniem zadanym w finale, na które odpowiedzi udzielamy sami, na dobre lub na złe.

Wiem, trochę mętnie to wszystko opisałem, ale fabularnie The Swapper właśnie taki jest - mętny, niejasny na początku i coraz bardziej zrozumiały, coraz bardziej ewidentny z każdym kolejnym krokiem. Gra zmusza do myślenia, myślenia o czymś więcej niż o niej samej, o prawdach absolutnych i odwiecznych zagadkach. I o zabijaniu samego siebie, które wynika z podstawy jej mechaniki.

The Swapper wprowadza oryginalny pomysł na grę - klonowanie siebie. Za pomocą specjalnego urządzenia możemy stworzyć na odległość do czterech klonów, które będą dokładnie powtarzały wszystkie nasze akcje. Co więcej, to samo urządzenie pozwala nam przenosić swoją świadomość (duszę?) do dowolnego z utworzonych klonów, jeśli tylko pozostaje on w polu widzenia... i nie ma między nami czerwonego światła, które blokuje "transfer" umysłu. Światło niebieskie blokuje tworzenie klonów, ale nie przenoszenie się do tych już stworzonych, a światło różowe, będące połączeniem czerwonego i niebieskiego, blokuje wszystko. I jeśli dodamy do tego płyty naciskowe, które włączają lub wyłączają światła, a także otwierają różnego rodzaju drzwi, to otrzymamy prosty przepis na łamigłówki z The Swapper. Prosty, ale trochę straszny.

GramTV przedstawia:

Straszny, bo gra wygląda strasznie. Opuszczona stacja Tezeusz wieje grozą i chłodem przypominającym trochę surrealizm H. R. Gigera, tak dobrze znany fanom filmowej serii Alien. Tutaj Giger został połączony z... gliną, bo autorzy stworzyli grafikę w The Swapper w oparciu o zdjęcia własnoręcznie wykonanych glinianych modeli. Jeśli dodamy do tego przemyślnie rozmieszczone oświetlenie oraz zmieniającą się perspektywę, która potrafi pokazać nam faktyczny rozmiar świata, w którym się poruszamy, to powstanie bardzo niepokojąca mieszanka. Mieszanka, która oczywiście uderza w tę samą, nie dającą spokoju nutę, co fabuła. Do niezapomnianego unisono brakuje już tylko nas samych. A dokładnie tego uczucia, które uderza nas w pewnym momencie, gdy patrzymy na nasze ginące hurtowo klony...

Tak się bowiem składa, że bez różnicy jak bardzo się rozmnożymy, każdą lokację opuszczamy sami. Wszyscy inni "my" muszą zginąć, ba, czasem giną na naszych oczach i z naszej ręki. Na przykład w czasie przemieszczania. Dość szybko opanowujemy metodę przemierzania dużych odległości wbrew grawitacji, poprzez tworzenie klona i momentalne przeskakiwanie do niego. Tym sposobem można przeżyć nawet upadki z dużej wysokości, jeśli tylko w ostatniej chwili stworzymy klona tuż nad ziemią i się do niego przetransferujemy... tylko, że potem patrzymy jak poprzedni "my" z niemiłym odgłosem rozbijamy się i kończymy martwi u naszych stóp. Pocieszamy się, że "on" już przecież nami nie był... ale im dłużej o tym myślimy, tym mniej w tym pewności, a gra dodatkowo poddaje nasze założenia w wątpliwość swoimi pytaniami o duszę i istotę świadomości. Sprytna mechanika może w tym przypadku oznaczać także masowy mord samego siebie. Autoholocaust. Okropność.

Ale zagadki są fantastyczne. Serio, właśnie takie, bez cienia przesady. Gry logiczne mają to do siebie, że na dłuższą metę przynudzają, stosując ciągle te same triki - ostatnio tak robił Magrunner, ale nie on jeden cierpi na tę przypadłość. Tylko pierwszy Portal potrafił być świeży cały czas i zaskakiwać każdą, genialnie zaprojektowaną łamigłówką. The Swapper też taki jest. Zagadki są kompaktowe, każda zawarta w jednym pomieszczeniu, nie trzeba dużo biegać i tracić czasu na robienie czegoś innego niż oranie sobie grabiami szarych zwojów w celu wykoncypowania rozwiązania. Łamigłówki nie są szczególnie trudne, nie trzeba nad nimi myśleć godzinami, z wyłączeniem może jednej na asteroidzie, ale każda wymaga zastanowienia. I każda jest satysfakcjonująca, każda ma inne rozwiązanie niż poprzednie, mimo zastosowania tych samych zasad - klonów, świateł, płyt naciskowych. Czasami trzeba użyć skrzynki, którą można przesuwać, bliżej finału zaś pojawiają się zabawy z grawitacją, które w bardzo sprytny sposób zmieniają układ odniesienia, ale generalnie są to cały czas te same składniki, tylko tak kreatywnie skomponowane, że nieustannie zaskakują i pozostają świeże aż do końca, który następuje po mniej więcej pięciu godzinach. Bardzo fajnego, wzruszającego końca, warto dodać, który zadaje nam ostatnie pytanie i każe żyć z odpowiedzią, której udzielimy.

The Swapper to prawdziwa perełka. Fabularnie ciężka i głęboka, z rozgrywką świeżą i lekką jak piórko oraz mroczną, niepokojącą, ale przepiękną oprawą graficzną i świetną muzyką. Nie ma słabych stron, nie jest ani za długa, ani za krótka, przesłanie ma uniwersalne i dzięki prostej mechanice nadaje się w zasadzie dla każdego, kto chce przeżyć niecodzienną przygodę, a nie boi się trochę wysilić mózgownicę. W swojej niszy łamigłówkowej The Swapper plasuje się w ścisłej czołówce i pewnie niewiele się pomylę, jeśli stwierdzę, że jest to najlepsza tego typu gra wydana od czasów pierwszego Portala. A tego ostatniego od pobicia przez The Swapper broni tylko charyzma i urok GlaDOS oraz finałowa piosenka. Ta mała gierka z Finlandii to jedna z tych produkcji, w które w tym roku nie można nie zagrać.

9,5
Gra z duszą i o duszy
Plusy
  • świetna atmosfera
  • doskonałe, kreatywne łamigłówki
  • piękna grafika z gliny
  • dobra fabuła z przystępną filozofią
  • nie można się oderwać
Minusy
  • nie ma piosenki na końcu...
Komentarze
8
Usunięty
Usunięty
09/08/2013 10:03

Ciekawie to wygląda.

Usunięty
Usunięty
06/08/2013 20:08

Wszystko jest w niej idealne, ale problemem jest to, że po dwóch wieczorach następuje koniec przygody. Gdyby rozwinąć temat w przyszłej grze o podobnym klimacie i miodności. Za dobre żeby było tak krótkie!

KeyserSoze
Gramowicz
Autor
06/08/2013 14:53

> Sławek zawsze jakieś fajne indie znajduje.>> Może by tak mała reaktywacja cyklu alternatyw na gikzie w ramach wolnego czasu? ;-)Ramy nie są aż takie obszerne, a poza tym jest za gorąco teraz, żeby podejmować działania inne niż absolutnie niezbędne :) Poza tym chłopaki sobie radzą doskonale :)




Trwa Wczytywanie