Myślenie życzeniowe: Era Unishootera

Sławek Serafin
2013/04/18 16:01

Atak terrorystyczny na World Trade Center w 2001 miał wiele różnych następstw, w większości niemożliwych do przewidzenia. Takich na przykład jak moda na współczesne strzelanki, która zdominowała krajobraz gier na ponad dekadę.

Naszło mnie po premierze zwiastuna Battlefield 4. Zdałem sobie sprawę, że już nie ma Battlefielda, Call of Duty, Medal of Honor i w ogóle żadnych strzelanek w głównym nurcie. Coś tam się czai na obrzeżach, ale w tym popularnym segmencie, gdzie sprzedają się milionowe ilości gier, nie ma już nic, oprócz unishootera. Tu go nazywają tak, tam go nazywają siak, ale wszędzie jest taki sam. Ma kilka odmian, niewiele się od siebie różniących, ale dla niewyszkolonego oka wszystkie one są identyczne. Unishooter, jeden by wszystkich odnaleźć, sprowadzić i w ciemności związać.

Myślenie życzeniowe: Era Unishootera

Dziesięć lat temu jeszcze tego nie było. Pamiętacie rok 2004 i okolice? Pamiętacie shootery wtedy wydane? Ja pamiętam. Far Cry. Half-Life 2. DOOM 3. I Riddick. I Enemy Territory. Pięć shooterów, wszystkie albo bardzo dobre albo wprost fenomenalne. I każdy całkiem inny. Od pierwszego spojrzenia odróżniało się jeden od drugiego. I tylko w jednym tłem była wojna i to wcale nie współczesna. Piękne czasy, raj utracony dla fanów shooterów. Ale to było zaledwie kilka lat po Afganistanie i Iraku, po tym jak nad światem zawisło widmo terroryzmu - grę robi się właśnie kilka lat, więc potrzeba było jeszcze tylko chwili, by producenci, jak wygłodniali, rzucili się na nowy temat. Zaczęło się w 2005 roku, od Battlefield 2, nowego, świeżego, współczesnego konfliktu, który wszystkim się podobał (oprócz fanów moda Desert Combat, z którego BF2 zżynał). Pobrzmiewały w nim echa 11 września, ale nie była to jakaś nachalna proamerykańska propaganda. Wtedy jeszcze Battlefieldy robili Szwedzi i to był dla nich tylko przystanek, bo przecież następną grą przenieśli się w rok 2142. Ale ścieżka została już wytyczona. A w 2007 Call of Duty: Modern Warfare ją poszerzyło, wybrukowało i zbudowało przy niej motel, fastfoody i galerię handlową, żeby nie trzeba było już chodzić nigdzie indziej. No i ludzie przestali korzystać z innych dróg.

Co akurat było normalne... Sezonowa moda, nic nadzwyczajnego. Ktoś odnosi sukces, wszyscy go małpują, tak się kręci ten światek growy w zasadzie od zawsze. Przez ładnych kilka lat nie robiło się nic innego, tylko tę współczesną wojnę. Nudne, ale tak już jest i wcześniej na przykład przez wiele lat "na tapecie" była II wojna światowa, po tym jak mocne uderzenie zaliczył pierwszy Medal of Honor. Więc w czym problem? W tym, że ta moda się nie kończy... Nie macie już tego dość? Ja mam.

W głównym nurcie istnieją tylko militarne strzelanki i już mi to bokiem wychodzi. Tak, jasne, jest Far Cry 3, jest Bioshock Infinite, czyli coś z innej beczki - ale to tylko jedna taka gra na rok. I żadna z nich nie jest sieciowa, bo w sieci kałachy i M16 rządzą już niepodzielnie. A wiadomo, że poważne granie w strzelanki odbywa się tylko i wyłącznie w sieci, kampanie singlowe są zaś tylko przystawką i to często pomijaną.

Tak, wiem. Shootmania, Planetside 2, Natural Selection 2, Tribes: Ascend. Są sieciowe strzelanki w innych klimatach, bardzo dobre sieciowe strzelanki. Niektóre darmowe, inne nie, wszystkie niestety o wiele mniej popularne... Wszystkie pozostają gdzieś na boku. I nawet jeśli są całkiem spore, to pozostają niszami i ich marki nie są tak rozpoznawalne, jak Call of Duty czy Battlefield, czyli dwaj główni rozgrywający na tym rynku. A oni kurczowo trzymają się cały czas tego samego. I właśnie to mnie tak zasmuca, bo pamiętam, że było inaczej. Lepiej.

Był taki mod do Battlefield 2, Forgotten Hope 2. W sumie nadal jest, a mówię o nim w czasie przeszłym, bo przestałem w niego grać kilka lat temu. Sam nie wiem dlaczego, ponieważ był fantastyczny. Przerabiał współczesną wojnę z BF2 na II wojnę światową we w miarę realistyczny, trzymający się faktów historycznych sposób. I był lepszy niż wszystkie sieciowe strzelanki, w które grałem później, unishootery spod znaku Call of Duty i Battlefielda. Dlaczego lepszy? Z wielu powodów.

GramTV przedstawia:

Po pierwsze i najważniejsze, nie było w nim żadnego awansowania na poziomy i odblokowywania czegokolwiek. Ja wiem, że to jest fajne, że miło jest jak się coś dostaje, jak się jest nagradzanym, ale... ale to wypacza grę. Przestaje się grać dla zwycięstwa i dla drużyny, przestaje się grać społecznie - gra się dla siebie, własnego wyniku, dla własnych medali, baretek, unlocków. Egoistycznie. Jak w singleplayera, ignorując wszystkich pozostałych graczy, co akurat nie jest wcale takie nieuprzejme, bo oni pewnie tak samo ignorują nas i gonią za swoimi odznakami za siedemdziesiąt gardeł pod rząd poderżniętych nożem. A to dopiero połowa problemu z tymi poziomami i odblokowywanym sprzętem.

Co jeszcze można zarzucić temu współczesnemu, powszechnie propagowanemu sieciowemu graniu? Całkowitą symetryczność i uniformizację stron. Grając w jakieś Call of Duty już nawet nie wiesz, po której jesteś stronie, czy jesteś Rosjaninem czy Amerykaninem, bo przecież tak naprawdę masz swojego żołnierza ze swoim sprzętem. Cały czas tego samego. Zacierają się różnice między wrogami, tło fabularne staje się wątłe i nieznaczące, całe strzelanie staje się bezsensowne, bo wszyscy są tacy sami. W Forgotten Hope 2 było inaczej. Gdy grałem Niemcem, to wiedziałem, że gram Niemcem. Miałem Kar98, miałem MG42, miałem MP40 - i to wszystko. Po stronie brytyjskiej był Enfield No4, Bren i Tommygun, i choć niby były to odpowiedniki broni niemieckich, to strzelało się z nich inaczej. A już szczególnie z Enfielda, który jest od tamtego czasu moją najbardziej ukochaną bronią w strzelankach w ogóle - zabijał pierwszą kulą, ale trzeba było naprawdę umieć strzelać, bo to nie broń automatyczna, tylko zwykły karabin bez żadnej lamerskiej optyki czy kolimatorów. Trafienie celu w ruchu czy z dużej odległości wymagało umiejętności - których nie potrzeba w żadnej wydanej ostatnio strzelance - i dawało satysfakcję, której próżno w nich szukać.

Ale nie za tym tęsknię najbardziej, tylko za czołgami. Uwielbiam czołgi, bardziej nawet niż samoloty, bo samolotami latam tak sobie, natomiast czołgistą jestem niezłym. A II wojna światowa to był raj dla czołgisty. Gdy patrzę na zwiastuny Battlefield 4, to aż mnie coś za serce chwyta, bo przypominam sobie właśnie Forgotten Hope 2, czy nawet stare Battlefield 1942 i broń pancerną z tamtych gier. W grach "współczesnych" jest jeden czołg na stronę i poza wyglądem są one identyczne. A tam? W samej Afryce Północnej było ich dziesięć razy więcej. Nie przesadzam z tym mnożnikiem. Brytyjski vickers, cruiser, dwa rodzaje crusaderów, valentine, matilda, grant i sherman, a do tego niemieckie Pz II, dwie odmiany Pz III i dwie odmiany Pz IV, no i marder, którego też od biedy można zaliczyć do czołgów. Czternaście różnych czołgów! Oj, przepraszam, piętnaście, zapomniałem, że na jednej z map w FH2 był też tygrys. I każdy z tych czołgów był inny, z innym pancerzem, działem, manewrowością, wytrzymałością. A to tylko jedna kampania i tylko dwie armie z II wojny światowej! Być czołgistą w tamtej grze, a być czołgistą w tych współczesnych strzelankach, to niebo a ziemia. Nawet World of Tanks nie może się z tym równać, bo tam była piechota, lotnictwo i artyleria, całe fantastycznie pole bitwy, a nie same tanki. Jak w porównaniu z tym wypadają pojazdy we współczesnych sieciowych strzelankach? Nędza, niestety, straszna nędza. Gdy grałem w Battlefield 3 to stroniłem od czołgów i innych wozów jak się dało, bo to doświadczenie było tak żenująco ubogie w porównaniu z czołgami z Forgotten Hope 2, że aż mdło się robiło i odechciewało się grać.

A to jeszcze nie koniec. Wiecie dlaczego kompletnie mnie te "teraźniejsze" strzelanki nie ruszają? Bo nie mają klimatu. Tak, wiem, wybucha, strzela, ładnie wszystko wygląda. Ale to nie ma sensu. Z II wojną światową jest inaczej, tam od razu nie tylko wiesz, kto jest dobry, a kto zły, ale też wszystko osadzone jest w swojskich, znajomych, historycznych ramach. Ma fundament, jest ugruntowane. Gdy bijesz się w Tobruku, na plaży Omaha czy o fabrykę Barrikady w Stalingradzie, to jest to TEN Tobruk, TA Omaha i TA Barrikady. A nie jakaś anonimowa, kompletnie nic nie mówiąca lokacja, która nie budzi żadnych emocji i nie opowiada żadnej historii. Tam odtwarzasz historię lub próbujesz ją zmienić i niesie to ze sobą mnóstwo frajdy, frajdy której w ogólnie się nie uświadczy w tych współczesnych lub futurystycznych strzelankach. A przynajmniej ja tak to widzę.

Właśnie o tym jest ten cały tekst, pełen gorzkich żali. Naprawdę miałem cichą nadzieję, że Battlefield 4 wróci do korzeni i do tej stokroć wspanialszej, ciekawszej i bardziej emocjonującej II wojny światowej. Ale nie, on woli być unishooterem, takim samym jak Call of Duty, Medal of Honor i trzy poprzednie części Battlefielda. Wielce mnie to smuci, bo to była jedyna szansa na pełną rozmachu głównonurtową strzelankę z czymś więcej niż tylko walki piechoty z bronią automatyczną w ciasnych korytarzach - i jak dla mnie została ta szansa zaprzepaszczona już tym pierwszym zwiastunem. W Battlefield 3 jeszcze grałem, z sentymentu do serii i w nadziei, że może jednak będą narzędzia modderskie, które wszystko zmienią. Gra okazała się w zasadzie identyczna jak Bad Company 2 i zdecydowanie uboższa niż Battlefield 2, a zamiast narzędzi modderskich były DLC... Porażka.

Cóż, wszystko się zmienia. Kiedyś dużo grałem w sieciowe strzelanki, ale unishootery zabiły tamtego mnie. Was też już zabiły? Czy jeszcze nie macie dość?

Komentarze
59
Tenebrael
Gramowicz
20/04/2013 21:43
Dnia 20.04.2013 o 16:04, zadymek napisał:

1. A czy konsolowiec ma jakąś alternatywę dla pada?

Nie. Dlatego własnie preferuję PC-ta - bo zawsze mam alternatywy, w tej i wielu innych kwestiach ;)

Dnia 20.04.2013 o 16:04, zadymek napisał:

2. Jak FPS jest wręcz zrobiony pod pada to ja się im nawet nie dziwię, ba wręcz głupotą było by granie myszą (gdyby była taka możliwość).

Ale ja mówię bardziej ogólnie - dla mnie granie w FPS''a na padzie, niezaleznie, pod co został zrobiony, to tak jak jedzenie zupy nożem - jak się uprzesz, to dasz radę, ale po co, skoro mam pod ręką znacznie bardziej "naturalne" dla takich gier urządzenie?

Dnia 20.04.2013 o 16:04, zadymek napisał:

W twojej argumentacji jest mała, ale znacząca luka: podpiąłeś pada do PC, grasz w wersję gry na PC i się dziwisz, że konsolowe sterowanie jest gorsze od K+M?

Wiesz, ten argument miał rację bytu jakieś 10 lat temu. Obecnie, niestety, większość gier to multiplatformy, a wersje PC-towe to porty z konsol. Sterowanie nie jest zmieniane, dodawana jest tylko myszo-klawiaturowa "nakładka". Natomiast sterowanie padem pozostaje bez zmian. Bardoz rzadko też słyszy się o zmianie poziomu trudności czy skryptów SI w wersjach na PC. Tak więc wątpię, by w jakichś 90% gier sterowanie padem na PC odbiegało od sterowania padem na konsoli.

Dnia 20.04.2013 o 16:04, zadymek napisał:

Cytując adresata" Tego się nie rozumuje tylko doświadcza, a potem mówi. " No więc sprawdź wersję konsolową gry i wtedy osądź.

Wiesz, wydawanie tysia (konsola koło 700 zł + gra ze 200 zł) tylko po to, by sprawdzić, czy sterowanie padem rzeczywiście jest tak do bani, jak na PC, to dopiero byłby bezsens :P

Usunięty
Usunięty
20/04/2013 16:23

/Ciach

Dnia 19.04.2013 o 09:09, Artmaster88 napisał:

Aż mnie nostalgia wzięła, jak to przeczytałem ;] Czasy Q3 i UT to były piękne czasy. To już nie wróci, bo inaczej wtedy się na to patrzyło (teraz już chyba nic człowieka nie zadziwi) Co do strzelanek to zarówno ja jak i paru moich znajomych zgadzamy się z tym, że możnaby było potrzaskać w jakiś naprawdę dobry FPS w WWII z najnowocześniejszym Enginem. Tylko że teraz jest ta sama sytuacja co kiedyś. Był przesyt takich tytułów to zrobiono MW. Teraz bardziej autorzy trzymają się współczesności. Ale i to się w końcu wyczerpie.

To nie chodzi o to, że coś nie wróci, bo trendy co jakiś czas się zmieniają. I niektórzy developerzy nie zawsze trafiają ze swoją grą w odpowiedni moment. Ofiarą tego padł Unreal Tournament 3 - gra bardzo dobra, ale z paroma wadami (w tym właśnie historią a''la GoW). Jak któryś kolega napisał - była małą katastrofą, ze względu na popularność. Myślę, że arcade''owe, arenowe strzelaniny wrócą z pełną mocą za parę lat, kiedy rynek nasyci się aż do porzygu. Że przyjdzie czas i na Quake''a, Dooma, i na Unreala. I na jakąś nową markę.Takie artykuły jak omawiany są pierwszymi zwiastunami. Coś się zmienia, gracze coś zauważają. I tak któraś nisza może wyprzedzić resztę, wpisać się w główny nurt, zdominować go. Najpewniej będzie to ta, której najmniej się spodziewamy.

zadymek
Gramowicz
20/04/2013 16:04
Dnia 20.04.2013 o 07:35, Tenebrael napisał:

Bez urazy dla konsolowców, jeśli lubicie grać w FPS''y na padach i sprawia Wam to rpzyjemność, to mi nic do tego.

1. A czy konsolowiec ma jakąś alternatywę dla pada?2. Jak FPS jest wręcz zrobiony pod pada to ja się im nawet nie dziwię, ba wręcz głupotą było by granie myszą (gdyby była taka możliwość). W twojej argumentacji jest mała, ale znacząca luka: podpiąłeś pada do PC, grasz w wersję gry na PC i się dziwisz, że konsolowe sterowanie jest gorsze od K+M? Cytując adresata" Tego się nie rozumuje tylko doświadcza, a potem mówi. " No więc sprawdź wersję konsolową gry i wtedy osądź.3. Z kolei jeśli ktoś ogrywa padem PC''towego FPS''a to już faktycznie zakrawa na masochizm ;)




Trwa Wczytywanie