Czasami gry posiadają naprawdę zapierające dech w piersiach efekty. Przekonać się o tym mógł młodzieniec o nicku Epiphyte, który opisał na łamach forum NeoGAF swoje wrażenia z gry w pecetowe demo BioShocka:
"Bawiłem się przez jakieś 15 minut i gra mi się bardzo podobała, aż do pierwszego spotkania z Big Daddy'm. Z napięciem patrzyłem, jak ładuje swoją broń, gdy nagle BOOM BOOM BOOM BOOM BOOM BOOM BOOM. To brzmiało jak wybuchy petard odpalanych w obudowie mojego komputera. Każdej eksplozji towarzyszył niebieski błysk.
Przez około pół sekundy siedziałem oniemiały. Pierwszą myślą było "O... jasna cholera, to najlepszy efekt, jaki widziałem w grze wideo! Powinni ją ocenić na 11/10!" Po chwili dotarło do mnie, co tak naprawdę się stało, gdy spojrzałem na mój komputer. Niebieski dym! Magiczny, niebieski dym, który sprawia, że elektronika działa, wydostaje się z mojego blaszaka".
Resident Evil? Silent Hill? To zaledwie wycinanki z kolorowego papieru w przedszkolu. Taka sytuacja wstrząsnęłaby przeciętnym graczem bardziej niż jakikolwiek survival horror, w końcu to BioShock. Wersja konsolowa zresztą podobno również nie jest łaskawa dla Xboksa 360... komputerowa wersja problemu RROD?;)