W czasach, gdy gracze narzekają, że elektroniczna rozrywka to już tylko oprawa graficzna, skrywająca pusty środek, miło jest się przekonać, iż powstają też produkcje złożone, rozbudowane, kompleksowe. Taki jest właśnie Theatre of War - oferujący mnóstwo okazji do gimnastyki szarych komórek, choć nieco upośledzony graficznie.
Angielskie słówko „huge” znakomicie oddaje atmosferę, którą czuje się podczas gry w Theatre of War. Dla mniej obeznanych z mową Szekspira wyjaśnijmy, że polskim odpowiednikiem może być w tym wypadku słówko „przeogromny”, bo zaiste teatr to wielki, który obejmuje działania na wielu frontach II wojny światowej. Zobaczmy zatem: pięć kampanii (polska, radziecka, francuska, aliancka, niemiecka), a do tego tzw. bitwę o Moskwę, która akurat w polskim wydaniu znalazła się jako bonus, gdyż normalnie trzeba zasysać ją z netu. Grając w predefiniowanych kampaniach (ponad czterdzieści misji) trafimy nad Bzurę, do Antwerpii, powstrzymamy niemiecką inwazję w miasteczku Arras, weźmiemy udział w ewakuacyjnej operacji Dynamo, poznamy okolice Dunkierki, zaliczymy operacje Barbarrosa i Overlord, wykonamy Blitzkrieg oraz inwazję na ZSRR, jak również desant w Normandii i zajęcie Berlina. To zresztą wcale nie kompletny katalog. Ale, ale – nie zapominajmy o trybie multiplayer, kampanii szkoleniowej oraz – uwaga – dwóch edytorach (misji i kampanii), które pozwolą domorosłym strategom osobiście maczać palce w układzie sił na świecie. Trzeba przyznać, że autorzy nie poskąpili pracy, by przygotować to wszystko. Chwała im za to, bo w świecie, w którym tak niewielu się chce, każda taka akcja jest na wagę złota.
Pełen tekst znajdziecie tutaj