Gry jako takie mają zwykle kilka cech, które decydują o tym, czy są one pożądanym towarem, czy kurzą się na półkach sklepowych. Z pewnością dla wielu z Was takimi wyznacznikami są m.in. nieliniowa rozgrywka i ogólna swoboda dana graczowi w kwestii niszczenia otoczenia, czy też wpływania na nie we wszelki inny możliwy sposób. Chcieliśmy tylko takim osobom przekazać, że... przejdzie im. Po jakimś czasie, z uśmiechem na ustach, wrócicie do liniowych gier. A przynajmniej tak sądzi Grant Collier, szef Infinity Ward – developera tworzącego właśnie Call of Duty 4: Modern Warfare na PC, X360 i PS3.
W wywiadzie dla serwisu IGN Grant zapewnił, że jego firma nie ogląda się na obecnie panującą w branży „modę”, tylko robi swoje. „Wszyscy dziś żądają od gier wolności w rozgrywce i totalnej podatności otoczenia na zniszczenia.. Osobiście nie uważamy, że to właśnie od tego zależy dobra zabawa. „Idź gdziekolwiek chcesz!”, „Rób cokolwiek chcesz!” są nadużywanymi symbolami, wyznacznikami dobrego tytułu... A niszczenie otoczenia może naprawdę zrujnować gameplay. Kiedy twoje możliwości wyboru są ograniczone, bierzesz udział w pełnych akcji, spektakularnych scenach... Dlatego właśnie dla mnie to tylko przejściowa moda, kaprys – nie będziemy się na tym skupiać. Gra, nad którą pracujemy ma przede wszystkim dostarczać rozrywki” – powiedział.Nasze zdanie na ten temat? Kontrowersyjna teoria wymyślona głównie po to, aby usprawiedliwić liniowość rozgrywki prezentowaną przez produkty Infinity Ward. Zupełnie niepotrzebna, ponieważ fani Call of Duty faktycznie przekładają skryptowane, dynamiczne wydarzenia nad wolność wyboru – bo to się naprawdę może (acz nie musi!) podobać. Wygląda na to, że część czwarta, chociaż skończy z II wojną światową, zachowa inne charakterystyczne dla serii elementy.