Oczywiście mało kto będzie zrzucał winę na wpływ gier w przypadku dorosłego mordercy, ale jeśli przestępstwa dokona dziecko, to zaraz media ogłoszą, że to przez jakąś grę (bo na biurku nieletniego kryminalisty znaleziono najnowsze GTA – pal licho, że zafoliowane). Tymczasem nie wszyscy tak do tego podchodzą. Amerykańskie Stowarzyszenie Socjologiczne opublikowało raport, z którego wynika, że granie w produkcje zawierające brutalne treści wcale nie zwiększa skłonności morderczych.
Jak piszą socjologowie: „W dziesięć lat po premierze Dooma [to od niego praktycznie zaczęła się cała ta nagonka]aresztowania nieletnich, którzy dokonali morderstw, spadły o 77 procent. Strzelaniny w szkołach są ciągle niezwykle rzadkie; nawet w latach 90., gdy poziom przemocy w szkołach był wysoki, uczniowie mieli szansę jak 7 do 10 000 000, że zostaną tam zabici. (...) W ciągu ubiegłego wieku politycy narzekali, że samochody, radio, filmy, muzyka rockowa, a nawet komiksy powodują degenerację i wzrost przestępczości wśród najmłodszych, wzywając do kontroli i nawet cenzury".
Może więc podczas całej tej walki „dobra ze złem” warto zdać sobie sprawę z jednego, drodzy przeciwnicy gier – spójrzcie na fakty, na badania i spostrzeżenia ludzi nierzadko bardziej kompetentnych w tych sprawach od was. A gdyby tak zbadać problem przestępczości wśród nieletnich nieco bardziej trzeźwo? Przestańmy chodzić na skróty i zwalać wszystko na gry, a zacznijmy być nieco bardziej zainteresowani tym, co naprawdę dzieje się wokół nas – to może uratować niejedno ludzkie życie.