Z konsolami Nintendo taka sytuacja powtarza się od lat. Było tak zarówno z N64, jak i z GameCubem, a do pewnego stopnia nawet z DS-em. Na konsole te wychodziło od początku wiele doskonałych gier wyprodukowanych przez Nintendo, z produkcjami niezależnych developerów bywało zaś - delikatnie mówiąc - różnie. Przed premierą Wii ojcowie Maria obiecali, że tym razem będzie inaczej, ale - najwyraźniej - nie wszystkich wydawców zdołali przekonać.
I tak jak SEGA czy UbiSoft wspierają Wii swoimi produkcjami od samego początku, tak wielu wydawców ciągle ma opory przed finansowaniem gier na tę szczególną konsolę. Producenci tacy jak chociażby Capcom przyznają, że wolą poczekać na rozwój sytuacji, zanim zdecydują się na zainwestowanie swoich pieniędzy. Najzwyczajniej w świecie boją się, że nie dostaną ze strony Nintendo dostatecznego wsparcia, a ich dzieła nie będą miały żadnych szans w walce z tytułami first-party.
I kto wie, czy filozofia wyznawana przez takie mniejsze zespoły nie jest tym, czego Nintendo potrzebuje w tej chwili najbardziej. Słuchając Briana Dreyera z Frontline Studios można nawet momentami odnieść wrażenie, że przemawia jeden z marketingowców Nintendo. "Gracze są już znudzeni tymi rzekomo wspaniale wyglądającymi grami na innych konsolach. W przypadku Wii najważniejsze jest to co leży u samych podstaw elektronicznej rozrywki, czyli po prostu czysta zabawa" - mówi. Jak wyjęte z notatek, przygotowanych na konferencję prasową producenta Wii...
Ale czy rzeczywiście możliwe jest spełnienie się utopijnej wizji, kreowanej od jakiegoś czasu przez Nintendo? Czy faktycznie będzie tak, że firmy takie jak Frontline Studios, wolne od nadmiernych ambicji i momentami przesadnie komercyjnego podejścia do tworzenia gier, staną na czele rewolucji, jaką przynieść ma w elektronicznej rozrywce Wii? Na pewno nieskrępowani koniecznością opłacenia drogich licencji i finansowania dziesiątków nieudanych projektów mają na to większe szanse. Ale czy w naszej branży może się jeszcze zmienić aż tak wiele, że znów z wielkich korporacji tłukących masowo sequele, przejdziemy do niewielkich zespołów pasjonatów, tworzących mało efektowne, ale za to prawdziwie rewolucyjne produkcje? Trudno w to uwierzyć. Ciągle bardziej prawdopodobne wydaje się koncentrowanie uwagi graczy na wyścigu zbrojeń, prowadzonym przez Microsoft i Sony, niż na niszowych produkcjach nieznanych developerów. Ale jeżeli ci ostatni naprawdę nie poprzestaną jedynie na pięknych frazesach i stworzą coś naprawdę ciekawego i wartościowego - nie zaś jedynie innego jedynie dla owej inności - to w końcu będą górą. W innym wypadku i jeżeli więksi wydawcy nie zmienią swojego nastawienia, Wii spotkać może los GameCube'a - zapomnienie przez wielkich tej branży i samotna śmierć gdzieś w rogu pokoju...
Nam zaś w tym wszystkim pozostaje przede wszystkim satysfakcja z tego, że żyjemy w tak interesujących czasach. Wygląda bowiem na to, że walka Nintendo z Sony i Microsoftem to pojedynek Dawida z Goliatem na więcej niż jednym poziomie - nowoczesny sprzęt i najnowsze zdobycze techniki kontra starsze, ale potencjalnie ciekawsze rozwiązania to tylko jeden z nich. Jest bardzo możliwe, że na drugim będziemy obserwowali walkę małych, niezależnych developerów z wielkimi studiami i pieniędzmi. Będzie się działo!