"Czy sądzę, że będziemy tańsi niż konkurencja? Tak. Czy ustaliliśmy już cenę? Jeszcze nie" - powiedział Fils-Aime korespondentowi serwisu CNN/Money. Nadal nie znamy więc konkretów. Jedyne co można póki co powiedzieć, to że konsola będzie tańsza niż 299 dolarów (za tyle Microsoft sprzedaje uboższą wersję Xboksa 360). Na rozmaitych forach pojawiły się plotki o cenie 199 "zielonych" - tyle że jak na razie to tylko zgadywanki.
Revolution będzie się różnić od konkurencji w co najmniej jeszcze jednym aspekcie. Reggie potwierdził bowiem to, o czym się już od jakiegoś czasu mówiło w kuluarach - twórcy rezygnują ze wsparcia dla standardu High-Definition. "To co zaoferujemy w temacie grywalności i łatwości obsługi z łatwością zastąpi brak obsługi HD". To jeszcze jeden dowód na to, że Nintendo niewiele robi sobie z nowinek technologicznych, chcąc skusić graczy czymś zupełnie innym. A czym - poza pilotem? Na odpowiedź musimy jeszcze poczekać.
Nie trzeba być geniuszem marketingu, żeby stwierdzić, że sprzedawanie Revolution w niskiej cenie zwiększy zainteresowanie konsolą. Tylko że tak naprawdę jest to sprawa drugorzędna. Jeżeli next-gen Nintendo nie będzie miał graczom do zaoferowania nic specjalnego, to producent nie ma co liczyć, że rzucą się oni na niego tylko ze względu na cenę. Pozostaje więc oczekiwać kolejnych informacji na temat tej platformy.