Światło, którego nie widać – recenzja serialu Netflixa. Krwawy diament

Radosław Krajewski
2023/11/03 09:00
0
0

Ekranizacja bestsellerowej książki Anthony’ego Doerra jest już dostępna na Netflixie. Oceniamy, czy warto obejrzeć ten czteroodcinkowy miniserial.

Oślepiający blask

Były duże obietnice i ambicje, ale mając w garści prawa do ekranizacji powieści “Światło, którego nie widać”, ciężko było o brak optymizmu. Wydana w 2014 roku książka zajmowała miejsce na liście bestsellerów New York Times przez dwieście tygodni. Łączną sprzedaż szacuje się na ponad 15 milionów egzemplarzy. Anthony Doerr swoją historią osiągnął krytyczny wręcz sukces, który pozostało przełożyć na filmową lub serialową adaptację. Projekt ostatecznie trafił w ręce Netflixa i bez większej promocji produkcja właśnie trafiła do biblioteki platformy. Czy warto poświęcić jej cztery godziny? To zależy jakich opowieści z czasów II wojny światowej poszukujecie.

Oślepiający blask, Światło, którego nie widać – recenzja serialu Netflixa. Krwawy diament

Francja, 1944 rok. Miasteczko Saint-Malo okupowane jest przez nazistów. Kolejny atak bombowy zakłóca transmisję prowadzoną przez niewidomą Marie-Laure LeBlanc (Arię Mię Loberti), młodą dziewczynę, która za pomocą kodów wysyła wiadomości, aby odszukać swojego zaginionego ojca, profesora Daniela (Mark Ruffalo). Audycji przysłuchuje się niemiecki żołnierz Werner Pfennig (Louis Hofmann), który otrzymuje rozkaz odnalezienia dziewczyny. LeBlanc przed laty poznała lokalizację jedno z największych skarbów Francji – drogocennego diamentu. Chrapkę na niego ma Reinhold Von Rumpel (Lars Eidinger), nazistowski gemmolog, specjalizujący się w kamieniach szlachetnych. Rozpoczyna się walka nie tylko o życie dwójki młodych ludzi, ale również losów całej wojny.

Pomimo zaledwie czterech odcinków serial nie śpieszy się z prowadzeniem historii, pozwalając bliżej poznać głównych bohaterów. Służą do tego liczne retrospekcje z życia Marie-Laure, która od najmłodszych lat uczyła się poruszać po niebezpiecznym mieście, za pomocą przygotowanej przez jej ojca szczegółowej makiety Saint-Malo. Dziewczyna mogła liczyć na swojego rodzica, otrzymując od niego miłość i ciepło, ale również zdradzenie wielkiej tajemnicy, która sprowadza na nich niebezpieczeństwo. Szlachetny diament staje się typowym MacGuffinem, służący za rozpędzenie fabuły, jednocześnie działający na płaszczyźnie metaforycznej, zarówno dla samej LeBlanc, jak i całego francuskiego narodu.

Drugi z bohaterów, Werner, nie zatracił swojej duszy podczas udziału w wojnie. Osierocony chłopak od dawna słucha audycji francuskiej dziewczyny, która pozostaje dla niego jedynie głosem z radia. Jego fascynacja przerodziła się w potrzebne nazistom umiejętności i jako radiotelefonista ma za zadanie wychwytywać wszelkie komunikaty nadawane przez ruch oporu. Werner nie zamierza jednak przyczyniać się do dalszych rzezi niewinnych i jego jedynym celem jest odszukać Marie-Laure, aby poznać dziewczynę z jego wyobrażeń, która dodaje mu otuchy w tych trudnych czasach, mogąc za jej pomocą poznać inne oblicze świata.

Ludzki kruszec

Chociaż wydaje się, że wszystkie elementy są na swoich miejscach, to “Światło, którego nie widać” nie oferuje przy tym nic zaskakującego. Serial jawi się jako elementarz historii o II wojnie światowej, gdzie podział na dobro i zło jest zbyt klarowny, a bohaterowie są wręcz nieskazitelnie dobrzy. Nawet gdy robią złe i niewłaściwe rzeczy, łatwo im wybaczyć, gdyż czynią to z wyższych pobudek. Brakuje więc w tym wszystkim nakreślenia większej stawki, aby poszukiwanie przez nazistów diamentu i ochrona kamienia przez LeBlanc, była bardziej emocjonująca. Sam kamień staje się jedynie powodem do nakreślenia miłosnej historii, nie oferując nic więcej.

Ludzki kruszec, Światło, którego nie widać – recenzja serialu Netflixa. Krwawy diament

GramTV przedstawia:

To jednak nie tak, że “Światło, którego nie widać” źle się ogląda. Wręcz przeciwnie. To dobrze skrojony i poprawnie zrealizowany serial, który jednak rozczarowuje głównie na płaszczyźnie scenariuszowej. Chociaż scenografie, kostiumy, czy efekty specjalne mogą się podobać, tak problemem jest historia, o której zapomina się zaraz po napisach końcowych. Brakuje tu jakiegoś czynnika, który sprawiłby, że fabuła pozostałaby od początku do końca porywająca, a kolejne odcinki pochłaniałoby się z wypiekami na twarzy. Entuzjastów II wojny światowej raczej namawiać nie trzeba, nawet pomimo wielu serwowanych przez serial truizmów i niepotrzebnego wyciskacza łez, zamiast skupienia się na prowadzeniu wartkiej akcji i lepszego nakreślenia bohaterów.

Postacie również stają się problematyczne, ale na szczęście aktorzy wyciągają z nich tyle, ile tylko mogą. Świetna jest przede wszystkim debiutująca na ekranie Aria Mia Loberti, która tworzy przekonującą i wiarygodną bohaterkę. Nieźle wypada też Louis Hofmann, szczególnie w scenach, które podkreślają niejednoznaczność tej postaci. Mark Ruffalo to klasa sam w sobie i jedynie szkoda, że jest go tak mało. Z kolei kiepsko wypada Lars Eidinger, który tworzy zbyt przerysowanego, miejscami wręcz karykaturalnego nazistę.

“Światło, którego nie widać” zasługiwało na nieco lepszą ekranizację, gdyż ta od Shawna Levy’ego i Steven Knight nie jest tak udana, jak z pewnością mogłaby być. Najbardziej dziwi, że serial poległ scenariuszowo, gdyż mając na pokładzie twórcę Peaky Blinders i Tabu, należałoby oczekiwać zdecydowanie więcej. Te cztery godziny przy serialu spędzicie jednak bezboleśnie, o ile nie będziecie oczekiwać pozycji, która miałby pretendować do najważniejszych nagród Emmy. Jeżeli interesujecie się tematyką II wojny światowej, to nawet nie ma co się zastanawiać i jak najszybciej nadróbcie nową propozycję Netflixa.

6,0
Światło, którego nie widać miał być hitem, a jest jedynie poprawnym serialem z rozczarowującym scenariuszem.
Plusy
  • Aria Mia Loberti i Louis Hofmann w głównych rolach
  • Ma kilka wybijających się momentów w fabule
  • Realizacyjnie nie ma się do czego przyczepić
Minusy
  • Historia mogłaby być bardziej interesująca
  • Zbyt prosty podział na dobro i zło
  • Lars Eidinger tworzy przerysowaną postać
  • Brakuje w tym wszystkim większych emocji i zaangażowania widza
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!