Recenzja Outcast: A New Beginning - Średniobudżetowy Avatar

Mateusz Mucharzewski
2024/03/14 15:00
0
0

W zalewie nowych, świetnych gier wraca seria, o której niewielu już pamięta. Czy to ma prawo się udać?

Recenzja Outcast: A New Beginning - Średniobudżetowy Avatar

Seria Outcast to książkowy przykład tego jak deweloper nie widzi, że coś nie ma sensu i trzeba szukać nowego pomysłu. Pierwsza część, mimo że niezła, sprzedażowo świata nie podbiła. Jej remake został z kolei kiepsko odebrany. Sequel? Anulowany. Późniejsza kampania na Kickstarterze również nieudana. Po drodze studio nawet zdążyło zostać zamknięte i wrócić pod skrzydłami THQ Nordic. Trudno powiedzieć co jeszcze musi się stać, aby zespół Appeal Studios dało sobie z tym tematem spokój. Może będzie to premiera świeżutkiego Outcast: A New Beginning. Biorąc pod uwagę rynkowe okoliczności, dla dewelopera może to być bardzo twarde lądowanie.

Jeśli ktoś nie zna klasycznego Outcasta to nie ma się czym przejmować. Nie znalazłem nigdzie informacji, że tegoroczny A New Beginning to reboot, ale w pewnym sensie tak można to traktować. Historię zaczynamy od niespodziewanego i trudnego do wytłumaczenia lądowania głównego bohatera, Cuttera Slade’a. Twardego, bo na cztery litery po wyskoczeniu z portalu międzygwiezdnego. Jakim cudem znalazł się na egzotycznej planecie? To będzie jeden z celów gry. Szybko jednak na pierwszy plan wychodzi inny problem - planetę zaatakowały maszyny. Kto je kontroluje i jak je pokonać? Brzmi to dosyć klasycznie i ciężko w tym wstępie fabularnym znaleźć jakiś świeży pomysł. Nowy Outcast ma jednak w zanadrzu kilka zwrotów akcji, dzięki czemu, przynajmniej z początku, jest to nawet interesujące. Niestety do czasu.

O zgrozo ktoś kto odpowiadał za scenariusz Outcast: A New Beginning wykazał się niesamowitym narcyzmem i miłością do własnej pracy. W efekcie gra jest kompletnie przegadana. Początkowo aż nie mogłem się doczekać aż wreszcie będę mógł chwilę powalczyć. Niestety zamiast akcji twórcy zaoferowali mi kolejne dialogi z mieszkańcami planety. Ktoś uznał, że ten świat jest niezwykle barwy oraz ciekawy i warto to wykorzystać. Rozmowy wypchane są więc opisami tego “uniwersum”, w dodatku pełnymi nazw własnych. Jest ich tak dużo, że w trakcie można wyświetlić słowniczek z ich tłumaczeniem. Zapytacie czy przynajmniej jest to ciekawe. Niestety nie. Dla mnie Outcast to taki nieco bardziej przaśny Avatar. Ogrom pracy włożono więc w element, który bardziej przeszkadza niż pomaga. Dialogów jest tak dużo, że z nudów od pewnego momentu zacząłem większość z nich pomijać. Gdyby było ich nawet dwa razy mniej, to i tak byłoby nieco za dużo. To pokazuje skalę problemu.

Far Cry w niedoprawionym sosie z Avatara

Zostawmy tę nieszczęsną fabułę i porozmawiajmy o rozgrywce. Gameplay w Outcast przypomina nieco Far Cry. Podstawa to całkiem spora, otwarta mapa z kilkoma wioskami. Większość rozgrywki to rozwiązywanie ich problemów w formie serii questów. Celem jest zdobycie przychylności wodza, co ma pomóc w ostatecznym rozwiązaniu problemu maszyn. Te z kolei mają swoje bazy, które w większości stanowią zadania dodatkowe. Kilka z nich, te większe, niszczymy w głównej kampanii. Tutaj niestety swoje trzy grosze dodaje przegadana fabuła. Wątki wiosek są bardzo długie, a więc wszystko robimy jednocześnie. Zamiast więc oczyścić jeden obszar i ruszać do kolejnego, non stop krążymy po całej mapie, bo gdzieś coś się odblokowało. Inna sprawa, że te zadania fabularnie zazwyczaj są mało ciekawe, a więc chce się iść dalej, aby zaznać odrobinę urozmaicenia.

Tutaj musimy wspomnieć o dosyć sporym problemie Outcast. Większość zadań jest nudna i prosta. Sporo wiąże się ze zbieraniem surowców potrzebnych do stworzenia czegoś. Wiele razy musimy też pójść gdzieś i z kimś porozmawiać. Jeśli do tego dodamy niekończące się dialogi wychodzi na to, że momentami w Outcast po prostu brakuje dynamiki. Próbują ratować to ataki na bazy przeciwników, ale one też w sumie zawsze są takie same. Recykling jest tak duży, że jedna z walk z bossem powtarzana jest trzy razy. Bardzo więc brakowało mi większych i bardziej różnorodnych misji. O dziwo gra jest dosyć długa i pełna zawartości. To akurat pewien plus, bo jak ktoś zdecyduje się zagrać w Outcast: A New Beginning, zabawy starczy mu na prawie 20 godzin. Czuć w tym też ducha Far Cry, bo wiele zadań dodatkowych warto robić dla ulepszeń i dosyć rozbudowanego rozwoju postaci.

GramTV przedstawia:

Zostańmy na dłużej przy rozwoju postaci, bo to dosyć istotny element całości. W Outcast jeden rodzaj zadań dodatkowych zwiększa maksymalne życie, a inny pozwala zdobyć ulepszenia broni. Do tego mamy jeszcze klasyczne drzewko umiejętności. To sprawia, że im dłużej gramy tym nasz bohater jest potężniejszy i mocno to widać. Najsilniej można to odczuć po poruszaniu się. Cała planeta jest bardzo górzysta, co utrudnia przemieszczanie się. Z czasem jednak zdobywamy zdolności, dzięki którym pokonanie nawet największego szczytu to prościzna. Pamiętam jak kiedyś mocno chwalono The Legend of Zelda: Breath of the Wild właśnie za dużą mobilność postaci. Wprawdzie w Outcast nie można się klasycznie wspinać, ale i tak możliwości są znacznie większe niż w grze Nintendo. To akurat spore technologiczne osiągnięcie, bo latanie na dużej wysokości wymaga generowania ogromnego terenu. Tutaj nowy Outcast robi wrażenie.

Podobny rozwój widać też w walce, głównie po dodaniu do broni ulepszeń. Niestety pojedynki z przeciwnikami mają kilka poważnych problemów. Przede wszystkim regeneracja zdrowia odbywa się tylko za pomocą roślin jakie można znaleźć w okolicy. Często więc atak na bazę poprzedzony jest chodzeniem dookoła i zbieraniem ich. Niestety wiele nie pomagają (można zrobić z nich eliksir, ale trzeba się wtedy udać do wioski), a więc zapas szybko się kończy. W efekcie bardzo dużą część gry przechodziłem na niskim poziomie zdrowia, co naturalnie wpływa na komfort zabawy. To samo dotyczy amunicji. Po zamontowaniu ulepszeń broń bardzo szybko zużywa energię, a więc wiele walki, zwłaszcza z silniejszymi przeciwnikami, kończyłem strzelając do nich pestkami robiącymi malutkie obrażenia. Strzelanie nie jest w Outcast odkrywcze, raczej typowo zręcznościowy standard. Dało się jednak znaleźć w tym sporo przyjemności, która jednak ograniczona jest przez kilka fundamentalnych decyzji.

Mimo kilku bardzo wyraźnych problemów Outcast: A New Beginning to całkiem sympatyczna gra. Lepsza niż się spodziewałem. Duża, wypchana zawartością, niekiedy aż za bardzo, ale dająca przyjemność. Spora w tym zasługa bardzo płynnego przemieszczania się czy nawet tej walki, nieco bezstresowej i zręcznościowej. Mieliśmy jakiś czas temu spory zalew gier z otwartym światem, ale ostatnio mocno ich ubyło. Może to więc efekt tego, że przesyt nieco mi minął. Tym bardziej dobrze gra się w Outcast jak zacznie się pomijać dialogi i rozgrywka nabiera nieco dynamiki. Niestety twórcy poszaleli w tym obszarze i chyba faktycznie mieli błędne przeświadczenie, że to jest dobry element gry. Na tyle błędny, że wydali pieniądze nawet na polski dubbing. Z naszej perspektywy to dobrze, ale z biznesowego punktu widzenia to przepalanie pieniędzy, które na naszym rynku raczej się nie zwrócą.

Kasę i czas można było więc poświęcić na inne rzeczy. Na przykład na dopieszczenie gry. Zacznijmy o bugów, których może nie ma wybitnie dużo, ale też co jakiś czas coś się trafi. Najczęściej to drobne rzeczy związane z tłumaczeniem, na przykład tekst lub dialog w języku angielskim zamiast polskim. Nic co może szczególnie niepokoić. Gorzej z optymalizacją. Nie jestem wrażliwy na takie rzeczy, ale nawet ja czułem, że chwilami Outcast powinien działać nieco szybciej. Były też momenty, w których spadki liczby klatek były bardzo wyraźne. Raz nawet gra zamieniła się w pokaz slajdów i koniecznie było wyłączenie jej. Jak na złość zbugowało to aktualne zadanie. Pomogło wczytanie wcześniejszego punktu zapisu. Całe szczęście, że gra robi kilka autosave’ów. Mimo wszystko optymalizacja wymaga ogromnej pracy. Outcast: A New Beginning nie jest szczególnie urodziwy, ale czkawką odbija się wielki świat.

Niezła gra, w którą pewnie i tak nie zagrasz

Czy więc warto zagrać? Jeśli ktoś ma duży deficyt otwartego świata to pewnie powinien spróbować. Nie sądzę jednak, aby Outcast był teraz wielkim hitem. Sentyment do marki jest znikomy, konkurencja ogromna, a promocja gry symboliczna. Spodziewam się więc kolejnej słabej premiery w historii tego IP. Jeśli jednak w dalszej przyszłości przydarzy Wam się okazja do sprawdzenia gry Appeal Studios, możecie znaleźć w niej bardzo kompetentną produkcję w stylu Far Cry, oczywiście w średniobudżetowym wykonaniu.

Patrząc jednak na uwarunkowania rynkowe i sytuację w Embracer Group, dla Appeal Studios premiera Outcast: A New Beginning może być bardzo bolesna, a dla IP oznaczać emeryturę.

7,0
To byłaby dużo lepsza gra gdyby nie nazywała się Outcast i opierała się na zupełnie innym, znacznie ciekawszym świecie.
gram poleca
Plusy
  • Duży świat i możliwość wejścia w każdy zakamarek
  • Swoboda i szybkość w poruszaniu się
  • Rozbudowane możliwości rozwoju postaci
  • Przyjemna walka, zwłaszcza po ulepszeniach
Minusy
  • Momentami problemy z optymalizacją
  • Totalnie przegadana historia
  • To też sprawia, że gra jest za duża
  • Zdobywanie amunicji i regeneracja zdrowia
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!