Recenzja filmu Flash. Multiwersum z superbohaterskiego spaghetti

Radosław Krajewski
2023/06/16 18:15
1
0

Flash to jeden z najdziwniejszych filmów od DC Studios. Oceniamy, czy dzięki temu może stać się przyszłym klasykiem.

Bieg w tył

Bardzo długo DC kazało nam czekać na film poświęcony Flashowi. Pierwsze plany sięgają jeszcze 2013 roku, kiedy to przygody Szkarłatnego Sprintera miały być jednym z pierwszych filmów w ramach uniwersum DC prowadzonego przez Zacka Snydera. Wszyscy pamiętamy, jak to się skończyło, a studio zaczęło powoli wycofywać się ze swoich planów, tworząc nowe uniwersum, które jednak nie rezygnowało całkowicie z poprzedniego. Ezra Miller utrzymał więc rolę, ale losy filmu znów zawisły na włosku, gdy w zeszłym roku aktor zaczął szaleć na Hawajach, co skończyło się interwencją policji i przedziwnym ciągiem Millera, który sam siebie popychał w stronę prawdziwego antagonisty. Warner Bros. jednak z niego nie zrezygnował, nie podejmując decyzji o recastingu głównej roli, kolejnym opóźnieniu premiery Flasha i wydaniu następnych setek milionów dolarów. Była to rzecz jasna decyzja czysto biznesowa, ale niezależnie od osiągniętych wyników filmu w kinach, jak najbardziej słuszna, bo jeżeli gdziekolwiek szukać plusów tej produkcji, to w pierwszej kolejności w podwójnej roli Millera i całym wątku Barry’ego Allena.

Bieg w tył, Recenzja filmu Flash. Multiwersum z superbohaterskiego spaghetti

Zbliża się dzień apelacji Henry’ego Allena (Ron Livingston), który wiele lat temu został skazany za zabicie swojej żony. Barry (Ezra Miller) mocno to przeżywa, mając nadzieję, że uda mu się odzyskać chociaż jednego swojego rodzica. Po jednej z kolejnych udanych akcji w Gotham City i rozmowie z Brucem Waynem (Ben Affleck), wpada na pomysł wykorzystania swoich mocy, aby przenieść się do przeszłości i zmienić dalsze losy jego rodziny. W wymiarze speedforce zostaje nagle zepchnięty przez tajemniczego przeciwnika, przenosząc się w czasie o kilka lat za wcześnie. Szybko okazuje się, że jego działania stworzyły nową linię czasową, w której wszystko jest nie tak, jak trzeba. Na domiar złego generał Zod (Michael Shannon) dopiero rozpoczyna podbój Ziemi, ale na horyzoncie nigdzie nie widać Supermana, który miałby go powstrzymać. Wraz z drugim, młodszym Barrym udają się w poszukiwanie Bruce’a Wayne’a (Michael Keaton), który za pomocą swoich detektywistycznych umiejętności ma ustalić, gdzie znajduje się Clark Kent z tej rzeczywistości. Nie są jednak przygotowani na to, co zgotował im los.

Reżyser Andy Muschietti dokładnie przeanalizował, co stało za sukcesem filmów z Marvelem i do pewnego stopnia skutecznie zaimplementował to do swojego filmu. Tym samym Flash nie tyle posiada elementy komediowe, co od samego początku nie traktuje siebie poważnie, tworząc coś na wzór osobliwej superbohaterskiej farsy, istnej parodii zbliżającej się do bycia anty-filmem, ale z zachowaniem fabularnej struktury, która jednocześnie przyziemne trzyma się gatunkowych schematów. Flash jest naprawdę dziwnym, szalonym filmem, który psuje się dopiero pod koniec, gdy musi odhaczyć wielką komputerową bitwę, z której i tak niewiele wynika.

GramTV przedstawia:

Zanim jednak do niej dotrzemy, czeka nas mocny kandydat do jednego z najlepszych filmów ze stajni DC. Już pierwsza sekwencja akcji pokazuje, że Muschietti świetnie radzi sobie z nadaniem odpowiedniego tonu swojemu głównemu bohaterowi, a przy tym całej historii, dostarczając najzabawniejszą scenę z całego tego uniwersum peleryniarzy. Nie będę zdradzał zbyt wiele, ale ta scena dobitnie przypomina, że kino superbohaterskie w pierwszej kolejności miało być czystą, nieskrępowaną i bezkompromisową rozrywką i to właśnie otrzymujemy w pierwszych kilkunastu minutach filmu.

Ale dalej wcale nie jest gorzej i historia nadal potrafi zaskoczyć w wielu momentach, nie tylko czystą zabawą z masą udanego humoru, ale przede wszystkim poważniejszymi wątkami. Znalazło się więc miejsce nie tylko na śmiech, ale również wzruszenia, czy całkiem głębokie, jak na superbohaterskie produkcje, przemyślenia, które dobrze rezonują z tym, co ostatnio mogliśmy zobaczyć w Spider-Man: Poprzez multiwersum. Jestem pod wrażeniem, jak Flash wszystko to upycha, jednocześnie będąc integralną częścią uniwersum (to chyba pierwszy film z DC, gdzie faktycznie czuć, że rozgrywa się w uniwersum, w którym istnieją również inne nadludzkie postacie), wrzucając masę gościnnych występów i wielką scenę akcji na sam koniec. Nawet jeżeli niektóre z tych elementów są całkowicie niepotrzebne.

Dotyczy to przede wszystkim mnóstwa cameosów, które wywołują niekomfortowe poczucie żenady. Rozumiem zamysł studia, ale wrzucanie takiego fanserwisu, którego w zasadzie nikt nie chciał i nie potrzebował, mija się z celem i nie działa na korzyść historii. Co prawda we Flashu to tylko jedna, choć długa scena wypełniona gościnnymi występami, ale wciąż pozostawia po sobie kiepskie wrażenie. Podobnie jak wspomniana już finałowa bitwa, która jest jednym wielkim zlepkiem efektów specjalnych, nie potrafiąca wywołać jakichkolwiek emocji. Rozczarowuje również jej rozwiązanie, jakby zabrakło kilku/kilkunastu dodatkowych minut, które zakończyłyby ten konkretny wątek, zanim znów wrócimy do historii o tytułowym bohaterze.

Komentarze
1
dariuszp
Gramowicz
16/06/2023 21:59

Film widziałem i wg mnie ogólnie ssał. Wątek Flasha był OK ale zwyczajnie był bezcelowy. 

Batman ograniczał się do "pamiętacie tą linię dialogową?".

Supergirl i Zoda w zasadzie mogło nie być. Nie mieli znaczenia. 

Mamy też kolejny głupi motyw podróży w czasie który był jeszcze głupiej wytłumaczony niż u Marvela. 

A co do Supermena... zaśmiałem się z jednego cameo ale to tyle.

Na pewno nie pomaga im fakt że sam film jest becelowy bo ani nie zaczyna nowego universum ani tak naprawdę nie kończy starego ani nic. Byłem przekonany że próbują zrobić Flashpoint i opóźnienia wynikały z tego że chciały skleić stare filmy z tym co chce zrobić Gunn. Ale tak się nie stało.