Tylko dla mrocznych dusz - recenzja Sinner: Sacrifice for Redemption

Łukasz LM Wiśniewski
2018/10/29 10:30
0
0

Tytuł doskonale wpisuje się w gusta fanów serii Dark Souls, ale pozostali gracze raczej nie znajdą w nim niczego dla siebie.

Hidetaka Miyazaki otwarcie zapowiedział, że zapoczątkowana w 2011 roku seria Dark Souls wraz z ostatnim DLC do trzeciej odsłony – The Ringed City – dobiegła końca. Fanom narzuconej w niej formuły rozgrywki i sposobu prowadzenia narracji po pokonaniu Gaela pozostaje już jedynie odłożyć broń na stojak i z nostalgią wspominać odpoczynki przy ognisku, pojawiający się nieustannie napis informujący o naszej śmierci czy przypływy euforii, gdy po wielu próbach boss został pokonany. Mogą też sięgnąć po jedną z wielu pochodnych rosnącej popularności na formułę souls-like, jaką jest najnowsze dzieło chińskiego studia Dark Star Games - Sinner: Sacrifice for Redemption.

Tylko dla mrocznych dusz - recenzja Sinner: Sacrifice for Redemption

Bohaterem omawianej produkcji jest bliżej niesprecyzowany mężczyzna o imieniu Adam. Ten udaje się do tajemniczej krainy, by ostatecznie położyć kres zagrożeniu ze strony demonów. Te są jednocześnie uosobieniem siedmiu grzechów głównych, które popełnił protagonista. Wzorem wspomnianej wcześniej serii od studia FromSoftware, twórcy nie rozwijają zbyt szczegółowoe zagadnień fabularnych, pozostawiając nam sporą przestrzeń do interpretacji zaprezentowanych wydarzeń. Sporo miejsca w tym zakresie poświęcono nakreśleniu postaci poszczególnych antagonistów, których opisano na ołtarzach ofiarnych i przyblizono podczas przerywników filmowych poprzedzających konfrontację.

Wykreowana na potrzeby tytułu fantastyczna kraina, a raczej jeden z jej wymiarów, do którego przenosi się Adam, jest niewielka i ogranicza się do pojedynczej lokacji stanowiącej bazę wypadową przed kolejnymi starciami i aren, na których zmagamy się z bossami. W Sinner: Sacrifice for Redemption nie uświadczymy żadnej eksploracji, gdyż do wspomnianego wcześniej obszaru docieramy po zaledwie kilku minutach rozgrywki. Co więcej, jeśli szukacie gry akcji z elementami RPG, to zdecydowanie trafiliście pod niewłaściwy adres. Zabawę rozpoczynamy z predefiniowanym zestawem uzbrojenia, umiejętności i statystyk, które wraz z postępami w rozgrywce ulegają stopniowemu okrojeniu czy osłabieniu. Zgodnie z zamysłem twórców, przed każdą z walk musimy poświęcić przy odpowiednim postumencie jakąś część wyjściowego zestawu – tym samym zmagamy się z bossami z całym pakietem debuff’ów. W zależności od przeciwnika może to być np. zmniejszona maksymalna wartość pasków zdrowia i wytrzymałości czy mocno okrojona liczba mikstur leczniczych i przedmiotów użytkowych. Co ważne, kolejność potyczek ustalamy samodzielnie, a po zwycięskiej walce możemy odebrać ofiarę, nie tracąc przy tym postępów w grze.

GramTV przedstawia:

Całość opatrzono intuicyjnym i zarazem satysfakcjonującym systemem walki, który przywodzi na myśl pierwsze Dark Souls – animacje nie są zbyt dynamiczne, więc koncentrujemy się na zadawaniu pojedynczych ataków, zamiast wyprowadzać rozbudowane kombinacje ciosów. Bohater odpowiednio szybko reaguje na nasze komendy, więc już po chwili nie mamy problemów z ofensywnymi zagraniami, aczkolwiek momentami praca kamery nie pozwala odpowiednio oszacować zasięgu dzierżonej broni. Takie sytuacje są jednak na tyle sporadyczne, że nie mają żadnego wpływu na przebieg starcia. Twórcy zdecydowali się uprzykrzyć życie grzesznikom w możliwie największym stopniu. Każde ze starć odbywa się na dedykowanej arenie i jeśli bezpośrednie zagrożenie ze strony przeciwnika nie jest wystarczające – poza atakami fizycznymi możemy spodziewać się efektów kontroli tłumu, krwawienia, klątwy, trucizny czy popleczników bossa – to miejsce walki też działa na naszą niekorzyść. Ataki oponenta mogą np. wyrzucić nas poza krawędź areny czy załamać taflę lodu, na której stoimy, co skutkuje natychmiastową śmiercią. Nie da się ukryć, że główny ciężar rozgrywki w Sinner: Sacrifice for Redemption położono na system walki i związane z nim mechaniki, więc cieszy fakt, że wszystko w tym zakresie działa bez zarzutu.

Tego ostatniego nie można powiedzieć o oprawie wizualnej tytułu, która przywodzi na myśl raczej produkcje dedykowane konsolom poprzedniej generacji i jest nieco w tyle od tego, co oferują choćby wydane w ostatnich miesiącach konsolowe produkcje. O ile animacje poszczególnych ataków bossów czy protagonisty są zupełnie poprawne, to dużą rozbieżność możemy zauważyć w odniesieniu do modeli przeciwników. Niektórzy antagoniści wyglądają całkiem nieźle, podczas gdy inni przypominają zlepek niskiej jakości tekstur, które wprawiono w ruch. Zdecydowanie lepiej wypadają wszystkie aspekty oprawy audio – zarówno odgłosy ciosów czy ataków specjalnych, jak i towarzyszące starciom utwory wykonano bardzo dobrze.

Sinner: Sacrifice for Redemption to swoisty plac treningowy skierowany bezpośrednio do fanów formuły souls-like. Stosunkowo wysoki poziom trudności, mechanika rozgrywki skoncentrowana na starciach z bossami i satysfakcjonujący system walki z pewnością przykują uwagę weteranów gier od studia FromSoftware. Niestety brak elementów RPG czy chociaż większego obszaru do eksploracji w połączeniu z niezbyt przyjemną dla oka oprawą wizualną raczej nie pozwoli dziełu studia Dark Star Games wkupić się w łaski szerszego grona odbiorców. W zależności od umiejętności graczy zabawy wystarczy na maksymalnie kilkanaście godzin, ale – co warto podkreślić – po ukończeniu głównej linii fabularnej śmiałkowie mogą sięgnąć po tryb wyzwania, gdzie otrzymają alternatywną broń. Ta pozwoli im po raz kolejny zmierzyć się z bossami, tym razem z kilkoma jednocześnie. Nic tylko współczuć kontrolerom.

6,5
Niewielki plac treningowy dla fanów souls-like
Plusy
  • Satysfakcjonujący system walki
  • Wysoki poziom trudności
  • Ciekawe zrealizowane przerywniki filmowe
  • Oprawa audio
  • Tryb end game dla poszukujących dalszych wyzwań
Minusy
  • Kiepska oprawa wizualna
  • Stosunkowo mało zawartości
  • Niedopracowane modele niektórych przeciwników
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!