Przepraszam, czy to Dark Souls? Recenzja gry Let it Die

Adam Berlik
2016/12/14 16:00
0
0

Let it Die błyszczy w kluczowym aspekcie - walka jest bardzo satysfakcjonująca, ale szkoda, że twórcy nie dopracowali pozostałych elementów zabawy.

Przepraszam, czy to Dark Souls? Recenzja gry Let it Die

Let it Die to darmowa gra akcji (free-to-play) od zwariowanego studia Grasshopper Manufacture. Na każdym kroku widać, że mamy do czynienia z nową propozycją twórców Lollipop Chainsaw, Killer7, Shadows of the Damned czy No More Heroes. Rozgrywka jest przesadnie brutalna, a wśród pierwszoplanowych postaci znajdziemy między innymi śmierć, która po wirtualnym świecie porusza się za pomocą... deskorolki. Mało tego, nie rozstaje się ona zarówno z kosą, jak i swoimi fikuśnymi okularami. W momencie, gdy nasz bohater zostanie zabity przez przeciwników, poznamy natomiast przeuroczą damę, która zaoferuje możliwość wskrzeszenia protagonisty (oczywiście za prawdziwą kasę), ale strój, w jakim się pojawia sugeruje, że równie dobrze mogłaby próbować sprzedać nam bilet na najbliższy lot do Dubaju.

Mimo iż w pierwszym akapicie pojawiły się dwa sformułowania niekoniecznie uwielbiane przez graczy, czyli free-to-play oraz "za prawdziwą kasę", tak naprawdę mikrotransakcje w Let it Die nie są natarczywe, choć gra daje ogromne pole do popisu twórcom, którzy chcieliby wyciągnąć od graczy pieniądze za nowe rodzaje broni czy też stroje (te zdobywamy jedynie podczas rozgrywki). Grasshopper Manufacture pozwala jednak wyłącznie na zakup dodatkowych żyć, a i tak możemy je uzyskać regularnie logując się na serwery gry lub też wydać kredyty zarobione podczas rozgrywki na odrodzenie protagonisty, który poległ w trakcie walki. Alternatywnym, a ponadto bardzo ciekawym sposobem na ożywienie jednego z bohaterów jest... stworzenie nowego, odnalezienie poprzedniego i pokonanie go w walce. Jeśli jednak zdecydujemy się sięgnąć do portfela, nie będziemy musieli przecierać oczu ze zdumienia, bo ceny są raczej standardowe - np. za 10 żyć musimy zapłacić (w przeliczeniu) nieco ponad 20 złotych. Oczywiście są też droższe pakiety, za kilkaset złotych.

Dark Souls w tytule nie pojawiło się bez powodu. Let it Die czerpie garściami z produkcji From Software jeśli chodzi o system walki. Wydarzenia obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby, a zadawanie ciosów rozmaitymi typami broni, dla których przygotowano odrębne animacje ataków, oraz możliwość wykonywania przewrotów w celu uniknięcia obrażeń od razu przywołuje na myśl kultową produkcję azjatyckiego studia. Wspólnym mianownikiem jest również możliwość wyposażenia się w trzy rodzaje oręża w lewej i prawej dłoni. Let it Die stawia jednak nacisk nie tylko na rozgrywkę przy pomocy broni białej, ale pozwala również skorzystać z pistoletów czy rozmaitych, niekiedy wręcz absurdalnych narzędzi eksterminacji. Chcecie przypalić wroga żelazkiem? Proszę bardzo. Chyba wspomniałem już, że to gra od rasshopper Manufacture.

Let it Die daje niesamowitą frajdę z pokonywania kolejnych wrogów, zwłaszcza gdy korzystamy z wielkiego młota czy też katany, ale osoby preferujące miotacze ognia czy też wspomniane już żelazko, również będą się dobrze bawić. Trzeba jednak pamiętać, że recenzowana produkcja stawia nacisk na elementy survivalu, więc nieustanne wciskanie przycisku odpowiedzialnego za atak bardzo szybko może skończyć się śmiercią głównego bohatera, mimo iż tytuł nie cechuje się wysokim poziomem trudności. Warto o tym pamiętać, bo każdy zgon oznacza konieczność rozpoczęcia zabawy od nowa, jeśli w naszym zapasie nie znajduje się dodatkowe życie. Ostatecznie możemy skorzystać z innych rozwiązań, by przywrócić protagonistę do świata żywych, o czym wspomniałem nieco wcześniej.

Twórcy recenzowanego tytułu przygotowali oczywiście nieskomplikowaną fabułę, ale nie warto zawracać nią sobie głowy - o historii zapominamy już kilka minut po rozpoczęciu zabawy, mając na uwadze jedynie cel naszej podróży. Musimy eksplorować wieżę i dostać się na jak najwyższe piętro. Jak to? Na jednym życiu? Na szczęście nie, bo w Let it Die mamy coś w rodzaju punktów kontrolnych. Są to windy, które odblokowujemy po ukończeniu danego poziomu. Dzięki nim możemy powrócić do huba, gdzie zajmiemy się rozwinięciem statystyk naszej postaci, zidentyfikowaniem posiadanych elementów wyposażenia czy też zakupieniem nowych przedmiotów. Zawsze możemy też spróbować porozmawiać ze śmiercią lub innymi postaciami niezależnymi.

GramTV przedstawia:

Szkoda jednak, że w czerpaniu radości z zabawy przeszkadza nieintuicyjne menu. Let it Die pod tym względem zasługuje na najniższą z możliwych not, bo zarządzanie ekwipunkiem jest tu katorgą, a używanie przedmiotów znajdujących się w podręcznym inwentarzu irytuje bardziej niż śmierć poniesiona w trakcie walki. Zdobywanie przedmiotów leczących, czyli grzybów lub... uciekających żab (wspomniałem już, że to gra od Grasshopper Manufacture?) potrafi jednak bawić, ale oglądanie animacji konsumowania nawet tak małego zwierzątka budzi niesmak, nawet jeśli pasuje go ogólnej koncepcji przedstawionego świata.

Oprawa wizualna Let it Die nie stoi na wysokim poziomie, a należy pamiętać, że jest to produkcja stworzona na wyłączność PlayStation 4. Lokacje są pozbawione wielu detali, a modele postaci widocznych na ekranie prezentują się naprawdę przeciętnie. Podobnie jest zresztą z animacjami ciosów, które nie należą do rozbudowanych, przez co w ogólnym rozrachunku mamy wrażenie, że gra z powodzeniem mogłaby działać na konsolach minionej generacji. Jednocześnie próbuję zrozumieć autorów, którzy nie wprowadzili znanych wodotrysków graficznych, dbając o płynność animacji - jeśli o to chodzi, grze nie można wiele zarzucić. Działa bez przycięcia nawet, gdy na ekranie pojawia się horda przeciwników.

Let it Die poświęciłem już kilka wieczorów, ale wciąż mam ochotę na więcej. Nie tylko dlatego, że lubię rozgrywkę w stylu Dark Souls. Grasshopper Manufacture proponuje graczom niezwykle angażujący gameplay, wiele zróżnicowanych rodzajów broni oraz system mikrotransakcji, z którego właściwie nie musimy korzystać, jeśli będziemy pamiętać o regularnym pojawianiu się na serwerach gry. Owszem, toporne menu potrafi zirytować, a konieczność odwiedzania bliźniaczych lokacji także nie powoduje ekscytacji, ale świetnie zaprojektowany system walki wysuwa się na pierwszy plan, zapewniając wiele godzin emocjonującej zabawy.

7,0
Zwariowana przygoda z intrygującymi postaciami niezależnymi i świetnym systemem walki
Plusy
  • świetny system walki
  • intrygujące postacie niezależne
  • nie jest pay-to-win
  • sporo różnorodnych typów broni i innych elementów wyposażenia
  • ciekawe opcje związane z odradzaniem poległych bohaterów
Minusy
  • grafika z poprzedniej generacji
  • kiepskie animacje postaci
  • ubogie w detale, mało zróżnicowane lokacje
  • niesamowicie irytujące zarządzanie ekwipunkiem
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!