Commandos w feudalnej Japonii - recenzja Shadow Tactics: Blades of the Shogun

Paweł Pochowski
2016/12/05 18:00
5
0

Takiej skradanki dawno nie było i dopiero teraz widać, że był to spory błąd. Lubiliście Commandos? Polubicie Shadow Tactics.

Commandos w feudalnej Japonii - recenzja Shadow Tactics: Blades of the Shogun

Aktualny rok dość niespodziewanie okazał się niezbyt dobry dla znaczących, głośnych marek. Słaba forma tegorocznego Call of Duty czy Titanfalla to tylko wierzchołek góry lodowej, ale także rezultat bardziej złożonych problemów. To zresztą nie jedyne przykłady większych produkcji, które albo sprzedały się poniżej oczekiwań, albo zaoferowały graczom jakość niższą od spodziewanej. Na ich tle niespodzianki w stylu Shadow Tactics: Blades of the Shogun wypadają jeszcze bardziej pozytywnie. Czy ktoś specjalnie czekał na ten tytuł? Jeśli tak, to przyznajcie się. Bo ja szczerze powiem, że pośród wielu innych gier wydawanych tegoroczną jesienią akurat na produkcję Mimimi Productions nie zwróciłem większej uwagi. Aż nagle pewnego pięknego dnia tytuł wylądował na moim dysku i okazał się być niezwykle miłym zaskoczeniem.

Żeby było śmieszniej, nie mamy do czynienia z grą innowacyjną. Wręcz odwrotnie. Shadow Tactics: Blades of the Shogun do bólu wzoruje się na wcześniejszych skradankach przenosząc wypracowane przez nie rozwiązania w stosunku jeden do jednego. O jakich grach mowa? Ano o kultowym Commandos: Behind Enemy Lines oraz bazujących na nim Desperados: Wanted Dead or Alive oraz Robin Hood: The Legend of Sherwood. Jeżeli graliście w którąś z tych gier i tak jak ja, darzycie je wielkim sentymentem, na dobrą sprawę mniej więcej w tym momencie możecie skończyć czytanie i udać się do sklepu po swój własny egzemplarz Shadow Tactics. Jeśli natomiast chcecie poznać najmocniejsze elementy tej produkcji, zapraszam do dalszej części tekstu.

Wszystkie z wymienionych w poprzednim akapicie produkcji zabierały gracza w zupełnie inne czasy i rejony. Dla przykładu w Commandos dowodziliśmy grupą żołnierzy podczas II Wojny Światowej. Desperados rozgrywało się na dzikim zachodzie, a Robin Hood – cóż, w tym przypadku nazwa mówi chyba sama za siebie. Twórcy Shadow Tactics wykazali się równie dobrym kunsztem i także zabierają gracza na wycieczkę do niezwykle ciekawego miejsca – Japonii w okresie Edo, wzorując się dość luźno na prawdziwych wydarzeniach. Oto w Kraju Kwitnącej Wiśni zapanowały nowe rządy, ale nie wszyscy są przychylni aktualnemu Szogunowi. Musimy dowiedzieć się kto i dlaczego knuje przeciwko niemu, a takie zadanie naturalnie wymaga dyskrecji oraz rozwagi. Otrzymujemy więc piątkę wyspecjalizowanych w różnych działaniach postaci, a następnie zabieramy je na misje o najwyższym poziomie tajności.

Zielone trójkąty symbolizujące pole widzenia przeciwników, plansze naszpikowane wrogami różnych typów na które patrzymy z izometrycznego rzutu, całe minuty poświęcone na śledzeniu trasy obserwowanych patroli i rytuał szybkiego zapisu oraz wczytywania rozgrywki praktycznie w kółko – pod względem rozgrywki Shadow Tactics naprawdę nie odkrywa koła na nowo, to wprost klasyka gatunku. Mamy tu do czynienia z 13 misjami, a każda z nich to osobny poziom z innym celem do zrealizowania oraz wieloma możliwymi drogami prowadzącymi do jego realizacji. Sposób zabawy w sporej mierze zależy od gracza – czy będzie chciał niczym duch przenikać za plecami nieświadomych niczego wrogów czy może bezwzględnie zamorduje wszystkich, którzy staną mu na drodze łącznie z niewinnymi cywilami, którzy po prostu znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Czy zdecyduje się wejść frontalną bramą pozbywając się świadków czy może poszuka bocznej ścieżki, omijając zatłoczone miejsca.

Jedno jest pewne, za każdym razem wziąć trzeba pod uwagę umiejętności dostępnych bohaterów, bo to one w największym stopniu decydują o tym co jesteśmy, a czego nie jesteśmy w stanie dokonać. Twórcy gry natomiast najczęściej ograniczają nam liczbę dostępnych postaci, w związku z czym misje nie są identyczne. Kogo mamy do dyspozycji? Potężnego samuraja Mugena, który potrafi unieść nawet dwa ciała jednocześnie, wrogów wabi sprynie podstawioną butelką sake i potrafi niszczyć elementy otoczenia w celu małej dywersji na tyłach wroga lub zabójstwa, które wygląda na przypadek. Mugen to także jedyna postać, która radzi sobie z zabiciem wrogiego samuraja – najtrudniejszego z przeciwników.

Hayato to dla odmiany ninja. Jest cichy i zwinny – zabija z bliska lub z dystansu (shurikenem) i odwraca uwagę przeciwników rzucając kamieniem. Kolejna jest Yuki – młoda dziewczyna specjalizująca się w kradzieżach i zakładaniu pułapek, sprawnie eliminujących wrogich żołnierzy. Hayato i Yuki są lżejsi od Mugena, wspinają się więc po roślinach rosnących na skałach czy korzystają ze specjalnych linek z hakiem, by dostawać się na dachy budynków. Umieją także pływać. Tych rzeczy nie wykona Takuma – starzec, który ma problemy ze zwinnym poruszaniem się, ale zapewnia za to dystansową siłę rażenia i potrafi zabić wroga z większych odległości. Ostatnia w zespole, choć niezwykle cenna jest Aiko. Dziewczyna potrafi przebrać się w cudze szmatki i nie tylko bezpiecznie poruszać się po naszpikowanym wrogami terenie, ale nawet bezczelnie zagadywać wrogów, by odwracać ich uwagę.

GramTV przedstawia:

Najważniejsza w Shadow Tactics: Blades of the Shogun jest rozgrywka, ale nie oznacza to, że deweloperzy ze studia Mimimi Productions zapomnieli o tle wydarzeń. Podczas misji przysłuchujemy się dialogom poszczególnych postaci i jesteśmy świadkami tego, jak rozwijają się ich relacje. Czasem ujawniają szczegóły swojej przeszłości, czasem rzucą niezłym dowcipem. Całość odpaliłem sobie w języku japońskim, co dodało zabawie wiarygodnego klimatu. Ważne, że voice acting japońskich aktorów stoi na wysokim poziomie. Jeśli lubicie takie smaczki to dobrze trafiliście. Z całą pewnością taka forma przejścia Shadow Tactics sprawia, że zabawa jest jeszcze lepsza.

Zróżnicowane umiejętności bohaterów i wolność w realizowaniu celów to niektóre z elementów sprawiających, że Shadow Tactics nie nudzi pomimo tego, że rozgrywka w gruncie rzeczy w każdej misji polega na tym samym. Ale twórcom udało się na szczęście przygotować kilka urozmaiceń, które sprawiają, że sprawdzona formuła rozgrywki jest lekko odświeżana, dzięki czemu całość ciągle bawi równie dobrze. I tak czasem misja rozgrywa się na zaśnieżonym terenie, przez co trzeba uważać nie tylko na wrogów, ale także ślady na śniegu pozostawiane przez naszych dzielnych bohaterów. Innym razem zadanie rozgrywamy w deszczu, a stąpanie w kałużach powoduje dodatkowy hałas. To oczywiście spory problem, bo najważniejsze w Shadow Tactics to pozostać w ukryciu. Możemy i czasem nawet musimy szczuć przeciwników różnymi sposobami, by wabieni hałasem czy przynętą opuszczali swoje posterunku, ale tylko i wyłącznie wtedy, gdy tego potrzebujemy. I nigdy nie mogą odkryć naszej obecności, bo alarmują o tym wszystkich naokoło, a na mapie pojawiają się dodatkowe jednostki sprawiające, że dokończenie misji staje się ekstremalnie trudne.

Wrogowie są zróżnicowani i radzimy sobie z nimi na wiele sposobów. Najprostszy strażnik nie jest zbyt rozgarnięty i łatwo go przechytrzyć czy zachęcić do zboczenia z trasy – chociażby butelką sake, hałasem rzuconego kamienia czy melodyjką zagraną przez Yuki. Ale już przeciwnik z kapeluszem nie nabiera się na takie zagrania. Nadal można jednak odwrócić jego uwagę, chociażby wysyłając naszą „gejszę”. Samuraj to natomiast najbardziej cwana „bestia”. Nie tylko potrafi z daleka wykryć fotel z przebierankami, ale nawet nie daje się zabić w pojedynkę żadnej z naszych postaci poza Mugenem. Hayato czy Takuma muszą z sobą współpracować, aby się go pozbyć. W takich przypadkach niezwykle przydatny okazuje się być tryb cienia. Na czym to polega? Planujemy poczynania naszych postaci, które czekają z ich wykonaniem aż damy im rozkaz. To bardzo ułatwia pozbywanie się dwóch czy trzech przeciwników jednocześnie i sprawia, że możemy wykonać nawet akcje wymagające równoczesnych akcji naszych postaci. W innym przypadku zbyt łatwo dałoby się to zepsuć przypadkowym czy spóźnionym o pół sekundy kliknięciem. Ma to jednak pewną swoją wadę – uwzględnia tylko jedną akcję dla każdego bohatera. Gdybyście więc potrzebowali, by ninja najpierw wszedł po drabinie, a potem rzucił shurikenem – niestety, tego w pełni automatycznie zrobić się już nie da.

Co ciekawe, Shadow Tactics pomimo izometrycznego ujęcia kamery jest wykonane w pełnym trójwymiarze. Dzięki temu kamerę możemy nie tylko przybliżać czy oddalać, ale także obracać wokół własnej osi. To bardzo ułatwia rozgrywkę, a deweloperom umożliwiło stworzenie ciekawszych, bardziej rozbudowanych i realistyczniejszych poziomów. Przy tym wszystkim gra wygląda bardzo dobrze. Jest nasycona kolorami i bardzo klimatyczna. Zdarza się co prawda, że czasem poszczególne elementy się nawzajem w siebie wtapiają przez co trzeba wytężyć wzrok, aby coś dostrzec. Ale w takich momentach możliwość obracania kamery rozwiązuje problem. Także animacjom brakuje czasem kilku scen. Dla przykładu, gdy podejdziemy do wroga z dziwnego kąta zanim go zabijemy jego postać jest automatycznie odwracana w odpowiednim kierunku. W sumie drobiazg, który jednak rzuca się w oczy.

A co z pozostałymi wadami? W sumie nie ma ich wiele. Sztuczne inteligencja przeciwników potrafi się nie popisać np. tracąc z oczu coś, co budzi ich niepokój tylko dlatego, że nadszedł czas na pójście w drugą stronę i to pomimo faktu, że poziom ich zaniepokojenia był dosłownie ciut od podniesienia alarmu. Sterowanie postaciami mogłoby być troszkę bardziej dopracowane. Czasem trzeba się naszukać miejsca do zeskoczenia z gzymsu dosłownie co do piksela. Nasze postaci nie są także skore do wykonywania poleceń wymagających dodatkowych interakcji z przedmiotami, przez co nie wydacie polecenia wejścia na dach bez wcześniejszego wejścia na drabinkę. Dodatkowo, jeśli poprosicie bohatera o przybycie we wskazane miejsce, a na jego drodze znajduje się np. zamknięta brama, docelowo zacznie on iść dookoła zupełnie inną trasą. Trzeba to mieć na uwadze. Dla odmiany, gdy przekradacie się za plecami wrogów musicie bardzo dokładnie wskazywać miejsce, w które ma się udać dana postać i dodatkowo nadzorować ten proces. Pozostawieni sami sobie, członkowie naszego zespołu potrafią dosłownie wpaść na przeciwnika i nie widzą w tym nic złego. Zdarzają im się też problemy z obejściem kolegi z ekipy. Wtedy zacinają się w miejscu na kilka sekund, co potrafi zepsuć całą akcję, bo timing to w Shadow Tactics klucz do wszystkiego.

Co więcej, gra dość długo ładuje nowe poziomy. Szybkie wczytanie rozgrywki jest błyskawiczne, ale załadowanie misji po raz pierwszy z menu głównego trwa koło dwóch minut, a komputer potrafi nad tym procesem pracować tak intensywnie, że przestaje odpowiadać na inne polecenia. Deweloperzy jednak zamiast coś z tym zrobić, ograniczyli się do umieszczenia stosownego ostrzeżenia. Szkoda.

Shadow Tactics: Blades of the Shogun to niespodziewanie dobra gra. Co prawda korzysta z konceptu na rozgrywkę praktycznie w całości skopiowanego z innych produkcji, ale przynajmniej robi to dobrze. Mamy tu do czynienia ze staroszkolną, wciągającą i naprawdę trudną skaradanką w stylu Commandos, która pomimo braku wizualnych fajerwerków naprawdę może się podobać i przede wszystkim dostarcza satysfakcji z rozgrywki. Poziomy są świetnie zaprojektowane, przechodzimy je na różne sposoby, a całość jest naprawdę satysfakcjonująca. Co prawda tytuł ma pomniejsze problemy, a dodatkowo tęskniło mi się podczas rozgrywki za trybem kooperacji (to byłoby coś!), ale kto wie - może pozytywne przyjęcie Shadow Tactics, które pójdzie w parze z dobrą sprzedażą zaowocuje kontynucją, w którą będzie można bawić się nie tylko samemu. Póki co Shadow Tactics z czystym sumieniem polecam fanom oldschoolowych skradanek z kamerą umieszczoną nad planszą, bo choć gatunek wydawał się martwy, dzięki tej grze powstał z grobu i to w naprawdę dobrej formie. Polecam.

8,2
Commandos w Kraju Kwitnącej Wiśni z samurajami w roli głównej. Wciąga.
Plusy
  • wciągająca rozgrywka
  • niezły scenariusz w tle
  • wysoki poziom trudności
  • sympatyczni i zróżnicowani bohaterowie
  • świetnie zaprojektowane poziomy
  • trójwymiarowe środowisko i klimatyczna oprawa wizualna
  • japońscy lektorzy
Minusy
  • koncept na rozgrywkę skopiowany z innych gier
  • przydługawe wczytywanie poziomów
  • pomniejsze problemy z SI
  • drobne niedoróbki w animacji
Komentarze
5
Usunięty
Usunięty
06/12/2016 15:30

Po wypłacie od razu jadę i kupuję.

Blackhand
Gramowicz
06/12/2016 14:55

Coś mi się zdaje, że za Shadow Tactics mogą odpowiadać choć w części ludzie, którzy w Spellbound pracowali nad Desperados i resztą :). Zwłaszcza, że ten shadow mode to wypisz wymaluj stoper z Desperados (tylko tam, o ile mnie pamięć nie zawodzi, można było 3 akcje zakolejkować u każdej postaci). Nie czepiałbym się drobnych baboli z animacjami czy utykaniem postaci - w końcu to małe studio (19 osób, pewnie wliczając w to niero... eee, menadżerów ;)). Loadingi... cóż, rozbestwiło się nam współczesne pokolenie graczy ;), mnie by to bardzo nie przeszkadzało (no ale ja pamiętam, jak np. w Sin quickload potrafił trwać półtorej minuty :D).

Zaix_91
Gramowicz
Autor
06/12/2016 13:45

> Ten 1 minus moglibyście se darować np. w ten sposob kazda strzelanka jest plagiatem wcześniejszej> .Nie do końca się zgadzam. Strzelanki może i są do siebie podobne, ale rzadko która pożycza od konkurencji praktycznie wszystko, a tu jednak mamy taki przykład. Nawet umiejętności niektórych postaci są zerżnięte z jednej z pokrewnych gier. Momentami brakowało mi po prostu trochę więcej innowacji ze strony twórców i chęci zrobienia czegoś bardziej od siebie. Kto wie, może w kontynuacji się szarpną. Szczególnie za coop trzymam kciuki. :)




Trwa Wczytywanie