Dla dobra narodu - recenzja The Tomorrow Children

Jakub Zagalski
2016/09/13 12:00
0
0

Gra f2p nawiązująca do komunistycznej utopii, Minecrafta i japońskich potworów to ciekawy, choć wadliwy eksperyment, któremu warto się przyglądać.

Dla dobra narodu - recenzja The Tomorrow Children

Określenie przynależności gatunkowej The Tomorrow Children jest niezmiernie trudne. Aby pomóc sobie w tym zadaniu, trzeba sięgnąć po takie terminy jak free-to-play czy symulator miasta, zwrócić uwagę na punkty wspólne z Minecraftem, położenie nacisku na multiplayer i społecznościowy aspekt całej zabawy. To jednak nie wystarcza, by w pełni uchwycić ducha nowej gry Q-Games, Japończyków kojarzonych z cyklem PixelJunk. The Tomorrow Children robi bowiem wszystko, by nie dać się zaszufladkować, co z jednej strony sprawia, że mamy tu do czynienia z wyjątkowym doświadczeniem. Jednocześnie trzeba pamiętać, że gra docelowo zapowiadana jako free-to-play znajduje się obecnie w płatnej fazie (coś na wzór early access) i dopiero za kilka miesięcy przekonamy się, czy tego typu zabawa przyciągnie upragnioną przez twórców rzeszę graczy.

Grając w The Tomorrow Children przybieramy postać dziewczynki, która trafia do przestrzeni znanej jako The Void (próżnia). W świecie przypominającym Construct, biały pokój z „Matrixa”, niema bohaterka natrafia na odbiornik telewizyjny – źródło komunikacji i informacji o zadaniach czekających na tytułowe dziecko. Niepokojący głos dobiegający z głośnika pokrótce zaznajamia nas z warunkami panującymi w tej rzeczywistości, po czym każe nam chwycić za kilof i ruszyć na poszukiwanie surowca. Będzie to pierwszy krok do odbudowy pseudokomunistycznej utopii.

Głównym założeniem gry jest eksplorowanie losowo generowanych wysp, zbieranie surowców i sukcesywna rozbudowa własnego miasta ramię w ramię z innymi dziewczynkami. Po co to wszystko? Aby przywrócić ład i dosłownie tchnąć życie w bezkresny ocean białej próżni. Co istotne, The Tomorrow Children, które jest bardzo metaforyczne i zatopione w radzieckiej stylistyce, nie mówi o dosłownym zaludnianiu nowo powstałego miasta. Tutaj nie ma normalnych ludzi, a identycznie wyglądające dziewczynki, swoiste trybiki w wielkim mechanizmie, są zagadkowymi klonami, które gromadzą energię życiową reprezentowaną przez... matrioszki.

Życie w The Void to nie przelewki, a ciężka praca polegająca na wykonywaniu powtarzalnych czynności dla wspólnego dobra. Zanim zaczniemy rozbudowywać własne miasto, musimy odwiedzić pojawiające się i znikające wyspy pełne rozmaitych minerałów i bogactw naturalnych. Kiedy dotrzemy na miejsce, łapiemy za kilof czy piłę do drewna i zabieramy się do roboty. Owoce naszej pracy wrzucamy do plecaka i wracamy do bazy. Na każdym kroku czuć ducha Minecrafta czy Harvest Moona, a generowane losowo przestrzenie i pozyskiwanie surowców niejednemu przywiodą na myśl niedawny hit/kit (niepotrzebne skreślić) No Man's Sky.

Aby żmudna praca zbieracza surowców była odrobinę mniej żmudna, warto zainwestować w lepsze narzędzia, które znacząco skrócą czas wykonywania danej czynności. Nie zmienia to jednak faktu, że czekanie (rozbijanie skał i inne tego typu akcje odbywają się automatycznie po wciśnięciu przycisku) jest nieodzownym elementem The Tomorrow Children. Tempo rozgrywki potrafi mocno zmęczyć, kiedy zabieramy się do roboty, pakujemy skarby, wracamy na przystanek, czekamy na autobus, wsiadamy, jedziemy, wysiadamy, robimy co trzeba w mieście itd. Na szczęście, parafrazując biblijną maksymę, nie samym rozbijaniem skał żyje człowiek. Poza wyżej wymienionymi atrakcjami w The Tomorrow Children przyjdzie nam się również zmierzyć z groźnymi potworami w na pozór nierównej walce.

GramTV przedstawia:

Świat gry, który jawi się jako biała pustka z gdzieniegdzie wyrastającymi śladami życia, nie jest przyjazną i bezpieczną rzeczywistością. Przekonujemy się o tym w momencie, gdy na drodze dziewczynek dbających o swoje miasto pojawiają się Izvargi. Potężne monstra przypominające japońskie kaiju, z którymi mierzyła się Godzilla czy bohaterowie filmu „Pacific Rim”. Izvargi nie lubią się z dziewczynkami i za wszelką cenę starają się zniszczyć ich domy, do czego oczywiście nie możemy dopuścić. Aby stawić opór najeźdźcy należy wybudować działka obronne lub wyposażyć się w ręczne wyrzutnie rakiet (skuteczne na krótszym dystansie), a następnie rozpocząć ofensywę. Dobrze, gdy w momencie ataku po mieście biega kilka dziewczynek-graczy, gdyż samodzielna obrona dobytku jest żmudna i pozbawiona atrakcyjności. Ot, wsiadamy za stery działka, namierzamy cel, strzelamy, czekamy na załadowanie kolejnego pocisku, strzelamy – i tak do skutku. Kiedy już wraży osobnik padnie u naszych stóp, musimy znowu chwycić za kilof, gdyż ciało delikwenta jest źródłem kolejnego pożądanego surowca. Do tego dochodzą pojedynki z mniejszymi, ale liczniej występującymi stworami na poszczególnych wyspach. Miła odskocznia od ciągłego zbierania bogactw naturalnych.

Jak już pewnie zdążyliście się przekonać, The Tomorrow Children jest nietuzinkowe, bardzo zagadkowe i w gruncie rzeczy trudne do sprzedania. Widocznym na pierwszy rzut oka atutem jest z pewnością obrany kierunek artystyczny i oprawa graficzna. Na potrzeby gry Q-Games opracowało autorski silnik, wykorzystujący nowatorskie rozwiązania w kwestii oświetlania i tworzenia wyjątkowego charakteru obiektów. Pozornie prosta oprawa jest w rzeczywistości spójną i zapadającą w pamięć wizją enigmatycznego świata, który w połączeniu z losowo generowanymi przestrzeniami potrafi zaskakiwać na każdym kroku. Nie można przy tym zapomnieć o całej otoczce ucharakteryzowanej na realia wschodnioeuropejskich, komunistycznych reżimów, ujętych przez pryzmat surowej, choć barwnej propagandy. Dzięki takiemu podejściu The Tomorrow Children nabiera wyjątkowego charakteru, który może być odczytany jako metafora budowania pseudokomunistycznej utopii.

Zaczynając zabawę z The Tomorrow Children, po zapoznaniu się z kilkoma podstawowymi mechanizmami, gracz jest atakowany niejasnymi wskaźnikami i informacjami, które nabierają sensu dopiero, gdy zapozna się ze szczegółowymi poradnikami ukrytymi w menu. Nowa produkcja Q-Games nie jest wbrew pozorom symulatorem zbierania surowców, ale rozbudowaną i wielogatunkową mieszanką. Podstawy przyswaja się bardzo szybko i już po kilku minutach można się zabierać za rozbudowę miasta (podstawowy cel w grze), jednak dopiero z czasem przekonujemy się, jak wiele możliwości oferuje The Tomorrow Children i jak złożona jest to rzeczywistość. W końcu oprócz rozbijania skał trzeba tu jeszcze walczyć z ogromnymi stworami, brać udział w wyborach, dbać o poziom energii, stawiać nowe budynki, ulepszać sprzęty, korzystać ze środków transportu itd. A wszystko to ze świadomością, że jesteśmy dosłownie jednym trybikiem w maszynie złożonej z wielu identycznie wyglądających dziewczynek, dążących do osiągnięcia tego samego celu.

The Tomorrow Children jest obecnie dostępne w cyfrowej dystrybucji w formie Pakietu założyciela (Founders Pack) za 84 złote. W tej cenie gracz otrzymuje dokumenty Burżuazji, które pozwalają wspomagać rozbudowę miasta, kupować narzędzia, posiadać własny dom i zaprosić pięciu znajomych do wczesnego dostępu (ta opcja ma być dostępna dopiero później, ale jeszcze przed końcem roku), licencje na broń i narzędzia, kostium górnika, trzy awatary, plecak odrzutowy i trochę wirtualnej waluty (1000 dolarów wolności). Jak już wcześniej wspominałem, The Tomorrow Children ma być docelowo grą free-to-play, i kiedy tak się stanie, wszystkie z wyżej wymienionych dodatków będą do kupienia w systemie mikrotransakcji. Czy warto więc już teraz inwestować w nową produkcję Japończyków z Q-Games?

Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna, tak samo zresztą jak The Tomorrow Children. Grze nie można odmówić uroku i nietuzinkowego charakteru. Pozornie proste nawalanie kilofem w skały i gromadzenie surowców szybko okazuje się być czymś znacznie więcej. Z drugiej strony, tego typu rozgrywka potrafi szybko znużyć nawet najbardziej doświadczonych zbieraczy bogactw mineralnych ze smykałką do zarządzania miastem.

The Tomorrow Children jest z pewnością ciekawym eksperymentem, który warto zobaczyć. Pójście w kierunku free-to-play wydaje się tu być idealnym rozwiązaniem, gdyż ewentualny sukces gry będzie zależał od aktywności graczy i dodatkowej zawartości. Pakiet założyciela udowadnia, że projekt ma solidne fundamenty i zdecydowanie warto o tym tytule pamiętać. Tempo rozgrywki pozostawia wiele do życzenia, ale wierzę, że przy większej ilości graczy wizja twórców zostanie urzeczywistniona w jeszcze większym stopniu niż przed wprowadzeniem modelu free-to-play.

6,0
Ciekawy początek, ale czekam na prawdziwe free-to-play
Plusy
  • Mieszanka gatunkowa
  • kierunek artystyczny
  • autorski silnik graficzny
  • różnorodne zadania
  • potencjał gry wieloosobowej
Minusy
  • Za dużo czekania
  • tempo rozgrywki potrafi znużyć
  • powtarzalność zadań
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!