Mały olbrzym i dziewczynka o olbrzymiej odwadze - recenzja filmu BFG: Bardzo Fajny Gigant

Joanna Kułakowska
2016/07/06 19:30
8
0

Urocza, a zarazem upiorna opowieść dla dzieci od sześciu do stu lat, czyli adaptacja kolejnej książki Roalda Dahla w wykonaniu Stevena Spielberga.

Proza Roalda Dahla ma to „coś”, co sprawia, że znakomicie nadaje się do ekranizacji – bogactwo barwnych, zaskakujących, gorzko-słodkich motywów, ekscentrycznych bohaterów, dużo ciepła i humoru, szczyptę czystej grozy i całkiem sporą dawkę szaleństwa. Dotychczas mogliśmy oglądać m.in. Charliego i fabrykę czekolady, Matyldę i Fantastycznego Pana Lisa, teraz na srebrny ekran zawitał BFG: Bardzo Fajny Gigant, wykreowany na podstawie powieści, którą w Polsce wydano dwukrotnie pod dwoma różnymi tytułami i w dwóch różnych przekładach – Wielkomilud (tłum. Michał Kłobukowski, GIG 1991) i BFO (tłum. Jerzy Łoziński, Zysk i S-ka 2003). Oba tłumaczenia bardzo się różnią, a jest to o tyle istotne, że tytułowy bohater oraz inne olbrzymy mówią, w zabawny sposób przekręcając wyrazy i tworząc neologizmy. Polska wersja językowa filmu Stevena Spielberga stanowi trzecią – i to całkiem udaną – opcję. BFG (Mark Rylance) zajadający warzydła, czyli obrzygaśne szlamgóry, z których jednak robi się pyszną tłoczypiankę, a potem drajkoczący sam do siebie – oczywiście dopóki w jego życiu nie pojawi się mała Sophie (Ruby Barnhill) – powinien rozbawić i rozczulić każdego widza.

Mały olbrzym i dziewczynka o olbrzymiej odwadze - recenzja filmu BFG: Bardzo Fajny Gigant

BFG: Bardzo Fajny Gigant opowiada o samotności, poczuciu wyobcowania i potrzebie posiadania bratniej duszy, ale także o odwadze, dzięki której można zdobyć i co więcej pielęgnować przyjaźń (choćby była bardzo trudna, a jej adresaci pochodzili z zupełnie innych światów) i która sprawia, że mali stają się wielkimi i mogą zmienić świat, nawet jeśli na ich drodze stoją okrutne, krwiożercze olbrzymy. Dwójkę naszych bohaterów, choć pozornie trudno znaleźć dwie bardziej różne od siebie istoty, łączy właśnie samotność i wyalienowanie. Poznajemy Sophie jako pewną siebie, nieco przemądrzałą, lecz bardzo rezolutną rezydentkę Sierocińca, która zdaje sobie sprawę, jak blisko zwykłego świata znajduje się ten drugi – magiczny i złowrogi. Ów świat przychodzi do dziewczynki, gdy pewnej nocy, nie mogąc zasnąć, wiedziona nieposkromioną ciekawością albo, jak kto woli, tajemniczym instynktem, wbrew wszystkim swym przekonaniom wychodzi z łóżka i wygląda przez okno… A kiedy jej wzrok pada na skulone, potworne stworzenie, które prostuje się na gigantyczną wysokość, nie pomoże już paniczna ucieczka pod kołdrę. Gigant zagarnia ją wraz z kołdrą i niesie daleko poza Londyn, do krainy poza czasem i przestrzenią.

Na miejscu wszystko okazuje się zupełnie inne, niż można by sądzić. Nowy znajomy Sophie okazuje się niezwykle sympatyczną, nieco fajtłapowatą osobą, która bynajmniej nie zamierza jej ani pożreć, ani w żaden sposób skrzywdzić. Niestety, inaczej ma się sprawa z resztą mieszkańców krainy olbrzymów. W przeciwieństwie do tytułowego bohatera tamci żywią się „ludzkimi ziemniakami” i szybko wyczuwają, że BFG, jak ochrzciła go dziewczynka, coś przed nimi ukrywa. To one odpowiadają za tajemnicze zniknięcia dzieci, co więcej bardzo źle traktują kompana bohaterki. Ów zaś niewiele może z tym zrobić, nie może też obronić ludzi, bo tak się składa, że jest najmniejszy ze wszystkich gigantów... Stara się więc zrekompensować cierpienie w najlepszy znany mu sposób – dostarczając mieszkańcom zwykłego świata złapane i odpowiednio spreparowane przez siebie sny. Teraz jednak mały olbrzym o wielkim sercu nie będzie już sam, a mając wsparcie w postaci małej spryciary o wielkiej odwadze, zmieni swoje życie, Sophie zaś nauczy się czegoś nowego o samej sobie.

GramTV przedstawia:

Steven Spielberg wykreował przepiękną wizualnie opowieść. Zdjęcia Janusza Kamińskiego i niezwykle plastyczne przetworzone komputerowo kadry dają oszałamiający efekt. Ta historia jest prosta pod względem przekazu i fabuły, ale stanowi wysublimowaną ucztę dla oka. Gra miękkich, jakby nierzeczywistych świateł i intensywnych kolorów, graficzne wygibasy, by stworzyć groteskowe, ale całkiem namacalne ogromne stwory o doskonale oddanej mimice, dynamiczne, płynne ujęcia w scenach opartych na kontraście wielkości pomiędzy postaciami – to po prostu trzeba zobaczyć! Wizualna oprawa znakomicie pasuje do oniryczności i groteski wplecionej w opowieść. Fabuła rządzi się logiką snu, co ma głębsze znaczenie. Poszczególne sceny, np. przemierzanie świata siedmiomilowymi krokami i skoki ponad morzem i górami lub cudne widowisko, jakim okazał się obiad u królowej z udziałem podejmowanego ze wszelkimi honorami BFG, składają się w całość ukazującą dziecięce postrzeganie świata, ale także magię marzeń i snów przenikających rzeczywistość. W sumie są one jej prawdziwą treścią, bo dają siłę do działania i odkrywania, a nawet budowania samego siebie.

Zarówno Dahl, który tworzył fantastyczne historie dla swych wnucząt (dziecko w opałach pierwotnie miało być chłopcem, później jednak zmieniło płeć i otrzymało na imię Sophie, tak samo jak najstarsza wnuczka pisarza), jak i Spielberg mocno uchwycili ducha specyficznej dziecięcej wyobraźni, która nadaje niespotykane kształty najzwyklejszym rzeczom. BFG: Bardzo Fajny Gigant zawiera też mnóstwo ciepłego, chwilami lekko absurdalnego humoru. Stanowi to zasługę scenariusza, udanej polskiej wersji językowej oraz gry aktorskiej – tak Rylance (znany widzom z poruszającej roli rosyjskiego szpiega w Moście szpiegów), jak i utalentowana Ruby Barnhill stworzyli powalający duet. Ważny był również dubbing, który wyszedł nadspodziewanie dobrze. Kiedy tytułowa postać wymienia zagrożenia, jakie czyhają na jego przyjaciółkę, czyli imiona olbrzymów – a są tam takie perełki, jak Dzieciożer, Bebechołyk i Rzeźniczek – po czym następuje reakcja dziewczynki: Co? To jest i Rzeźniczek?!, odbiorca nie ma innej możliwości niż szaleńczo zachichotać. Kombinacja wyrazu twarzy aktorki i osłupienia w głosie dubbingującej postać Mileny Gąsiorek daje kapitalny komiczny efekt. Generalnie Milena Gąsiorek, Paweł Wawrzecki jako BFG i aktorzy pozwalający reszcie gigantów przemówić w naszym języku sprawili się znakomicie. Znacznie gorzej wypadła Małgorzata Zajączkowska jako angielska królowa (połączenie jej głosu z mimiką Penelope Wilton wyszło dość sztucznie). Za to muzyka jest fajna jak sam gigant.

Warto zobaczyć ten barwny, oniryczny spektakl o naturze przyjaźni, choćby nawet był to przyjaciel zmyślony (BFG nasuwa skojarzenia z BF – Best Friend), radzeniu sobie z samotnością i znajdywaniu swego miejsca w świecie. Wprawdzie pewne sceny mogą wydać się wydmuszkami, jednak są bezsprzecznie pięknie zrobione i oddają klimat dziecięcych zabaw, podczas których wyobraźnia zastępuje rzeczywistość. Warto zabrać młodszych przedstawicieli rodziny albo odnaleźć w samym (samej)sobie dziecko i przejść się na seans.

Komentarze
8
SerwusX
Gramowicz
09/07/2016 15:28

Nie mogłem znaleźć tego słowa. :)

Usunięty
Usunięty
09/07/2016 14:57

Dnia 09.07.2016 o 14:51, SerwusX napisał:

Co to znaczy w oryginalnej wersji? Big F*cking Giant?

"Big Friendly Giant" https://en.wikipedia.org/wiki/The_BFG

SerwusX
Gramowicz
09/07/2016 14:51

> Nawet oryginalny tytuł brzmi "The BFG"... jak tylko zobaczyłem plakaty na mieście, to> od razu pomyślałem, że trochę sobie strzelili w stopę takim tytułem. Ten skrót już dawno> temu został zajęty w świadomości ludzi przez trochę inne rozwinięcie.Co to znaczy w oryginalnej wersji? Big F*cking Giant?




Trwa Wczytywanie