Pierwsza polska pełnometrażowa animacja od lat - recenzja filmu Jak uratować mamę

Joanna Kułakowska
2016/06/01 17:30
0
0

Nadszedł Dzień Dziecka, planujecie weekend i nie wiecie, co zrobić z potomstwem czy małoletnim rodzeństwem? Ten film im się spodoba, a dorosłym też zapewni zabawę.

Jak uratować mamę w reżyserii Daniela Zduńczyka i Marcina Męczkowskiego to nader specyficzna produkcja, ale nie tylko dlatego że stanowi pierwszy od pięciu lat polski pełnometrażowy film animowany, który wchodzi na ekrany kin. Twórcy żartują zresztą, że zaczęli pracować nad nim 16 lat temu, bo nie wiedzieli, że to niemożliwe, ale dzięki piosence Możesz wszystko w końcu wszystko się udało. Piosenka ta (w wykonaniu Tabba i Sound’N’Grace) promuje film. Specyfika obrazu polega w dużej mierze na założeniach fabularnych i dość kontrowersyjnej stronie wizualnej, która wielu dorosłym widzom zdecydowanie nie przypadnie do gustu, natomiast dzieci będą zadowolone (na co wskazuje pozytywna reakcja zapytanych o to chłopców i dziewczynek).

Pierwsza polska pełnometrażowa animacja od lat - recenzja filmu Jak uratować mamę

Bohaterowie filmu Zduńczyka i Męczkowskiego są nieźle wpasowani w potrzeby małoletniej widowni. Mamy oto dwójkę rodzeństwa, oczywiście będącą w konflikcie, co jest dzieciom znane, a ponadto na początku napędza akcję. Piętnastoletnia Aneta (Aleksandra Kowalicka) i siedmioletni Adaś (Benjamin Lewandowski) wiodą bardzo wygodną egzystencję, bo wszystko jest na głowie mamy, która często nie może doprosić się o pomoc. Oczywiście nie jest to życie idealne, bo oboje tęsknią za tatą, którego zwykle nie ma w domu, gdyż niemal cały czas poświęca na pracę. Może to właśnie po części wpływa na fakt, iż tak siostra, jak i brat uciekają w świat nierealny. Aneta pochłonięta jest książkami – fantasy i baśniami, a znaczna część jej lektur dotyczy tematyki romantycznej, stąd marzenia o fantastycznych przygodach i wielkiej miłości, najlepiej z jakimś idealnym księciem – Adam z kolei całą duszą oddaje się grom video.

Postacie te i ich rodzinna sytuacja zostały stereotypowo nakreślone, ale trzeba przyznać, że sporej części widzów wyda się to znajome, bo w wielu domach tak po prostu jest. Poza tym wraz z rozwojem wydarzeń owa stereotypowość okazuje się pozorna – to w zasadzie raczej punkt wyjścia do nakreślenia dużo bardziej skomplikowanych charakterów i pokazania, że to, co może wydawać się wadą i budzić uśmiech politowania, może również pomóc wyjść z opresji. Zarówno informacje zaczerpnięte z książek, jak i zamiłowanie do gier i techniki okazują się bardzo przydatne podczas przygody, jaka stanie się udziałem bohaterów. Co prawda, bohaterka, prócz świetnych pomysłów i odpowiedzialnych decyzji, prezentuje też zachowania sprzeczne z elementarną logiką i wiedzą na temat potencjalnych skutków sprzeciwiania się władcy jakiemukolwiek królestwa, którą powinna dysponować chociażby ze względu na lekturę romansów rycerskich, ale jej kreacja wbrew pozorom ma sens. Oglądające Jak uratować mamę dzieci muszą wiedzieć, że ta dziewczynka jest dość dorosła, by zaistniała jakaś bajkowa miłość i by mogła opiekować się bratem, a zarazem muszą mieć możliwość identyfikowania się z tą postacią – tak więc reakcje i wypowiedzi Anety powinny być zabawne, impulsywne i niekoniecznie przemyślane.

Fabuła animacji Jak uratować mamę jest w zasadzie bardzo prosta – gracze i graczki powiedzieliby, że to typowy quest. Wskutek wspomnianego konfliktu rodzeństwa ich matka ulega wypadkowi i nie wiadomo, czy wyzdrowieje. Dzieciaki zostają wysłane na wieś, do babci, tam zaś słyszą plotki o pewnej czarownicy i choć wcale nie wierzą w czary, niezależnie od siebie dochodzą do wniosku, że nie zaszkodzi spróbować – w końcu trzeba zrobić wszystko, żeby uratować mamę. Czarownica (Marzena Kipiel-Sztuka) okazuje się ekscentryczną staruszką, która rzeczywiście posiada tajemną wiedzę – w lot odgaduje wszystkie pragnienia swych gości i daje do zrozumienia, że wiedziała, iż do niej przybędą. Następnie umożliwia im ona podróż do fantastycznej, bajkowo-średniowiecznej krainy, gdzie znajdują się magiczne Złote Krople, które spełniają życzenia. Bohaterowie muszą je odnaleźć, niestety jednak mają ograniczony czas na wykonanie zadania – jeśli się w nim nie zmieszczą, nigdy już nie powrócą do swego świata. Jest też drugi, znacznie ważniejszy warunek: w trakcie poszukiwań nie wolno im nikogo skrzywdzić.

Tym sposobem realizowane jest dydaktyczne przesłanie Daniela Zduńczyka i Marcina Męczkowskiego, a także sygnalizowane już specyficzne założenie fabularne – plan twórców zakładał usunięcie, jak sami mówią, modnego dziś okrucieństwa z racji, iż niepotrzebnie wkradło się już do wielu filmów z gatunku kina familijnego. Oczywiście przed Anetą i Adasiem piętrzą się przeszkody i jak najbardziej istnieje zło, któremu trzeba przeciwdziałać. Kraina, do której trafiają, rządzona jest przez, delikatnie rzecz ujmując, monarchę-imbecyla (Andrzej Grabowski), którym steruje chytry i bezlitosny Kanclerz (Cezary Pazura), pragnący przejąć władzę. W tym celu knuje kosmiczną wręcz intrygę, podporządkowuje sobie niezgułowatego Ministra (Dariusz Gnatowski) i terroryzuje strachem resztę dworu. Jak więc reżyserzy i scenarzyści filmu wybrnęli ze swego postulatu?

GramTV przedstawia:

Założenie twórców Jak uratować mamę było co prawda zgodne z linią części pedagogów i psychologów bijącej na alarm z racji ilości przemocy w filmach dla dzieci i złego wpływu tejże na psychikę i postawy społeczne, ale niebezpiecznie zahaczało o nietrafienie w gusta grupy docelowej. Fakty są bowiem takie, że dzieci lubią trochę „okrucieństwa”, co więcej z badań innej grupy psychologów wynika, iż pewna doza agresji (w zachowaniach) i grozy (w sensie upodobania do oglądania agresywnych, dynamicznych zachowań i „bania się” podczas lektury lub filmu) pojawia się samoistnie i jest ludziom niezbędna w rozwoju osobowości. Pamiętacie może odcinek Gotowych na wszystko, w którym jedna z matek organizujących szkolne przedstawienie usiłowała przerobić bajkę o Czerwonym Kapturku na historię „pozbawioną okrucieństwa”? W rezultacie mało brakowało, a wystawiono by mdłą nudę sprzeczną z wydźwiękiem oryginału. Tym wydźwiękiem jest przekaz, że na świecie mogą istnieć potwory, które chcą krzywdzić tylko dlatego, że lubią i mogą, i że trzeba takiego potwora zniszczyć. Jeśli wszystkie bajki nagle przestaną ostrzegać przed potworami dzieci wcale nie odniosą korzyści.

Filmowcy w pewien sposób wybrnęli z sytuacji, pokazując, że zło tak czy inaczej musi ponieść karę, bo same złe uczynki w końcu się na sprawcy zemszczą, co nie znaczy, że można biernie przyglądać się, jak ktoś krzywdzi innych. Trzeba tym innym jakoś pomóc i powstrzymać okrutnika. Naturalnie bez przelewu krwi, choć wytrawny pedagog zapewne odczuje niepokój, widząc w filmie scenę, która ewidentnie sugeruje przyzwolenie na ośmieszanie i upokarzanie – bo co będzie, jeśli dzieci potraktują tak wyrzutków ze swego grona, których jedyną „zbrodnią” jest nieprzystawanie do grupy? Z drugiej strony, przesadzać to tylko u ogrodnika. Gdzieś trzeba postawić granicę w chuchaniu i dmuchaniu na kwestię socjalizacji najmłodszych, a animacja dla młodych widzów nie może być cukierkową nudą. Tak więc zło zostaje ośmieszone, a Zduńczyk i Męczkowski generalnie zadbali o to, by akcja, choć bez prawdziwej przemocy, była żywa i pełna – nieraz absurdalnego – humoru. W magicznej krainie wprawdzie odbywają się turnieje rycerskie, straszliwa bestia pożera damy dworu, a delikwent może być skazany na śmierć, ale egzekucja (której oczywiście można cudownie uniknąć) jest bezkrwawa, smoka można oswoić, a pojedynki skutkują „cierpieniem” rozpoławianych dyń i przestrzelonych jabłek, a nie ranionych w walce rycerzy.

Ukazany w filmie Jak uratować mamę humor jest dwojaki: wizualny, skierowany głównie do dzieci (choć ich opiekunów na pewno rozbawi, że Herold, pod którego podkłada głos Jarosław Boberek, stanowi karykaturę aktora), oraz werbalny, zdecydowanie przeznaczony dla dorosłych. Ten dla małolatów wykazuje się sporą dozą plebejskości. Mamy tu swego rodzaju „numer z psem” (jak w komedii Zakochany Szekspir), który musi rozładowywać za pomocą przaśnych dowcipów co bardziej dramatyczne momenty, tylko że za psa robi kot. Obserwując wszystko, co spotyka nieszczęsnego zwierzaka, ciężko oprzeć się wrażeniu, że twórców jakby nieco poniosło i chyba zapomnieli o postulacie „braku okrucieństwa”. Oczywiście, w większości przypadków kot sam jest sobie winien, a koniec końców nic mu się nie dzieje, ale... właśnie to może mieć negatywne skutki. Wychodząc z kina, na wszelki wypadek warto wyraźnie powiedzieć maluchom poniżej szóstego roku życia, że to, co widziały, to tylko kreskówka, i żeby nigdy nie próbowały naśladować takich zachowań – na przykład nadepnąć na kota – w rzeczywistości. Warstwa werbalna jest niezła – mamy nawiązania do popkultury (np. Adasiowe Ciemność widzę!), choć też niepozbawiona przaśności (Król każdemu chyba skojarzy się z Ferdkiem Kiepskim, a Minister z Boczkiem; mamy też mówiącego wierszem kapitana piratów, który w pewnej chwili wykrzykuje: Będzie ze mnie kawał słupa, jam nie pirat, tylko... – i tu widz musi sobie uzupełnić, co raczej nie jest trudne).

Jak zostało już wspomniane, strona wizualna dzieła Zduńczyka i Męczyńskiego prezentuje się nader kontrowersyjnie. Połączono tu animację 3D (tło) z klasyczną 2D (postacie). Kreska lekko nawiązuje do starej polskiej szkoły animacji (Koziołek Matołek, Reksio itp.), wydaje się jednak, że główni bohaterowie odzwierciedlają dziecięce rysunki, co sugerują proporcje ciała i mocno schematyczne twarze z dużymi oczami (lecz nie w stylu mangi). Połączenie tych dwóch sposobów animacji budzi tu pewien szok natury estetycznej – tło jest przepiękne i realistycznie oddane, bohaterowie zaś to zupełnie inna kwestia. Są obrazy, w których takie połączenie zachwyca, np. Atlantyda: Zaginiony ląd i Atlantyda: Powrót Milo, jednakże tam kreska nawiązuje do francuskiej szkoły komiksu, która choć specyficzna, jest też na swój sposób urocza. Tu tego uroku brak, ale dzieci mają inne zdanie.

Na zakończenie warto dodać, że produkcja Jak uratować mamę spodobała się międzynarodowej publiczności. Film został uznany za Najlepszą animację na New Media Film Festival w Los Angeles oraz 5. Dada Saheb Phalke Film Festival 2015 w Indiach. Zakwalifikował się także do oficjalnej selekcji wielu międzynarodowych festiwali, w tym: Hollywood Weekly Magazine Film Festival i 25. Cottbus Film Festival. W każdym razie jest to ciekawostka, z którą warto się zapoznać i pokazać dzieciakom (nie zapominając jednak o wspomnianym ostrzeżeniu maluchów), ponieważ promuje ważne treści: nie warto bać się odpowiedzialności i być samolubnym, bo może mieć to tragiczne skutki; odwaga, przyjaźń, miłość i wzajemna opieka może zdziałać cuda; fantazja i marzenia to wspaniała rzecz i dzięki nim możesz wszystko, a na pewno możesz konsekwentnie dążyć do celu. Dzieciom podobała się zarówno fabuła, jak i strona wizualna – i to jest w tym wszystkim najważniejsze.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!