Rock Band 4 - recenzja

Katarzyna Dąbkowska
2015/10/31 16:00
0
0

Pora odkurzyć stare gitary. Po pięciu latach seria Rock Band powraca w wielkim stylu.

Rock Band 4 - recenzja

Przy poprzedniej generacji konsol Harmonix wespół z Activision zasypały rynek dziesiątkami gier muzycznych. Ciężko stwierdzić czy gracze nie chcieli kupować kolejnych ich produkcji czy stając przed sklepową półką nie wiedzieli, którą z nich mają wybrać. Nie mniej jednak sprzedaż muzycznych tytułów spadła tak drastycznie, że w końcu postanowiono wstrzymać ich produkcję. Rock Band zniknął, Harmonix zajęło się grami tanecznymi na Kinecta, zaś na plastikowych gitarach postawiono krzyżyk. Po pięciu latach, jak feniks z popiołów, Rock Band powrócił z czwartą odsłoną. Czy jednak warto wyciągnąć z szafy obrośnięte kurzem plastikowe gitary?

Jakby tego było, to w tym roku powróciły obie rywalizujące ze sobą serie muzyczne - Rock Band oraz Guitar Hero w odsłonie Live. Różnice pomiędzy tymi dwiema produkcjami widać już po pierwszym uruchomieniu. Guitar Hero Live wprowadza do serii mnóstwo nowości, począwszy od zmienionego kontrolera, przez teledyski na żywo, a na kontrowersyjnym systemie mikrotransakcji kończąc. Harmonix dla odmiany postawił na sprawdzone rozwiązania, podobnie jak to robi Blizzard ze swoimi grami. Tu poprawili, tam podciągnęli, ale ostatecznie czujemy się tak, jakbyśmy właśnie przysiedli do starego dobrego Rock Banda. Czuć tutaj ducha tradycji i ci, którzy mieli już do czynienia z serią z pewnością odnajdą się w grze już po pierwszych kilku uderzeniach w klawisze.

Wraz z Rock Band 4 na rynek wszedł nowy sprzęt. Tym razem jednak nie zajmowali się tym sami twórcy, a firma, z którą Harmonix nawiązało współpracę podczas produkcji - Mad Catz. Jeśli chcielibyście zakupić nowy sprzęt, muszę uprzedzić, że nie należy on do najtańszych. Cały zestaw, w którego skład wchodzą gitara, perkusja, mikrofon i gra, kupimy za nieco ponad tysiąc złotych. Cena może przyprawić o zawrót głowy, jednak jakość wykonania tych zabawek to najwyższa półka. Podczas ogrywania tytułu, ani ja, ani moi znajomi, jakoś specjalnie delikatnie się z nimi nie obchodziliśmy, tak więc można śmiało powiedzieć, że przetrwają niejedną imprezę zakrapianą alkoholem lub, co gorsze, urodziny siedmiolatka. W moim domu wciąż stoi pełen zestaw z pierwszego Rock Banda, który pomimo dziesięciu lat na karku wciąż działa bez zarzutu, tak więc o jakość sygnowanych logo tej gry instrumentów nie powinniście się obawiać.

Tysiąc złotych jednak piechotą nie chodzi, ale na szczęście Harmonix postanowiło umożliwić graczom podpięcie do gry praktycznie każdej gitary i perkusji, które mogliśmy zakupić w poprzednich edycjach. Co więcej, gra bez problemu zadziała też z gitarami z poprzednich odsłon Guitar Hero, co na pewno ucieszy wszystkich "zmieniających obóz". Jedyne o czym należy pamiętać, to to, że nowy Rock Band obsługuje tylko sprzęty dedykowane tej samej rodzinie konsoli. Innymi słowy - nie ma możliwości podpięcia wioseł od Xboksa 360 do PlayStation 4.

Harmonix postawiło na stare, dobre rozwiązania, które spotykaliśmy podczas rozgrywki w poprzednich odsłonach Rock Banda. Jedna ręka zatem zajmuje gryf gitary złożony z pięciu kolorowych przycisków, prawą zaś uderzamy w "strunę". Ogólnie sprowadza się to do wciskania kolorowych przycisków, kiedy te zmieniają się na ekranie i uderzania w tym samym czasie w strunę. Jeśli graliście w poprzednie edycje, to przy czwórce poczujecie się jak w domu. To samo tyczy się śpiewania. Wiadomo, śpiewać każdy może, jednak w w Rock Band nie wystarczy dmuchać do mikrofonu (zdarzało mi się w kilku przypadkach podczas gry w pozycje z serii Guitar Hero, przyznaję się). Jeśli jesteście jednymi z tych, którzy stawiają perkusję ponad gitarą to dla Was również mam dobre wieści - wszystko jest po staremu. Nadal walimy więc w bębny, kiedy pojawiają się kolorowe znaczniki i uderzamy nogą w pedał przy wyskakujących liniach.

GramTV przedstawia:

Czym jednak Rock Band 4 wyróżnia się spośród poprzedników? Główną zmianą są przede wszystkim solówki. W częściach piosenek znajdują się miejsca, gdzie gracz może uderzać w dowolne klawisze czy bębny, tworząc w jakiś sposób własną melodię. Jest to ciekawa opcja dla tych, którzy mają sporo inwencji twórczej. Nie muszą się nawet zbytnio znać na rytmie i takcie. Gra skonstruowana jest tak, że w zasadzie zwykłe walenie na oślep daje całkiem przyjemny dla ucha efekt. Tyczy się to jednak perkusji i gitary. Sekcja śpiewu ograniczona jest jedynie do wydawania dźwięków w określonych momentach. Niespecjalnie przypadło mi to do gustu, na szczęście opcję "freestyle solo" można bez problemu wyłączyć.

Podobnie jak w przypadku poprzednich odsłon, tak i tutaj mamy tryb kariery, który rozpoczynamy od stworzenia własnych postaci i ruszamy nimi w trasę, grając złożone z kilku kawałków sety w obskurnych miejscówkach. Karierę możemy oczywiście rozegrać sami lub w pełnym składzie - gitara elektryczna, perkusja, gitara basowa i wokal. W zależności od podejmowanych w trakcie kariery decyzji, gramy odgórnie narzucone utwory lub sami komponujemy setlisty. Za każdy występ jesteśmy nagradzani walutą oraz fanami. Za walutę kupimy dodatkowe gitary czy części stroju scenicznego. Jest to ciekawy dodatek, jednak nie wnosi nic do gameplay'u prócz tego, że nasza wirtualna ekipa w jakiś sposób może przypominać naszą siedzącą przed telewizorem prawdziwą ekipę.

Lekkim rozczarowaniem w czwartym Rock Bandzie jest startowa lista utworów, której daleko do składanek z poprzednich odsłon. Owszem, mamy tutaj prawdziwe hity takich artystów jak Avenged Sevenfold, Arctic Monkeys Scorpions, The Protomen czy Lynyrd Skynyrd, jednak to za mało. Przekrój przez gatunki (choć to ROCK Band) jest naprawdę spory, więc znajdzie się tu coś dla miłośników popu, klasycznego rocka, jak i metalu. Nie mniej jednak utworów przyciągających uwagę jest dość niewiele. Całą sytuację ratuje sklep z piosenkami, w którym w chwili pisania tego tekstu dostępne jest ponad 1000 piosenek. Koszt jednego utworu to około 7 złotych, jednak zakupiony kawałek na stałe wpisuje się na naszą listę, nie jak w przypadku Guitar Hero, gdzie jedynie "wynajmujemy" piosenkę. Najbardziej jednak dopieszczeni poczują się weterani tej serii. Większość utworów, które zakupili do poprzednich odsłon mogą bezpłatnie pobrać w najnowszej odsłonie. Twórcy zmagają się teraz z drobnymi problemami technicznymi, dlatego utwory te dodawane są paczkami stopniowo, jednak sam fakt, że studio dba o swoich stałych fanów jest na tyle miły, że można im te drobne potknięcie wybaczyć. W grudniu tego roku dostępna będzie również możliwość zaimportowania, za drobną opłatą, utworów, które znajdowały się na płytkach z poprzednimi Rock Bandami (poza edycją The Beatles). Na wszelki wypadek nie pozbywajcie się jeszcze starych płytek.

Rock Band powrócił w wielkim stylu. Harmonix wzięło to, co najlepsze w serii, wycisnęło z tego esencję i włożyło do najnowszej części. Łącznie ze wsparciem dla dotychczasowych kontrolerów, importem utworów z poprzednich gier czy obsługą zakupionych wcześniej DLC. Rock Band 4 to zaproszenie do odkurzenia gitar, zwołania znajomych i ponownego wyruszenia w trasę. Zaproszenie, którego nie sposób odrzucić, kiedy na liście utworów znalazła się taka petarda jak Light up the Night zespołu The Protomen.

8,8
Dla weteranów serii pozycja obowiązkowa. Nowi niech odejmą od oceny jedno oczko
Plusy
  • stary, dobry Rock Band
  • kompatybilność ze starszymi kontrolerami
  • wsparcie dla poprzednio zakupionych DLC
  • "freestyle solos" dla perkusji i gitary
Minusy
  • lekko rozczarowująca startowa lista utworów
  • "freestyle solos" na wokalu
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!