Rebel Galaxy - już graliśmy!

Sławek Serafin
2015/06/05 19:37
5
0

Gdyby Rebel Galaxy było ciałem niebieskim, to z racji siły z jaką wciąga i nie puszcza, byłoby pewnie czarną dziurą. Taką niezależnie wyprodukowaną.

W końcu się Baldree i Schaefer wzięli za coś nowego. I od razu wyszło im znakomicie, jeśli można wydawać takie sądy po zaledwie kilkunastu godzinach spędzonych z wczesną wersją Rebel Galaxy. Widać, że tego właśnie było im potrzeba - zmiany klimatu i stylu. Ostatnio Travis Baldree i Erich Schaefer pracowali razem w Runic Games nad dwiema częściami Torchlight. Wcześniej ten pierwszy zrobił Fate i Mythos, a ten drugi był głównym producentem takich mało znanych gier jak Diablo i Diablo II, a także Hellgate: London. Czyli od dawien dawna obaj utalentowani twórcy robili ciągle to samo - gry w siekanie stworków mieczami tudzież przypalanie czarami. I nie należy się dziwić, że mieli już tego dość, wręcz przeciwnie, cieszmy się, że postanowili w końcu zrobić coś innego. Że założyli we dwóch nową firmę Double Damage Games i zmontowali na szybko wczesną wersję Rebel Galaxy, w którą miałem przywilej grać... zdecydowanie zbyt krótko.

Rebel Galaxy - już graliśmy!

Rebel Galaxy jest najbardziej chyba podobne do kultowego Sid Meier's Pirates!, jeśli oczywiście weźmiemy poprawkę na to, że cała akcja rozgrywa się tu w kosmosie, gdzieś w przyszłości, a nie w XVII wieku na Karaibach. Ale mimo innego tła pod względem rozgrywki, jej głównego szkieletu, Rebel Galaxy przypomina właśnie kultowe dzieło Sida Meiera. Zamiast tropikalnych wysp mamy tutaj planety i stacje orbitalne. Zamiast mielizn i raf są grupy asteroid i skupiska innych kosmicznych śmieci. A w miejsce statecznych żaglowców pojawiają się kosmiczne krążowniki otoczone rojem myśliwców. Ale gra się tak samo. I tak samo dobrze, na dodatek.

Rebel Galaxy ma główny wątek fabularny, całkiem wyraźnie zarysowany i przedstawiony z humorem w kolejnych scenkach dialogowych. Szukamy w nim naszej zaginionej, ulubionej, awanturniczej ciotki, którą gdzieś wcięło razem z całym jej uzbrojonym po zęby okrętem. Poszukiwania te oczywiście poprowadzą nas w sam środek coraz bardziej niebezpiecznych i śmiercionośnych wydarzeń, jak to zwykle w przypadku głównych wątków fabularnych bywa. I tyle wystarczy o nich wiedzieć w tym momencie... a właściwie tyle się dowiedziałem, grając we wczesną wersję gry i większość czasu spędzając na pracowitym wypełnianiu wszystkich innych zadań niż te powiązane z fabułą.

Na każdej stacji kosmicznej możemy popytać czy czegoś nie trzeba zrobić. Zwykle trzeba. Czasem ktoś chce coś gdzieś dostarczyć, czasem trzeba też coś skądś zabrać. Zwykle jednak chodzi o odpowiednie zaaplikowanie ognia laserowego lub rakietowego. Czy to w czyjejś obronie bezpośredniej, czy to prewencyjnie, żeby później nie trzeba było bronić, ale generalnie prawie każda misja wiąże się z jakąś mniejszą lub większą bitwą, czy to z piratami, czy to z Obcymi lub w ostateczności z Obcymi-piratami. Wykonanie każdej z tych losowo generowanych misji oznacza wzrost reputacji u frakcji, która nam ją zleciła oraz drastyczny spadek poważania u grupy, której okręty niefortunnie wejdą w pole rażenia naszych dział. I oczywiście za każdą dostajemy kochane pieniążki. A dzięki pieniążkom kręcą się planety, gwiazdy i galaktyki, jak mawiał poeta.

Na stacjach orbitalnych nie tylko możemy szukać zleceń, naprawiać naszą krypę, wdawać się w pogaduchy z barmanami, czy też zajmować się mniej lub bardziej uczciwym handlem różnymi towarami. Możemy też kupować nowy sprzęt. Nasz okręt podlega wielokrotnemu usprawnianiu. Nie tylko możemy montować w nim nowe uzbrojenie, ale też różnego rodzaju systemy obronne, a także wyposażenie innej maści. Nie mówiąc już o tym, że za odpowiednią opłatą możemy sobie kupić zupełnie nowy, opatrzony innymi podstawowymi charakterystykami kadłub. Tak, zupełnie jak w klasycznych kosmicznych przygodach w stylu Elite, Frontiera, czy też Privateera. Tyle, że Rebel Galaxy wcale nie jest takie, jak tamte gry, o czym można się bardzo szybko przekonać, już w pierwszym starciu z dowolnym wrogiem.

GramTV przedstawia:

Choć akcja Rebel Galaxy rozgrywa się w kosmosie, to sama mechanika rozgrywki bardziej pasuje do gry z tradycyjnymi okrętami w rolach głównych... takimi morskimi. Twórcy zastosowali co prawda w pełni trójwymiarową oprawę wizualną, więc zawsze mamy coś nie tylko po bokach, ale też nad i pod nami... ale poruszamy się wyłącznie w płaszczyźnie. Jak po morzu. Tak, to bez sensu, nie da się ukryć. Co to za okręt kosmiczny, który nie może się wznieść lub zanurkować! Ale to działa. Znakomicie działa. Może nie jest to rozwiązanie realistyczne, takie przyklejenie wszystkiego do płaskiego stołu, ale świetnie się sprawdza gdy dochodzi do wymiany ognia. W Rebel Galaxy nie ma dzikich manewrów, nie ma beczek, pętli i innych korkociągów. Nie, tutaj mamy stateczny okręt, który walczy z godnością i klasą, jak XVIII-wieczny liniowiec. W zasadzie dokładnie tak właśnie. Najpotężniejsze uzbrojenie jest bowiem umieszczone w burtach okrętów, tak arcyklasycznie, i cała zabawa polega na takim manewrowaniu, by ustawić się do wroga burtą, w czasie gdy on jest do nas skierowany dziobem lub rufą i nie może oddać. Tak, nie ma to żadnego sensu w kontekście kosmosu. Ale jakie fajne są bitwy, właśnie dlatego, że autorzy zastosowali takie niedorzeczne rozwiązanie! Widowiskowe, emocjonujące, pełne wyzwań. I całkiem urozmaicone też, bo całkiem inaczej walczy się z rojem myśliwców, z grupą fregat rakietowych i z potężnym liniowcem. A do tego już w pierwszym sektorze, jedynym dostępnym we wczesnej wersji Rebel Galaxy, były trzy różne grupy wrogów stosujących inne okręty, inne myśliwce, inne uzbrojenie i inne taktyki też. Wszystko powyższe, połączone, dało mieszankę prawie że piorunującą.

Tyle radości, tyle satysfakcji daje zastosowanie odpowiedniej taktyki, wymanewrowanie i zniszczenie nie tylko pojedynczych wrogów, ale całych eskadr i flotylli wspomaganych rojami myśliwców i kanonierek! Rebel Galaxy jest pod tym względem właśnie jak klasyczne Pirates!, jak te niezapomniane starcia,w których wykańczaliśmy wojenne galeony małymi barkami czy fregatami. Twórcy trafili tutaj w dziesiątkę. I to mocno. I opatrzyli to trafienie wielce efektownymi, kolorowymi wybuchami oraz odpowiednim podkładem dźwiękowym. Palce lizać, jak to mówią.

Rebel Galaxy naprawdę wciąga jak czarna dziura. Tak się fajnie lata i strzela, wykonując losowo generowane misje w losowo generowanym wszechświecie, że chyba od prawie dziesięciu lat nie bawiłem się tak dobrze w tego typu klimatach. Od czasu najprzekultowniejszego Space Rangers 2, dokładniej rzecz biorąc. Rebel Galaxy do tamtej gry też mocno nawiązuje, głównie pełnym humoru klimatem, tyle że tutaj jest on nastawiony bardziej na sentymenty westernowe, pokłosie uwielbianego przez miliony serialu Firefly. Rebel Galaxy bardzo chciałoby być jak Firefly właśnie, co widać, czuć i przede wszystkim słychać w strasznie fajnej, rockowo-westernowej ścieżce muzycznej. I jak na razie, z tego co widziałem, udaje mu się. Ma Rebel Galaxy ten urok, ten specyficzny magnetyzm, który charakteryzuje naprawdę dobre gry. A to dopiero wczesna beta. Jeśli Travis i Erich ją dopracują, jeśli dodadzą kilka usprawnień, takich jak na przykład bardziej rozbudowany system łupów, i jeśli w kolejnych sektorach tej buntowniczej galaktyki będzie tyle fajnych rzeczy co w pierwszym, to Rebel Galaxy może się okazać jedną z tegorocznych pozycji obowiązkowych dla w zasadzie każdego gracza. Trzymajcie ten kontakt na swoim radarze i nie dajcie mu zniknąć, a nie pożałujecie.

Komentarze
5
KeyserSoze
Gramowicz
Autor
06/06/2015 20:52
Dnia 06.06.2015 o 13:03, Kajdorf napisał:

Czytając opis walki mam wrażenie że podobny styl jest w książkach o Honor Harrington. Tam też jest dużo salw bocznych. Dawid Webber jest maniakiem taktyki walk na morzu i sam przyznał że walki wzorował właśnie na tym.

Tak, ale to tylko w pierwszych tomach, później już wszystko idzie w rakiety i myśliwce. W Rebel Galaxy też są jedne i drugie, ale przynajmniej na początku odgrywają mniejszą rolę i główne narzędzie zniszczenia to właśnie salwy.btw. jak ci się podobał cykl o Honor Harrington, to zobacz sobie Safehold, podobne klimaty, tylko sci-fi jest bardzo mocno pomieszane z realiami XVIII i XIX wieku, żaglowców, muszkietów, początków rewolucji przemysłowej i tak dalej.

Usunięty
Usunięty
06/06/2015 13:03

Czytając opis walki mam wrażenie że podobny styl jest w książkach o Honor Harrington. Tam też jest dużo salw bocznych. Dawid Webber jest maniakiem taktyki walk na morzu i sam przyznał że walki wzorował właśnie na tym.

KeyserSoze
Gramowicz
Autor
06/06/2015 11:51

Nie pisałem od początku o Space Rangers 2 bo po pierwsze gra jest kultowa, ale nie aż tak dobrze znana jak Pirates!, więc to drugie lepiej nadaje się na porównanie, a po wtóre Rebel Galaxy ma inne ujęcie, a bitwy bardziej zręcznościowe i w czasie rzeczywistym. Ale ogólnie gra, jeśli dostanie lepszy system lootu, może próbować dorównać Space Rangers 2.




Trwa Wczytywanie