Po wyjściu z kina ciężko nie odnieść wrażenia, że twórcy "Systemu" naoglądali się wschodnioeuropejskiego kina przygnębienia, po czym postanowili zrobić to samo, ale z pieniędzmi i manierą Hollywood.
Po wyjściu z kina ciężko nie odnieść wrażenia, że twórcy "Systemu" naoglądali się wschodnioeuropejskiego kina przygnębienia, po czym postanowili zrobić to samo, ale z pieniędzmi i manierą Hollywood.
Związek Sowiecki okresu powojennego. Wymęczony walką z Trzecią Rzeszą i wcześniejszym Wielkim Głodem, naród rosyjski i inne "zaprzyjaźnione" nacje przeżywają mękę wielkich czystek organizowanych przez Józefa Stalina. Wśród najlepszych siepaczy policji politycznej znajduje się główny bohater - Leo Demidov. Sierota, bohater wojenny, chętny sługa zbrodniczego systemu. W świecie paranoi, zaklinania rzeczywistości i ciągłego terroru przychodzi mu prowadzić śledztwo w sprawie morderstw dzieci, popełnianych przez jednego szaleńca w całej Rosji. Oczywiście nie jest łatwo, bowiem przełożeni każą mu sprawę zostawić, aby przypadkiem nie wydało się, że w idealnym Kraju Rad grasuje żądny krwi szaleniec. Mimo, że wszyscy widzą, że jest źle, to trzeba mówić, że jest dobrze. Za wszelką cenę nie dać po sobie poznać, że nie jest dobrze.
Na papierze koncepcja brzmi dobrze, oczyma wyobraźni widzimy już zbieranie poszlak, pyskówki z przełożonymi i odwoływanie się do lepszej strony natury współoficerów. System jednak zaskakuje. Wyrażę się wręcz inaczej i trochę niecenzuralnie, mam nadzieję, że mi wybaczycie - System daje w pysk. Tłucze nas po twarzy beznadzieją, tragizmem, szarością, paranoją, a wręcz szaleństwem. Nie tylko morderca dzieci jest niespełna rozumu. W stalinowskim ZSRR zwariował aparat państwowy, ze strachu logicznie myśleć przestali najważniejsi oficjele, a i zwykły człowiek przestaje odróżniać dobro od zła, a rzeczywistość staje się powoli czymś odległym. Jest tylko głód, sieroty, strach, beznadzieja, papierosy i czasami wódka.
System przygnębia i jest w tym przerażająco dobry. Ostatnim filmem, który sprawił, że czułem się równie zdołowany przez kilka kolejnych godzin po seansie, był chyba Pianista. Reżyserowi udaje się świetnie pokazać beznadzieję i absurd. Szybko okazuje się, że cukierkowa powłoka komunistycznego świata jest bardzo cieka, a osobista tragedia czai się na każdym kroku. Jakby tego było mało, prawie każdy człowiek nie dość, że nie może nic z tym zrobić, to nawet nie powinien głośno mówić o tym, że owe problemy w ogóle istnieją. I tak całe dziesięciolecia. Na samą myśl łapię kolejny dół.
System nie jest dreszczowcem w dosłownym rozumieniu tego słowa, bo złoczyńcą jest nie tylko szaleniec mordujący dzieci (inspirowany autentycznym seryjnym mordercą z ZSRR), ale także tytułowy system. Jednakże wątek kryminalny też daje radę. Maniak jest odpowiednio brutalny i zwichrowany umysłowo, śledztwo, którego doprowadziło do odnalezienia go ma ręce i nogi. W całości znalazłem tylko jedną logiczną lukę i to w dodatku nieistotną. Nie jest to Siedem, ale temat ten poprowadzono przyzwoicie, a w dodatku świetnie wpisuje się w ogólny wydźwięku filmu.
Dużo dobrego Systemowi robią aktorzy w nim grający. Tom Hardy jako Leo Demidov jest świetny. Ten aktor zresztą wyrasta na jednego z najlepszych reprezentantów swojego pokolenia i widzę go jako nowego bożyszcza kobiet a'la Brad Pitt. Potrafi z jednowymiarowej postaci zrobić istną mozaikę uczuć i motywacji, nadając mu wiarygodności. Gary Oldman jest po prostu dobry, jak przystało na aktora tego formatu. W paru scenach drażniąca była Noomi Rapace, ale ogólnie rzecz biorąc dała sobie radę w roli żony głównego bohatera. Drugoplanowe postaci też zasługują na pochwałę - ze świecą szukać w Systemie słabego aktorstwa czy papierowych charakterów.
Warsztatowo System jest specyficznym filmem. Można odnieść wrażenie, że oglądamy kino wschodnioeuropejskie. Stonowane kolory, ujęcia na beznamiętny tłum, łażenie po lesie, szarość życia codziennego. Z drugiej strony, wszystko zrobione jest z hollywoodzką pompą i dokładnością estetyczną. Ostatecznie mamy przed sobą obraz, który "kupujemy", pomimo tego, że czuć jak reżyser i producent świadomie dają znać widzowi, że są nie w swoim świecie. Najwyraźniej czujemy to przez pierwsze pół godziny, kiedy staramy się przyzwyczaić do rosyjskich akcentów w angielszczyźnie bohaterów.
System to film, który twórcom się wybitnie udał. Jest taki, jaki miał być, a przynajmniej sprawia takie wrażenie. Nie wszystkim się spodoba, a już na pewno nie odniesie sukcesu finansowego (póki co jest 47 milionów dolarów pod kreską), bo to po prostu ciężkie kino bez błyskotliwej puenty. Samo życie w komunistycznym ZSRR - beznadzieja, bieda, brutalna walka i terror przez ponad dwie godziny. Bilety kupujecie na własną odpowiedzialność - nie wypominajcie mi później, że zepsułem Wam dzień.