Il-2 Sturmovik: Bitwa o Stalingrad - recenzja

Sławek Serafin
2014/12/06 20:00
4
0

Powietrzne boje w zimowej scenerii najważniejszej bitwy II wojny światowej

Starszy sierżant Erwin Maier, weteran z Jagdgeschwader 53, mający na swoim koncie 11 powietrznych zwycięstw i trzy Żelazne Krzyże, został zestrzelony nad Stalingradem 13 września 1942 roku. Wyskoczył ze swojego Bf-109 ze spadochronem i wylądował na terenie kontrolowanym przez wojska radzieckie, gdzie został szybko wzięty do niewoli przez piechociarzy. Maier wyraził prośbę, by mógł się spotkać z radzieckim asem, pilotem Jaka, który zestrzelił go po zaciętym pojedynku i żołnierze chętnie zabrali go na lotnisko 437 pułku myśliwskiego. Jego piloci latali na ŁaGGach-3, ale wszyscy wiedzieli, że jest tam od niedawna także kilka Jaków-1, pilotowanych przez nowo przybyłych. Wszyscy wiedzieli, bo tymi pilotami były dziewczyny. Maier był przekonany, że Rosjanie robią sobie z niego żarty, gdy przedstawiono go niewysokiej Lidii Litwiak i powiedziano, że to jest właśnie as, który go pokonał. Dopiero gdy dokładnie opisała w jaki sposób to zrobiła, jak manewrowała i jak przebiegało całe starcie, niemiecki myśliwiec uwierzył, że to właśnie za jej sprawą znalazł się na ziemi i w radzieckiej niewoli.

Il-2 Sturmovik: Bitwa o Stalingrad - recenzja

Fajna historyjka, prawda? Niby nic wielkiego, ale pomiędzy jej wierszami można wyczytać, jak dramatyczne i desperackie były poczynania Rosjan, jak wielkie straty musiało ponieść ich lotnictwo, że braki kadrowe w liniowych pułkach lotniczych łatane były za pomocą kobiet-pilotów. Oddaje specyfikę tamtej bitwy i tamtych czasów. I to jest świetne. Szkoda, że Il-Sturmovik: Bitwa o Stalingrad nie daje sobie rady z tą specyfiką, desperacją i dramatem stalingradzkiej batalii. Jeszcze bardziej szkoda, że to nie jest jedyna rzecz, z którą ta gra sobie nie daje rady. A najbardziej szkoda tego, że tak w sumie to ona w ogóle sobie nie radzi. Il-2 Sturmovik: Bitwa o Stalingrad to bardzo dobra symulacja lotnicza. To jest fakt. Niestety, ten symulacyjny rdzeń, solidny i trwały, obudowany jest całą resztą gry. A ta cała reszta jest najzwyczajniej w świecie słaba, a miejscami wręcz ewidentnie zła. Dobrze jest mieć porządny, dobry jakościowo fundament, ale jeśli zbuduje się na nim partacki szałas zamiast ekskluzywnej willi, to nikt nie będzie chciał w nim zamieszkać oprócz największych desperatów bez dachu nad głową. I mniej więcej tak wygląda teraz sytuacja Il-2 Sturmovik: Bitwa o Stalingrad. Twórcy zapewniają, że będą jeszcze nad tym szałasem pracować, dokładać gałęzi, mchem obtykać i pozwolą mieszkańcom sobie w tym pomóc. Nawet jeśli ktoś wierzy w te obietnice, nie zmieni faktu, że w tym momencie, dziś, tu i teraz, ten nowy Sturmovik niestety nie jest wart naszej uwagi, o pieniądzach już nie mówiąc.

Solidne podstawy, czyli co dokładnie? Ogólnie chodzi o stronę techniczną gry, o to jak wygląda i działa. I o samoloty oraz zagadnienia z nimi związane. Il-2 Sturmovik: Bitwa o Stalingrad to gra naprawdę urodziwa. Ładne są maszyny, efekty pogodowe i sama stalingradzka mapa śniegiem pokryta, z w miarę wiernie odtworzonym samym miastem. Przelatując nad nim można bez trudu znaleźć Plac Czerwony, fabrykę Barykady, ogromny elewator zbożowy oraz legendarny kurhan Mamaja. Wołga też jest urodziwa, nie przeczę. Dobrze wyglądają efekty specjalne, wybuchy, płomienie i te sprawy. Modele pojazdów, nie tylko samych samolotów, ale też pociągów, ciężarówek, czołgów i dział na ziemi też nie pozostawiają wiele do życzenia. I to wszystko działa w wiarygodny sposób. Model lotu jest dobrze oddany, podobnie jak specyfika każdej z maszyn - wyraźnie inaczej lata się nie tylko samolotami radzieckimi i niemieckimi oraz bombowcami i myśliwcami, ale też czuć różnicę gdy siedzi się za sterami zasadniczo dość podobnych do siebie maszyn, takich jak ŁaGG-3, Jak-1 czy Ła-5 na przykład. Każdy samolot ma swój klimat, swoje cechy charakterystyczne, swój styl. I swoją głębię też, to coś, co sprawia, że chcemy poświęcić kilka, lub może nawet kilkadziesiąt godzin na jego poznanie, na opanowanie, na doprowadzenie pilotażu do mistrzostwa. Można zacząć od uproszczonego modelu lotu, z którym poradzi sobie w zasadzie każdy, kto miał do czynienia z podobnymi grami i umie obsługiwać joystick, a potem przejść do poziomu eksperckiego, z jego dodatkowymi, bardziej zaawansowanymi opcjami symulacyjnymi. Nie są one jakoś szczególnie hardkorowe, bo Il-2 Sturmovik: Bitwa o Stalingrad nie zapuszcza się na terytorium w pełni interaktywnych kokpitów i klawiszologii liczącej sobie kilkadziesiąt różnych skrótów, ale wszystko jest wystarczająco rozbudowane, by nawet weterani cyfrowego latania i maniacy realizmu nie kręcili zbytnio nosem na to, jak są w grze przedstawione samoloty, modele lotu, zniszczeń i tak dalej. To jest ten solidny rdzeń, który sprawia, że z czysto symulacyjnego punktu widzenia, takiego oderwanego od wszystkiego innego, nowy Sturmovik nieźle się broni przed krytyką. Niestety, nie da się grać bez wszystkiego innego, a w tym przypadku wszystko inne jest jakościowo o wiele gorsze.

Kampania singlowa jest wręcz fatalna i to na kilku różnych poziomach. Po pierwsze, pozbawiona jest fabuły. I nie mówię tu o bohaterach, dramatach, romansach i zwrotach akcji jakichś, bo nikt się ich chyba nie spodziewał... choć też pewnie nikt by się nie obraził, gdyby były. Ale w porządku, to symulator, a nie bajeczka, więc nie przesadzajmy. Ale że kampania w ogóle nie ma żadnej fabularnej podbudowy, żadnego tła, to jest już niewybaczalny błąd. To przecież Stalingrad, jedna z najbardziej dramatycznych bitew w dziejach, pełna heroizmu, niesamowitych historii, poruszających wydarzeń. I co? I nic. Nic z tego nie znalazło się w grze. Kampania w żaden sposób nie nawiązuje do faktycznych wydarzeń poza zmieniającym się układem kolorowych linii na mapie oraz krótkimi filmikami streszczającymi wydarzenia przed każdym z pięciu jej etapów. O pomstę do nieba woła już sam fakt, że w grze bitwa zaczyna się nie wtedy, gdy rzeczywiście się zaczęła, tylko w momencie, gdy jej los został przesądzony - nie ma tu w ogóle walk z miesięcy letnich i jesiennych, kiedy Niemcy mieli jeszcze szansę wygrać. Kampania startuje w listopadzie, od wielkiej radzieckiej ofensywy, która zamknęła 6. Armię w kotle, co było początkiem końca. W Bitwie o Stalingrad nie ma ponad połowy tytułowej bitwy! Jest tylko jej faza zimowa, co na dodatek sprawia, że mamy pod nami cały czas tylko jedną scenerię i cały czas ten sam zimowy krajobraz. Bardzo ładny, jasne, ale na dłuższą metę nudny. Ja na przykład chciałbym zobaczyć, jak Wołga wyglądała, gdy nie była skuta lodem. Jak miasto się prezentowało przed tymi niszczycielskimi nalotami i burzą ognia z 23 sierpnia, które obróciły je w ruinę. Jak bardzo zielone były lasy i brązowe były pola. Cokolwiek bym chciał zobaczyć, cokolwiek, co nie jest białe lub jasnoszare. Alenie mogę, bo twórcy gry wycięli połowę bitwy. I niestety to jeszcze nie jest prawdziwy problem, przynajmniej w porównaniu do pozostałych wad kampanii.

Przede wszystkim jest ona przeraźliwie nudna. Zamiast przygotować jakieś ciekawe misje, coś zaplanować, uderzyć w jakiś dramatyczny ton, czymś nas zaskoczyć od czasu do czasu, twórcy gry bezczelnie poszli na skróty i zmontowali wszystko na jedno kopyto, bazując na prostym jak budowa cepa schemacie. Startujemy, lecimy po sznurku do punktu przelotowego, potem dalej po tym samym sznurku do miejsca gdzie rozegra się akcja z bombardowaniem lub zestrzeliwaniem, a potem do następnego punktu i do domu, na lotnisko. Za każdym razem wygląda to dokładnie tak samo. Zmieniają się tylko lotniska, warunki pogodowe oraz kawałek mapy, nad którym rozgrywa się cały "dramat". Fatalny pomysł... chyba, że celem producentów było zanudzenie nas na śmierć, choć nie mam pojęcia dlaczego mieliby chcieć nam to zrobić. Jakieś patrole, wymiatania, polowania, większe operacje i tym podobne? A po co kombinować, po co próbować stworzyć coś, co miałoby choćby pozory wiarygodności. Nie, zrobimy kilkustopniowy schemat i będziemy go tłuc taśmowo, bo tak jest prosto i tanio. A wiadomo, że taśmowa produkcja wygrywa wojny, czyż nie? Jasne że tak. Ale nie ma szans na zdobycie serc graczy, o tym chyba ktoś zapomniał.

GramTV przedstawia:

Jednak nie powinniśmy nienawidzić tego gościa, który zapomniał. Nie, na naszą pogardę i złorzeczenia zasługuje człowiek, który wymyślił, że w tę porażająco monotonną kampanię będzie trzeba obowiązkowo grać. Tak się bowiem składa, że wszystkie samoloty w grze, a nie ma ich tutaj wcale zbyt wiele na dobrą sprawę, bo brakuje nie tylko absolutnie niezbędnego Ju-52, ale też Ju-88, Do-17, Bf-110 czy rumuńskich IAR-80, nie mówiąc już o radzieckich I-16, I-153, Jak-7 i Jak-9 oraz MiG-3 tudzież bombowców Su-2, DB-3 i SB oraz P-40 i Hurricane'ów z lend-lease, które wszystkie latały nad Stalingradem... Pozostałe więc, te które są w grze, na wejściu dostępne mamy tylko w wersjach absolutnie podstawowych. Jeśli chcemy lepsze kaemy, działka, dodatkowe uzbrojenie, bomby i rakiety z innych historycznych wersji to musimy... grać w kampanię! Tylko zaliczając kolejne misje uzbieramy punkty i poziomy, które pozwolą nam odblokować wszystkie dodatkowe konfiguracje sprzętu. Nie można tego zrobić w trybie wieloosobowym, bo to byłoby przecież zbyt logiczne - skoro lepszy sprzęt potrzebny jest nam do multiplayera, to powinniśmy go uzyskać przez bolesne jak walenie głową w mur grindowanie singla! Nie wiem, który geniusz na to wpadł, ale należą mu się brawa, bo strzelił całemu projektowi prosto w stopę. I to z dwururki naładowanej grubym śrutem, więc niewiele z nogi zostało, a delikwent właśnie się wykrwawia i ma kiepskie szanse na przeżycie tej makabrycznej przygody.

Remedium na tę monumentalną porażkę mógłby być edytor misji. I faktycznie, jest takie ustrojstwo, ale w tym momencie niedostępne dla zwykłych zjadaczy chleba. Bawią się nim tylko wybrani i jak na razie powstała tylko garstka scenariuszy, trzeba przyznać, że zawstydzająco dobrych w porównaniu z kampanią. Niestety, edytor nie pozwala łączyć misji w kampanie i na dodatek nie wiadomo dokładnie, kiedy zostanie udostępniony dla wszystkich. Może jeszcze w tym roku, a może nie. Diabli wiedzą. Cóż więc pozostaje? Tryb wieloosobowy może? Może... nie. Owszem, Il-2 Sturmovik: Bitwa o Stalingrad ma opcję sieciową, jakżeby inaczej. Tyle, że jest ona strasznie uboga. Serwery obsługują maksymalnie 32 graczy (niedługo ma być 48), choć obiecywano bitwy stuosobowe. Przy tak wielkiej mapie to zdecydowanie za mało na cokolwiek, na jakiekolwiek zagęszczenie akcji, na zorganizowane misje, bitwy i ustawki. Można tylko polować na siebie wzajemnie w ramach prostackiego podniebnego deathmatchu. Szału nie ma. I nie wiadomo kiedy będzie, bo autorzy na razie zmagają się z problemem plików pozwalających graczom stawiać serwery dedykowane, a nie ma jeszcze nawet mowy o możliwości hostowania własnych gier, czy to klasycznie wieloosobowych, czy też bazujących na scenariuszach kooperacyjnych. To są bazowe opcje, absolutnie podstawowe dla tego typu symulatora. I gra ich nie posiada. I nie wiadomo, kiedy posiadać będzie. Od oficjalnej światowej premiery minęło już kilka tygodni, a Il-2 Sturmovik: Bitwa o Stalingrad nadal wygląda jak pozbawiona połowy ważnych funkcji beta.

Może się rozwinie, nie? Może jeśli damy twórcom czas, to stopniowo uzupełnią te wszystkie rażące braki i zrobią coś z kampanią lub chociaż pozwolą graczom tworzyć kampanie własne. Może. W końcu pierwszy Il-2 Sturmovik potrzebował kilku lat, by z podstawowej, również dość ubogiej gry stać się obudowaną w dodatki, rozszerzenia i modyfikacje legendą. Tak było. Ale czy będzie w przypadku Bitwy o Stalingrad? Szczerze wątpię. Pierwszy Sturmovik rozwijał się w próżni, bez konkurencji, z oddaną bazą wiernych, kreatywnych fanów. Tutaj zaś nie tylko mamy grupę rozczarowanych i zrażonych klientów, których trudno będzie przekonać do wysiłku budowania nowej, lepszej przyszłości, to na dodatek zewsząd szczerzą zębiska więksi i lepiej rozwinięci rywale, nie tylko rozbudowywane od lat Il-2 Sturmovik: 1946 oraz Cliffs of Dover, ale też darmowe War Thunder i World of Warplanes, nie mówiąc już o ostrym symulacyjnym hardkorze ze stajni DCS. Szczerze mówiąc, z miejsca z którego patrzę, nie widzę szans na rozwój dla Il-2 Sturmovik: Bitwa o Stalingrad. Solidna podstawa to za mało. Niedociągnięcia, braki i ewidentnie złe rozwiązania są zbyt poważnym problemem, by ta gra miała szansę naprawdę zaistnieć, zarówno teraz, jak i w przyszłości. Szkoda.

Według wszystkich znaków na niebie i ziemi wygląda więc na to, że nowy Sturmovik to prawdziwy Stalingrad. Głupio tylko wyszło, że my, gracze, występujemy w tej bitwie w roli Niemców z 6. Armii. Hitler zabronił im się wycofać, gdy mieli jeszcze szansę się uratować. Nam na szczęście szybki i sprawny odwrót nie sprawi takich problemów i szczerze polecam skorzystać z tej opcji.

5,0
Stalingrad bardzo niedokończony
Plusy
  • solidna mechanika symulacyjna
  • oprawa graficzna robi dobre wrażenie
  • edytor misji ma spory potencjał
  • relatywna przystępność dla nowicjuszy
Minusy
  • beznadziejna kampania singlowa
  • edytor jeszcze nie jest dostępny
  • w sumie niewiele samolotów w podstawowym pakiecie
  • tryb wieloosobowy pozbawiony podstawowych funkcji
  • za mało Stalingradu w Stalingradzie
Komentarze
4
Caldur
Gramowicz
08/12/2014 15:15

Można jeszcze dodać, że kampania dla pojedynczego gracza uzależniona jest od połączenia z Internetem - wszystko jest generowane po stronie serwera, nawet wyniki misji, co przekłada się na utratę wypracowanych "punktów" w wypadku problemów z połączeniem.W sumie najbardziej zabawne jest to, że gra, która kreowana jest na następce "starego IŁ-a" nie tylko nie wprowadza żadnych nowych elementów do serii (no chyba, że "unlocki" to jest ten niezbędny każdemu fanowi symulacji lotniczych element), ale nawet nie zawiera podobnej ilości treści co "goły" IŁ. W stosunku do wspomnianego wyżej "Rise of Flight" tych samych autorów, "BoS" jest dużym krokiem wstecz jeżeli chodzi o grywalność. Zainwestowałem w ten tytuł jeszcze w 3 kwartale 2013 roku skuszony wizją "RoF-a" z samolotami z WWII i czuję się oszukany, bo wtedy nikt z autorów nie napomknął, że ich grupą docelową graczy, w którą celują są fani "War Thunder-a".

Usunięty
Usunięty
07/12/2014 13:22

Ta gra jest jeszcze w totalnych powijakach w każdym praktycznie aspekcie. I szybko ten stan się nie zmieni. Goście, co ją robią mieli kiedyś wizję. Stworzyli doskonały, w zasadzie nextgenowy,1-wszowojenny Rise of Flight. Potem wizja zamieniła się w coś, co ciężko nawet nazwać. Weszli w jakieś dodatki do RoF w stylu zestawów szalików dla pilotów po 5$. W tym czasie wzięli sie za Il2. RoFa olali, a pomimo swej doskonałości to jeszcze trochę mu brakuje, choćby dopracowanego trybu Career a''la Red Baron. Wkurzyło to mnóstwo ludzi. Robiąc Il2 dodatkowo zaczęli się rozmieniać na grosze i weszli w jakiś kretyński projekt pod tytułem Ilia Muromiec - dokładnie to samo co RoF ale z tytułowym samolotemi, do tego jako oddzielna gra i bez możliwości integracji z RoF. Jakiś bezsensowny obłęd... Także Il2 jeszcze długo nie będzie tym czym powinien. Na razie powtarza się pomału case Cliffs of Dover.

Martimat
Gramowicz
07/12/2014 05:59

Świetne screeny :) A miałem tej grze poświęcić swój czas, zostałem skutecznie zniechęcony... Może spróbuję ale jak bym dostał szansę na darmowe wypróbowanie - oprawa rzeczywiście zacna.




Trwa Wczytywanie