Bayonetta 2 - recenzja

Krzysztof Janicki
2014/11/23 14:25

Bayo 2 to ziszczenie naszych mokrych snów o grach przyszłości z czasów, kiedy byliśmy w złotej erze 128 bitów. Czy w jakiekolwiek innej erze, kiedy to "gry były lepsze".

Bayonetta 2 - recenzja

Najnowsza produkcja PlatiniumGames to idealne połączenie, używając terminów umownych, najlepszych cech gier past-genowych z dzisiejszymi standardami. Ale tylko tymi pozytywnymi. Mamy więc tutaj z jednej strony miodną rozgrywkę z głębokim i przemyślanym systemem walki, super precyzyjne sterowanie, tony sekretów i dodatkowych wyzwań, czy też w końcu poziom trudności, który czegoś od gracza jednak wymaga. Z drugiej zaś strony efektowną grafikę w 60 klatkach na sekundę, epickie scenki przerywnikowe, przemyślany tryb online, no i przede wszystkich rozmach, o którym kiedyś mogliśmy tylko pomarzyć. A to wszystko bez mikropłatności, wycinanego z gry DLC, czy rozgrywek sieciowych zastępujących porządną kampanię. Słowem, stara szkoła w lepszej formie, niż kiedy była szkołą bieżącą.

Ale od początku. Jeśli dopiero co włączyliście internetoodbiorniki, specjalnie dla Was kilka słów wstępu. Bayonetta 2 to japoński slasher od studia PlatiniumGames, którzy słyną z doskonałych acz nieco dziwacznych gier akcji. Jak łatwo wywnioskować po tytule, jest to sequel gry, która ukazała się na PS3 i Xboksie 360 pięć lat wstecz. I właśnie historia powstania części drugiej to pierwsza z kilku kontrowersji , które nagromadziły się wokół recenzowanego tytułu. Otóż pierwsza Bayo była grą kultową w pełnym tego słowa znaczeniu - to jest otrzymała świetne noty, wykształciła sobie grupkę zagorzałych fanów, ale sprzedała się za słabo, żeby Sega (wydawca) sfinansował kontynuację. Bayonetta więc spędziła kilka lat w limbo. No i nagle bam! Przyszedł rok 2012, kiedy to zapowiedziano upragnioną część drugą. Ale nie było się bez "ale". I to kilku. Zmienił się wydawca, którym zostało... Nintendo. Platforma docelowa: wyjątkowo mało popularne wśród zapalonych graczy Wii U. No i w końcu "ale" trzecie: japońska firma od hydraulika wyłożyła pieniądze na produkcję, więc o szybkiej utracie ekskluzywności nie mogło być umowy.

Przewijamy na podglądzie do roku 2014 i grę mamy na półkach i w domach. Oburzenie fanbojów dawno przebrzmiało, a zamiast tego ci, którzy zaryzykowali i nabyli najnowszą stacjonarkę Nintendo mogą cieszyć się jednym z najlepszych tytułów tego roku. Piszę ten tekst na tyle późno, że nie ma sensu udawać, że nie wiemy o tych wszystkich dychach i dziewiątkach, które spadły na Bayo 2 ze strony największych serwisów. Pozostaje mi tylko potwierdzić te werdykty i napisać kilka słów, dlaczego zmagania czarnowłosej wiedźmy to nie tylko świetna gra, ale też... niezapomniane przeżycie.

Zacznę od razu od rzeczy najważniejszej: drugie imię tej gry to rozmach. Albo raczej rozmach połączony z absurdem. I snem pijanego geniusza-idioty na kolejce górskiej. Mówiąc wprost, Bayonetta 2 to rajd bez trzymanki przez niewyobrażalnie intensywne i efektowne, w pełni grywalne sekwencje akcji, przy których Matrix czy kinowe Transformersy mogłyby się nie raz i nie dwa zawstydzić. Z ręką na sercu mogę napisać, że niejednokrotnie powtarzałem dopiero co ukończoną misję, żeby tym razem tak właściwie zobaczyć, co się w niej wydarzyło.

Wyobraźcie sobie taką przykładową walkę. Na pierwszym planie walczycie z bossem w takim tempie, że nadążacie z unikami tylko dzięki wytrenowanym odruchom, ponieważ od oka przez mózg do palców jest za daleko. W tle piękne miasto, trochę jakby Wenecja. Tylko ten widok zasłania kilkusetmetrowy anioł przyzwany przez Waszego przeciwnika. Na szczęście tuż obok stoi równie wysoka demonica - Wasza podopieczna. I kiedy Wy tłuczecie się na pierwszym planie, demonica z aniołem naparzają się w tle, rozwalając miasto w pył. No ale to dopiero pierwszy etap walki. W drugim jest wszystko to samo, tylko cała czwórka... przenosi się w powietrze i walczy nad miastem. Za to w trzecim etapie potyczki. OK, koniec tych spoilerów, ale łapiecie, o co mi chodzi. Bayo 2 kojarzy mi się z grą w szachy pędząc 300 km/h na motorze.

Absurdalne? Prawda. Głupie? Momentami. Uzależniające? Jak najbardziej, i tylko to się tutaj liczy. Ale choć rozmach i tempo walk w Bayonecie to elementy, z którymi gra mi się kojarzy w pierwszej kolejności, to trzeba też powiedzieć, że to nie jest bezmyślna nawalanka. Właśnie dlatego porównałem ją, tylko ciut na wyrost, do szachów. System walki jest nie tylko uberszybki, krwawy i efektowny, ale również intuicyjny, rozbudowany i zależny od zręczności gracza. Pozwala także na sporą dowolność i dopasowanie do swojego stylu gry. Bayonetta nosi dwa zestawy broni, między którymi może się w locie przełączać, a każdy zestaw składa się z dwóch broni: jednej dzierżonej w rękach, drugiej montowanej na... obcasach. Broni do odkrycia jest kilka, każda oferuje nieco inny sposób rozgrywki, a do tego znaczenie ma kombinacja, którą dobierzecie do zestawu. Dodajcie do tego jakieś dwadzieścia specjalnych ciosów do odblokowania oraz zmieniające obraz walki amulety, żeby otrzymać kompletny obraz systemu walki Bayo 2.

Na dodatek Bayonetta 2 to nie tylko walka z zastępami anielskimi łamane hordami piekielnymi. Choć walka jest sednem rozgrywki, przyprawiono ją dokładnie odmierzoną szczyptą eksploracji, łyżeczką minigierek i miarką zbieractwa. Dzięki temu akcja nawet na moment się nie nudzi, zwyczajnie nie ma tu miejsca ani czasu na monotonię. Pamiętajcie, że dalej pędzicie 300 km/h na ścigaczu.

Te 10-12 godzin potrzebne na skończenie głównego wątku (na średnim poziomie trudności) to zaledwie początek kontaktu z grą. Po pierwsze, odkrywają się kolejne poziomy trudności, z którymi warto się zmierzyć, jeśli nie dla wbudowanych achievementów (zwanych tutaj "bewitchments" ), to dla bonusów i własnej satysfakcji. Po drugie, Bayonetta to nie tylko gra akcji, ale też arkadówka: nie wystarczy dotrzeć do końca poziomu żywym, należałoby to jeszcze zrobić w dobrym stylu. A uzyskanie przy pierwszym podejściu oceny wyżej niż złoto (czyli Platinium, a najlepiej Pure Platinium) nie jest takie proste. Dopiero próbując wyczesać najlepsze wyniki lub podwyższając poziom trudności będziecie zmuszeni poznać najbardziej zaawansowane mechaniki systemu walki i gry, ale dzięki docenicie go jeszcze bardziej.

GramTV przedstawia:

Ale powyższe powody na przedłużenie kontaktu z grą to nie wszystko. Trzeci powód to pewien sekret odblokowujący się po ukończeniu gry, który sprawia, że można z dziką przyjemnością przeżyć całą historię ponownie, nawet bez dodatkowego wyzwania. Czwarty to specjalne stroje, które można nabyć od czarnoskórego dealera w przybytku zwanym Gates of Hell. Z początku trochę szkoda na nie growej waluty, ale potem warto trochę natrzaskać kasy, żeby zobaczyć Bayonettę w stroju Linka z Legendy o Zeldzie, Samus Aran z Metroid Prime, czy... księżniczki Peach. Nintendo jest wydawcą, pamiętacie?

Co ciekawe, wspomniane stroje wcale nie zostały ugrzecznione przez Big 'N', a twórcy z PlatiniumGames dopasowali jej do ociekającej seksapilem Bayonetty. Strój Linka może nie jest jeszcze jakoś szczególnie wulgarny, ale już księżniczka Peach wygląda jak wyciągnięta z pornola. No, prawie. Co ważniejsze, te stroje to nie tylko ozdoba, gdyż wpływają na zestaw ciosów Bayonetty, czyniąc rozgrywkę jeszcze bardziej różnorodną i atrakcyjną. Co do seksapilu bohaterki zaś, autorzy świetnie grają na nosach wszystkich zachodnich "dziennikarzy", dopatrujących się w grach przejawów seksizmu i opresyjnego patriarchalizmu. Z jednej strony Bayo epatuje erotyzmem, a kamera niejednokrotnie niby przypadkiem pokazuje co bardziej obłe części bohaterki. Z drugiej zaś w żaden sposób to tytułowej wiedźmie nie umniejsza, a wręcz przeciwnie: ona sama wydaje się tego świadoma i tym grać. A jako postać jest kobietą silną, niezależną i biorącą sprawy w swojej ręce. No i sypiącą bezbłędnymi one-linerami, często burzącymi czwartą ścianę.

Ale, ale, ja tu rzucam dygresjami, a lista atrakcji post-game wciąż nie kompletna! Piątym i najważniejszym powodem, dla którego spędzicie z Bayo 2 mnóstwo czasu, jest tryb Tag Climax. Oferuje on rozgrywkę kooperacyjną i sieciową zarazem, choć da się walczyć w tandemie również z botem. Tag Climax polega na wspólnym dobieraniu i przechodzeniu misji z puli około pięćdziesięciu. Myk polega na tym, że gracze sami wybierają poziom trudności. A do tego nie tylko muszą pokonać przeciwników, ale również konkurują między sobą o lepszy wynik punktowy.

Tag Climax jest również sprytnie powiązanie z trybem fabularnym. Najpierw w tym drugim, zaliczając kolejne (często sprytnie ukryte) fragmenty poziomów, odkrywa się misje dostępne później w tym pierwszym. Odblokowanie wszystkich tzw. wersów nie jest więc wcale takie proste. Na szczęście się to opłaca. Cała kasa zarobiona w Climaksie może zostać wydana w trybie solo, chociażby na wspomniane wcześniej stroje albo nowe ataki specjalne.

Czy gra ma jakieś minusy? Tak, ale takie raczej mocno naciągane. Przede wszystkim poczucie humoru japońskich deweloperów oraz absurdalnie rozdęta skala wydarzeń może komuś nie trafić do gustu. Choć dla mnie to akurat zaleta. Ale nie cała japońszczyzna przypadła mi do gustu, ponieważ j-pop pojawiający się w grze zwyczajnie mnie męczył. Na szczęście soundtrack nie składa się tylko z niego. Ostatnia sprawa to grafika. Na pierwszy rzut oka jest pierwszej próby, ale osiągnięto to za pomocą sztuczek, które wyłażą czasem na wierzch - głównie wtedy, kiedy akcja na moment zwalnia i jest czas się rozejrzeć. Ale ta gra nie została stworzona, by jej zaglądać do szafy, tylko żeby chłonąć akcję!

Bayonetta 2 to gra nie tylko kompletna i intensywna, ale po prostu miodna w starym dobrym stylu. Jednak w moim prywatnym mniemaniu jej największym osiągnięciem są te niesamowicie wyreżyserowane sceny walki, które w innych grach byłyby cutscenką lub sekwencją QTE, a tutaj najczęściej są pełnoprawnym fragmentem rozgrywki. Ostatnią grą, która tak wspaniale łączyła efektowność z pełna kontrolą gracza był chyba Viewtiful Joe. Jeśli więc wyżej wymienione argumenty Was nie przekonały, zagrajcie w Bayo 2 choćby po to, żeby poczuć się jak prawdziwy badass. Lub raczej badasserka.

Pierwsza Bayonetta ukazała się tylko na PS3 i Xbox 360, a sequel tylko na konsolę Nintendo. To często dwie różne grupy docelowe. Jak więc postanowiono załatać tę przepaść? W najlepszy możliwy sposób! Przy okazji prac nad Bayo 2, Platinium Games i Nintendo zleciło również konwersję jedynki na Wii U, dodając trochę bonusowej zawartości. Efekt tego taki, że obie części są w tej chwili dostępne na tej konsoli. Co więcej, pudełkowy zestaw obu części był dostępny w dniu premiery w cenie jednej gry. Istna oferta stulecia. A jeśli nie załapaliście się na tzw. Special Edition, to Bayo 1 kupicie na Wii U cyfrowo w eShopie.

9,5
Kwintesencja tego, co w grach wideo najlepsze
Plusy
  • absurdalnie intensywna akcja, aż brak tchu
  • akcja w rękach gracza, żadnego press X to win
  • masa zawartości do przetrawienia i odblokowania
  • dopracowana w najmniejszych szczegółach
  • tryb kooperacji
  • pierwsza część w prezencie
Minusy
  • humor i soundtrack to kwestia specyficznego gustu
Komentarze
22
Usunięty
Usunięty
24/11/2014 14:33

Minus naciągany trochę. wszystko jest kwestią gustu.

Usunięty
Usunięty
24/11/2014 13:02

> > W moim mniemaniu nowa Bayonetta to gra roku. Absolutny must-have dla każdego posiadacza>> > WiiU oraz dla fanów slasherów.> i dla jednej rewaluacyjnej gry mam wydać prawie tysiąc złotych na konsole ?.Jednej? Jeśli rozpatrywać zakup konsoli pod kątem ilości rewelacyjnych gier to obecnej generacji jedynie kupowanie Wii U ma sens ;)

Usunięty
Usunięty
24/11/2014 12:40

> W moim mniemaniu nowa Bayonetta to gra roku. Absolutny must-have dla każdego posiadacza> WiiU oraz dla fanów slasherów.i dla jednej rewaluacyjnej gry mam wydać prawie tysiąc złotych na konsole ?.




Trwa Wczytywanie