Out There - recenzja

Kamil Ostrowski
2014/11/15 14:00
2
0

Przestrzeń kosmiczna jeszcze nigdy nie była tak niegościnna, a koniec podróży tak odległy.

Out There - recenzja

Od paru lat gatunek rogue-like przeżywa renesans. Pojawia się tu i ówdzie, w rozmaitych formach i wydaniach. Póki co sięgają po niego jednak głównie deweloperzy niezależni i... twórcy gier na telefony i tablety. Forma powtarzalnej rozgrywki, w której każde nieudane przejście uczy nas czegoś nowego, jest przecież idealne dla urządzeń mobilnych. Pytanie tylko czy w przypadku Out There dostajemy coś więcej niż atrakcyjną koncepcję?

rzut-oka-na-out-there

Nasza przygoda zaczyna się od przedstawienia dosyć ciekawego tła fabularnego - planeta Ziemia w ciągu ostatnich dziesięcioleci zaczęła się przeludniać - powszechne stają się głód i niedobór wszelkich środków. W takiej sytuacji ludzkość intensyfikuje działania mające na celu kolonizację kosmosu. Niestety, z uwagi na ułomność technologii, ta robota idzie dosyć opornie.

Nasz bohater to astronauta, któremu przydarza się coś wyjątkowego, podczas jednego z lotów na Jowisza. Zamiast obudzić się po kilkunastu latach śpiączki kriogenicznej w okolicy gazowego giganta, orientuje on się, że wylądował... niemalże na drugim końcu galaktyki. Na szczęście w jego ręce wpada "Space Folder" - urządzenie, które pozwala na międzygwiezdne podróże. Z tym sprzętem próbujemy przebić się przez obcą dla nas galaktykę, aby dostarczyć tę technologię ludzkości i umożliwić jej kolonizację odległych światów, a tym samym przeżycie.

Tutaj zaczynają się schody. Mamy bowiem bardzo ograniczone zapasy paliwa i powietrza, a kadłub naszego statku też lubi nieco osłabnąć po zbliżeniu się do niestabilnej planety czy w wyniku tarcia podczas lądowania na ciele niebieskim posiadającym atmosferę.

GramTV przedstawia:

Na szczęście z czasem poznamy nowe technologie, pozwalające na budowę urządzeń ułatwiających nam podróżowanie - tarcze kinetyczne, ulepszenia napędu międzyplanetarnego, "Space Foldera", teleskopu i tym podobne. Czasami wiedzę zdobędziemy w wyniku losowych zdarzeń, innym razem zostanie nam ona podarowana przez obce rasy. Właśnie - obcy, przecież nie mogło się obejść bez nich. W tej kwestii twórcy Out There pozwolili sobie na nieco oryginalności. Nasz kosmonauta z czasem bowiem uczy się języka, którym operują galaktyczne rasy. Dzięki temu będziemy mogli udzielać prawidłowych odpowiedzi, a także poprawnie odczytać ostrzeżenia czy wskazówki.

Wspomniane już losowe zdarzenia to zdecydowanie najlepsza część Out There. Przedstawiane są w formie prostych tekstowych opisów, a wraz z nimi pojawia się zazwyczaj kilka wyborów. Co najlepsze, zupełnie nie wiemy co robić, działamy instynktownie, czasami na oślep, zupełnie jak... zagubieni w przestrzeni. Z czasem nauczymy się, że dobrze jest być ostrożnym - jeden zły ruch potrafi posłać nas do kosmicznego piachu.

Out There towarzyszy bardzo ciężka atmosfera opustoszenia, wyalienowania i bezradności w tułaczce. Jeżeli sądzicie, że czekają Was śmieszkowe przygody rodem z "Autostopem przez Galaktykę", to wybijcie sobie to z głowy. Będziecie zastanawiać się czy starczy paliwa do następnej gazowej planety, gdzie będziecie mieli okazję zdobyć nieco zasobów. Będziecie rozpaczliwie szukać rzadkich metali, które pozwolą Wam opracować technologię niezbędną do ruszenia dalej. Będziecie bać się cokolwiek uczynić przy okazji spotkania z nieznanym. Może poczujecie fascynację, ale to nie będzie radosna przygoda. To dla naszego kosmonauty traumatyczna droga przez nieznane. Jeżeli pozwolicie sobie to poczuć, to możecie złapać naprawdę trudny klimat.

Problem tkwi w tym, że na dłuższą metę Out There jest za proste i zbyt losowe. Gra różni się od na przykład FTL: Faster Than Light właśnie tym, że niewiele jest miejsca tutaj na umiejętności czy planowanie, a więcej zdania się na czysty fart. Jeżeli trafi nam się kilka kluczowych technologii, to będziemy mogli kursować po kosmosie do oporu. Mając pecha możemy odpaść już przed dziesiątym odwiedzonym układem.

Jako wadę muszę zaliczyć też niezbyt satysfakcjonującą historię. Złożona do kupy wygląda całkiem sympatycznie, ale wysiłek jaki musimy włożyć w odkrycie wszystkich trzech zakończeń jest nieproporcjonalnie duży w stosunku do ładunku fabularnego, jaki otrzymujemy w zamian. Krótko mówiąc - za mało mięsa w gulaszu.

Mimo wszystko w Out There warto jest zainwestować. To ciekawa, oryginalna gra. Świetnie sprawdza się na kilka godzin - jeżeli tylko dacie pochłonąć się atmosferze osamotnienia w obcej pustce, to może również dać Wam nieco do myślenia. Parę wad i generalnie niedopracowanie sprawiają, że nie można zaliczyć jej do grona must-have, ale mało prawdopodobne, żebyście pożałowali tych parunastu wydanych złociszy.

7,4
Specyficzny klimat i kilka niegłupich pomysłów sprawiają, że warto sprawdzić Out There
Plusy
  • Ciekawa koncepcja
  • Uczenie się obcej galaktyki
  • Dużo technologii do poznania
  • Trzy zakończenia
Minusy
  • Po paru godzinach zaczyna nużyć
  • Za duża losowość
Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
15/11/2014 17:49

[m]

Usunięty
Usunięty
15/11/2014 14:34

Czekam na wersję pecetową która jest planowana na styczeń 2015 :)