Sacred 3 - recenzja

Sławek Serafin
2014/08/03 08:13

Sacred, które wcale nie jest jak Sacred, czyli coś z zupełnie innej beczki dziegciu...

Sacred 3 nie powinno mieć tej liczby porządkowej w tytule, tego jestem pewien. Sacred: Dowolny Podtytuł byłoby o wiele bardziej odpowiednim rozwiązaniem dla tej gry, która może być wszystkim, ale nie trzecią częścią umiarkowanie znanej serii gier action-RPG, konkurujących z Diablo gdy akurat żadnego świeżego Diablo nie było. Ta trójka sugeruje, że jest to kontynuacja, ale nawet jeśli akcja rozgrywa się w tym samym świecie i są obecne nawiązania fabularne do poprzednich części, to cała reszta jest tak zmieniona nie do poznania, że po prostu miano sequela się Sacred 3 w żadnym wypadku nie należy. To bardziej spin-off, odejście od głównego tematu w jakieś boczne odmęty mechaniki rozgrywki, przeprowadzone z mniej lub bardziej oczywistych powodów, nad którymi nie ma sensu się tutaj rozwodzić. Ważne, że nowe Sacred jest zupełnie inne niż stare Sacred.

Sacred 3 - recenzja

Na czym ta odmienność polega? Na całkiem innym pomyśle na rozgrywkę. Zamiast klasycznego action-RPG, z misjami, otwartymi terenami i bogatym asortymentem stworków do tłuczenia w celu obdarcia ich zwłok z łupów, mamy tutaj zręcznościową grę akcji z bardzo lekko zarysowanymi elementami RPG, pchaną, czy też ciągniętą do przodu przez rozbudowany wątek fabularny. Sacred 3 najbardziej przypomina pod względem konstrukcji takie sympatyczne gry jak Bastion i Transistor, tyle że ich niezapomnianą atmosferę, urok i emocje wymienia po niekorzystnym kursie na infantylną historyjkę, bohaterów o charakterach płaskich jak kreskówka, i na nadmierne ilości humoru tak subtelnego i wyrafinowanego, jak nalot dywanowy. W Sacred 3 idziemy korytarzem, zatrzymując się od czasu do czasu w pokojach, by wybić ich mieszkańców. Nie w sensie dosłownym, ale konstrukcja poziomów jest właśnie podręcznikowo korytarzowo-liniowa.

Jedyny kierunek to naprzód i tylko łokcie trzymamy przy sobie, żeby ich sobie nie ocierać o wirtualne ściany. Na końcu korytarza czeka na nas oczywiście tradycyjny boss, w takiej lub innej formie, po którego zabiciu obejrzymy sobie ekran wyliczający nam jakieś bezcelowe punkty, jakby nadal były lata 80. ubiegłego wieku. Potem mamy jeden czy dwa przerywniki w postaci areny z falami wrogów lub maleńkiej lokacji z masą wrogów i spasioną skrzynią ze złotem, a następnie wracamy do korytarza, który wygląda nieco inaczej i podbudowany jest nową historyjką, ale w formie i treści nie różni się niczym od tego poprzedniego. I tak przez około dziesięciu godzin, może mniej, oceniając na oko - nie dałem rady zmęczyć Sacred 3 do końca, więc pewności nie mam. Nawet zawodowy recenzent ma granice wytrzymałości na coraz bardziej ewidentną monotonię, którą Sacred 3 serwuje bez żenady. z szerokim, szczerbatym uśmiechem.

Problemem tej gry nie jest jej liniowa konstrukcja. Z tym założeniem można się pogodzić, także dlatego, że kolejne lokacje są niebrzydkie i mają swój charakter, wzmocniony powiązanymi z nimi historyjkami. Parcie do przodu przez te ładne okoliczności przyrody zachwytu nie wzbudza, ale i wstrętne nie jest. Ba, momentami jest przyjemnie nawet, jeśli na chwilę zapomni się o całej reszcie, bo na przykład nie tykało się gry przez dwa dni i zapomniało się już, jak okropnie jest monotonna. Skąd jednak się ta nuda bierze, jeśli główny podejrzany, czyli liniowość, nie jest faktycznym sprawcą? Z ogólnego spłycenia w zasadzie wszystkich innych elementów, w szczególności zaś bohaterów, ich zdolności i tego, jak się nimi gra.

Czterech tych bohaterów mamy, z czego trzech walczy wręcz, a jeden z łuku strzela. Grając samotnie przebijamy się przez korytarze tylko jednym z nich, co jest całkiem oczywiste. Sacred 3oferuje także tryb kooperacji dla czterech graczy, ale nie byłem w stanie sprawdzić jak on działa, bo chętnych do gry nie było. Być może z trójką znajomych gra nabrałaby rumieńców, ale w zasadzie każda czynność w gronie przyjaciół jest niewspółmiernie bardziej atrakcyjna niż wykonywana samotnie... oprócz kilku oczywistych wyjątków, takich jak spożycie naprawdę małej torebki pysznych misio-żelków, na przykład. Bohaterów jest więc czworo i każdym gra się nieco inaczej, co jednak nie ma znaczenia, bo tylko osoby o nadludzkiej tolerancji na powtarzalność spróbują przejść Sacred 3 po raz drugi inną postacią - cała reszta ludzkości będzie miała dość już za pierwszym razem i to pewnie jeszcze grubo przed połową gry.

Bohaterowie ci nasi są płytcy jak miseczka z mlekiem dla małego kotka. Tak pod względem charakteru, który jak już wspomniałem, oscyluje głębią gdzieś w okolicach postaci z kreskówki dla młodzieży przedgminazjalnej, jak i samej rozgrywki. Herosi i heroiny z Sacred 3 są wyjątkowo prości pod względem tego jak się nimi gra. Większość mordów dokonywanych na hordach wrogów będzie zasługą ostrego klikania w lewy przycisk myszki, odpowiadający za wyprowadzanie podstawowych ataków. Zawsze takich samych, bez żadnych serii, bez kombinacji, po prostu ciach, ciach, ciach, splat, splat, splat. Czasem wypada kliknąć klawiszem prawym na myszy, który odpowiada za uderzenie przełamujące tarcze i przerywające jakieś bardziej skomplikowane manewry wrogów, ale bez przesady, ten przycisk się nie napracuje zbytnio. Do tego mamy jeszcze dwie umiejętności specjalne, takie czary o nieco większym potencjale niszczącym. Te sobie możemy wymieniać między etapami, wybierając z trzech czy czterech dostępnych, przy czym różnice naprawdę wielkie nie są - wszystkie zdolności robią albo bum albo łup, tyle że trochę inaczej to wygląda. Generalnie są mniej przydatne niż mogłoby się wydawać i nie są podstawą do budowy jakichś większych taktyk. Taktyk jako takich tutaj w ogóle nie ma, poza odpowiednim stosowaniem uników w walkach z większymi przeciwnikami, którzy sygnalizują swoje ciosy tak czytelnie, że starcia z nimi stają się rutyną w ekspresowym tempie.

GramTV przedstawia:

Bohaterowie mają również różne bronie, czyli aż trzy wersje ich podstawowego oręża, które wyglądają tak samo i walczy się nimi identycznie, ale dają inne procentowe premie do czegoś tam i inaczej się nazywają. Bronie te można zakląć także specjalnymi duchami, które znajdujemy po drodze. Duchy te również dają jakieś procentowe bonusy, czyli nic ciekawego tudzież widocznego, ale ich obecność jest mocniej odczuwalna, bo nieustannie do nas gadają, co w przypadku niektórych z nich, jak na przykład maga-maniaka seksualnego czy tchórzliwego smoka potrafi być bardzo, ale to bardzo irytujące. Zwłaszcza, że poziom dowcipu ich odzywek jest jeszcze gorszy niż ten cechujący główną fabułę, więc mniej więcej zbliżony do wód gruntowych i może wywołać chichot tylko u odbiorcy poniżej 13 roku życia. I to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o rozwój postaci. To znaczy, przepraszam, te wszystkie bronie, umiejętności i duchy też się rozwijają na kilku poziomach. Awans ten jest, jakżeby inaczej, całkowicie liniowy. I na dodatek toporny. Promień śmierci robi się szerszy. Promień śmierci robi się dłuższy. Promień śmierci robi bzzzt. Niesamowity potencjał taktyczny. Cóż za pole do popisu dla synergii w kooperacji. Szerszy, dłuższy, bzzt. Potęgowanie dwójki jest bardziej kreatywne, zwłaszcza po 524288, gdy sprawy przybierają nieoczekiwany obrót.

Sacred 3 chyba chciało sięgnąć po laur najmniej urozmaiconej gry od czasów warcabów, bo do tego nudnego jak sojowe flaki z olejem rzepakowym asortymentu narzędzi zniszczenia dodało jeszcze równie niezmiennych przeciwników. Prawie cały czas walczymy z takimi samymi wrogami, którzy może trochę ewoluują jeśli chodzi o powierzchowność, ale zachowaniem trzymają się czterech czy pięciu wzorców powtarzanych na szczęście nie w nieskończoność, bo Sacred 3 nie jest aż takie długie. Takie samo zabijanie takich samych stworków usypiało mnie mniej więcej po 34 minutach klikania. Owszem, stary ze mnie dziad, więc można bezpiecznie założyć, że osoba młodsza zacznie ziewać dopiero w okolicach minut czterdziestych. Potem już tylko czekamy albo na zwichnięcie szczęki albo pełne gracji osunięcie się na klawiaturę w akompaniamencie chrapania. Oczywiście, można też przestać grać, co wydaje się wyjściem najbardziej rozważnym zaraz po nie zaczynaniu grania w ogóle.

Najbardziej rozczarowujące w Sacred 3 jest to, że naprawdę niewiele było trzeba, by uczynić tę grę znośną. Konstrukcję ma prostą, to fakt, ale to jeszcze żaden grzech. Jest ładna i malownicza, to też plus. No i ma cały czas przewijającą się w tle fabułę, co byłoby sporym atutem, gdyby nie była to opowieść snuta przez gimnazjalistów dla przedszkolaków tudzież na odwrót. Wystarczyłoby dorzucić dla pobudzenia apetytu trochę łupów wypadających z wrogów, trochę kreatywnie pokombinować z umiejętnościami, dać jakieś prawdziwe opcje, pozwolić graczom dokonać jakichś wyborów, żeby im pracował przy graniu także mózg, a nie tylko palce. Ale nie, tutaj wszystkiego jest za mało, a na dodatek to wszystko odblokowuje się wraz z poziomami, z wrogów zaś wypada tylko złoto i kolorowe kulki leczące lub dające energię. Taki schemat działa, jasne, ale w grach nie tak liniowych i spłyconych - Sacred 3 to nie Darksiders, to nie God of War. Bastion i Transistor też zresztą nie, co już ustaliliśmy.

Sacred 3 jest to więc bardzo prosta, pozbawiona jakiejkolwiek głębi siekanka bez większego sensu, która popełnia największy możliwy grzech gry - zniechęca do dalszego grania. Głównie okropną monotonią. Po pierwszej pół godzinie zabawy zobaczymy już wszystko, co Sacred 3 ma do zaoferowania i cała reszta wątpliwej przyjemności obcowania z tym tytułem to kopiuj-wklej tego pierwszego fragmentu, tylko w nieco innym wdzianku za każdym razem. To nie wystarczy, zdecydowanie nie wystarczy. Mogło być dużo lepiej, mogło być naprawdę znośnie. Ale nie jest. Nie polecam. Przestrzegam wręcz. To nie jest takie Sacred jak dawniej. I to nie jest także dobre Sacred, czy choćby przeciętne. Skreślamy, zapominamy, idziemy dalej, bo istnieje pięćset tysięcy o wiele przyjemniejszych bezsensownych sposobów marnowania czasu. Zamiast Sacred 3 wybierzmy jeden z nich.

4,5
Epicentrum monotonii... ale przynajmniej jest ładnie
Plusy
  • ładne lokacje
  • nacisk na fabułę
  • niezła wersja polska
  • kooperacja może być fajna ze znajomymi
Minusy
  • spłycenie wszystkich aspektów gry
  • infantylna fabuła
  • irytujący humor niskich lotów
  • liniowy, zbyt prosty rozwój postaci
  • ciągle ci sami wrogowie
  • bardzo szybko wkrada się nuda
Komentarze
54
Usunięty
Usunięty
31/08/2014 11:56
Dnia 11.08.2014 o 23:38, noxi napisał:

Przed chwilą grałem w Sacred 3. Fajna grafika i ogólnie dobry silnik ale jest 1 mały szczegół to nie jest Sacred nawet bliskie do Sacred 2 czy nawet 1. Już chyba wole zagrać w 2 na emulatorze windowsa vista ponieważ nie działa na 7.

Nie wiem w jaką wersje grasz, ale właśnie grę uruchomiłem. W S2 grałem jakiś rok temu i ciągle miałem na dysku. Fakt musiałem wpisać jeszcze raz serial. Po uruchomieniu pokazał mi się komunikat że gra nie może się połączyć z siecią, czyli serwery są wyłączone. Jestem ciekaw jak wygląda wersja steamowa, bo ostatni patch do dodatku to wersja 2.65.2, obsługuje wszystkie języki.

Usunięty
Usunięty
11/08/2014 23:38

Przed chwilą grałem w Sacred 3. Fajna grafika i ogólnie dobry silnik ale jest 1 mały szczegół to nie jest Sacred nawet bliskie do Sacred 2 czy nawet 1. Już chyba wole zagrać w 2 na emulatorze windowsa vista ponieważ nie działa na 7.

Usunięty
Usunięty
10/08/2014 23:36

Kwestia gustu:) Mnie podoba się to że mogę sobie niezobowiązująco popykać i daje mi to całkiem dużo frajdy;)




Trwa Wczytywanie