Among the Sleep - recenzja

Sławek Serafin
2014/07/15 21:32
1
0

Horror dwulatka czyli symulator pełzania na czworakach przez koszmarny sen

Nie wiem kto wpadł na pomysł tego, jak należy zrealizować Among the Sleep, w sensie tego jaki ma być motyw przewodni i podstawy mechaniki, ale należą mu się gratulacje, brawa, wizyty w zakładach pracy i tak dalej. Idea bowiem ma moc. Nikt wcześniej nie robił symulacji dwulatka, a jeśli nawet, to były to raczej jakieś abstrakcje, a nie gry z widokiem z perspektywy pierwszej osoby i nie tak sugestywne, jak Among the Sleep. Choć grafika nie jest tu ultrarealistyczna, a modelu fizycznego odpowiadającego za ruchy naszego bardzo młodocianego bohatera też nie da się ostarżyć o nadmierną wiarygodność, to trzeba przyznać, że twórcy gry wystarczająco dobrze zniżyli nas do poziomu raczkującego dwulatka. Zrobili to na tyle udanie, że można uwierzyć, można zapomnieć i przez te dwie godziny dać się wciągnąć w świat Among the Sleep. No, może nie przez całe dwie godziny...

Among the Sleep - recenzja

Zaczyna się sielankowo, czyli od naszych urodzin. Mamusia, bo mieszkamy sami z mamusią, zrobiła nam tort i właśnie nas nim częstuje. I są jeszcze prezenty, zwłaszcza ten jeden, przyniesiony przez kogoś, z kim mamusia bardzo głośno, ale niewyraźnie rozmawiała w korytarzu. Ten prezent to misio, brązowy, wełniany, z klasycznymi szklanymi ślepkami. Przerażający trochę tak w sumie, zwłaszcza gdy zaczyna mówić i sam się ruszać kiedy tylko mamusia wyjdzie z pokoju. Nie ma się jednak co bać, bo misio to tak naprawdę nasz jedyny przyjaciel, przewodnik i pomocnik, nieoceniony w nadchodzących nocnych godzinach. A to właśnie w nocy zacznie się nasza przygoda... czy też właściwie koszmar. Budzimy się w swoim pokoju, w wywróconym łóżeczku, sami całkiem, bez misia nawet. Mamusi też nie ma, choć z dołu, z parteru dochodzą jakieś odgłosy, zagłuszane przez dziki łomot pralki. Ruszamy więc na poszukiwanie, zarówno miśka, jak i mamy - tego pierwszego odnajdujemy szybko, a próby dotarcia do tej drugiej są kanwą całego Among the Sleep.

Niestety, zabawa nie prezentuje równego poziomu. Generalnie mamy tu do czynienia z bardzo prostą grą przygodową, polegającą głównie na eksploracji niedużych lokacji i rozwiązywaniu nietrudnych łamigłówek, takich akurat na poziomie kilkulatka. W przypadku dłuższej gry takie uproszczone i spłycone podejście do mechaniki rozgrywki mogłoby stanowić problem, ale tu na szczęście nie przeszkadza w opowiadaniu historii - bo Among the Sleep to właśnie robi od samego początku. Narracja jest tu jednak prowadzona w sposób mocno nietypowy, bo zamiast wprowadzać nas jakoś w świat i przedstawiać to, co się w nim dzieje, gra wydaje się podawać nam jedynie jakieś sugestie, obrazy i niezrozumiałe komunikaty, które musimy sami sobie ułożyć w jakąś całość, zgadując o co też może w tym wszystkim chodzić. Ja, przyznam się, zgadłem źle i finał mnie nie tylko zaskoczył, ale też dość mocno szarpnął za struny emocji. Trzeba przyznać, że ostatnie sceny Among the Sleep są bardzo dobrze pomyślane i oferują coś w rodzaju olśnienia, gdy z każdym kolejnym z naszych ostatnich kroków zaczynamy coraz więcej rozumieć i dostrzegać, kojarząc te wszystkie przesłanki i poszlaki, których byliśmy świadkami w czasie naszej wcześniejszej podróży. Among the Sleep nie dość że ma finał mocny, to jeszcze znaczący i dający do myślenia na tyle, że warto poświęcić te dwie godziny by do niego dotrzeć. Czyli, że co? Że te dwie godziny prowadzące do finału aż takie fajne nie są? Czy to właśnie sugeruję? Tak. Niestety.

Początek jest świetny. Raczkowanie na czworakach, czy też chwiejne stawianie kroków w pustym, grającym światłocieniami i tylko częściowo znajomymi odgłosami domu jest świetne od strony klimatu, gęstego jak budyń. A potem niczym Alicja wpadamy w hydrokanalizacyjny odpowiednik króliczej nory i lądujemy w nierealnym świecie koszmaru. Koszmaru dwulatka, który tak naprawdę niewiele jeszcze poza własnym domem, placem zabaw i lasem na wycieczce widział, więc też jego umysł nie ma zbyt wielu ciekawych klocków, z których mógłby zbudować przerażający sen. Ale się stara i nawet nie najgorzej mu wychodzi, jeśli chodzi o same projekty klimatycznych lokacji. Szkoda tylko, że przez prawie godzinę nie dzieje się tak naprawdę nic oprócz tego, że my sobie po tych lokacjach łazimy, próbując odnaleźć drogę do naszych wspomnień o chwilach spędzonych z mamą, które są kluczem do odnalezienia jej i wybudzenia się ze snu. Dopiero ostatnie 30 minut gry zaczyna uderzać w nieco inny ton, wprowadzając potwora, a wraz z nim elementy autentycznego, a nie tylko nieśmiało sygnalizowanego horroru.

GramTV przedstawia:

Among the Sleep świetnie operuje dźwiękiem i obrazem oraz doskonale wie jak nas straszyć, gdy już faktycznie straszyć zaczyna. Potwór pojawia się w pieczołowicie dobranych miejscach i momentach, ale też krąży w nieco losowy sposób po lokacjach, więc tak naprawdę nigdy nie możemy czuć się bezpieczni i zawsze musimy być gotowi do ucieczki i ukrycia się pod łóżkiem bądź w szafie. Kilka razy dreszcz mnie przeszedł i serce zabiło żywiej, a i chyba raz czy dwa podskoczyłem trochę na krześle przed monitorem... czyli całkiem nieźle, jak na pół godziny faktycznego horroru, bo tyle tego tu na dobrą sprawę jest między trochę pozbawioną wyobraźni środkową częścią gry a wspomnianym już finałem. Strasznie jest zwłaszcza gdy pozwolimy sobie na wczucie się w bohatera, co wcale trudne nie jest na całe szczęście. Były już horrory, w których mieliśmy do czynienia z potworami, którym nie da się stawić czoła, ale nigdzie nie byliśmy tak bezradni jak tu, bo trudno przecież wyobrazić sobie kogoś bardziej bezbronnego niż dwulatek pełzający po podłodze z misiem pod pachą. Among the Sleep straszy więc zaskakująco intensywnie, a jednocześnie na tyle krótko, by brak urozmaicenia w metodach straszenia nie przeszkadzał.

Cała przygoda z Among the Sleep to dwie godziny. Wcale nie za krótko, może nawet trochę za długo, jeśli weźmiemy pod uwagę przeciągniętą, mało inspirującą zabawę w zwiedzanie koszmaru w środkowej części gry. Jest wystarczająco wiele czasu, by podrzucić nam pod nos wszystkie te skrawki i fragmenty, z których w finale ułożymy sobie jednym olśniewającym ruchem całą chwytającą za serce historię. I to jest w porządku. Szkoda tylko, że twórcy żądają aż 20 dolarów za te było nie było tylko dwie godziny zabawy. Niezłej zabawy, z dobrym klimatem i mocnym akcentem, ale niewartej aż tyle moim zdaniem. Among the Sleep mogłoby, a właściwie nawet powinno kosztować o połowę mniej, a cena 5 dolarów czy też euro już w ogóle byłaby idealna, jak na tego rodzaju jednorazową, choć pamiętną rozgrywkę. Dlatego też choć generalnie Among the Sleep polecam i zachęcam do zagrania, to zdecydowanie radzę z tym poczekać do jakichś promocji lub innych bundli, w ramach których można będzie grę nabyć za jakąś uczciwszą i nie tak wygórowaną cenę.

A na razie czekając na przeceny cieszmy się świadomością, że takie nietypowo podchodzące do tematu gry, jak Among the Sleep, pojawiają się w coraz większej liczbie. Nawet jeśli w nie nie gramy, nawet jeśli się nimi nie interesujemy, one są i to właśnie jest ważne. A to dlatego, że pokazują, że w domu gier jest jeszcze bardzo wiele drzwi, których nikt nigdy nie otwierał. I że za tymi drzwiami poukrywane są bardzo ciekawe rzeczy. Należy podziwiać odwagę niezależnych twórców, którzy nie boją się tych drzwi do nieznanych pomieszczeń otwierać, zamiast ograniczać się do kuchni, salonu i sypialni, jak duże koncerny produkujące taśmowo cały czas takie same gry... I to nawet jeśli ci niezależny twórcy trochę zbyt wysoko wyceniają owoce swojej pracy, jak w przypadku Among the Sleep właśnie.

7,0
Sen ciekawy choć krótki i kosztowny
Plusy
  • ciekawy, nieszablonowy pomysł
  • klimatyczny początek i końcówka
  • chwytający za serce finał
  • elementy horroru rzadkie ale sugestywne
Minusy
  • środkowa godzina gry trochę nijaka
  • zbyt wysoka cena
Komentarze
1
Skoorzasty
Gramowicz
16/07/2014 09:57

"Oczywistą oczywistością" jest, że raczkuje się na czworaka, tak samo jak cofamy się do tyłu.Pisanie więc o "raczkowaniu na czworaka" jest takim samym stylistycznym potworkiem jak powiedzenie komuś "cofnij do tyłu"... ;)