Wolfenstein: The New Order - recenzja

Łukasz Berliński
2014/05/29 09:00

Świetny powrót B.J. Blazkowicza

Z całej serii Wolfenstein cenię sobie najbardziej dwa tytuły: klasykę, czyli wydany w 1992 roku Wolfenstein 3D oraz Return to Castle Wolfenstein z początku XXI wieku. Do tego zacnego grona właśnie dołączył Wolfenstein: The New Order.

Wolfenstein: The New Order - recenzja

Niech nikogo nie zmyli, że Szwedzi z MachineGames to prawdziwi debiutanci. Choć Wolfenstein: The New Order to pierwsza gra nowopowstałego studia, znajdziemy w nim byłych pracowników Starbreeze, znanego z bardzo dobrej produkcji, jaką niewątpliwie było Chronicles of Riddick. Wówczas gra narobiła małego zamieszania, podobnie jak robi to Wolfenstetin: The New Order. W jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Akcja rozpoczyna się w 1946 roku. II Wojna Światowa trwa w najlepsze, a B.J. Blazkowicz wraz z aliancką kompanią desperacko próbują zgładzić generała Trupią Główkę, przywódcę sił nazistowskich. Atak jest z góry skazany na porażkę, bowiem Niemcy dysponują zaawansowaną technologią, wysyłając na pole walki gigantyczne roboty czy żołnierzy o nadludzkich zdolnościach. Nasz bohater cudem przeżywa starcie z hitlerowską armią, jednak zapada w śpiączkę i budzi się dopiero w 1960 roku w polskim szpitalu psychiatrycznym, kompletnie otępiały, ze sporymi zmianami w mózgu.

Przez te 14 lat nad stanem Blazkowicza czuwała pielęgniarka Ania (świetnie zdubbingowana przez Alicję Bachledę-Curuś). Wraz z rodzicami-lekarzami opiekowała się ofiarami wojny dotkniętymi eksperymentami generała Strasse, jednak hitlerowcy doszli do wniosku, że nie ma sensu dłużej utrzymywać tej placówki i na oczach Ani mordują jej ojca i matkę, a ją samą zabierają do generała. Cała nadzieja w Blazkowiczu, który po tak długim śnie jest zaskakująco niemal w pełni sił i gotów do walki. Choć jeśli przyjrzeć się realiom Wolfenstein: The New Order, o takim zaskoczeniu nie powinno być w ogóle mowy.

W tym alternatywnym przedstawieniu historycznych wydarzeń to Niemcy wygrali II Wojnę Światową i rządzą światem za sprawą opracowanej przez nazistowskich naukowców technologii, które znacznie wyprzedziły swoją epokę. B.J. Blazkowicz dołącza do skromnego ruchu oporu w Berlinie, który jeszcze wierzy w to, że jest w stanie zmienić panujący porządek geopolityczny. W scenariuszu Wolfenstein: The New Order znalazło się miejsce na wszystko: poważne przedstawienie skutków wojny ukazane z punktu widzenia jednostki, puszczenie oka do gracza za sprawą mnóstwa easter eggów, wyrazistych postaci, nawet tych drugoplanowych dostających swoje pięć minut, czy w końcu wątek miłosny. Cały scenariusz jest odpowiednio wyważony, bez zbędnego zadęcia, podany w lekkostrawnym sosie. Przez całą grę nie poczułem się ani razu zażenowany odkrywając kolejne karty historii B.J. Blazkowicza, co ostatnio spędzając czas przy innych tytułach z padem w dłoniach nieczęsto mi się to zdarza...

Nie tylko scenariusz w Wolfenstein: The New Order jest uszyty na miarę. Wiadomo, że naziści byli źli, ale dobrze się ubierali. Równie dobrze "ubrane" są wszystkie lokacje w grze. Designerzy zadbali o każdy detal; co i rusz odnajdziemy tu propagandowe plakaty III Rzeszy, pozostawiane listy, złoto czy tajne szyfry Enigmy. Przedmiotów jest tu od groma, przy czym konieczność ich zbierania nie jest nachalnie promowana i nie wybija gracza z rytmu właściwej rozgrywki. Spora w tym zasługa dobrze skonstruowanych map, które choć nie są duże, to pozwalają na dość sporą, jak na shooter, eksplorację, dzięki czemu nic nie stoi na przeszkodzie, by równie dobrze przeć przed siebie i czynić totalną rozwałkę, jak i zakradać się, eliminując po cichu niemieckich oficerów zanim ci zaczną bić na alarm i wzywać posiłki. Prawdę powiedziawszy "skradankowa" taktyka częstokroć sprawdza się dużo lepiej i jest bardziej efektywna niż parcie na chama a la John Rambo.

Wolfenstein: The New Order w umiejętny sposób łączy tradycję z nowoczesnością. Możemy zapomnieć o automatycznej pełnej regeneracji życia (pasek zdrowia odnawia się samoczynnie tylko o 20 punktów), zamiast tego do łask powracają klasyczne apteczki oraz pancerze. Nie ma też co myśleć o tym, że wystarczy przejść po ekwipunku pozostawionym przez martwego wroga by uzupełnić amunicję. Tu trzeba się po nią samemu "schylić", choć umieszczenie pod jednym przyciskiem na padzie funkcji podniesienia przedmiotu i przeładowania broni w ferworze walki okazuje się niezbyt fortunnym rozwiązaniem. Idzie do tego jednak przywyknąć.

GramTV przedstawia:

Z drugiej strony Blazkowicz potrafi wślizgiem przemknąć przez ciasne otwory w barykadach, schować się za osłoną, która raczej za długo nie posłuży za ochronę, czy podejść niezauważonym od tyłu do przeciwnika i wykonać cichą egzekucję. Wszystko to sprawia, że gra autentycznie zachęca nas do wypróbowania różnych taktyk. W zależności od tego, jaki styl rozgrywki preferujemy, nowy Wolfenstein nagradza gracza zróżnicowanymi umiejętnościami Blazkowicza. Zamiast tradycyjnego drzewka skilli, tutaj w sprytny sposób połączono rozwój postaci z indywidualnymi preferencjami gracza. Przykładowo, wystarczy rozwalić kilku wrogów za pomocą jednego granatu, by odblokować miejsce w ekwipunku na kolejny ręcznie wyrzucany pocisk. Im dalej w las, tym wyzwania stają się coraz trudniejsze.

Nie można za to powiedzieć, by przeciwnicy w Wolfenstein: The New Order byli nie wiadomo jak wymagający. Nie piszę tu o najwyższych poziomach trudności, ale tym normalnym, wybieranym przez większość graczy. Zwykłych żołnierzy III Rzeszy możemy powalić paroma strzałami w dowolną część ciała. Gigantyczne roboty, kiedy pojawiają się po raz pierwszy wywołują wrażenie, że ktoś tu chyba z nas sobie jaja robi. Szybko okazuje się jednak, że wystarczy odnaleźć czuły punkt mechanicznego delikwenta, by rozprawić się z nim w kilka chwil. Czy to wada? Absolutnie nie. Trudność polega tu na kontrolowaniu zapasu zdrowia i amunicji. Gdy tego zabraknie, a w zasięgu nie widać już żadnych apteczek, marny los spotka Blazko. Zupełnie jak w starych, dobrych shooterach.

Dostępny w grze arsenał nie powala na kolana. Mamy tu noże, karabiny, granaty, snajperki, strzelby i pistolety. Z czasem jednak mamy możliwość przeprowadzenia modyfikacji dodając tłumik, laser, czy tworząc wyrzutnię rakiet. Koniec końców, Blazkowicz to gość z poprzedniej epoki shooterów, który udźwignie pół magazynu z bronią bez zająknięcia. Twórcy zamiast na ilość poszli w jakość, dzięki czemu korzystanie ze wszystkich rodzajów broni sprawia ogromną frajdę. Podobnie zresztą jak cały Wolfenstein: The New Order.

Także pod względem oprawy audiowizualnej nowemu Wolfensteinowi nie można wiele zarzucić. The New Order korzysta z dobrodziejstw znanego z Rage silnika id Tech 5, i choć nie jest to ani pokaz pełni możliwości silnika, ani konsoli PlayStation 4, na której testowałem ten tytuł, gra prezentuje się bardzo dobrze i nie uświadczyłem w trakcie rozgrywki żadnych problemów technicznych. Tu design robi całą robotę, wodotryski graficzne schodzą na dalszy plan. Szkoda, że robi to także muzyka, o którą aż się prosi, by bardziej zaznaczała swoją obecność w kluczowych momentach. Rekompensuje to za to świetne udźwiękowienie, na czele z aktorami podkładającymi głosy postaciom.

Wolfenstein: The New Order bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nie oczekiwałem po tej grze niczego specjalnego, spodziewałem się raczej średniaka, którego ukończę z recenzenckiego obowiązku i szybko o nim zapomnę. Tymczasem dostałem kawał porządnego shootera, sprawiającego ogrom frajdy, łączącego oldschool z nowoczesnością i ciekawą historią, o co coraz trudniej we współczesnych strzelankach.

Wolfenstein to mocna marka, która udowadnia, że podobnie jak 22 lata temu potrafi narobić sporo zamieszania. W dobie wszechobecnych produkcji pokroju Call of Duty czy Battlefield, Wolfenstein: The New Order jawi się jako mała perełka. I chwała Szwedom z MachineGames za to, że w starciu z dziedzictwem marki wyszli z tarczą, pokazując, że potrafią stworzyć grę zarówno sięgającą do korzeni serii, jak i nieoderwaną zupełnie od współczesnych trendów. Lepszego połączenia nie mogliśmy sobie wymarzyć.

9,0
Świetny powrót B.J. Blazkowicza
Plusy
  • połączenie klasyki z nowoczesnością
  • niezły scenariusz
  • gameplay zapewniający mnóstwo frajdy
  • design lokacji
  • ogrom znajdziek
Minusy
  • momentami kulejąca sztuczna inteligencja przeciwników
Komentarze
46
Usunięty
Usunięty
19/07/2014 19:25

[m]

Artmaster88
Gramowicz
29/06/2014 19:43

Gra jest super :) Chociaż czuję spory niedosyt, zwłaszcza po końcówce, na której nieco się zawiodłem. Nie sprawdzałem jeszcze drugiej ścieżki, ale zaraz się za nią wezmę.Gra ma taki ciekawy, dość specyficzny klimat. Z jednej strony jest tu pewne poczucie humoru (nie da rady się nie uśmiechnąć, czytając różne wycinki z gazet, czy słuchając płyt z "przerobionych" po niemiecku zespołów :D), a z drugiej strony jest nieraz śmiertelnie poważnie. Moim zdaniem połączenie to wyszło całkiem udanie. Czuć taki powiew klasyki przy poziomie trudności (na czwartej trudności naprawdę można dostać baty) czy też możliwości spojrzenia na mapę jak w Duke Nukem 3D. Fajne są też polskie akcenty. Długość też raczej zadowoli każdego (nawet jeżeli gramy bez kolekcjonowania różnych "znajdziek")Jedyna naprawdę słaba strona gry to ID Tech (nie miałem wcześniej styczności z tym silnikiem i niestety nie zrobił na mnie zbyt dobrego wrażenia). Grafika w grze jest bardzo nierówna. Czasem jest bardzo ładnie (efekty świetlne jak światło wolumetryczne, różne soczewki na ekranie czy też efekt eksplozji lub "blur" pod wodą są genialne) ale czasem można złapać się za głowę widząc konkretnie paskudne tekstury, które nie umywają się do tych z obu części Metro. Poza tym przesadzono z ogólnym Blurem w grze. O ile na otwartym terenie sprawdza się to całkiem nieźle (np 3 misja w nocy - wygląda to świetnie) to np. nie widzę po kiego grzyba zamazuje się pokoje w kryjówce ruchu oporu, sprawiając że gramy jakimś krótkowidzem. Fajnie wygląda ten efekt jedynie kiedy jesteśmy w płonącym pomieszczeniu lub pod wodą. Ale w takich momentach to ostra przesada. Poza tym bardziej wyczulonych na grafikę może irytować (na szczęście jakoś po połowie gry przestałem na to zwracać uwagę) doczytywanie się tekstur - widać to przy gwałtownym obracaniu się (jeszcze czegoś takiego nie widziałem w żadnym FPS-ie)I to jedyne do czego można się doczepić. Grę się po prostu pochłania.Ja bym dał 9/10 i czekam na kolejną część, a myślę że powstanie na pewno :)

Usunięty
Usunięty
07/06/2014 01:01

Bardzo fajna, konkretna i wyczerpująca recenzja - takie lubię ;)Ps. Czy mi się wydaje czy tylko niektórzy recenzenci z CD-Action nie widzą w tej grze nic dobrego? ;)




Trwa Wczytywanie