Tydzień z Assassin`s Creed IV: Black Flag - Wiatr i żagle

Łukasz Wiśniewski
2013/11/04 23:00
0
0

Jednym z najwazniejszych elementów gry Assassin`s Creed IV: Black Flag są walki na morzu. Przyjrzyjmy się więc okretowi Edwarda Kenwaya - Kawce - i starciom pośród fal.

Okręt Edwarda Kenwaya... pięknotka to była. Zgrabny, szybki bryg, ale uzbrojony jak niejeden liniowiec. Zwała się Kawka, co piekielnie śmieszyło kapitana Hornigolda - i po prawdzie wielu ludzi z Nassau. Czarne ptaszysko z odległej Europy, żaden tam orzeł czy inny albatros. Kenway jednak się uparł, widać mu ta nazwa dom przypominała... Śmiać się można było z imienia, ale już nie z tego, jak się Kawka na morzu sprawowała. Szła dumnie, z wiatrem czy pod wiatr, pruła fale zgrabnym dziobem. Wyróżniała się w każdym porcie Zachodnich Indii, czy to w Kingston, czy w Hawanie, czy wreszcie w Nassau. Za czasem podziw zaczął się mieszać ze strachem, nawet łowcy piratów niechętnie brali zlecenia na Kawkę, bywał, iż czekali, aż sprawa przycichnie i listy gończe zostaną odwołane. Co działo się zawsze, bo Kenway hojny był dla urzędników...Tydzień z Assassin`s Creed IV: Black Flag - Wiatr i żagle

Na wodach Zachodnich Indii w tych czasach dopiero zaczynały królować liniowce. Zresztą zawsze na każdy okręt wojenny przypadały przynajmniej trzy statki kupieckie. Handel niepodzielnie dominowały szkunery, zdolne docierać szybko na miejsce i na tyle płytko zanurzone, że przemykały się miedzy rafami. Kupcy nie gardzili też brygami, zwłaszcza ci, którzy wozili cenniejszy towar. Nie ma dwóch identycznych statków, ale z zasady bryg zawsze mógł mieć trzy-cztery razy więcej dział. No i oczywiście lepsze poszycie. Ze względu na ich szybkość i łatwość we wzmacnianiu dziobu do taranowania, floty również chętnie korzystały z brygów. Trzon sił morskich stanowiły jednak fregaty. Zgrabne, mocne, dobrze uzbrojone. Zdolne zmiażdżyć wroga ciężkim burtowym ostrzałem. Gdzie zaś nie dało się dostać fregatami, floty wysyłały patrolowe kanonierki, o zanurzeniu tak płytkim, że żadna laguna nie byłą dla niech niedostępna.

To, że wielkich statków nie było za wiele, nie oznaczało, iż nie należało się liczyć z możliwością ich napotkania. Niby Anglia podpisała porozumienie z Hiszpanią i posłała na bruk nas, uczciwych kaprów, ale ze stolic europejskich do kolonii daleka jest droga. Pośród naszych wysepek wojna nie zakończyła sie nigdy. Dlatego każda flota utrzymywała na miejscu wielkie okręty: czy to stare galeony, czy nowoczesne liniowce. W sumie wiek jednostki ma mniejsze znaczenie niż liczba dział. Od pięćdziesięciu dział na burcie zaczyna się inna rozmowa, prawda? Co z tego, że taki potwór jest mało zwrotny, skoro na pokładzie trzymane są moździerze? Do tego od zwrotności jest eskorta, czy to dwie fregaty, czy trzy brygi. Jedynym okrętem o sile ognia liniowca, który nie potrzebował eskorty, była właśnie Kawka. Nim Kenway zamienił bryg w pływajacą fortecę, musiał go najpierw zdobyć. Powiadają, że wyprowadził Kawkę z serca hiszpańskiej floty, korzystając z osłony wściekłego sztormu, który posłał na dno niejeden okręt w Zachodnich Indiach.

Ile w tej opowieści było prawdy, pewnie można by się spierać. Opowieści Kenwaya potwierdzał zarówno czarnoskóry Pierwszy, Adéwalé, jak i załoga, która przybyła do Nassau na Kawce. Wszyscy byli więźniami hiszpańskimi i utrzymywali, że to on ich uwolnił z trzewi hiszpańskich galeonów. W tamtych dniach okręt Kenwaya był po prostu jednym z brygów, lepszym od większości, ale mimo wszystko nie wyróżniającym się ponad miarę. Siedem dział na burcie, dwie pościgówki... Nikt nie mógł się spodziewać, jak szybko Kawka zmieni się w pogromcę Hiszpanów. Musicie bowiem wiedzieć, że wtedy jeszcze Gubernatorowie Nassau nie brali na cel angielskich statków. Można ogłaszać wolność i niezależność, ale lepiej nie mieć na raz dwóch potężnych wrogów... Dopiero potem, gdy wszystko trafił szlag, czarna bandera oznaczała śmierć dla żeglarzy z obu imperiów.

W dziewicze rejsy łupieżcze Kenway pływał jeszcze pod opieką Hornigolda i Czarnobrodego. To oni przekazali mu kontakty na utalentowanych szkutników, kontakty z których później nader chętnie i nader często korzystał. Wstawił na dziobie dwa moździerze, dostosował działa do miotania ciężkich kul, a z folgierzy uczynił narzędzia zagłady. Wzmacniał poszycie i przerabiał ładownie tak, by mieściły zarówno sporo najcenniejszych towarów (z brygu nie da się przecież zrobić pływającego spichlerza, mieszczącego setki łasztów), jak też by upchnąć w niej dodatkową załogę. Potrzeba bowiem naprawdę sporo ludzi, by bez lęku rzucić się do abordażu na fregatę czy liniowiec. A z takich brawurowych akcji załoga Kenwaya stała się szybko znana w Nassau. Z czasem nie było na Kawce nawet sążnia luzu, wszystko było do czegoś wkorzystane.

Każdą wolną chwilę Kenway poświęcał na poszukiwanie nowych pomysłów, jak ulepszyć Kawkę. Nie było chyba w Nassau drugiego takiego kapitana, mimo, że przecież wszyscy dbali o swe okręty, bo były ich prawdziwym domem. Powiadano, że Kenway ma nosa do skarbów. Niczym pies sukę w rui, z daleka wyczuwał, na których okrętach imperia wywożą złoto z kolonii. Tak samo potrafił odnaleźć mapy do skarbów, które zakopali zmarli dawno piraci. Bywało nie raz, że w ich papierach wyczytał coś, co dawało się wykorzystać, by jeszcze bardziej ulepszyć jego ukochany bryg. Największe znaczenie miały dla niego jednak wyprawy do wraków. Gdy wypływał z dzwonu nurkowego, nie rozglądał się tylko za złotem, o nie. Badał wraki, by odkryć, jakie zapomniane genialne rozwiązania stosowali europejscy szkutnicy. Dlatego Kawka nie miała sobie równych. Bo na jej ostateczny kształt złożyła się myśl całych pokoleń genialnych szkutników.

Bojowy szlak Kenwaya i Kawki - jak mówiłem - rozpoczął się zwyczajnie. Ot, ileś tam hiszpańskich szkunerów, których towar pozwolił mu nie lękać się o zawartość sakiewki. W tamtych dniach miasta Zachodnich Indii nie miały wielkiego zaplecza. Dobre drewno okrętowe, porządna stal i wytrzymałe płótno to były rarytasy, pochodzące z dalekiej Europy. By myśleć o ulepszaniu okrętu, trzeba było pozyskać taki bezcenny surowiec. Najprościej biorąc go z innych okrętów. Dlatego Kenway rozpoczął swój taniec z hiszpańską flotą. Drażnił ich i prowokował, by pozyskać jak najwięcej surowca dla Kawki. Choć miał pieniądze, by nakarmić urzędników, miesiącami pozwalał sobie na bycie ściganym. Bo każdy okręt łowców piratów był dziełem sztuki, które mógł rozebrać na części. Dokonywał brawurowych ataków, nigdy nie tracąc przy tym więcej niż kilku ludzi. Walcząc na pokładzie był bowiem niezrównany. Niczym sam czort miotał się i rozdawał mordercze ciosy.

GramTV przedstawia:

W krótkim czasie zasłynął atakami na konwoje i brutalnymi przejęciami okrętów. Nikt nie spodziewał się, że pozornie zwykły bryg może sięgnąć wroga z połowy kilometra. Bo też i nikt nie wymyślił wcześniej, jak na okręcie tej klasy bezpiecznie zamontować moździerze. Po takiej uwerturze wszystkie wrogie jednostki - poza liniowcami, które miały godną odpowiedź - musiały skracać dystans. Wtedy jednak czekały je albo łańcuchy rwące żagle w strzępy i pozwalające Kawce na utrzymanie odległości, albo brutalne salwy burtowe zamieniające poszycie w drzazgi. Kenway uwielbiał też brawurowe uderzenia taranem dziobowym, po których szybkim ruchem steru ustawiał okręt burtą i dobijał wroga ciężką salwą na krótkim zasięgu. Przeszkoleni załoganci przy folgierzach wypatrywali czułych punktów, odsłoniętych przez regularny ostrzał i zadawali ciosy łaski konającym okrętom.

Od pewnego momentu stało sie jasne, że - oprócz swojej legendarnej wręcz intuicji - Kenway musi mieć jakiegoś cichego wspólnika, zdającego mu relacje z działań innych kupców i posunięć flot. Powiadają, że był to nie kto inny, jak sam Van Der Graaff, wpływowy kupiec z Niderlandów. Ów Holender przez lata grał na nosi obu imperiom, Kenway byłby więc dla niego naturalnym sojusznikiem. Jeśli to prawda, to kupiec ów uzyskał najlepsze możliwe narzędzie do usuwania konkurencji w Zachodnich Indiach. W zasadzie trudno podsumować listę celów Kenwaya, ale mam wszelako wrażenie, że statki Van Der Graaffa nigdy na niej nie figurowały... W ciągu kilku lat Holender dorobił się dwóch rzeczy: fortuny i wrogów. Dlatego w pewnym momencie zniknął, wycofał się. Swoją drogą, ludzie którzy go spotkali, mówili o wspaniałych złotych pistoletach, które nosił przy sobie. Dziwnie podobne są one z opisu do tych, których zaczął używać Kenway na krótko po tym, jak okręt Van Der Graaffa udał się do Amsterdamu...

Być może właśnie kontakty z Van Der Graaffem pozwoliły Kenwayowi ustawić się na pozycji armatora. Ktoś musiał mu otworzyć szlaki na wybrzeża Nowego Świata, do Afryki i do samej Europy. Na ironię zakrawa fakt, że okręty, które pływały dla niego, łudząco były podobne do tych, które dwóch królów wysyłało wcześniej przeciwko niemu... Niezależnie od owej potencjalnej współpracy, Kenway rozwijał swoją potęgę i na innych polach. Tym się różnił od innych piratów, że miał wizję wykraczającą poza "tu i teraz". Budował zarówno flotę, jak i przechwytywał bazy zaopatrzenia dla niej. Najlepsze zaś bazy zaopatrzenia to takie, które mogą się same obronić...

Edward Kenway niewątpliwie kierował sie wizją. Co sprawiło, że w pewnym momencie zniknął z Zachodnich Indii? Zginął? Wątpliwe. Raczej poszedł tropem Van Der Graaffa i zakończył interes nim zrobiło się dookoła za ciasno. Nim jednakże ten dzień nadszedł, oba skłócone z nim imperia musiały zapłacić wysoką cenę. W nią wliczała się utrata kontroli nad sporą częścią akwenów. Jak wspomniałem, najlepsze bazy zaopatrzenia to takie, które mogą się same obronić. Dlatego Kenway przejmował liczne forty w Zachodnich Indiach, wywieszając na ich masztach czarną banderę. Jako znak, że nie sięga tam władza królów - ot, spuścizna idei Nassau. Mniej ważni piraci garnęli się do tych miejsc, dając dodatkową ochronę przedsięwzięciom Kenwaya.

Gdy czasy się zmieniły, gdy legendarni kapitanowie stali sie jedynie legendarnymi, Kenway pozostał zagadką. Zniknął, wielu chciałoby aby zginał, ale nikt nigdy i nigdzie nie odważył się ogłosić jego zejścia z tego świata. W wielu portach świata widuję wciąż okręty, które kiedyś przejął. Może i jestem stary, ale potrafię rozpoznać statek. Za to Kawki od lat nie widziałem. Ktoś ponoć dostrzegł podobny bryg w Londynie... Widział przy nim kogoś zupełnie podobnego do Edwarda Kenwaya, ale otoczonego rodziną. Ta wersja mi się podoba.

Tydzień z grą Assassin's Creed IV: Black Flag jest wspólną akcją promocyjną firm UbiSoft Polska i gram.pl.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!