Turbo: Super Stunt Squad - recenzja

Mateusz Kołodziejski
2013/10/19 19:21

Turbo Super Stunt Squad to żałosny skok na kasę, który prawdopodobnie zrujnuje niejedno dzieciństwo.

Turbo: Super Stunt Squad - recenzja

Nie widziałem Turbo, najnowszej animacji od DreamWorks, ale krótki research i kilka zwiastunów pozwoliło mi nadrobić zaległości. Wygląda na to, że film opowiada o małym ślimaku z wielkimi aspiracjami. Pomimo fizycznych ograniczeń (duh!) Teoś marzy o udziale w wyścigu Indianapolis 500 i zdobyciu tytułu najszybszego stworzenia na świecie. Pewnego dnia bezkręgowiec staje się ofiarą wypadku, w którym bierze udział super auto napędzane nitro. Jednak zamiast zmienić się w mokrą plamę, bohater szczęśliwym trafem mutuje i staje się pół ślimakiem-pół samochodem. Albo odwrotnie.

Nie trzeba geniusza, żeby dojść do wniosku, że gra na podstawie takiego scenariusza to wesołe wyścigi dla najmłodszych fanów Teosia, prawda? Błąd! Ktoś w studiu Monkey Bar Games, odpowiadającego za konsolową adaptację Turbo, stwierdził widocznie, że w jego portfolio brakuje produkcji w stylu Tony Hawk Pro Skater i w ten sposób Super Stunt Squad stał się symulacją jazdy na desce. A w zasadzie symulacją ślizgania się na śluzie, bo nie można zapominać, że bohaterami gry pozostają ślimaki. Brzmi jak zupełne nieporozumienie? W praktyce jest jeszcze gorzej.

Śluz zamiast deskorolki

Śluz zamiast deskorolki, Turbo: Super Stunt Squad - recenzja

Pierwsze minuty gry nie zapowiadają jeszcze totalnego rozczarowania, które zawisa nad każdym, kto zdecyduje się na uruchomienie Turbo. Przed rozpoczęciem rozgrywki wybieramy swojego bezkręgowego skejta czy to na podstawie zabawnego imienia, czy też statystyk takich jak zwrotność i łatwość wykonywania trików. Dalej przychodzi kolej na wybór jednej z sześciu lokacji, w których będziemy się ślizgać. Do każdej z nich przypisana jest długa lista stawianych przez nami celów, które nieobce będą fanom wirtualnej deskorolki. Przygotujcie się więc na wykręcenie odpowiednio skomplikowanych combosów, znalezienie ukrytych przedmiotów czy zebranie literek układających się w wyraz TURBO (skojarzenia ze S-K-A-T-E jak najbardziej na miejscu).

Znajomo wygląda też sterowanie. Przyciski geometryczne odpowiadają za skok, trik, chwyt i grind. W jaki sposób ślimaki mogą w ogóle wykonywać takie ewolucje - nie pytajcie. Bez komentarza pozostawiam również umiejętność wykonywania nollie i willie, które w przypadku w deski oznacza jeżdżenie wyłącznie na przednich albo tylnych kółkach. Jak widać inspiracje produkcjami Neversoftu są tutaj aż nadto oczywiste, co samo w sobie nie jest takie złe - w końcu jak kopiować, to od najlepszych. Szybko okazuje się jednak, że każdy, powtarzam każdy element zaczerpnięty z Tony Hawk Pro Skater został tutaj dokumentnie spartolony.

Najgorszy koszmar Tony'ego Hawka

W grach tego typu można przymknąć oko na wiele niedoróbek, bo frajda powinna płynąć przede wszystkim z czesania trików i łączenia ich w efektowne sekwencje. Niestety w przypadku Turbo: Super Stunt Squad o żadnej przyjemności płynącej z gry nie ma mowy. Winny jest temu przede wszystkim niesłychanie rygorystyczny system oceniający ewolucje. O ile skok nie został wykonany z absolutną precyzją, to naszego zawodnika czeka twarde lądowanie na tył... skorupie. Chociaż uważam się za weterana wirtualnej deski miałem ogromne problemy z poprawnym wylądowaniem nawet najprostszych trików. Mogę sobie tylko wyobrażać jak frustrujące będzie to dla dzieci, które nie mają ani tyle doświadczenia, ani cierpliwości. Sprawę komplikuje dodatkowo fakt, że sterujemy nie ludźmi, a winniczkami. Uwierzcie mi, kiedy takie tałatajstwo kręci się w powietrzu nie sposób określić gdzie ma przód, a gdzie tył, więc o poprawnym ustawieniu się względem rampy nie ma mowy.

GramTV przedstawia:

Swój udział w katordze gracza mają też projekty poziomów. Na każdej mapie poukrywano mnóstwo znajdziek takich jak flagi, literki czy loga Turbo i widać wyraźnie, że stworzenie trudno dostępnych miejsc było o wiele ważniejsze niż zaplanowanie skateparku, gdzie można popuścić wodzy skejtowskiej fantazji. W efekcie mamy mało ramp i krawędzi do grindów, za to całą masę miejscówek, do których trzeba się mozolnie wdrapywać. Co to ma wspólnego z filmem o wyścigach ślimaków albo chociaż z serią sygnowaną przez Tony'ego Hawka, którą gra w pożałowania godny sposób próbuje naśladować? Pojęcia nie mam, ale na tym etapie zaakceptowałem już fakt, że produkcji Monkey Bar Games prawa logiki się nie imają.

Audio-wizualna podróż w przeszłość

Audio-wizualna podróż w przeszłość, Turbo: Super Stunt Squad - recenzja

Oprawa audio-wideo trzyma poziom pozostałych elementów tej produkcji, czyli wywołuje na przemian obrzydzenie i litość. Na obronę grafiki, którą zawstydziłyby niektóre produkcje z PlayStation 2 mogę powiedzieć chociaż tyle, że jest wesoła i kolorowa. Do tego modele postaci przypominają te z okładki, a to już pewne osiągnięcie. Dla muzyki nie mam już jednak żadnego usprawiedliwia. Jak już wspominałem nie oglądałem filmu, ale trudno mi sobie wyobrazić, że jego ścieżka dźwiękowa składa się wyłącznie z techno-młócki, a tak właśnie jest w przypadku gry.

Jeżeli osoba, która ma pecha posiadać Turbo: Super Stunt Squad nie chce pogrążać się w rozpaczy samotnie, może spróbować namówić niczego nie spodziewającą się ofiarę na tryb wieloosobowy. Gdyby gra byłaby chociaż odrobinę lepsza żałowałbym, że nie posiada opcji split-screenu dla czterech graczy, ale tak nie jest, więc nie ma czego żałować.

Chroń swoje dziecko!

Chroń swoje dziecko!, Turbo: Super Stunt Squad - recenzja

Nikt nie oczekuje, że gra na podstawie kinowego obrazu okaże się arcydziełem, ale Turbo: Super Stunt Squad jest produkcją tak bardzo nieudaną, że nie sposób jej polecić nawet fanom filmowego pierwowzoru. Jej twórcy siląc się na oryginalność zaprzepaścili okazję, żeby stworzyć przyzwoite i zabawne wyścigi dla całej rodziny. Największym atutem gry o Teosiu pozostaje to, że zniknie z półek sklepowych kiedy tylko animacja zniknie z ekranów, czyli najdalej za kilka tygodni, a wtedy ryzyko, że zrujnuje czyjeś dzieciństwo znacząco się zmniejszy.

3,0
Ślizganie się na ślimaczym śluzie sprawia dokładnie tyle frajdy ile się wydaje
Plusy
  • działa
  • modele postaci przypominają te z filmu
Minusy
  • poroniony pomysł zaadaptowania filmu o wyścigach na klon THPS
  • fatalne projekty etapów
  • frustrujący model jazdy
  • lądowanie ślimakiem po wykręceniu triku graniczy z cudem
  • grafika na poziomie przeciętnej produkcji z PlayStation 2
  • techno-sieczka zamiast ścieżki dźwiękowej
  • multi tylko dla dwóch osób (może to i lepiej)
  • zero przyjemności z gry
Komentarze
17
Bodzio-Gracz
Gramowicz
22/10/2013 22:35

O grze niestety nie słyszałem :-).Recenzja bardzo ciekawa i konkretna :-).Pozdrawiam :-).

PokerMorda
Gramowicz
21/10/2013 17:59

> Pierwsze słyszę o ich nowym filmie. Wyścigowe ślimaki? Naprawdę nie stać ich już na nic> lepszego?Dreamworks zawsze słyneło z pochrzanionych pomysłów... Ale Wyścigowe Ślimaki, przebijają cały dorobek tego studia...

Usunięty
Usunięty
20/10/2013 09:52

Gra mnie siłą rzeczy kompletnie nie interesuje, ale recenzja naprawdę fajna. A, i też chętnie bym przeczytał recenzję Democracy :)




Trwa Wczytywanie