Horizon - betatest

Sławek Serafin
2013/07/31 11:49
2
0

Eksploracja, ekspansja, eksploatacja i eksterminacja raz jeszcze, tym razem w grze, którą zapowiedziano prawie 10 lat temu.

Fani strategii kosmicznych 4X są ostatnimi czasy mocno rozpieszczani, prawda? Przez tyle lat nie było w co grać, po fatalnej premierze Master of Orion 3 przez prawie dekadę panowała okropna posucha i grało się tylko w starocie nie do zdarcia. A potem wiatr historii powiał w inną stronę i posypały się świetne gry, nowe części Space Empires, Sword of the Stars, Galactic Civilizations, Star Ruler, Distant Worlds, Endless Space, Legends of the Pegasus i StarDrive. Jest w czym wybierać i przebierać, tylko w ciągu ostatniego roku wydano trzy czy cztery gry 4X! To niezły szok i nieoczekiwana obfitość po tylu latach nieszczęścia i halucynacji z niedożywienia.

Horizon - betatest

Horizon zapowiedziano w czasach największego głodu, prawie 10 lat temu i fani 4X czekali na grę jak na mesjasza, choć prawie nic nie było wiadomo na jej temat. I żadne nowe informacje się nie pojawiały, rok za rokiem, a w międzyczasie zaczął się korowód mesjaszów innego pochodzenia. I o Horizon zapomniano, co jest zrozumiałe. Teraz jednak gra wraca i po spędzeniu kilku godzin z wersją alfa mogę spokojnie i z dużą pewnością stwierdzić, że... no, że na pewno nie była ona tworzona w pocie czoła przez te wszystkie lata gdzieś tam, w jakimś garażu, przez ekscentrycznego geniusza-mizantropa. Wręcz przeciwnie nawet, Horizon w obecnym stanie wygląda jak gra, którą ktoś zaczął robić właśnie te 10 lat temu. Ktoś coś tam wydłubał z pnia drzewa na tyle, że dało się to puścić na wodę i nie tonęło, a następnie zadowolony zostawił projekt, by do niego wrócić dopiero teraz. Czas zatrzymał się dla Horizon na początku wieku i gra wygląda tak, jakby nadal nie miała żadnej konkurencji, tak jak wtedy gdy ją zapowiadano. Tyle, że oczywiście konkurencja jest i na domiar złego prawie każdy konkurent lepiej się od Horizon prezentuje. Rozczarowujące, prawda? Po tylu latach...

Ale nie ma co drzeć szat. Jaki jest pomysł na Horizon? W tym momencie pomysłem jest fabuła. W wersji alfa można grać tylko rasą ludzką w ściśle określonym środowisku - nie można modyfikować ustalonej galaktyki, jest tak jakby tylko jeden scenariusz. A choć gra wygląda na dowolną, to rzeczywiście, scenariusz ma. Wszystko zaczyna się od odkrycia obiektu Obcych na orbicie Plutona. Trzeba tam wysłać okręt, a potem żołnierzy i naukowców, co ubrane jest w formę prostego samouczka, który przy okazji prezentuje nam podstawy zarządzania planetami i projektowania okrętów, a także taktycznej walki flot w kosmosie. Od Obcych uczymy się wielu ciekawych rzeczy, głównie zaś tego, jak podróżować w przestrzeni i zasiedlać nowe planety. I ruszamy na podbój galaktyki.

Ta koncepcja mi się w Horizon podoba. My, jako Ziemniaki, zaczynamy od jednej planety, ale są tam w kosmosie cywilizacje od nas starsze, które zdążyły już zasiedlić kilka systemów. Nie wszyscy zaczynają od jednego świata i dzikiej ekspansji, są już tacy, którzy mają małe imperia, o wiele silniejsze od nas na początku. To jest strasznie fajne, bo naturalne, i nadaje grze pozoru wiarygodności - przecież gdybyśmy my, ludzie, nagle zaczęli teraz zdobywać kosmos, to też natknęlibyśmy się na jakieś starsze, już rozwinięte rasy, a nie cywilizacje, które nagle nie wiadomo dlaczego zaczęły podbijać przestrzeń dokładnie w tym samym czasie co my, czyż nie? No właśnie. Ma to sens. I Horizon ten sens pogłębia seriami misji fabularnych, niezbyt skomplikowanych, ale budujących jakąś tam historyjkę, która nawet bywa ciekawa miejscami i zmusza do podejmowania dość trudnych decyzji. To jest dobre. I jednocześnie złe. Dlaczego?

Otóż, by stworzyć jakąś równowagę między dopiero co startującymi Ziemniakami a innymi rasami, które mają już po tych kilka kolonii, strasznie podkręcono nam dynamikę rozwoju. Mnożymy się jak króliki i pracujemy jak mrówki, a kasa leje się szerokim strumieniem, tak jakbyśmy wszyscy byli Chińczykami... co w sumie ma sens, bo za tych 50 czy 100 lat wszyscy już możemy być Chińczykami. Na realia gry przekłada się to jednak tak, że po pierwszej godzinie grania i założeniu jednej czy dwóch kolonii, a następnie rozwinięciu tychże, cała reszta gry to już spacerek, z górki, przy wietrze wiejącym w plecy na dodatek. Poza samym początkiem, gdy utrzymanie nowych, deficytowych kolonii może nam zarżnąć budżet, nie ma tu żadnych hamulców ekspansji. Wystarczy, że trafimy na początku na dobrą do zasiedlenia planetę typu ziemskiego, na której w miarę szybko przybędzie populacji (a nasi koloniści są jak norki, jak nie pracują, to robią dzieci na potęgę) i już skończyły się nasze problemy z kasą. Mamy jej tyle, że możemy kolonizować wszystko co podleci i nie przejmować się deficytem, bo jest tyle nadwyżek, że wystarczy nawet na dziesięć nowo zasiedlonych światów. A gdy będziemy kolonizować następne dziesięć, to ta pierwsza dziesiątka zacznie przynosić swoje dochody i nasza gospodarka wybuchnie jak supernowa.

GramTV przedstawia:

W pewnym momencie doszło do sytuacji, w której już nie musiałem czekać na produkcję czegokolwiek, czy to nowych struktur na planetach, czy też nowych okrętów do moich flot - wszystko kupowałem za gotówkę momentalnie, a i tak nie byłem w stanie wydać więcej niż co turę wpływało do skarbca. Zabawne, prawda? Ja wiem, że to dopiero wersja alfa, że ma prawo być niedopracowana pod wieloma względami, ale... ale wczesne wersje StarDrive czy Endless Space, w które grałem, aż takie zepsute nie były. I żeby to jeszcze Horizon był skopany tylko pod tym jednym względem, ale nie, on ma jeszcze cały zestaw innych wad, takich kardynalnych.

Na przykład rozwój planet. Z wierzchu wygląda to całkiem sensownie. Nie ma jakichś budynków czy innych dziwnych rzeczy oprócz struktur militarnych, jak stocznie orbitalne czy bazy kosmiczne. Cały cywilny sektor podzielony jest na pięć gałęzi odpowiadających za przemysł, rolnictwo, handel, turystykę i badania naukowe. W każdą z tych dziedzin można zainwestować, rozbudowując infrastrukturę do kolejnego poziomu, co kosztuje, ale na dłuższą metę przyniesie większe dochody. Sensowne, prawda? I jednocześnie nie bardzo z punktu widzenia gry jako gry. Dlaczego? Bo nie ma tu żadnych decyzji do podjęcia, nie ma żadnej strategii, żadnego myślenia. Mamy pieniądze na rozbudowę? To budujemy. I to wszystko. Każdą gałąź gospodarki można rozwijać osobno, w tym samym czasie, nie trzeba ich kolejkować czy stawiać sobie jakichś priorytetów. Nie ma też sensu specjalizacja planet, bo gdziekolwiek byśmy nie zainwestowali, opłaca się. Im więcej wydamy, tym więcej do nas wróci, nie ma żadnego ryzyka, nie ma żadnych problemów. Straszna durnota, kompletnie źle pomyślany system, w którym całe zarządzanie koloniami sprowadza się do tego, że w każdej rozwijamy infrastrukturę jak najszybciej do maksymalnego poziomu, a potem o niej zapominamy. Jedyną przeszkodą w zrobieniu tego szybko i sprawnie jest fatalny interfejs, który zmusza nas do bezsensownego mnożenia klików.

Widać, że twórcy Horizon albo nie grali w Endless Space, albo postanowili zignorować sposób, w jaki tam rozwiązano kwestie menu, opcji i całej reszty pośrednictwa między graczem a grą. Pod tym względem jest fatalnie. Nie ma kodowania kolorami, nie ma ikonek, nie ma dostępu do wszystkiego z poziomu głównej mapy. Trzeba się przeklikiwać przez masę niepotrzebnych ekranów, trzeba wszystko sprawdzać ręcznie, bo nic nie widać na pierwszy rzut oka. Diabelnie męczące. Nawet taką zwykle fajną czynność, jak projektowanie nowych modeli okrętów, wykonano tutaj tak, że odechciewa się to robić. A tak w ogóle to w zasadzie nie potrzeba tego robić - rozwój technologii jest tutaj tak pomyślany, że raz zaprojektowana klasa okrętów będzie nam służyć na wieki wieków amen. Jak to? A tak to.

Rozwój technologiczny w Horizon jest jak cała reszta - z pozoru ma wiele sensu, ale potem okazuje się, że jest po prostu źle pomyślany. Odkrycia naukowe podzielone są na kilka dziedzin, te z kolei na pomniejsze konkretne już badania. Możemy się skupić na jakiejś konkretnej dziedzinie lub na konkretnych badaniach w obrębie dziedzin. Fajne jest to, że gdy odkrywamy jakąś nową technologię, zdobytą na wrogu, wykopaną w ruinach na którymś ze światów, czy też opracowaną od podstaw przez naszych naukowców, to nie możemy jeszcze z niej korzystać. Najpierw trzeba teorię przekuć w praktykę, co trwa. I dopiero gdy mamy działający "prototyp", można to zastosować. A rozwój nie ustaje, są kolejne stopnie, których osiągnięcie zwiększa wydajność danej technologii i poprawia jej skuteczność. Brzmi niegłupio, prawda? Owszem, brzmi. Tylko w akcji jest beznadziejne. Bardzo szybko okazuje się bowiem, że w zasadzie nie podejmujemy tu prawie żadnych decyzji odnośnie badań naukowych. Prawie, bo czasem trzeba ustawić jakiś priorytet dla naukowców, ale robi się to raz dla danej dziedziny. Na przykład pancerze dla okrętów czy silniki dla nich - jest po kilka rodzajów każdych - atomowe, termojądrowe, organiczne, bazujące na antymaterii i tak dalej. Wszystkie różnią się tylko poszczególnymi statystykami, ale poza tym są identyczne i wady równoważą ich zalety. Wystarczy skupić się na jednej technologii, rozwinąć ją do maksimum i już, załatwione, pozostałe można zignorować. I to dotyczy w zasadzie wszystkiego, co jest związane z rozwojem badań militarnych - dopracowujemy jedną konkretną technologię i pozamiatane. Nie ma tu żadnych kontr, żadnych systemów obronnych niwelujących jakiś rodzaj broni, jak w GalCiv czy Endless Space. Nie trzeba myśleć, planować, formułować strategii, a następnie elastycznie je zmieniać w zależności od sytuacji. Robi się raz i już tak zostaje. I działa. To znaczy, nie działa.

Cały Horizon nie działa, tak na dobrą sprawę. Twórcy mieli fajne pomysły, w sumie nawet oryginalne i świeże, ale nie do zrealizowania w praktyce. Wykonanie leży tutaj i kwiczy, a cała gra wygląda jakby powstała właśnie 10 lat temu i w uniwersum, w którym nie powstała żadna z tych gier, które wymieniałem na początku. W takim układzie Horizon byłby do strawienia. Ale w prawdziwym świecie, w którym można porównać ją do Endless Space, StarDrive, Distant Worlds czy Sword of the Stars II, ta gra jest zwyczajnie słabiutka. I tak, wiem, że to wersja alfa, że wiele się jeszcze może zmienić na lepsze. Pewnie się zmieni. Tyle, że ja tutaj widzę źle położone fundamenty, więc jakiego by się na nich pałacu nie zbudowało, to i tak się zawali. Szkoda... ale nie aż taka wielka na szczęście, bo to już nie te czasy, gdy wychodziło jedno 4X na pięć lat i gdy było słabe to pozostawała tylko rozpacz i śmierć głodowa. Są inne. Można się nagrać do syta. A o Horizon sobie spokojnie i bezstresowo zapomnieć.

Komentarze
2
Lucek
Gramowicz
31/07/2014 20:25

Już jest dostępna, w pełnej polskiej wersji i przy tym całkiem tanio.Każdy kto grał w Master of Orion bez trudu poradzi sobie z tą grą, gdyż jest sporo elementów zapożyczonych właśnie z MoO. Brakuje tylko szpiegowania. Za to rozwój technologiczny jest bardzo ciekawy

Usunięty
Usunięty
31/07/2013 12:35

10 lat na wersje Alfa + 10 lat na wersje beta + 10 lat na finalna wersje;p Kurcze nie dozyje chyba wydania gry:P