Leviathan Warships - recenzja

Michał Myszasty Nowicki
2013/06/20 12:46
2
0

Kto z nas nie chciał zbudować uzbrojonej po zęby, niezwyciężonej armady będącej postrachem mórz i oceanów? Leviathan Warships ma w zamierzeniach spełnić to marzenie.

Leviathan Warships - recenzja

Moda na przenoszenie gier z urządzeń mobilnych na konsole i poczciwe pecety trwa w najlepsze. Warto wszakże dodać, że z różnym skutkiem. Zdarza się, że mobilne hity okazują się takimiż również po konwersji, bywa jednak, iż tracą wiele po przeniesieniu na "duży ekran". Leviathan Warships plasuje się gdzieś pośrodku tego zestawienia.

Teoretycznie wszystko zapowiadało się świetnie - wielkie statki, różnorodne uzbrojenie, turowy system walki, międzyplatformowe serwery. Bo warto tu dodać, że Leviathan Warships jest grą nastawioną głównie na rozgrywki sieciowe. Właśnie w tym miejscu docieramy do najważniejszej wady gry - nie za bardzo jest z kim w nią grać.

Gra posiada wszakże również tryb dla pojedynczego gracza. Jest to składająca się z kilku etapów kampania, pełniąca jednak przede wszystkim rolę samouczka. Choć przyznać muszę, że bardzo pozytywnie zaskoczył mnie jej całkiem wysoki poziom trudności. W każdej z misji dostajemy jakąś nową zabawkę (działo, pole siłowe, czy generator pola maskującego), co jakiś czas odblokowuje się też nowy kadłub, na którym możemy owe ustrojstwa zamocować.

To tak naprawdę najważniejsza z dwóch właściwych części rozgrywki, czyli faza zarządzania flotą, a przy okazji jeden z najlepszych elementów zabawy. Wszystko - niczym w klasycznej grze bitewnej - oparte jest na puli punktów. Każdy kadłub, każda broń, czy system obronny kosztują pewną ich liczbę. Oprócz tego, mimo masy "slotów", kadłuby mają dość drastycznie ograniczona liczbę modułów, które możemy zamontować.

No i tutaj zaczyna się oczywiście cała zabawa. Dużo małych i zwinnych, ale słabo uzbrojonych stateczków, czy dwa wypełnione po brzegi najcięższymi bateriami krążowniki? Działa dalekiego, czy bliskiego zasięgu? System maskujący, czy tarcze energetyczne? A może zamiast jednej z baterii dodać wyrzutnię min? Takie pytania kłębić się będą w głowie przed każdą z misji kampanii oraz do czasu, gdy nie wypracujemy sobie - po wielu bitwach - własnego przepisu na niezwyciężoną armadę.

Mam jedynie obawy co do tego, czy po osiągnięciu tegoż stanu, Leviathan Warships po prostu się nie znudzi. Tak naprawdę bowiem nie ma tutaj niczego innego, co motywowałoby wtedy - poza samą przyjemnością z łojenia noobów - do kolejnych rozgrywek.

System budowania floty jest intuicyjny i relatywnie prosty, a zarazem naprawdę głęboki. Nie zawsze największe i najpotężniejsze okazuje się najlepsze. Szybko - i to nawet podczas kampanii - okazuje się, że flota musi być przede wszystkim elastyczna, przystosowana zarówno do walki z małymi, szybkimi jednostkami, jak i potężnymi drednotami. Co jednak najważniejsze, możemy ją w dowolny sposób dostosować do naszych upodobań, taktyki i stylu gry.

Przy odrobinie wprawy można też zacząć różne szalone eksperymenty. Moja szybka flota złożona z nieposiadających żadnych dział, ale napakowanych po brzegi wyrzutniami min małych statków, dwukrotnie rozgromiła przeciwników. Podobnie, jak dwa idące w szyku, burta w burtę drednoty, uzbrojone w mieszane działa skierowane jedynie "na zewnątrz". Można tu spróbować dosłownie wszystkiego, choć oczywiście nie każdy eksperyment zakończy się sukcesem.

Co ważne, gra nam tego typu zabawy ułatwi, bowiem każdy wzór statku, czy skład floty możemy zawsze i bez żadnych ograniczeń zapisać. Dzięki temu nie musimy ustawiać wszystkiego za każdym razem od nowa, a jedynie - wykorzystując doświadczenia z kolejnych bitew - nanosić jedynie niezbędne poprawki.

Mechanika rozgrywki jest równie prosta, jak zasady. W swojej turze wyznaczamy kursy dla każdego z okrętów, włączamy generatory pól, rozstawiamy miny, możemy też wydać rozkaż ostrzału konkretnego celu poszczególnym bateriom. Na szczęście tego ostatniego nie musimy robić - pieczołowicie wyznaczając cele dla każdego z dział - za każdym razem. Podczas polowania na pojedynczy okręt, czy pościgu za niedobitkami możemy zdać się na zaimplementowany system ognia automatycznego, aktywowany zawsze po wejściu wroga w zasięg dział.

GramTV przedstawia:

Warto jednak zachować ostrożność, gdyż SI bardzo często potrafi strzelać do wroga przez burty naszych własnych jednostek. To zresztą chyba najbardziej niedopracowany i najbardziej denerwujący element dotyczący tego zagadnienia.

Po upływie wyznaczonego czasu (od 30 sekund w górę) automatycznie zwalniana jest blokada i następuje losow... Nasza flota wykonuje zadane rozkazy, to samo dzieje się (symultanicznie) z flotami naszych sprzymierzeńców i przeciwników. Przez dziesięć długich sekund możemy jedynie biernie obserwować rezultaty naszych działań. Mówiąc inaczej mamy tu połączenie systemu turowego z aktywną pauzą, doskonale zresztą sprawdzające się w zadanej konwencji.

Warto również pamiętać, że okręty, to nie czołgi i w miejscu się nie zatrzymają. Poszczególne klasy kadłubów różnią się oczywiście nie tylko wytrzymałością, ale również prędkością, zwrotnością przy "całej naprzód" oraz posiadają właściwą jednostkom pływającym bezwładność. Fizyka jest tu bezlitosna, podobnie jak mielizny.

Multiplayer - po otwarciu odpowiedniego okna - wydaje się być rozbudowany. To jednak pozory. W zasadzie mamy dwa tryby kooperacji (w systemie turowym po prostu nudne) i dwa rozgrywki versus. Oprócz tego możemy wybrać takie parametry, jak liczba graczy (2-4), czy domyślna wielkość floty. I mimo tego ubóstwa, dopiero tutaj, w starciach z żywymi graczami, Leviathan Warships pokazuje swoje możliwości.

Wbrew pozorom gra nie jest bowiem łatwa. Wypłynięcie na szerokie wody internetu wymaga doskonałego poznania reguł i zasad rozgrywki, dlatego polecam zapoznanie się z kampanią- samouczkiem. W innym przypadku nawet średnio ogarnięty gracz pośle naszych marynarzy na dno po kilkunastu turach. Uprzedzę jednak od razu o jednym - to zdecydowanie nie jest gra dla raptusów. Mimo symultaniczności tur rozgrywka jest dokładnie taka, jak kultowy już trailer Leviathan Warships - powolna i majestatyczna. I potrafi trwać. Przy dużych flotach, na niektórych mapach przygotujcie się na starcia dochodzące i do setki tur.

Jedynym i największym - a wspomnianym już mankamentem - jest... niezbyt duża liczba graczy. Oględnie to ujmując. Nie wiem, czy próg wejścia jest rzeczywiście zbyt wysoki, czy gra zbyt mozolna na dzisiejsza czasy, jednak są chwile, że znalezienie chętnych do zabawy graniczy niemal z cudem. A pamiętajmy, że serwery są wspólne dla wszystkich platform. Szkoda, bo grywalności tutaj naprawdę dużo.

Technicznie i wizualnie trudno się do czegoś przyczepić. Na pececie odpalimy Leviathan Warships w dowolnej praktycznie rozdzielczości, a prosta i przejrzysta oprawa graficzna jedynie ułatwia zabawę. Nie mam też powodów do narzekań na sterowanie, które przeniesione z ekranu dotykowego na myszkę i klawiaturę jest niemal równie intuicyjne. Jedyne, co może denerwować, to konieczność założenia nowego, osobnego konta, by mieć dostęp do serwerów gry.

Leviathan Warships całkiem nieźle zniosło przeniesienie na "duży" sprzęt. Mimo prostoty, gra jest relatywnie głęboka na poziomie mechaniki, a sama rozgrywka całkiem wymagająca. Szkoda jedynie, że w chwili obecnej tak niewiele osób ma ochotę to sprawdzić.

Kup Leviathan Warships w sklepie gram.pl

7,0
Flota gotowa, tylko admirałów niewielu
Plusy
  • prosty, ale głęboki system zarządzania flotą
  • prowokuje do eksperymentów
  • proste i wygodne sterowanie
  • wymagająca rozgrywka
Minusy
  • mało zróżnicowane tryby rozgrywki wieloosobowej
  • szwankująca SI
  • niewielu graczy na serwerach
Komentarze
2
Usunięty
Usunięty
20/06/2013 15:10

warto dodac, ze na podstawie genialnego trailera powstaje juz darmowe DLC, które doda smoothjazzowego komentatora starcia. Obecnie gra mimo wszystko trochę za droga, ale jak będzie kosztować te 15 zeta - czemu nie.

Veth
Gramowicz
20/06/2013 13:29

Bardzo podobne do Navy Field 2, lecz to takie bardziej animowane jest :)