Sport elektroniczny to taki młodszy, mniej poważany, infantylny kuzyn prawdziwego sportu. To jest powszechne mniemanie, oczywiście wśród tych, którzy w ogóle wiedzą, że jest coś takiego jak granie wyczynowe i zawodowe - bo większa część społeczeństwa w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy. Ale ci, którzy coś tam o takim sporcie słyszeli, nie traktują go jako równorzędnego z tradycyjnymi dyscyplinami. Szczerze mówiąc, jeszcze niedawno sam go tak traktowałem, uznając, że Polska czy nawet cała Europa, to jeszcze nie Korea, że jeszcze nie jesteśmy na tym etapie, że nie ma u nas bazy do rozwoju elektronicznych dyscyplin. Nie miałem racji, co udowodnił mi turniej Intel Extreme Masters w Katowicach. Jest baza. Tylko nikt jej nie wykorzystuje.
Rosjanie z Gambit Gaming są lubiani w Polsce. W ogóle wszędzie są lubiani, za to jak grali dawniej, gdy jeszcze ich zespół nazywał się po prostu Moscow 5. Ale to diabelnie nieprzewidywalna drużyna, która raz gra absolutnie genialnie, a raz potrafi wyłożyć się w głupi sposób. Są trochę jak reprezentacja Brazylii w świecie piłki nożnej - geniusze, ale indywidualiści, którzy nie zawsze ze sobą współpracują. I wydawało się, że tak będzie też na tym turnieju, że to jest właśnie jeden z tych słabszych. Wszyscy już czekali na pojedynek siostrzanych drużyn Azubu w finale - i mimo tego, że to ścisła światowa czołówka, to jednak odczuwało się niedosyt, że także tutaj wygrywa Korea, jak w StarCrafcie 2. Ale Rosjanie mieli inne plany. Przespali fazę grupową, jednak w półfinale zaczęli grać jak natchnieni. Ich pierwszy mecz z Azubu Frost był chyba najlepszym, najbardziej emocjonujących na całej imprezie - ciekawe taktyki, zwroty akcji, wyrównane wyniki, szalenie intensywne starcia w późniejszej fazie meczu. Niesamowite widowisko, krótko mówiąc. I Gambit wygrał po ciężkiej walce, w pięknym stylu. A potem wróciło stare Moscow 5, to które dawniej zachwycało nieszablonową, kreatywną, szalenie skuteczną grą. Drugi mecz z Azubu Frost to był szybki i bolesny pogrom zdeklasowanych graczy z Korei. Nikt się tego nie spodziewał. Już wcześniej hala zaczęła wariować, gdy okazało się, że jest nadzieja, że ktoś "od nas" może jednak wygrać. Ale nadal nie spodziewano się, że Gambit Gaming zdoła pokonać dwie drużyny Azubu jednego dnia. Tyle, że Rosjanie się tym nie przejęli i do finału podeszli z taką energią, że zmusili Azubu Blaze do poddania pierwszej rundy w mniej niż pół godziny. A drugą wygrali w jeszcze lepszym stylu, w meczu tak diabelnie dynamicznym, że prawie zapierającym dech w piersiach. Żebyście słyszeli, jak się wszyscy darli gdy wybuchał koreański nexus...
Bardzo się cieszyłem, że jadę na IEM Katowice, jako kibic i gracz w League of Legends. Pojechałem służbowo, ale w celach osobistych. Liczyłem, że zobaczę na żywo najlepszych graczy na świecie, że będę mógł przeżywać emocje z tłumem całkiem obcych, ale jednocześnie bardzo mi w danej chwili bliskich ludzi. Ale nie spodziewałem się tego, co tam zastałem. IEM Katowice uraczyło mnie fantastycznym występem Gambit Gaming i, przede wszystkim, udowodniło dobitnie, że to już ten czas, gdy sport elektroniczny wychodzi z cienia sportu zwykłego, także u nas, w Polsce. To ważny moment. Historyczny. Jak Euro z ubiegłego roku.
Wiem, to imprezy o całkiem innej skali. Ale i jedna i druga pokazały, że Polacy kochają pozytywne sportowe emocje. I że potrafią zorganizować duże wydarzenie bez większych wpadek. To nastraja mnie niesamowicie pozytywnie, podobnie jak perspektywa następnego turnieju Intel Extreme Masters w Polsce. A takowy mamy już obiecany, publicznie, przez najważniejszych organizatorów - z tego co słyszałem, byli zszokowani i zachwyceni frekwencją i żywiołowością polskich kibiców. A jak nie możemy być dobrzy w samym sporcie, to fajnie, że jesteśmy dobrzy w jego oglądaniu, nie? Poza tym, kto powiedział, że nie będziemy w przyszłości dobrzy także w graniu? No właśnie.
Zdj. ESL