FIFA Street - recenzja

Michał Mielcarek
2012/03/16 10:37
7
0

Nowe podejście do tematu piłki halowej i ulicznej. Tym razem za FIFA Street wzięli się mistrzowie od „dużej” FIFY, a oni w ostatnich latach nie zawodzili (przynajmniej na konsolach). Jak wyszedł im restart serii?

Nowe podejście do tematu piłki halowej i ulicznej. Tym razem za FIFA Street wzięli się mistrzowie od „dużej” FIFY, a oni w ostatnich latach nie zawodzili (przynajmniej na konsolach). Jak wyszedł im restart serii? FIFA Street - recenzja

Nowa FIFA wychodzi co roku, ukazują się też wersje okolicznościościowe, wydane z okazji na przykład Mistrzostw Świata. W 2012 mogło być ich wyjątkowo dużo, a to dlatego, że na pewno doczekamy się „trzynastki”, wyszła już FIFA Football na Vitę, spodziewaliśmy się też zapowiedzi gry przygotowanej z okazji, Mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie, ale o dziwo EA chyba sobie ją odpuszcza. A teraz mamy jeszcze FIFA Street. Tym razem jednak zmiany dostrzegą nawet laicy, dla których kolejne odsłony serii piłkarskiej z Kanady różnią się od siebie tylko składami drużyn. To zupełnie coś innego. Zamiast na boisku gramy w hali, czy na ulicy. Nie ma spalonych, żółtych i czerwonych kartek, zmian w trakcie gry i bezbramkowych remisów, a za to jest dużo strzelonych goli i są efektowne triki, którymi można, a nawet wypadałoby ośmieszyć przeciwnika.

Co nie oznacza, że FIFA Steet jest, pardon, casualowa. Za takie można było na siłę uważać poprzednie części serii. Bo jeśli tego nie wiecie, ukazały się już trzy części, ale były zupełnie innymi grami. Karykaturalni zawodnicy niestroniący od takich sztuczek, jak bieganie po ścianach, czy oddawanie superstrzałów, byli wizytówką serii. To się zmieniło wraz ze zmianą studia tworzącego grę. EA Canada na poważnie podchodzą do „sportówek” i spróbowali zrobić w miarę realistyczną grę między innymi o futsalu.

Jeśli chcemy szybko zagrać czy to przeciwko SI, czy innemu graczowi, albo z kumplami w drużynie, wtedy mamy do wyboru cztery rodzaje meczów. Pierwszy to mecz na hali, pięciu na pięciu z bramkarzami i bez fauli. Trzeba przyzwyczaić się, że piłka nie wychodzi na aut, tylko odbija od ścian. Zupełnie inaczej gra się w futsal, gdy sędzia przerywa grę po brutalnym wejściu jakiegoś zawodnika, albo kiedy piłka opuści boisko. Last Man Standing to z kolei przezabawna gierka, w której mierzą się zespoły czteroosobowe bez bramkarzy. Bramki są maleńkie, więc nawet do pustej ciężko trafić. A po trafieniu zdobywca gola... opuszcza boisko! Wygrywa ta ekipa, która pierwsza zejdzie. W osłabieniu trudniej grać, więc warto zastanowić się, czy lepiej szybko strzelić dwa gole, a później kontrować, czy może lepiej iść na wymianę cios za cios. Ważne jest też, by nie stracić szybko najlepszego gracza. Pomysł prosty, ale jakże genialny. I tak, nazywa się to Last Man Standing – po angielsku, niestety, bo FIFA Street nie doczekała się polskiej wersji językowej. Rozumiem, że to próba i badamy rynek, czy w ogóle ktoś to kupi. Jednak miło byłoby, żeby to po prostu był standard dla wszystkich gier, że ukazują się równiez po polsku, niezależnie, czy to hit na miarę Call of Duty, czy coś zupełnie nowego.

Ostatni tryb to Panna. Taką nazwę nosi „trik” polegający na przepuszczeniu piłki między nogami przeciwnika. Gra się dwóch na dwóch, oczywiście bez bramkarzy, ale nie chodzi o strzelanie goli, tylko efektowne mijanie przeciwników, co nabija licznik. A gdy już uznamy, że jest wystarczająco dużo punktów w puli, wtedy trzeba jeszcze zdobyć bramkę, by gra je zapisała na naszym koncie. Znów, prosty pomysł. Ot, zwykła zabawa w ryzyko – czy zrobić jeden trik i strzelić, by zdobyć dwa albo trzy punkty, czy może powiększyć pulę do 20 punktów i dopiero wtedy strzelić, ryzykując, że stracimy wszystko, gdy przeciwnik zdobędzie bramkę. Wciąga jak bagno.

Dużo więcej nie potrzeba na posiadówkę z kumplami. Ale FIFA Street nie jest grą wyłącznie imprezową. Tryb World Tour zapewnia długie godziny rozgrywki zarówno dla samotnego gracza, jak i miłośników grania w kilka osób. Wybieramy, w jakim kraju chcemy grać i tam rozwijamy drużynę od zbieraniny kumpli aż do ekipy zdolnej rywalizować na poziomie krajowym i międzynarodowym. Każde zawody, pojedyncze spotkania, czy całe turnieje można rozegrać na trzech poziomach trudności, więc dużo czasu minie zanim uda się wycisnąć wszystkie soki z gry. Żeby nie było zbyt nudno, zawody różnią się zasadami, przy czym do wcześniej wymionej czwórki dochodzi też halówka sześciu na sześciu, czy na przykład mecze na boiskach, gdzie z jednej strony brakuje siatki i piłka może wylecieć. Dzięki temu trudno narzekać na nudę. I dobrze, bo jednak trochę czasu minie zanim przyjdzie zobaczyć w akcji największe gwiazdy futbolu.

Na początku gra się przeciwko jakimś nikomu nic niemówiącym drużynom. Później dopiero pojawiają się takie firmy jak choćby Betis, ale do Realu i Barcelony droga daleka. Jeśli nie możecie doczekać się, by sprawdzić co potrafią najlepsi, odpalcie szybki mecz. Do wyboru jest sporo znanych drużyn, jak wyżej wymienione, czy choćby Arsenal, Napoli, Borussia Dortmund z polskim trio w składzie. Do gry trafiły zespoły z czołowych lig, więc o polskiej zapomnijcie. A wśród drużyn bonusowych znalazły się ekipy z gwiazdami futsalu. Miło, że ktoś o nich pamiętał. W końcu to gra o sporcie, w którym to oni rządzą, a nie Messi. Ale wiadomo dlaczego to właśnie piłkarz Barcelony wylądował na okładce – trudno mieć o to do kogokolwiek pretensje.

World Tour nie miałoby sensu, gdyby nie możliwość stworzenia własnego piłkarza, a następnie założenia drużyny, nadania jej nazwy, wyboru emblematu i zebrania składu. Na samym początku zawodnicy są przeokrutnie cieńcy i nie znają prawie żadnych sztuczek. Dopiero awansując na wyższe poziomy doświadczenia, dostajemy możliwość zakupu nowych trików. Zakupu, na szczęście nie prawdziwymi pieniędzmi (przy dzisiejszych praktykach z DLC, to kto wie, co komu do głowy strzeli), a punktami przyznawanymi za levelowanie. Tyle że tymi samymi punktami „płaci się” za rozwój konkretnych atrybutów piłkarza. A zatem trzeba wybierać, czy wolimy nauczyć się rulety, rabony, strzału z przewrotki, czy może zainwestować w umiejętności defensywne zawodnika.

GramTV przedstawia:

Samo zarządzanie drużyną mogło być lepiej wykonane. Gra dość długo doczytuje dane, co zniechęciło mnie do polepszania statystyk moich piłkarzy po każdym meczu. Wolałem odczekać aż zbiorą więcej punktów i za jednym zamachem dokonać zmian. Brakuje też opcji dla leniuszków, którzy chcieliby, żeby gra zamiast nich automatycznie rozdysponowała punkty. Nie można po prostu ustawić, że chcemy, żeby jakiś gracz rozwijał się jako bramkarz, czy jako napastnik. Mnie osobiście to nie przeszkadza, ale to coś, o czym twórcy gry powinni pomyśleć, jeśli zamierzają robić kolejne części.

Fani FIFY na pewno zastanawiają się, czy jest sens kupować Street. To jednak zupełnie inna gra, trzeba nauczyć się grać na mniejszej przestrzeni. Jasne, da się wjechać do bramki rywala wymieniając dużo podań i w ten sposób rozklepując jego obronę. Jest też opcja posłania górnej piłki albo prostopadłego podania. Tyle że grając w ten sposób nie da się ograć najlepszych drużyn, ani tym bardziej wygrać meczy, w których liczy się, by robić triki, a nie tylko strzelać gole. Inna sprawa, że trzeba pamiętać, który zawodnik jaką sztuczkę potrafi wykonać, co w ferworze walki bywa sporym utrudnieniem. Można łatwo przez to stracić piłkę, próbując wykonać ruch, którego piłkarz nie zna. Fajne natomiast jest przytrzymywanie piłki i operowanie nią stojąc w miejscu. Przeciwnik musi dobrze wyczuć moment, kiedy wystawić nogę, a jeśli się pomyli można łatwo założyć mu siatkę i go minąć. Nie trzeba być „magikiem” jak Ronaldo, by zostawić rywala za plecami. Niektórzy piłkarze mają to opanowane do perfekcji i okrutnie trudno zabrać im szmaciankę. Gorzej, gdy gramy akurat w futsal. Sędzia ma tendecję do odgwizdywania naszych nawet najmniejszych przewinień, a rywale rzekomo grają czysto. To chyba ogólnie problem balansu poziomu trudności. Niektóre mecze tak się układają, że nic nie wchodzi, napastnicy walą po słupkach jak najęci, obrona jest dziurawa, a bramkarz jak na złość wszystko wpuszcza. W innych jesteśmy nie do pobicia.

Jeśli EA Canada chcą iść drogą, którą podążają z „dużą” FIFĄ i dostarczać kolejne części co roku, już mogą zabrać się do naprawiania błędów tej edycji Street. Nie zliczę ile razy bramkarz ociągał się z interwencją i puszczał piłki przelatujące tuż obok niego. No ale dobrze, powiedzmy, że takie było założenie, żeby padało dużo goli. Szkoda, że partnerzy z drużyny tego nie ułatwiają pokazując się na wolnym polu. Czekają nie wiadomo na co za plecami rywala, zamiast wyjść na pozycję. Ba, w ogóle im się nie chce wychodzić do kontry i zostają z tyłu, choć mogliby pomóc robiąc przewagę. Nierealistyczne wywrotki przy zderzeniach są efektem działania nowego silnika fizycznego zaimplementowanego w FIFA 12. Impact Engine jeszcze musi zostać dopracowany, żeby działał tak, jak życzyliby sobie tego twórcy gry. Rwałem włosy z głowy, gdy traciłem bramkę z dobitki, bo mój obrońca zamiast wybić, potykał się o bramkarza, który popisał się rozpaczliwą interwencją. W ogóle zawodnicy strasznie wolno zbierają się, by ruszyć do bezpańskiej piłki. Zanim wystartują, dopada do niej przeciwnik. A czasmi może i by wystartowali, ale gra uparcie zmienia zawodnika, którego kontrolujemy na innego.

Do listy poprawek dorzuciłbym też okrzyki zawodników. Najlepiej by było, gdyby w ogóle się nie odzywali. Ciągle coś do siebie wołają, przekrzykują się, a może to jakiś niewidzialny trener do nich gada? Zabawne przez minutę, szybko staje się to irytujące. Tak samo, jak wkurzający jest brak choćby maleńkiego radaru przy grach na większych boiskach. Skąd wiedzieć, gdzie wybić piłkę bramkarzem, skoro czasami kamera nie pokazuje żadnego z zawodników z pola? Granie na ślepo raczej nie jest zabawne.

Niestety, nie miałem możliwości sprawdzić rozgrywek sieciowych („zalety” wersji recenzenckiej gry). Cieszy zapowiadana powtórka z FIFA 12, czyli możliwość rozgrywania sezonów w ligach i możliwość awansowania, jeśli dobrze nam idzie. Martwi natomiast brak opcji rozegrania meczów na zasadach Panny czy Last Man Standing. Skoro triki są tak istotne, czemu nie dać graczom pobawić się w ten sposób? Może to tylko czarnowidztwo, ale spodziewam się, że sporo osób będzie grało w Street jak w zwykłą FIFĘ, próbując najprostszymi środkami wepchnąć piłkę do bramki. A nie o to tutaj chodzi i chciałbym pograć w sieci inaczej niż jak w „dwunastkę”.

Czy restart serii można zaliczyć do udanych? Raczej tak. Nie da się ukryć, że World Tour wciąga na długie godziny i ani myśli puścić. EA Canada nie uniknęli błędow w rozgrywce, ale jak na pierwsze podejście do tematu wyszło im bardzo dobrze. Oczywiście, FIFY 12 Street raczej nie zastąpi, ale jeśli szukacie odmiany albo czegoś bardziej przystępnego na posiadówkę ze znajomymi, to jest to gra dla Was.

7,0
O Ekstraklasie na razie może pomarzyć
Plusy
  • Tryby rozgrywki zapewniają dużą różnorodność zabawy
  • Tryb World Tour na długie godziny
  • Sterowanie dające dużą kontrolę nad piłką
Minusy
  • Częste błędy SI
  • Niedopracowana kolizja obiektów
  • Irytujące okrzyki piłkarzy
  • Balans poziomu trudności
  • Brak polskiej wersji językowej
Komentarze
7
Usunięty
Usunięty
26/03/2012 20:26
Dnia 18.03.2012 o 20:21, Jacor32 napisał:

mnie tam się podobały okrzyki komentatora po strzelonej bramce w demku na arenie w Amsterdamie, to brzmiało coś jak

Spoiler

Duuuupaa! dupaaaaaa!

:D

Hehehe. Zabawny motyw.

Usunięty
Usunięty
22/03/2012 01:45

Sam gram głównie w world tour i mam ochotę rzucać padem w monitor. Komputer oszukuje niemiłosiernie i stawia przeciw nam graczy mających z 10lvli więcej.Mój bramkarz z max def i gk puszcza szmaty z polowy boiska podczas gdy przeciwnik broni dobitki jak strzały dziecka nawet gdy musi przy tym podnosić się co strzał :/ Pomijam już, że ludek z max speedem jest przeganiany przez kompa ;DNajbardziej ejdnak boi Ai drużyny - a raczej jego brak. Gwarantowane blokowanie się nawzajem, gapienie jak idiota w piłkę gdy przeciwnik radośnie do niej biegnie itd itp.Gra dobra ALE najlepiej grać w żywym graczem siedzącym obok ;)

Usunięty
Usunięty
18/03/2012 20:21

mnie tam się podobały okrzyki komentatora po strzelonej bramce w demku na arenie w Amsterdamie, to brzmiało coś jak

Spoiler

Duuuupaa! dupaaaaaa!

:D




Trwa Wczytywanie