Ratchet & Clank: 4 za Jednego - recenzja

Łukasz Berliński
2011/10/23 21:15
5
0

Ratchet i Clank – dwójka sympatycznych bohaterów, będących jedną z ikon poprzedniej generacji PlayStation, powraca po raz kolejny w najnowszej odsłonie zatytułowanej Ratchet & Clank: 4 za Jednego. Nie wiem jak długo jeszcze Insomniac Games zamierza karmić nas nowymi przygodami Lombaxa i małego robota, ale jeśli w dalszym ciągu chce eksploatować ten temat musi poważnie zastanowić się nad przyszłością serii, bowiem 4 za Jednego jest „daniem” ciężkostrawnym.

Ratchet i Clank – dwójka sympatycznych bohaterów, będących jedną z ikon poprzedniej generacji PlayStation, powraca po raz kolejny w najnowszej odsłonie zatytułowanej Ratchet & Clank: 4 za Jednego. Nie wiem jak długo jeszcze Insomniac Games zamierza karmić nas nowymi przygodami Lombaxa i małego robota, ale jeśli w dalszym ciągu chce eksploatować ten temat musi poważnie zastanowić się nad przyszłością serii, bowiem 4 za Jednego jest „daniem” ciężkostrawnym.Ratchet & Clank: 4 za Jednego - recenzja

To już dziesiąta (jeśli mnie pamięć nie myli) odsłona popularnej serii, która lata świetności ma już dawno za sobą. Co prawda wydane już na PS3 Tools of Destruction czy ostatnie A Crack in Time nie były złymi grami, ba, prezentowały bardzo przyzwoity poziom, ale z każdą kolejną odsłoną odnosiłem wrażenie, że wszystko jest robione na siłę i twórcy za wszelką cenę chcą jeszcze coś wycisnąć z wykreowanego przez siebie uniwersum.

4 za Jednego próbuje nieco odejść od tradycyjnej koncepcji gier z serii Ratchet & Clank stawiając wszystko na kooperację, w której może uczestniczyć do czterech graczy przy jednej konsoli. Poza dwójką tytułowych bohaterów gracz może pokierować kapitanem Qwarkiem oraz głównym złym z poprzedniej części, doktorem Nefariousem. Tym razem Ratchet wraz Clankiem muszą stawić czoła kolejnemu wybrykowi Nefariousa, który wymyka mu się spod kontroli. Tajemnicza istota zwana Kolekcjonerem Stworów miała pozwolić złemu doktorowi opanować świat, ale pech chce, że zaczyna żyć własnym życiem i porywa całą czwórkę na planetę Magnus, na której nasi bohaterowie po raz kolejny muszą uratować świat przed złem wcielonym.

Jeśli jednak ktoś liczy na ciekawe wątki i zwroty akcji srogo się zawiedzie. Historia zaprezentowana w grze stanowi zaledwie słabe tło do eliminowania kolejnych groźnych robotów i przeskakiwania z platformy na platformę. Co prawda świetnie zrealizowane przerywniki filmowe (czego nie można powiedzieć o oprawie wizualnej samej gry...) wypełnione są solidną porcją dobrego humoru, opowiadają też o przyjaźni i wzajemnym pomaganiu sobie w trudnych sytuacjach, ale wszystko to jest grubymi nićmi szyte.

Całość ratuje polski dubbing, jeden z najlepszych, jakie powstały w grach wideo. Wojciech Malajkat użyczający swego głosu Ratchetowi, Mirosław Wieprzewski wcielający się w doktora Nefariousa czy Robert Tondera rewelacyjnie podkładający głos kapitanowi Qwarkowi stanęli na wysokości zadania i słucha się ich z przyjemnością. Na tle tej trójki nieco słabiej wypada jedynie Jerzy Kryszak, którego warsztatowi nie sposób nic zarzucić, jednak jego głos niezbyt pasuje do postaci Clanka.

Paradoksalnie główny tryb kooperacji, zarówno w trybie sieciowym jak i ze znajomymi na jednej kanapie, wypada słabiej od gry dla jednej osoby. Wszystko przez konstrukcję poziomów oraz samego mechanizmu rozgrywki. Wystarczy, że w naszym gronie znajdzie się jedna osoba, która słabiej radzi sobie z padem i cała radość ze wspólnej zabawy pryska. Nie da się takiej osoby „przepchnąć” dalej, bez jej aktywnego uczestnictwa cała drużyna stanie w miejscu.

Nie pomaga w tym także statyczna kamera, która słabo radzi sobie z sytuacjami, gdzie każdy z graczy zaczyna podążać w inną stronę. Nie wspominając już o chaosie, jaki panuje przy starciach z większą ilością przeciwników. Natężenie efektów świetlnych jest tak silne, że można dostać oczopląsu, a w ferworze walki ktoś kto gra malutkim Clankiem częstokroć nawet nie jest w stanie dostrzec swojej postaci na ekranie.

GramTV przedstawia:

Teoretycznie lepiej sytuacja prezentuje się gdy postanawiamy przejść grę w pojedynkę. Zazwyczaj wtedy naszym partnerem sterowanym przez konsolę jest właśnie ten mały robocik, który w większości sytuacji potrafi od razu się odnaleźć i podjąć stosowne działania, ale zbyt często zdarza mu się nie grzeszyć sztuczną inteligencją i pakuje się wprost pod ogień wroga, spada z krawędzi czy stoi w miejscu zamiast pociągnąć za odpowiednią dźwignię.

W Ratchet & Clank: 4 za Jednego pojawia się wiele elementów znanych z poprzednich odsłon. Do dyspozycji otrzymaliśmy spory arsenał zawierający klasyczne dla serii giwery, jak i nowe bronie, które lepiej lub gorzej sprawdzają się w praktyce. Podejrzewam, że w podstawowym ekwipunku sporej grupy graczy znajdzie się Wrogoumilacz, który zmienia złe roboty w niegroźne świnie. Każdą broń można tutaj trzykrotnie rozwinąć zwiększając jej amunicję czy siłę rażenia, ale na dobrą sprawę większość z nich jest bezużyteczna. Szczególnie frustrujące są momenty, kiedy kończy nam się amunicja w najczęściej używanych przez nas gnatach i zostajemy z bronią krótkodystansową, która nijak sobie radzi z latającymi oponentami.

Nie zachwyca również design poziomów. Pomimo kilku różnych środowisk w jakich przyjdzie nam przebywać, warstwa graficzna w zasadzie niczym nie różni się od tej z wydanego w 2007 roku Tools of Destruction. Konstrukcja każdej planszy jest bardzo do siebie podobna, zapomnijcie o większej, nieograniczonej przestrzeni do zabawy. Dość niejednoznacznie zastosowano również system checkpointów i zapisu gry. Tych pierwszych jest sporo i na początku wydaje się, że służą również zapisowi naszych postępów. Okazuje się jednak, że po ponownym uruchomieniu gry trafiamy na początek sekcji, w której ostatnio przedstawiono nam aktualne postępy w grze. Co to oznacza? Że nie będąc poinformowanymi o warunkach zapisu musiałem ponownie przechodzić 20-minutowy fragment...

Największym problemem Ratchet & Clank: 4 za Jednego jest odpowiedź na pytanie, do kogo ta gra jest kierowana. Dla doświadczonych graczy, nawet tych najmłodszych, okaże się zbyt prosta i dość krótka – całość udało mi się ukończyć w około osiem i pół godziny. Rozgrywka, poza kilkoma wyjątkami, w których sterujemy plecakiem rakietowym czy płyniemy łodzią, polega na zbieraniu śrubek będących walutą w grze, wspólnym pokonywaniem terenowych przeszkód oraz walce z kolejnymi falami przeciwników. Ten ostatni aspekt wygląda bardziej jak wyjęty z arcade’owych archaicznych celowniczków niż zręcznościowej platformówki. Przez całą grę może ze trzy razy musiałem namierzyć cel, przez pozostały czas wystarczyło pędzić przed siebie z wciśniętym przyciskiem spustu.

To, co jednak szybko znuży tych, którzy grali w poprzednie odsłony serii Ratchet & Clank, przytłoczy nadmiarem elementów na ekranie wszystkich, dla których pad od konsoli nie jest naturalnym przedłużeniem ich dłoni. To nie jest imprezowa gra, do której można wskoczyć ot tak, bez żadnego wcześniejszego przygotowania. Ratchet & Clank: 4 za Jednego jest grą bardzo przeciętną, którą trudno komukolwiek polecić bez cienia wątpliwości. Zarówno dla młodszych, jak i starszych graczy istnieje bowiem sporo innych tytułów, przy których wspólnie będą się świetnie bawić.

  • Zamów grę Ratchet & Clank: 4 za Jednego w sklepie gram.pl

5,0
Ratchet i Clank tym razem nie zawojują serc graczy
Plusy
  • przerywniki filmowe
  • dubbing
  • humor
Minusy
  • konstrukcja poziomów
  • słaba kooperacja
  • powtarzalność zadań
  • liczne drobne bugi w mechanice gry
  • dla większości będzie za prosta, dla reszty zbyt trudna do szybkiego opanowania
Komentarze
5
Bodzio-Gracz
Gramowicz
09/12/2011 23:55

Miałem okazję testować demo tej gry i mogę stwierdzić, że gra jest dobra.

TobiAlex
Gramowicz
24/10/2011 00:32

Mejste ano ma to, że wiatrak czasem może się spierniczyć a piernik się nie zwiatraczy...

ww3pl
Gramowicz
23/10/2011 21:39
Dnia 23.10.2011 o 21:31, Mejste napisał:

Co ma piernik do wiatraka?

To taki żarcik-kosmonaucik, że BF3 nawalonego jest wszędzie tyle, że brakuje go... tam gdzie go nie ma.




Trwa Wczytywanie