E.Y.E.: Divine Cybermancy - recenzja

Patryk Purczyński
2011/09/02 18:00

To niesamowite, jak rozbudowaną grę jest w stanie stworzyć 12-osobowe studio. Choć E.Y.E.: Divine Cybermancy jest bardzo ciężkim tytułem, wiele zastosowanych w nim rozwiązań budzi podziw.

To niesamowite, jak rozbudowaną grę jest w stanie stworzyć 12-osobowe studio. Choć E.Y.E.: Divine Cybermancy jest bardzo ciężkim tytułem, wiele zastosowanych w nim rozwiązań budzi podziw. E.Y.E.: Divine Cybermancy - recenzja

W świecie E.Y.E. trwa konflikt, a my wcielamy się w przedstawiciela jednej z walczących stron - frakcji Culter. To jedna z nielicznych jasnych informacji przekazanych przez twórców gry. Uniwersum charakteryzuje się metalicznym chłodem, nie jest zbyt przyjazne dla nowo przybyłych - w tym także dla graczy. Żyje swoim chaotycznym życiem, zbrukanym krwawym konfliktem. Uczucie hermetyczności rzeczywistości potęgowane jest przez język, jakim posługują się postacie i nazwy, które ciężko przeczytać, a co dopiero sobie przyswoić - wroga siła to w oryginale "Metastreumonic Force", "Brouzouf" to ichnia waluta, a nasz bohater pracuje dla społeczności mnichów zwanej "Secreta Secretorum".

Francuska ekipa Streum On Studio przygotowała całkiem bogate podłoże faktograficzne dla świata przedstawionego. Niuanse możemy poznać dzięki rozmowie z naszymi sprzymierzeńcami, czy wizycie w archiwum. Problem w tym, że wszystko zostało zapisane małą, nieczytelną czcionką, dlatego zarówno zagłębianie się w arkana uniwersum, jak i zwykła rozmowa szybko męczą nasz wzrok. To, z pozoru nieistotne niedopatrzenie, w znaczącym stopniu zniechęca do bliższego poznania rzeczywistości, w jakiej przyszło nam się obracać. Same dialogi też niestety poziomu nie trzymają. Niekiedy twórcy silą się na żarty czy cięte riposty (akcent pada tu na "silą się"), a poważne wypowiedzi często przedstawiają się karykaturalnie.

Jest to rzecz warta wzmianki, ponieważ dialogi odgrywają niemałą rolę w E.Y.E.: Divine Cybermancy. W grze bez trudu wskazać można zresztą dużo więcej aspektów, które czynią z niej dużo więcej, aniżeli tylko kolejną strzelanię pierwszoosobową osadzoną w wyimaginowanym w czyjejś chorej głowie futurystycznym świecie. Tak, produkcja Streum On Studio stawia przede wszystkim na akcję, ale oferuje przy tym znacznie, znacznie więcej. Dość powiedzieć, że rozgrywkę rozpoczynamy od stworzenia swojej postaci i rozdysponowania punktów między poszczególne cechy, co jest pierwszym wyraźnym zapożyczeniem z gatunku RPG. Po chwili okazuje się też, że możemy zapomnieć o noszeniu dziesiątek sztuk broni. Miejsce na nią jest ściśle określone na specjalnie stworzonym po temu ekranie. Twórcy od niemal samego początku postanowili dać nam dostęp do szerokiego wachlarza broni, co daje spore pole manewru w wyborze stylu rozgrywki.

Sam fakt, że prawie od razu możemy wybierać między automatami, shotgunami, snajperkami i czego tam dusza jeszcze zapragnie (no dobra, Panzerfausta może nie ma, ale i tak wybór nie jest wąski), wypada jednak blado, biorąc pod uwagę szereg innych elementów. Oprócz kilku cech, które możemy rozwijać wraz ze zdobywanym doświadczeniem, są jeszcze specjalne zdolności, moce psychiczne i ulepszenia cybernetyczne! Deus Ex jak żywy kłania się nisko. Nasi sprzymierzeńcy weszli w posiadanie zaawansowanych technologii, które pozwalają aplikować rozmaite usprawnienia. Oczywiście nie wszystko od razu - i nie wszystko w ogóle.

W trakcie jednego przechodzenia gry możemy wybrać tylko jedną ścieżkę rozwoju, pozostawiając pewne umiejętności czy usprawnienia w gorszej dyspozycji. To zachęca do przejścia E.Y.E.: Divine Cybermancy kilkakrotnie. A to z kolei wydłuża czas rozgrywki - kampanię da się przejść za jednym razem w znacznie mniej niż 10 godzin, mi zajęło to około osiem obrotów dużej wskazówki na tarczy zegara. Już sam dobór misji określa, w jaki sposób chcemy poradzić sobie z wrogiem. Podczas odprawy omawiamy z mentorem szczegóły zadania. Możemy się np. zdecydować na przekupienie wysoko postawionego osobnika w obozie wroga, zhakowanie systemu przeciwnika... lub załatwienie sprawy w starym, dobrym stylu, czyli poprzez wyrżnięcie wszystkiego, co się rusza.

Przed akcją wybieramy giwery, ale nie jest to nasz jedyny sprzymierzeniec podczas walki. Jeśli decydujemy się np. na rozwój mocy psychicznych, możemy z łatwością oszukać wroga iluzją i innymi zagrywkami, które nie mają zbyt wiele wspólnego z koniecznością szybkiego i celnego strzelania. Opcji jest naprawdę wiele. Problem w tym, że niektóre z nich naprawdę ciężko opanować, nawet mimo zaimplementowania rozbudowanego samouczka. Dla topornych są i prostsze rozwiązania - skuteczniejsze celowanie, zwiększenie szybkości, wytrzymałości, et cetera. Podczas, a w zasadzie tuż przed rozpoczęciem wymiany ognia, ujawniają się pierwsze (i niestety nie ostatnie) niedociągnięcia techniczne. Nawet trzymając w dłoniach karabin maszynowy, bardzo łatwo jest z dużej odległości poczęstować niczego niespodziewającego się przeciwnika soczystym headshotem. Wróg osuwa się na ziemię, a my obieramy za cel kolejnego nieszczęśnika - i znów strzał w dziesiątkę (czyt. prosto w czachę).

GramTV przedstawia:

Ale nie tylko my jedziemy na niedozwolonych w tym sporcie wspomagaczach. Częstokroć, przemykając gdzieś w ciemnych zakamarkach uliczek, zostajemy niespodziewanie zauważeni przez całą bandę wrażych postaci, choć teoretycznie powinno być to niemożliwe - no chyba, że członkowie tejże wrażej bandy mieliby zamontowane do gałek ocznych specjalne wizjery na podczerwień. Sztuczna inteligencja jest zresztą słabiutka również na drugim froncie - czyli skuteczności działania przeciwnika. Nierzadko zdarza się bowiem, że uzbrojony po zęby żołnierz, miast kryć się i próbować zlikwidować nas zza osłony, biegnie prosto na nas, wystawiając się na pewną śmierć. W przebrnięciu przez zasieki wroga pomaga nam też struktura gry - gdy zostaniemy pozbawieni wszystkich punktów życia, zapadamy w śpiączkę i po kilku sekundach oczekiwania odradzamy się z pełnym paskiem zdrowia. Ładować go możemy również poprzez rzucanie specjalnego znaku na pozostałości po przeciwniku - amunicję lub broń.

Pomiędzy zleceniami na misje poruszamy się po świątyni, będącej swoistym centrum dowodzenia. Tam też możemy otrzymać zadania dodatkowe. Twórcom niestety nie udało się zaprojektować zbyt interesujących wyzwań. Sama opowieść również nie wciąga, a nawet nuży. Strona fabularna raczej odtrąca od kontynuowania rozgrywki. To samo można powiedzieć o licznych niedociągnięciach technicznych. Wrogom zdarza się wystrzelić niczym z katapulty po otrzymaniu kulki. Zaczynając jedną misję od początku łatwo nabić poziom - zwiększa się on za każdym razem, gdy np. porozmawiamy z mentorem. To tylko przykładowe wpadki Streum On Studio. Da się je jednak przetrawić, zwłaszcza, że ambitna, wieloaspektowa struktura gry zachęca do dalszego obcowania z E.Y.E.: Divine Cybermancy.

Produkcja niezależnego francuskiego studia oparta jest na silniku Source. Fajerwerków graficznych nie należy się zatem spodziewać. Ba, warstwa wizualna jest nieco toporna - zupełnie jak sama gra. Z nutką sarkazmu można zatem stwierdzić, że obie rzeczy doskonale ze sobą współgrają. Drętwe, pozbawione życia animacje nieco irytują, lokacje nie są przyozdobione w zbyt wiele szczegółów, a w dodatku barwy są smutne i mulące. Na drugim biegunie znajdują się za to same projekty lokacji - przez większość czasu poruszamy się po dużych terenach, sprawiających iluzję, jakbyśmy hasali po kompletnym, małym miasteczku, z budynkami, kanałami, uliczkami i zaułkami. Sumując - detale na minus, struktura na plus.

E.Y.E.: Divine Cybermancy z pewnością pozostaje w cieniu (ponoć) ocierającego się o doskonałość Deus Ex: Bunt Ludzkości. Mogłoby się wydawać, że tak małe, niezależne studio nie poradzi sobie z tak ambitnym projektem - i może rzeczywiście w niektórych aspektach produkcja Streum On Studio nie daje rady. Tym niemniej gra urzeka pod wieloma względami, a trudny do przetrawienia z początku świat z czasem również staje się jej atutem. Ot, choćby taki system hakowania. W większości gier wystarczy wcisnąć jeden przycisk i gotowe - ale nie tutaj. Mamy do wyboru kilka akcji, wszystko odbywa się nad wyraz dynamicznie, a my musimy zważać na własne statystyki, gdyż łatwo zostać zainfekowanym, a jednocześnie próbować złamać wrogą zaporę. Minigra jest jednocześnie nieprzystępna i, jak na minigrę, niezwykle skomplikowana. I to doskonale określa też, jak wygląda cała gra. Te dwa przymioty doskonale ją charakteryzują. Jeśli jednak da się jej szansę, można, a wręcz trzeba docenić jej wyjątkowość. Tylko nie każdemu wystarczy cierpliwości.

6,5
Ambitna i złożona, ale nieco nudna i niedopracowana
Plusy
  • wyjątkowa
  • ambitna
  • złożona
Minusy
  • nieprzystępna
  • nieco nudna
  • nieczytelne linie dialogowe
  • wiele pomniejszych błędów
Komentarze
12
Usunięty
Usunięty
13/07/2012 21:49

Fajnie byłoby przeczytać recenzję tej gry po zmianach. Czytałem krótką notkę prasową, że sporo rzeczy podrasowano. Zastanawiam się nad kupnem słuchając soundtracka z ich strony i czuć ten klimat.Jestem fanatycznym wyznawcą oryginalnego Deus Ex'a więc chyba kupię.

Usunięty
Usunięty
13/07/2012 21:49

Fajnie byłoby przeczytać recenzję tej gry po zmianach. Czytałem krótką notkę prasową, że sporo rzeczy podrasowano. Zastanawiam się nad kupnem słuchając soundtracka z ich strony i czuć ten klimat.Jestem fanatycznym wyznawcą oryginalnego Deus Ex'a więc chyba kupię.

Usunięty
Usunięty
03/09/2011 13:01

Wczoraj zacząłem grać w E.Y.E. i muszę przyznać że gra jest bardzo ciekawa, rzeczywiście dość hermetyczna, sporo jest niejasności i mimo masy tutoriali to i tak trzeba samemu dojść do tego co, jak i czemu działa tak a nie inaczej i w jaki sposób osiągnąć swoje cele. Gra cierpi z powodu albo nędznego tłumaczenia albo po prostu kiepskiego, niezredagowanego tekstu zaś jak wspomniano w recenzji - niektóre dialogi są po prostu dziwne. Nie mniej E.Y.E. ma naprawdę mocny, mroczny i gęsty klimat i świetną atmosferę którą potęguje tylko soundtrack. Cały ten mistyczno-technologiczny świat jest na prawdę interesujący ale czasami można odnieść wrażenie że autorzy chcieli pokazać zbyt dużo i gracz czuje się zagubiony i właściwie nie wie co ma robić i jaki jest cel tego wszystkiego. Bo z kim mam walczyć? Ja kontra mój Mentor? Ja Culter przeciwko Jiang? Czy może przeciwko Federacji? Albo może moim głównym wrogiem jest Siła Metastreumoniczna? Czy może jeszcze ludzkość i Orus kontra kolejna obca rasa? Za dużo mocnych pomysłów i nie wiadomo przez to tak naprawdę o co chodzi. Przynajmniej na początku gry.




Trwa Wczytywanie