Aby dopełnić obrazu, należałoby teraz sypnąć odpowiednimi liczbami. I tak też się stanie. Otóż w rzeczonym badaniu wzięły udział 2.502 przedstawicielki płci pięknej, z których aż 49% zadeklarowało, że gra aktualnie w gry online. Co ciekawe, w przypadku mężczyzn było to odpowiednio 50%, co dobitnie świadczy o zacieraniu się różnic w wydawałoby się zdominowanej zawsze przez facetów dziedzinie tego typu zabaw. Nieco przewrotnie przytoczony na wstępie obrazek gracza-nerda jakoś przestaje tutaj pasować, prawda?
Najlepsze jednak będzie dopiero teraz. Zapytane o to, co sprawia im największa przyjemność, panie odpowiedziały, że... właśnie granie online. Aż 84% z tej grupy wskazało właśnie na gry, jako źródło największej przyjemności. Tylko 70% zadeklarowało, że jest to seks, który przebiły nawet tak przyziemne sprawy jak zakupy (71%), czy kąpiel (75%). Co więcej, 17% z nich zadeklarowało, że regularnie grywa w łóżku. To oczywiście naprowadza nas na pewien trop, ale o tym za chwilę.
Pomijając już metodę badawczą, wielkość próbki i inne istotne przy takich badaniach szczegóły, wyniki faktycznie mogą być nieco niepokojące. Szczególnie dla tych spośród nas, którzy przyjemności cielesne z płcią przeciwną przedkładają nad najlepszą nawet grę. Wyobraźcie sobie bowiem sytuację, w której chcąc po męczącym i znojnym dniu zrelaksować się w ramionach ukochanej, usłyszycie nagle, że dziś nic z tego nie będzie, bo nasza laska musi wbić kolejny level, a poza tym ma za godzinę ustawkę z wrogą gildią. Słabo, prawda?
Poza tym, prawdziwie hardkorowi gracze mogliby poczuć się nieco dziwnie, mając świadomość, że raczej rzadko kojarzone z sieciowymi rozgrywkami kobiety zaczynają im deptać po piętach. Jak widać, specjalnie tworzone parytety w grach są zupełnie niepotrzebne.
Wciąż jednak, kiedy patrzyłem na wyniki wspomnianego badania, nie dawała mi spokoju jedna rzecz. Otóż, jako redaktor jednego z największych serwisów o grach w Polsce, codziennie mam kontakt z mnóstwem aktywnych graczy, śledzę (choć dość pobieżnie) nowiny ze świata e-sportu, wciąż zdarza się, że mimo walki z nałogiem, wpadnę w macki jakiejś gry MMO. I wiecie co? Choć owszem, na przestrzeni lat aktywność kobiet w tych dziedzinach regularnie rośnie, to jednak wciąż zauważam, że znakomitą większość graczy stanowią jednak faceci. Więc, jak to jest w końcu z tymi nałogowo grywającymi laskami?
Myślę, że spora część z Was już zna odpowiedź. Jak wiadomo wszelakimi statystykami i badaniami dość łatwo manipulować choćby poprzez odpowiednie postawienie pytań w ankietach. Zauważcie, że wszystkie powyższe wyniki są bardzo ogólne i odnoszą się do niezwykle pojemnych kategorii. Jest mowa wyłącznie o "graniu online", bez jakiegokolwiek doprecyzowania, czy podziału na kategorie, tudzież typy gier. Poza tym, jak grać w takiego WoW-a w łóżku? Teraz już chyba wszystkim zapaliła się niebieska lampka z napisem Facebook.
Idę bowiem o zakład, że wśród tych grających online 49% kobiet, przynajmniej 90% ma na myśli kolejne klony FarmVille, czy innych wirtualnych akwariów. No dobra, to przecież też są gry - na dodatek z idącą w miliony społecznością - ale czytając te wszystkie "rewelacje" każdy zadeklarowany gracz miał pewnie przy pierwszym kontakcie na myśli rozbudowane gry typu MMORPG. Stąd i te "kłamstwa" w tytule. Nie podważam tu jednak wiarygodności wyników badania. Mam tylko pewne zarzuty dotyczące formy. Ta bowiem dość mocno nagina moim zdaniem rzeczywistość. I żeby nie było - nie jestem szowinistą. Serio.
Tutaj oczywiście pojawia się kolejna ważna kwestia, która jest dobrym początkiem do kolejnych rozważań. Kwestia interpretacji. Ustalenia tego, co uważamy za gry online i jak je postrzegamy. Zarówno dla mnie, jak i zapewne większości czytelników i czytelniczek gramu, facebookowe produkcje są raczej "gierkami", a nie poważnymi tytułami, o których toczy się pełne rzeczowych argumentów i "flame wars" dyskusje na często kilkaset postów. O tworzeniu specjalistycznych portali nie wspominając. Jednak ex definitione wszystkie one grami online są w takim samym stopniu. O tym wszakże może przy innej okazji.
Na koniec wrócę jeszcze do głównego tematu, który mimo oczywistych kontrowersji, wzbudził moje niekłamane zainteresowanie. Krótki wywiad wśród znajomych graczek potwierdził moje podejrzenia. Praktycznie żadna, a część z nich balansuje bardzo często blisko przepaści zwanej nerdyzmem, nie potwierdziła rewelacji, które wykazało omawiane badanie. Tak więc przynajmniej w naszym kraju kobiety wciąż wolą orgazm od nerdgazmu. Generalizuję? A czy inaczej uczynili twórcy powyższego badania? A może znajdzie się jakaś odważna gramowiczka, która temu zaprzeczy?
Autor z pełną premedytacją i bezczelnością dopuścił się parafrazy tytułu filmu Stevena Soderbergha. Zresztą naprawdę dobrego.