Wyładowanie złości jest wbrew pozorom bardzo ważne. Nie należy jej tłumić w sobie, by może się okazać, że wybuchniemy w najmniej odpowiednim momencie i będziemy tego mocno żałować. Z pomocą przychodzą więc gry wideo, rozrywka stawiana przez jednych obok książek czy filmów, przez innych zło wcielone. Nie da się jednak zaprzeczyć, że to właśnie gry umożliwiają nam bezpieczne odstresowanie się. I lepiej odmóżdżyć się w wirtualnym świecie niż w tzw. realu. Postanowiliśmy więc przygotować propozycję tytułów, które pozwolą Wam (i nam też), kolokwialnie rzecz ujmując, wyżyć się.
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że wydany przed kilkoma miesiącami Bulletstorm został stworzony głównie po to, byśmy mogli wyładować na nim swoją złość. Gra posiada całkiem dobrze skonstruowany tryb Echo, w którym zadanie gracza polega na efektownym i zarazem efektywnym likwidowaniu kolejnych przeciwników. Efektownym, gdyż wroga możemy nadziać na pobliskiego kaktusa, podbić w powietrze i kopnąć w krocze lub też przypiąć do niego kilka granatów i zdetonować je. Efektywnym, gdyż jednocześnie pozbywamy się kolejnych oponentów. Sposobów na wysłanie przeciwników w zaświaty jest całe mnóstwo - tak naprawdę mamy pełną dowolność w sposobie eliminacji poszczególnych oponentów. Jeśli zaś chcemy pobawić się wspólnie z innymi graczami, możemy odpalić tryb Anarchia, którego zasady są zbliżone do Hordy z Gears of War - odpieramy fale nadciągających wrogów. Tutaj również liczy się efektywność i efektowność.
Wśród gier akcji, które w nieco mniejszym stopniu pozwalają nam się odstresować, warto wymienić takie tytuły, jak Gears of War 2, Devil May Cry 4, Dead Rising 2 lub X-Men Origins: Wolverine. W przypadku dzieła Epic Games polecałbym zachowanie sobie save'a z fragmentu kampanii (spoiler) w którym mamy możliwość pokierowania Brumakiem. (/spoiler) Jeśli zaś chodzi o Devil May Cry 4, w tym przypadku po prostu bierzemy pierwszą lepszą broń i siejemy spustoszenie, gdzie się tylko da. No i gdzie się nie da - też. Rozgrywka została skonstruowana tak, by dawać nam masę frajdy i praktycznie każdy z fragmentów nadaje się do tego, by wyżyć się na wrogach. Natomiast Dead Rising 2 oferuje coś więcej - otóż w tym przypadku mamy możliwość tworzenia nowych rodzajów broni, takich jak na przykład wózek inwalidzki z działkiem maszynowym, czy też wiosło wyposażone z piłami łańcuchowi na końcach. Równie brutalny, a nawet bardziej od wyżej wymienionych gier, X-Men Origins: Wolverine pozwala między innymi na efektowne wbijanie ostrza w gardła intruzów i rzucanie nimi (nie ostrzami, zwłokami) o ścianę.
Osobny akapit należy się serii Mortal Kombat. Ten, któremu wciąż ubywały pięćdziesięciogroszówki z kieszeni w podstawówce, dokładnie powinien wiedzieć, o czym mówię. Niezależnie od tego, czy odpalimy pierwszą odsłonę cyklu, czy też którąkolwiek z nowszych (choć polecam zdecydowanie tę wydaną przed kilkoma tygodniami), efekt będzie taki sam - szybkie kombinacje ciosów, a później fatality. Najlepiej wymyślne. Nie zapomnijcie o okrzyku na końcu - oczywiście w realu.
Okey, koniec z grami akcji. Znam parę osób, które grają w The Sims 3 nie po to, by dbać o karierę swojego wirtualnego alter ego, sprawdzać, czy nie che mu się siusiu, czy jest najedzony i zaspokojony seksualnie. Niektórzy złośliwi (zazwyczaj tacy później narzekają na forach "o nie! Kolejny dodatek do tej beznadziejnej gry") włączają produkcję Maxisa, by utopić sima w basenie, zapomnieć zamontować drzwi w małym mieszkaniu i tak dalej. Cóż, to też jest jakiś sposób spędzania wolnego czasu.
Wybierając gry do artykułu ciężko było mi zdecydować, czy lepiej umieścić tutaj Burnout Paradise czy też Burnout Revenge. Głosy były podzielone, więc podaję oba tytuły - tylko od Was zależy, przy którym bawicie się lepiej. Jedno jest pewne - obie produkcje oferują niezwykle klimatyczną rozrywkę i rozwałkę. Mnie osobiście najbardziej do gustu przypadł tryb z Revenge, w którym zadanie gracza polega na stworzeniu jak największej kraksy. Palące się cysterny i zgniecione samochody osobowe, to jest to! Z gier wyścigowych warto wymienić także serie Carmageddon oraz Flatout. Rozjeżdżanie przypadkowych przechodniów i czołowe zderzenia przy maksymalnej prędkości w tej pierwszej lub też tak wymyślne konkurencje, jak skok wzwyż (oczywiście po tym, jak kierowca wyleci przez przednią szybę) w tym drugim są naprawdę fajne, oczywiście pod warunkiem, że spojrzymy na to, jak na rozrywkę i nie będziemy próbować robić takich rzeczy naprawdę.
Oczywiście wszystkie pozycje, które podałem powyżej, to tylko przykłady - odstresowywaczy jest całe mnóstwo. Gry sportowe w postaci serii WWE, cykl Fight Night czy nawet amatorskie produkcje obsługiwane za pomocą przeglądarki (była taka gra ostatnio o jakiejś akcji USA, żołnierze ponoć zlikwidowali jakiegoś terrorystę, nie pamiętam dokładnie o co chodziło). Zawsze też pozostaje kultowy Counter Strike.
Skoro czytacie te słowa, to oznacza, że dotrwaliście do końca i być może troszczycie się o zdrowie psychiczne autora niniejszego tekstu. Uspokajam, każdy z nas jest tylko człowiekiem i rozrywka w takiej formie to po prostu świetna zabawa, nic innego. Jak już napisałem wcześniej, lepiej zostawić swoje nerwy w wirtualnym świecie niż iść na stadion, z którego powrócimy z pamiątką w postaci wyrwanej kraty lub krzesełka, a później zobaczymy swoją twarz w dzienniku.
Osobiście uważam, że gry, tak samo jak i filmy, a nawet bardziej, pozwalają nam się uwolnić od stresu. Obejrzenie jakiejś makabreski na ekranie telewizora, gdzie trup ściele się gęsto, a wśród cenzuralnych słów przeważają spójniki kontra piła mechaniczna z GTA i przechadzka po mieście. Niezależnie od tego, którą opcję wybierzemy, osoby spoglądające na nas z boku, mogą zacząć się bać. Ale my obudzimy się odstresowani i spokojnie spróbujemy stawić czoła problemom kolejnego dnia z nadzieją, że wieczorem zamiast odpalać kolejnego Mortala, by wyobrazić sobie, że stojąca naprzeciwko nas Shiva to upierdliwa pani ze skarbówki, włączymy coś ambitniejszego - np. jakąś przygódówkę, grę sportową, hardkorowego RPG-a lub cokolwiek innego, co uznacie za stosowne.