SOCOM: Polskie Siły Specjalne - recenzja trybu single player

Grzegorz Bonter
2011/05/02 19:48

Gdy weźmie się do ręki pudełko z SOCOM: Polskie Siły Specjalne, można poczuć się specjalnie wyróżnionym. "O kurcze, zachodni developer postarał się przerobić swoją grę specjalnie pod nasz rynek". Nagle z oczu zaczynają płynąć łzy, w tle przygrywa Mazurek Dąbrowskiego a gdzieś w oddali, po pięknym polskim Bałtyku, przepływa ORP Orzeł z marynarzami oddającymi salwę honorową ze złotych luf karabinów. Gdy jednak odpalimy grę, mina nam nieco rzednie. Zostaliśmy oszukani...

W SOCOM: Polskie Siły Specjalne wcielamy się w dowódcę specjalnego oddziału NATO, Cullena Graya. Ma on za zadanie wspierać główne siły uderzeniowe w walce z rebeliantami z organizacji Naga. Konflikt ma miejsce gdzieś w Azji w pobliżu kluczowego dla światowego handlu przesmyku. Po naszym przybyciu na miejsce okazuje się jednak, że zwykli wieśniacy odpowiadają na ogień z wyrzutni rakiet i innych zaawansowanych technologicznie pukawek. Siły NATO zostają rozbite i chyba nie jest trudno przewidzieć, kto jako jedyny przeżył, kto będzie musiał powstrzymać wrogów i wreszcie kto rozwiąże zagadkę super uzbrojonych rybaków biegających w podartych spodniach... SOCOM: Polskie Siły Specjalne - recenzja trybu single player

Ogólnie fabuła SOCOM: Polskie Siły Specjalne rozcz... nie... nawet nie rozczarowuje. Aby rozczarowywać, trzeba mieć wobec niej jakiekolwiek oczekiwania, a w przypadku tej gry takowych nawet nie starano się zbudować. Postacie są schematyczne, a ich historie nie różnią się niczym od tego, co słyszeliśmy i widzieliśmy już setki razy. Mamy więc super żołnierza, który skrywa mroczną przeszłość, twardszą niż wszyscy faceci wokół razem wzięci kobietę czy dyktatora, który tak naprawdę... (dobra, bez spoilowania). W samej historii jakiekolwiek zwroty akcji są tak nieporadnie wprowadzane, że zaczynamy spodziewać się ich z 15-sekundowym wyprzedzeniem i tylko czekamy znudzeni aż stanie się "to nieuniknione".

Ale przejdźmy do samej rozgrywki. Ducha serii SOCOM stanowi taktyka i kierowanie żołnierzami. Chociaż samo sterowanie naszymi podwładnymi przeszło tu spore przemeblowanie względem dawnego kołowego menu, to ogólnie element dowodzenia został zachowany. W SOCOM: Polskie Siły Specjalne komendy są teraz wydawane dwóm pododdziałom: niebieskiemu i złotemu. Pierwszy to żołnierze wyposażeni w broń średniego zasięgu, natomiast w skład ekipy złotych wejdą snajperzy, których można wykorzystać do ściągania dalszych celów.

Samo wydawanie rozkazów opiera się teraz na krzyżaku pada. Lewy przycisk wskazuje cele i checkpointy, po których poruszać się będzie niebieski oddział. Analogicznie przypisano akcje złotych do prawego przycisku. Wciśnięcie przycisku "w dół" przywoła do nas naszych podwładnych, a "w górę" spowoduje rozpoczęcie ataku na zaznaczone wcześniej cele. Brzmi prosto i faktycznie takie jest. Sęk w tym, że wykonanie tego doprowadza gracza do nerwowego śmiechu. Powód?

Sztuczna inteligencja naszych kompanów jest naprawdę porażająco głupia. U samych podstaw pomysłu SOCOM leży to, aby akcje kierować tak, że najpierw rozstawiamy nasze ekipy, a dopiero potem atakujemy. Niestety, już w połowie gry naszych przeciwników najwidoczniej pogryzły radioaktywne pająki, bowiem wykrywają przemieszczających się w oddali żołnierzy niczym Peter Parker. W efekcie tego mimo, że jesteśmy a) na wzgórzu b) schowani w trawie, to i tak nie możemy nic zrobić, bo każda próba wychylenia się jest odnotowywana przez wrogów. Jak łatwo się domyśleć, w tym momencie cała taktyka idzie się wąchać i zamiast zgrywać Napoleona, to bawimy się w Sylvestra Stallone'a (tak dla rymu). Ponadto twórcy w późniejszych etapach wystawiają na pierwszy ogień tylko trzech, góra pięciu żołnierzy. Reszta pojawia się znikąd dopiero po oddaniu pierwszego strzału - bardzo tani chwyt.

To nie koniec moich narzekań, bowiem co najmniej kilkanaście razy przyłapałem moje boty na tym, że... strzelają w ścianę, za którą się chowają. Co im się jednak dziwić, skoro to samo robiłem ja. System coverów w SOCOM: Polskie Siły Specjalne pozwala celować tam, gdzie nie możemy strzelić. Z jednej strony rozumiem stojący za tym zamysł (wydawanie rozkazów podkomendnym), ale z drugiej, czy tak ciężko zakodować detekcję tego, czy naboje trafią w ścianę, za którą chowa się nasza postać? Wystarczy zwykła blokada spustu, a honor naszego oddziału jako wyszkolonych żołnierzy do zadań specjalnych zostałby uratowany. No i graczowi oszczędzono by irytacji...

GramTV przedstawia:

Tak to wygląda podczas zwykłych zadań. Zupełnie inna zabawa jest w 4 misjach skradankowych (w całej grze jest 14 zadań), gdzie kierujemy samą agentką "45" z Południowej Korei. Twórcy chcieli ewidentnie posłużyć się tymi etapami aby dać graczom chwilę wytchnienia. Niestety, zostały one zrealizowane po najmniejszej linii oporu. Aby przejść te misje, należy podążać jedną słuszną ścieżką wytyczoną w pasmach mroku ograniczonych przez światło latarni. Mało tego, jeżeli mamy do zabicia przeciwnika, to stoi on dla ułatwienia tyłem do trasy naszej postaci. Nie ma żadnego kombinowania - jesteśmy przez cały czas prowadzeni przez Graya (dowódcę oddziału) za rączkę.

Jasne, w tym trybie mamy do dyspozycji łuski nabojów, którymi możemy odwracać uwagę przeciwnika. Niemniej jesteśmy zmuszeni wykorzystać ten myk może z dwa razy przez całą grę. Mnie osobiście te misje nużyły i nudziły, głównie ze względu na ich prostotę. Jedyne, co mnie powstrzymywało przed zaśnięciem to sporadyczne teksty strażników, którzy dosadnie komentują na przykład taktykę stosowaną przez ich dowództwo.

Chciałbym na koniec wrócić do tematu poruszonego we wstępie. Jak można się domyślić, recenzja ta dotyczy spolonizowanej wersji SOCOM: Polskie Siły Specjalne. Sony wymyśliło, że wyda u nas najnowszą część tej serii z polskim podtytułem. Tym samym sugeruje, że w grze zobaczymy jakiś żołnierzy-rodaków, czyż nie? Niestety, tę obiecaną "polskość" postaci ograniczono jedynie do biało-czerwonych tekstur naszywek na mundurach oraz podłożenia głosów aktorów, w tym beznadziejnego w tej roli generała Romana Polko. Doceniam dorobek kariery wojskowej generała, ale gdy przychodzi do wypowiedzenia czegoś więcej, niż tylko rozkazów, jego głos po prostu zaczyna śmieszyć i już całkowicie niszczy próby stworzenia jakiegokolwiek klimatu przez twórców.

Ogólnie SOCOM: Polskie Siły Specjalne nie robi najlepszego wrażenia. Fabuła jest do bólu standardowa. Grafika jest przyzwoita, chociaż specjalnych fajerwerków tutaj nie uświadczymy. Sztuczna Inteligencja naszych kompanów zawodzi, a sama gra nie robi praktycznie nic, aby odróżnić się od reszty bezbarwnych i wtórnych TPS-ów.

W zasadzie można by polecić SOCOM: Polskie Siły Specjalne jako ciekawostkę dla posiadaczy Move, bowiem gra została specjalnie przystosowana właśnie pod system sterowania ruchem Sony. Uczciwie jednak przyznam, że nie testowałem tej opcji, więc nie mogę stwierdzić, czy faktycznie to się udało w praniu.

W powyższej recenzji nie ujęto opinii o trybie multiplayer ze względu na wyłączenie usługi PlayStation Network. Tekst z oceną trybu co-op i multi pojawi się w późniejszym terminie.

4,5
Bez polotu, bez inwencji - ot kolejna średniawa strzelanka
Plusy
  • przyzwoita grafika
  • wsparcie dla Move
Minusy
  • mizerny dubbing gen. Polko
  • SI członków drużyny
  • rozstrojona czułość przeciwników na obecność oddziału gracza
  • niezaskakująca fabuła
  • słabe misje skradankowe
  • gdzie te polskie oddziały?
Komentarze
69
Usunięty
Usunięty
08/05/2011 19:04
Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

Znać trzeba, ale recenzenckie ogrywanie MMO będzie wyglądać inaczej ze względu na specyfikę gry.

Wiesz, w ten sposób patrząc na zagadnienie, równie dobrze możemy przyjąć, że inaczej będzie się recenzowało NFSa grając na klawiaturze, a inaczej na kierownicy. Bo specyfika gry się zmieni... Niestety, poza niektórymi naprawdę krótkimi tytułami (pozdrowienia dla Activision), większości gier jednak trochę czasu poświęcić trzeba. A to już poważnie ogranicza ilość gier, jakie można w danym przedziale czasu ogarnąć.

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

10 tytułów z największym hypem i 10 tytułów które są nietypowe i zapowiadają się ciekawie.

I tu znowu dochodzimy do pewnej, nazwijmy to, niesprawiedliwości. 20 tytułów z kilkudziesięciu FPSów, jakie co roku wychodzą to tylko pewna część. Ale uzbierać 20 tytułów wśród gier muzycznych raczej tak łatwo się nie da... Niestety, obawiam się, że to typowa sytuacja "tak źle i tak niedobrze".

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

Nie musi mieć 30+ lat, ale klasykę gatunku powinien znać.

Skoro nie musi mieć 30+ lat, to skąd ma tę klasykę znać? Skąd nastolatek ma znać gry takie jak np. Ultima Exodus czy Wizardry VII? To przecież klasyki gatunku cRPG! Wizardry VII było jedną z pierwszych gier, które miały świat żyjący własnym życiem, niezależny od gracza (i chyba do tej pory czegoś takiego w żadnej innej grze nie doświadczyłem). Ale jak się z tym zapoznać? Kupić? Gdzie? Ukraść? Chyba nie wypada... A co powiesz za kilka lat, gdy obecni nastolatkowie "przejmą pałeczkę", a dla nich klasyką nie będzie DOOM czy Duke Nukem 3D, ale Crysis, Modern Warfare 2 czy Bad Company 2?

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

Możesz się dobrze bawić, ale jeśli nie znasz klasyki to nie powinieneś się brać za recenzowanie, bo masz za małą wiedzę aby robić to dobrze.

Jak wyżej - od którego momentu "wartościowy" recenzent powinien mieć doświadczenie w grach? Od lat osiemdziesiątych? Dziewięćdziesiątych? Większość osób, które wtedy zajmowały się graniem i recenzowaniem, dziś raczej zajmuje się czymś innym, ze "starej gwardii" tylko Jacek Piekara chyba pozostał w temacie okołogrowym.

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

Zresztą "bawiłem się dobrze" to słaba informacja, bo dla każdego oznacza co innego.

To oczywiście spore uproszczenie, mające na celu skrócenie wypowiedzi. Wiadomo przecież, że pisząc recenzję, poda się znacznie więcej informacji.

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

I kto tu się posuwa do absurdów? Cofanie się 100 lat to gruba przesada.

Nie chodzi o cofanie się 100 lat, tylko do "korzeni", które w przypadku motoryzacji wypadają trochę wcześniej, niż w przypadku gier.

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

powinien mieć ograne klasyki z ostatnich 20 lat

Czyli od 1991... A zatem do FPSów oznacza to Wolfa, obie części DOOM, Duke Nukem 3D, Blood, Quake, wypadałoby znać też CyClones, czyli bodajże pierwszą grę, w której celowało się myszką... Dla trzydziestoparolatka, jak ja, to żaden problem, wszystkie te tytuły zaliczyłem. Ale znowu pojawia się ten sam problem - co z młodszymi recenzentami? Co ma zrobić osoba, mająca, powiedzmy, dwadzieścia lat, która tych gier po prostu nie pamięta, bo część z nich powstała, gdy recenzent ów był oseskiem? ;) Zresztą część z tych tytułów jest dziś nie do uzyskania, bo nie mają statusu abandonware, a sprzedaży nikt nie prowadzi.

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

co lepsze pozycje z 10 lat

Według graczy, według rankingów czy według wyników sprzedaży?Tak, wiem, czepiam się i mam tego faktu pełną świadomość. Chodzi mi jedynie o to, by pokazać, że to nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Przecież może być tak, że osoba, która do tej pory nie miała styczności z grami (z przyczyn różnych), nagle rzuci się w "wir" przemysłu rozrywki elektronicznej i okaże się być genialnym recenzentem, potrafiącym idealnie uchwycić gusta graczy. Takie rzeczy zdarzały się w przypadku dziennikarzy zajmujących się modą czy muzyką, czemu więc nie grami?

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

W ten sposób można podsumować praktycznie każdą recenzję. Tylko dla czytającego nic z tego nie wyniknie.

Wprost przeciwnie. Wyniknie. Gdyby ktoś dał mi do zrecenzowania APB, mógłbym odnieść się do tradycji GTA (co zresztą zrobiłem, pisząc o APB na moim gramsajcie), ale mogę także pominąć cykl GTA i po prostu napisać, że APB jest tytułem kompletnie skopanym, w który nie da się grać ze względu na toporne sterowanie/kierowanie pojazdami, sztampowe i nudne misje oraz tragicznie rozwiązany system walki. Nie muszę odwoływać się do innych gier, by te rzeczy dostrzec. Podobnie jak nie muszę nawiązywać do innych tytułów, by stwierdzić, że edytor wzorów jest rozwiązaniem genialnym w swojej prostocie.

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

Chcesz kupić samochód i autorzy recenzji piszą przy każdym jeździ się dobrze i każdy warto kupić.

Jeszcze się z czymś takim nie spotkałem. Choć przyznaję bez bicia, że prasą motoryzacyjną raczej się nie interesuję, czytuję ją sporadycznie, najczęściej w różnego rodzaju poczekalniach ;)

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

Bo powiedz na jakiej podstawie recenzent ma stwierdzić, że coś mu się nie podoba?

To chyba proste? Jest człowiekiem, ma własne odczucia, własne opinie. Czy naprawdę musi mieć za sobą doświadczenie z dwudziestu różnych samochodów by móc stwierdzić, czy wygodnie mu się jechało akurat tym modelem? Jak pisałem wcześniej, motoryzacja nie jest moim konikiem, co nie przeszkodziło mi w zauważeniu, że Ford Kuga jest mało wygodny jak na swój rozmiar - siedzenia są zbyt krótkie i zbyt wąskie, bym czuł się komfortowo za kierownicą. I to nie jest porównanie z innym modelem, tylko stwierdzenie, że niewygodnie mi się w tym samochodzie siedzi.

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

Jeśli historia jest słaba to co to oznacza? Słaba bo słaba, czy słaba bo inne gry mają ciekawszą, czy jak?

Słaba, bo:- niespójna;- płytka;- mało wciągająca;- sztampowa;- nudna...To naprawdę daje się stwierdzić bez porównywania z innymi "historiami". Podam Ci taki przykład: w swoim życiu grałem w trzy przygodówki:- Day of the Tentacle- Blade Runner- Tales of Monkey Island: Launch of the Screaming Narwhal.Czy mogę wypowiedzieć się na temat każdej z nich? Tak. Czy mogę jasno i wyraźnie określić, co mi się w nich podobało, a co nie? Jak najbardziej. Czy będzie to recenzja? Zapewne. Czy więcej na ten temat mogłaby napisać osoba, która zęby zjadła na przygodówkach? Pewnie tak. Ale czy oznacza to, że ja nie mogę gry ocenić na podstawie moich z nią doświadczeń? Absolutnie nie.

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

Recenzja musi być w jakimś kontekście przedstawiona (w naszym przypadku gier o tym samym gatunku) inaczej nie ma w ogóle sensu.

Czy zatem musimy wspomnieć o MW2, Crysisie, FarCry''u i wielu innych tytułach, gdy chcemy napisać coś dobrego/złego na temat najnowszego MoHa? Nie musimy. Możemy, pewnie że możemy. Ale nie jest to konieczne. Ba, czasem nawet może to przeszkadzać! Fani FPSów, nakręceni hypem, jaki EA wytworzyło wokół MoHa, ewidentnie nie dostrzegali (lub nie chcieli dostrzegać) wad tego tytułu. Podobnie zresztą sprawa ma się z Black Ops. Tymczasem tak niedoświadczony we współczesnych FPSach gracz, jak ja, na dzień dobry uznał, że oba te tytuły są o kant pewnej części ciała potłuc. Zajęło mi to po kilkadziesiąt minut przy każdej i cieszę się, że miałem okazję wypróbować je u znajomych, bo gdybym posłuchał podpowiedzi z pełnych entuzjazmu recenzji osób, które w FPSach siedzą, wywaliłbym w sumie ze trzy stówki na słabe tytuły...

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

A czy dobry recenzent napiszę lepszy tekst mając 4 dni?

A czy napisze jeszcze lepszy tekst mając pięć dni? A sześć? Tydzień? Miesiąc? Rok? W którym momencie jakość tekstu przestaje odgrywać najważniejszą rolę i oddaje pierwszeństwo terminowości? Odpowiem na to pytanie w trochę pokrętny sposób: dobry tekst to taki, który nie tylko udziela graczowi wskazówek co do jakości gry, ale też robi to bez zbędnej zwłoki.

Dnia 08.05.2011 o 17:42, Namaru napisał:

Takie komentarze zawsze będą się pojawiać, tak jak internet pełen jest ekspertów od wszystkiego i zawsze znajdzie się jakiś który się swoim nieomylnym sądem podzieli ;)

Podobnie jak i komentarze na temat jakości tekstu. Najważniejsze to znaleźć punkt równowagi między tymi dwoma skrajnościami - pisaniem zbyt późno ale solidnie i pisaniem na "odp... się ode mnie", byle szybciej.

Usunięty
Usunięty
08/05/2011 17:42
Dnia 08.05.2011 o 16:41, Ring5 napisał:

> FPSy są na szczęście raczej krótkie, a mmo są specyficznym gatunkiem. Czyli co, w niektórych przypadkach rynek trzeba znać, a w innych nie? Nie sądzisz, że to trochę dziwne podejście?

Znać trzeba, ale recenzenckie ogrywanie MMO będzie wyglądać inaczej ze względu na specyfikę gry.

Dnia 08.05.2011 o 16:41, Ring5 napisał:

> Mam podać liczbę? Dobrze niech będzie 20 najważniejszych tytułów danego gatunku w danym > roku. A kto decyduje o tym, które tytuły są najważniejsze? Bo wiesz, poza tzw. "must-buy", jest sporo gier, które są po prostu dobre, ale ich premierze nie towarzyszy taki hype, jak przy wydaniu np. kolejnej części Call of Duty.

10 tytułów z największym hypem i 10 tytułów które są nietypowe i zapowiadają się ciekawie.

Dnia 08.05.2011 o 16:41, Ring5 napisał:

Zaczynamy lekko sięgać granic absurdu... Jeśli będziemy od recenzentów znajomości (i to nie tylko teoretycznej, ale praktycznej) historii gier, to wkrótce okaże się, że recenzentami mogą być osoby mające po ok 30+ lat (czyli moje pokolenie), które pamiętają jeszcze czasy Ponga, Tetrisa czy Double Dragon. No bo jak recenzować np. najnowszą część NFS, nie znając takich tytułów, jak The Great American Cross-country Road Race, Outrun czy Pit Stop?

Nie musi mieć 30+ lat, ale klasykę gatunku powinien znać.

Dnia 08.05.2011 o 16:41, Ring5 napisał:

Dla mnie to dwie kompletnie różne rzeczy. Mogę się dobrze bawić grając na przykład w Blade Runnera, uważać go za świetną grę, nie mając za sobą doświadczeń z, przykładowo, King''s Quest czy Maniac Mansion.

Możesz się dobrze bawić, ale jeśli nie znasz klasyki to nie powinieneś się brać za recenzowanie, bo masz za małą wiedzę aby robić to dobrze. Zresztą "bawiłem się dobrze" to słaba informacja, bo dla każdego oznacza co innego.

Dnia 08.05.2011 o 16:41, Ring5 napisał:

Kontynuując porównania z samochodami, to tak, jakby od recenzenta Focusa wymagać doświadczenia za kierownicą Forda model A. Pewnie, zaszkodzić nie zaszkodzi, ale na pewno nie jest warunkiem koniecznym, co najwyżej ciekawostką.

I kto tu się posuwa do absurdów? Cofanie się 100 lat to gruba przesada. Jeśli chcesz konkretów to podam Ci takie rozwiązanie: powinien mieć ograne klasyki z ostatnich 20 lat, co lepsze pozycje z 10 lat i bardzo dobrze orientować się w ostatnich 5 latach.

Dnia 08.05.2011 o 16:41, Ring5 napisał:

Oczywiście zgodzę się, że znajomość chociażby konkurencyjnej serii CoD dałaby mi pełniejszy obraz sytuacji (czemu nigdy nie przeczyłem), ale czy jest konieczna do tego, by stwierdzić, że BC2 jest dobrą grą, przy której miło mi się spędzało czas i wydania pieniędzy na którą nie żałuję? Nie sądzę.

W ten sposób można podsumować praktycznie każdą recenzję. Tylko dla czytającego nic z tego nie wyniknie. Chcesz kupić samochód i autorzy recenzji piszą przy każdym jeździ się dobrze i każdy warto kupić. Bardzo pomocne opinie. Bo powiedz na jakiej podstawie recenzent ma stwierdzić, że coś mu się nie podoba? Jeśli historia jest słaba to co to oznacza? Słaba bo słaba, czy słaba bo inne gry mają ciekawszą, czy jak? Recenzja musi być w jakimś kontekście przedstawiona (w naszym przypadku gier o tym samym gatunku) inaczej nie ma w ogóle sensu.

Dnia 08.05.2011 o 16:41, Ring5 napisał:

> Nie chcesz mi jednak powiedzieć, że tekst takiej samej jakości można napisać mając 2 dni i 2 tygodnie. Tu, niestety, nie ma reguły. Dobry recenzent napisze niezły tekst mając dwa dni, slaby recenzent może nie poradzić sobie nawet mając dwa miesiące.

A czy dobry recenzent napiszę lepszy tekst mając 4 dni?

Dnia 08.05.2011 o 16:41, Ring5 napisał:

To naprawdę wspaniała wizja, niestety - kompletnie oderwana od rzeczywistości. Jeden - dwa dni opóźnienia i komentarze takie, jak ten -> http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=67567&pid=2 stają się normą.

Takie komentarze zawsze będą się pojawiać, tak jak internet pełen jest ekspertów od wszystkiego i zawsze znajdzie się jakiś który się swoim nieomylnym sądem podzieli ;)

Usunięty
Usunięty
08/05/2011 16:41
Dnia 08.05.2011 o 13:16, Namaru napisał:

FPSy są na szczęście raczej krótkie, a mmo są specyficznym gatunkiem.

Czyli co, w niektórych przypadkach rynek trzeba znać, a w innych nie? Nie sądzisz, że to trochę dziwne podejście?

Dnia 08.05.2011 o 13:16, Namaru napisał:

Mam podać liczbę? Dobrze niech będzie 20 najważniejszych tytułów danego gatunku w danym roku.

A kto decyduje o tym, które tytuły są najważniejsze? Bo wiesz, poza tzw. "must-buy", jest sporo gier, które są po prostu dobre, ale ich premierze nie towarzyszy taki hype, jak przy wydaniu np. kolejnej części Call of Duty. Powiedzmy, że recenzent uzna, że ważne są tytuły A, B i C. Pogra w nie, przejdzie, nawet o nich napisze przy okazji recenzji gry D. I co? I pojawi się ktoś, kto zarzuci recenzentowi, że przecież gra D ma więcej wspólnego z grami X, Y i Z, niż z A, B i C...

Dnia 08.05.2011 o 13:16, Namaru napisał:

A na jakiej podstawie ocenia czy gra się przyjemnie?

To, jak dla mnie, bardzo dziwne pytanie. Nigdy nie miałem problemu z ocenieniem, czy w dany tytuł gra mi się przyjemnie, czy nie. Dla przykładu: w serię Command&Conquer grało mi się bardzo przyjemnie (nawet niedawno wróciłem do pierwszej, najlepszej moim zdaniem, części), natomiast w Supreme Commandera przestałem grać po około 40 minutach, bo gra po prostu mi nie pasowała.

Dnia 08.05.2011 o 13:16, Namaru napisał:

Czy kiedyś przyjemnie grało się w Dooma2?

Zaczynamy lekko sięgać granic absurdu... Jeśli będziemy od recenzentów znajomości (i to nie tylko teoretycznej, ale praktycznej) historii gier, to wkrótce okaże się, że recenzentami mogą być osoby mające po ok 30+ lat (czyli moje pokolenie), które pamiętają jeszcze czasy Ponga, Tetrisa czy Double Dragon. No bo jak recenzować np. najnowszą część NFS, nie znając takich tytułów, jak The Great American Cross-country Road Race, Outrun czy Pit Stop?Dla mnie to dwie kompletnie różne rzeczy. Mogę się dobrze bawić grając na przykład w Blade Runnera, uważać go za świetną grę, nie mając za sobą doświadczeń z, przykładowo, King''s Quest czy Maniac Mansion.

Dnia 08.05.2011 o 13:16, Namaru napisał:

To jak dzisiaj postrzegamy gry wynika z ich historii i rozwoju.

Jeśli chodzi Ci o to, że osoba trzydziestoparoletnia, która swą przygodę z grami zaczynała od ośmiobitowców, będzie odbierała gry inaczej, niż osoba, powiedzmy, osiemnastoletnia, która od razu dostała do ręki PS3, to zgoda - jak najbardziej różnice będą. Ale jeśli uważasz, że tylko ta pierwsza osoba powinna być recenzentem, to niestety, ale z tym zgodzić się nie mogę. Kontynuując porównania z samochodami, to tak, jakby od recenzenta Focusa wymagać doświadczenia za kierownicą Forda model A. Pewnie, zaszkodzić nie zaszkodzi, ale na pewno nie jest warunkiem koniecznym, co najwyżej ciekawostką.

Dnia 08.05.2011 o 13:16, Namaru napisał:

Recenzja jest porównaniem

Niestety, widzę, że tu do konsensusu nie dojdziemy. Recenzja może być porównaniem, ale na pewno nie musi nim być. Nie muszę przecież znać wszystkich FPSów obecnie na rynku, by stwierdzić, że dobrze się bawiłem przy Bad Company 2, prawda? Oczywiście zgodzę się, że znajomość chociażby konkurencyjnej serii CoD dałaby mi pełniejszy obraz sytuacji (czemu nigdy nie przeczyłem), ale czy jest konieczna do tego, by stwierdzić, że BC2 jest dobrą grą, przy której miło mi się spędzało czas i wydania pieniędzy na którą nie żałuję? Nie sądzę.

Dnia 08.05.2011 o 13:16, Namaru napisał:

Jasne, że można. To się nazywa statystyka

Widzisz, problem ze statystyką jest taki, że stojąc jedną nogą w ciekłym azocie, a drugą w płynnej lawie, statystycznie powinno być mi akurat. ;)

Dnia 08.05.2011 o 13:16, Namaru napisał:

Nie chcesz mi jednak powiedzieć, że tekst takiej samej jakości można napisać mając 2 dni i 2 tygodnie.

Tu, niestety, nie ma reguły. Dobry recenzent napisze niezły tekst mając dwa dni, slaby recenzent może nie poradzić sobie nawet mając dwa miesiące.

Dnia 08.05.2011 o 13:16, Namaru napisał:

Nie cały czas 8 godzin dziennie.

Nierealne. 8 godzin na granie się nie poświęci, bo raz, że przerwy jednak się przydają, dwa - poza graniem trzeba jako-tako orientować się w rynku, a zatem śledzić zagraniczne portale, trzy - teksty inne, niż recenzje, też kiedyś trzeba pisać.

Dnia 08.05.2011 o 13:16, Namaru napisał:

Nie czuję się ciałem kolegialnym, jestem jeden sam i piszę ze swojej perspektywy. Choć myślę, że większość graczy zrozumie ten zamysł i go doceni.

To naprawdę wspaniała wizja, niestety - kompletnie oderwana od rzeczywistości. Jeden - dwa dni opóźnienia i komentarze takie, jak ten -> http://forum.gram.pl/forum_post.asp?tid=67567&pid=2 stają się normą. Nikt nie doceni faktu, że poświęcono więcej czasu na "dopieszczenie" tekstu. Większość osób skrytykuje na dzień dobry fakt, że pojawia się on z opóźnieniem. To norma nie tylko na gramie, ale i na większości portali.

Dnia 08.05.2011 o 13:16, Namaru napisał:

Nie ma co na ten temat dyskutować. Będę dawał tyle i uznam za stosowne.

Oki, Twoja sprawa, mnie chodziło tylko o to, że posty z pociętymi (krótszymi) cytatami czyta się wygodniej, no i Moderatorzy się ich nie czepiają ;)P.S. Odpowiedź w wątku o StarCrafcie widziałem, ale - jak napisałem w tamtym wątku - dyskusję uznałem za bezcelową i zamkniętą. Dodam tylko, że filmowy Władca Pierścieni również nie jest trylogią. Powtórzę: trylogia to cykl trzech utworów, z których każdy stanowi odrębną całość, a które połączone są jedynie pewnymi wątkami/bohaterami itp. Te filmy nie stanowią odrębnych całości. Wydarzenia w każdym z nich są nierozerwalnie związane z pozostałymi, bez których żadna z części nie ma tak naprawdę sensu. Trylogią filmową będzie "Pan Wołodyjowski", "Potop" i "Ogniem i Mieczem" (niekoniecznie w tej kolejności), gdyż każdy z tych filmów stanowi odrębną całość.




Trwa Wczytywanie