Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad - zapowiedź

Patryk Purczyński
2011/04/14 09:00
9
0

- Nadszedł czas, by fanów FPS-ów przestać karmić wyłącznie watą cukrową. Trzeba dać im nieco mięcha i kartofli - mówi prezes Tripwire Interactive, John Gibson. Tą pełną wartości odżywczych strzelaniną ma być Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad.

- Nadszedł czas, by fanów FPS-ów przestać karmić wyłącznie watą cukrową. Trzeba dać im nieco mięcha i kartofli - mówi prezes Tripwire Interactive, John Gibson. Tą pełną wartości odżywczych strzelaniną ma być Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad. Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad - zapowiedź

RozCoDowani

Macie dość shooterów robionych na jedną modłę? Nie możecie znieść tego, że "jedyną słuszną" linię obrali twórcy Call of Duty, a niemal wszyscy pozostali poszli w ślady bestsellera od Activision? Skręca Wam się przewód pokarmowy na myśl o tym, że nawet Operation Flashpoint odcina się od swych chlubnych korzeni, podążając za stadem i z każdą odsłoną oferując rozgrywkę coraz bardziej odrealnioną? Jeśli odpowiedź na wszystkie te pytania brzmi twierdząco, cóż, odsyłam do ArmA... i (ależ byłaby ze mnie świnia, gdybym na tym poprzestał) zachęcam do bliższego przyjrzenia się Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad, kontynuacji nieco już zapomnianego dziś FPS-a, któy został wydany w 2006 roku. To właśnie ten tytuł ma szansę nieco rozCoDować zgęstniałe i pogrążone w marazmie wydobywającym się spod szyldu Infinity Ward i Treyarch środowisko strzelanin pierwszoosobowych.

Zanim przejdziemy do analizy tego, czym tak bardzo wyróżnia się produkcja Tripwire Interactive, wypada ją pokrótce przedstawić. Jak można wywnioskować już po samym tytule, akcja osadzona została w czasach II wojny światowej, a konkretnie rzecz ujmując - wokół Stalingradu. Będziemy zatem uczestniczyć w postrzeganej jako punkt zwrotny dla całego konfliktu bitwie. Choć twórcy skupiają się przede wszystkim na trybie wieloosobowym, nie zabraknie kampanii dla pojedynczego gracza. Będzie można ją przejść zarówno walcząc po stronie armii radzieckiej, jak i wskakując w mundur niemieckiego agresora. Singiel ma się rozgrywać na mapach stworzonych z myślą o multiplayerze. Misje zostaną jednak wzbogacone o wyświetlane na początku i końcu każdego zadania przerywniki filmowe - zabieg ten ma oczywiście na celu zaakcentowanie fabuły gry. RozCoDowani, Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad - zapowiedź

Realizm przez ogromne R

Różne rzeczy można na temat Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad powiedzieć już na podstawie samych prezentacji przedpremierowych. Nie przystoi natomiast głosić, że tytuł ten nie próbuje zmaksymalizować realiów pola bitwy. Raz postrzeleni nie wrócimy do pełni sił, choćbyśmy się nafaszerowali przekraczającą normy dawką ibuprofenu z domieszką ambrozji. Jedyne, co można zrobić po otrzymaniu szczypty ołowiu to obandażować rany w celu zatrzymania krwawienia lub... czekać na respawn. W tej grze niewiele akurat trzeba, by osunąć się bezwładnie na ziemię. A kulkę można zarobić nie tylko od wroga, ale także nieuważnego kompana. Jeśli ktoś okaże się koniem trojańskim w swoich szeregach, system gry nie pozostanie na to obojętny. Kara nie będzie jednak permanentna - wystarczy kilka "czystych rund", by przywrócić swojemu żołnierzowi dobre imię.

Najbardziej realizm da się jednak odczuć przy spoglądaniu na ekran pozbawiony wielu wskaźników, bez których rasowi FPS-owcy nie ruszą się ani na krok. Możecie zapomnieć o wyświetlanych we wskazanym miejscu kreseczkach wskazujących obszar, w który pójdzie seria. Albo przystawiamy karabin do oka i korzystamy z dobrodziejstw celownika umiejscowionego na końcu lufy, albo strzelamy tam, gdzie wskazuje czubek dzierżonej przez nas broni. Obiekt, na który zamierzamy zmarnować część magazynku, nie musi znajdować się wcale w okolicach środka ekranu. Dzięki temu osobliwemu podejściu Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad nabywa wyrazistej specyfiki. Na tym jednak nie koniec. Realizm przez ogromne R, Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad - zapowiedź

Na ekranie nie znajdziemy informacji o liczbie nabojów, znajdujących się jeszcze w naszym magazynku. Trzeba wiele samodyscypliny i tyleż doświadczenia, by prawidłowo ocenić, na ile wystarczy nam jeszcze załadowany komplet ołowianych kulek. - Nigdy nie wiesz, ile amunicji dokładnie Ci jeszcze pozostało. Kończysz więc z niejednokrotnie z tym uczuciem "o w mordę", kiedy dobiegasz do rogu, mierzysz w przeciwników, pociągasz za spust i nic się nie dzieje. To powoduje u graczy krótkie momenty paniki - mówi John Gibson. Jedyną wskazówkę, jaką otrzymamy, będzie stanowiła informacja o masie broni - to nasz wirtualny żołnierz potrafi przecież ocenić. Wyświetlające się na ekranie słówko "lekka" należy potraktować jako znak, że czas na przeładunek.

W niektórych miejscach będziemy ponadto mogli strzelać "na ślepo" zza zasłony. Twórcy Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad bardzo dosłownie potraktowali ten termin - chowając się za jakimś elementem otoczenia wystawimy broń tak, by móc oddać strzały, ale nie będziemy widzieli, w co celujemy. No chyba, że wolimy zaryzykować i wyściubić łeb zza bezpiecznej strefy. Ale wtedy to już nie będzie "na ślepo", a, co najwyżej, "na martwo". Wiele uwagi poświęcono ponadto karabinowi snajperskiemu. Gdy zdecydujemy się na jego użycie, pojawi się celownik, który jednak nie zabierze - jak w większości FPS-ów - całego ekranu. Będziemy dzięki temu kontrolowali, co się dzieje bliżej nas. To dobra opcja na wypadek gdyby ktoś nas niepostrzeżenie poszedł, szykując nas do przeprowadzki na tamten świat (czyli do miejsca respawnu). A jeśli to my natrafimy na muszkę snajpera, nie musimy wcale chować się za zasłoną lub zabić go jako pierwsi, by powstrzymać go przed wykonaniem wyroku. Można posłać w jego kierunku grad kul. Ich świst wprawi go w swego rodzaju ogłuszenie, kolory się zamażą, a celowanie stanie się znacznie trudniejsze. Takich urealistyczniających rozgrywkę zabiegów spotkamy zapewne więcej.

Raz na wozie, raz pod czołgiem

Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad to nie tylko wzajemna młócka z wykorzystaniem broni bez wyimaginowanego celownika i informacji o zapasie w magazynku - to także szereg innych działań, mogących przesądzić o zwycięstwie w danej bitwie. Nad obszar zajęty przez wroga można wysłać samolot-zwiadowcę, dzięki któremu będziemy na bieżąco uzyskiwać informacje o pozycjach nieprzyjaciela. Z powietrza zaczerpniemy zresztą nie tylko niezbędną w działaniach wojennych wiedzę, ale również - a może przede wszystkim - ostrzał dający odetchnąć naszym i pozwalający zasiać zgubę w szeregach wroga.

GramTV przedstawia:

W grze pojawią się ponadto etapy, w których znajdziemy się w załodze czołgu. Na start twórcy przygotowują co prawda tylko dwa modele (T34 i Panzer 4), ale na uwagę zasługuje fakt, że prace nad każdym z nich trwały po trzy miesiące. Ekipa Tripwire Interactive przywiązuje do tego elementu ogromną wagę i trzeba przyznać, że efekty da się zaobserwować już teraz. Widok wewnątrz jeżdżącej puszki jest wręcz klaustrofobiczny. Możemy jedynie wyglądać przez niewielkie otwory lub - o ile jesteśmy dowódcą - otworzyć górny właz i stamtąd obserwować otoczenie, wydając jednocześnie rozkazy kompanom. Producenci Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad mówią, że w innych grach wojennych użytkownicy stają się czołgiem, tymczasem w ich tytule pozostają w wirtualnym ciele swojego żołnierza, odpowiadając za poszczególne aspekty: kierowanie, ostrzał, wydawanie rozkazów. Co ciekawe, jeśli nasi koledzy zostaną zlikwidowani, przejmujemy ich funkcje (oczywiście nie wszystkie naraz). Podobnie machina bojowa, dopóki nie zostanie całkowicie zniszczona, może wyrządzić szkody w szeregach wroga. Raz na wozie, raz pod czołgiem, Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad - zapowiedź

W kupie raźniej, ale niezbyt ładnie

Multiplayer pozwoli na rozgrywkę w 16-, 32- i 64-osobowym gronie. Jednym z głównych modułów zabawy będzie Countdown. Obecny również w singlu, gdzie zabawa toczy się w towarzystwie botów, tryb polega na zajęciu określonego terenu przed upływem czasu. Problem w tym, że identyczna misja spoczywa na barkach żołnierzy z wrogiego obozu. Jeżeli zadania nie uda się wypełnić lub wszyscy członkowie zespołu zginą, ekipa naturalnie ponosi porażkę. Gracze zyskiwać będą punkty doświadczenia, jednak nie przełożą się one - jak dzieje się to w innych multiplayerowych strzelaninach - na ulepszenia czyniące z naszych żołdaków prawdziwych herosów pola bitwy. Pamiętajcie, Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad to realizm przede wszystkim. Zapracujemy zatem głównie na wyższą rangę w określonej kategorii. Twórcy zadbają ponadto o serwery rankingowe. Oznacza to, że doświadczeni gracze rywalizować będą między sobą, a początkujący - we własnym gronie.

Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad oparte zostało na silniku Unreal Engine 3. Tym większe jest moje zdumienie, że gra pod względem wizualnym prezentuje się równie niestrawnie, co zapowiedź rozgrywki dla osób przyzwyczajonych do wszelkich udogodnień w lekkich i przyjemnych strzelaninach pierwszoosobowych. Najbardziej w oczy kłują modele i animacje postaci. Daleka od realizmu jest ponadto fizyka. Rozpadające się w wyniku ostrzału czołgów zabudowania sprawiają wrażenie wykonanych z puzzli. Belki wzniesione najpierw w powietrze po chwili opadają, wbijając się niczym szpilki w podłoże. Tak naprawdę dla zatwardziałych fanów gatunku, jakimi z pewnością są gracze oczekujący premiery Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad, te wszystkie niedociągnięcia i szpetoty graficzne nie odegrają większej roli. Trzeba ponadto przyznać, że świetnie prezentują się animacje przeładowania broni. W kupie raźniej, ale niezbyt ładnie, Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad - zapowiedź

Zamiast podsumowania

W przypadku Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad osobliwe jest to, że już przed premierą zapowiedziano prace nad dodatkiem - Rising Storm. Może i nie byłoby to aż tak niespotykane i budzące zdumienie, gdyby nie fakt, że plany te ogłoszono w maju 2010, czyli zapewne ponad rok przed debiutem podstawki. Jest bowiem mało prawdopodobne, że doczekamy się go (tego debiutu) wiosną. Rozszerzenie przeniesie graczy w zupełnie inny teren drugowojennych działań - w rejony Pacyfiku. Pozwoli ono wcielić się zarówno w rolę amerykańskiego, jak i japońskiego żołnierza, dostarczając przy tym zabawy w kampanii i multiplayerze. Użytkownicy będą operować w różnorodnych środowiskach. Jak zapewniają producenci, przeniesiemy się w wiele historycznych miejsc, m.in. na wyspy Corregidor, Guadalcanal oraz Iwo Jima. Znamienny jest ponadto fakt, że dodatek powstaje we współpracy z twórcami modów - taki sam rodowód ma ekipa Tripwire Interactive.

Na sam koniec jeszcze słówko od Johna Gibsona. - Oczekiwania pecetowych fanów FPS-ów są teraz mniejsze niż kiedyś. To trochę smutne - nie ma narzędzi dla twórców modów, pojawiają się te wszystkie dziwne obostrzenia. W pewnym sensie gracze spodziewają się lepszego dopracowania, ale nie oczekują tak bogatego zestawu elementów. Te wszystkie gry nie są złe. Stanowią one wielkie osiągnięcia dla konsol, ale nie wykorzystują całego potencjału tkwiącego w pecetach. Czy Red Orchestra 2: Heroes of Stalingrad okaże się grą bliską ideału dla użytkowników komputerów? Na razie jest za wcześnie, by na to pytanie odpowiedzieć - zwłaszcza, że produkcja Tripwire Interactive kryje w sobie jeszcze wiele aspektów, których wręcz nie sposób zmieścić w zapowiedzi. A są z pewnością i takie, o których nadal wiedzą jedynie producenci.

Komentarze
9
Usunięty
Usunięty
23/04/2011 19:16

To będzie GENIALNA odmiana po wszystkich mniej lub bardziej arcade''owych shooterach. Nie jestem hejterem, bardzo lubię BC2, nawet w CoD od biedy mogę zagrać, ale strasznie brakuje mi nowych, realistycznych strzelanin. Trochę nowa Orchestra nie wpasowuje się w mój gust jeżeli chodzi o miejsce akcji (wolałbym Jankesów walczących z Niemcami gdzieś we Francji), ale już wiem, że na sto procent ta gra wyląduje na mojej półeczce.

Usunięty
Usunięty
20/04/2011 10:31

Ta gra To bedzie Prawdziwe Cacko juz pierwsza Czesc jest była i jest swietna gra multiplayer 25 vs 25

Usunięty
Usunięty
19/04/2011 15:50

Ach, znowu będę mógł poczuć się jak prawdziwy żołnierz. :D




Trwa Wczytywanie